Dorota Bugajska: „W Wolontariacie odzyskałam poczucie wpływu, że to, co robię, naprawdę ma znaczenie”
– Zdecydowaną większość naszych Wolontariuszy stanowią kobiety. Widzę też, że z roku na rok przedział wiekowy bardzo się zmienia. Obecnie dominują kobiety powyżej 35. roku życia. To często osoby, które już urodziły i wychowały dzieci. Kiedy zapotrzebowanie na mamę w domu robi się mniejsze, pojawia się przestrzeń, by dać swoje zaangażowanie gdzie indziej i wiele kobiet wykorzystuje ten moment, by wejść w Wolontariat – opowiada Dorota Bugajska, starsza menedżerka Zespołów Operacyjnych w Stowarzyszeniu WIOSNA, organizującym akcję „Szlachetna Paczka”.
Magdalena Tereszczuk, Hello Zdrowie: Stowarzyszenie WIOSNA od wielu lat organizuje akcję Szlachetna Paczka, w której udział biorą wolontariusze z całej Polski. Pomagacie potrzebującym rodzinom, staracie się też ich aktywować na różne sposoby. Jak to się stało, że postawiliście akurat na wolontariat, na taką formę działania?
Dorota Bugajska: Wszystko zaczęło się 25 lat temu, kiedy grupa studentów z duszpasterstwa akademickiego w Krakowie zorganizowała pierwszą akcję pomocy Rodzinom w potrzebie [Stowarzyszenie zwyczajowo używa zapisu takich słów, jak Rodzina, Wolontariusz czy Darczyńca wielką literą, w tym tekście przyjęliśmy więc podobną zasadę – red.]. Początkowo projekt nosił nazwę „Świąteczna Paczka” i obejmował kilkadziesiąt Rodzin z Krakowa. W 2001 roku powstało Stowarzyszenie WIOSNA, które przejęło organizację projektu i nadało mu ogólnopolski charakter. Kiedy patrzymy na to dziś, widzimy z jednej strony ogromną liczbę osób potrzebujących, a z drugiej, równie dużą liczbę ludzi, którzy chcą pomagać i wspierać tych, którzy są w trudnej sytuacji. Dlaczego więc tego nie połączyć? Robimy to już od 25 lat, co roku łączymy jednych z drugimi i co roku przynosi to realne efekty, dlatego będziemy to robić nadal.
Przygotowując się do naszej rozmowy, przeczytałam zamieszczony na waszej stronie raport zatytułowany „Wolontariat, który otwiera oczy” i tam spotkałam się z pojęciem „mądrej pomocy”, które jest dla was kluczowe. Na czym taka pomoc polega?
Mądre pomaganie to idea, która od lat nam przyświeca. Myślę, że ona bardzo ewoluowała. Kiedyś chodziło głównie o samo dawanie. Zawsze jednak powtarzaliśmy, żeby nie dawać ryby, tylko wędkę. A później, żeby dawać nie tylko wędkę, ale też mentalność wędkarza. I to podejście mamy do dziś. Mądra pomoc nie polega na tym, żeby coś dać, zostawić Rodzinę i już się nie interesować, czy sobie dalej poradzi. Chodzi o to, aby w tej Rodzinie coś uruchomić, oprócz samej pomocy materialnej. Uruchomić wiarę w siebie i impuls do zmiany.
Rodziny w potrzebie często potrzebują podstawowych rzeczy: żywności, chemii czy nawet lodówki, w której tę żywność przechowają. To są rzeczy konkretne, materialne. Ale poprzez przekazanie tych rzeczy i przez sposób, w jaki rozmawiamy z Rodzinami, pokazujemy im coś więcej: że obcy człowiek uwierzył w obcego człowieka. Ktoś zupełnie nieznajomy przygotował tę pomoc specjalnie dla nich. I ta wiara w to, że ktoś widzi wartość w drugim człowieku, daje największą motywację do działania, do walki o lepsze jutro. Właśnie na tym polega mądra pomoc. Na mentalności: „poradzę sobie”, „jestem ważny”, „warto zawalczyć o zmianę”. To nie jest jednorazowe „daliśmy ci i idziemy dalej”. To jest pokazanie człowiekowi, jak bardzo jest ważny, i danie mu siły, by chciał i mógł zmieniać swoje życie.
”Pamiętam też inną Rodzinę, w której choroba dotknęła właściwie każdego. Starsi rodzice, oboje po nowotworze. Syn z niepełnosprawnością, poruszający się po podłodze. I córka, w wieku mojej córki, wtedy 12-letnia, która sama miała poważne problemy zdrowotne. Kiedy zapytałyśmy, o czym marzą, zapadła cisza”
Czy są u was różne rodzaje wolontariatów?
Wolontariat, zarówno w Szlachetnej Paczce, jak i w całym Stowarzyszeniu WIOSNA, daje ogromne możliwości rozwoju. Sama jestem Wolontariuszką od 13 lat i właśnie od Wolontariatu zaczęła się moja przygoda z WIOSNĄ i Szlachetną Paczką. Widzę, jak bardzo ten obszar potrafi rozwijać człowieka, bo można poznawać organizację z różnych perspektyw. Jako Wolontariusze odwiedzamy Rodziny i uczymy się pracy, rozmowy z drugim człowiekiem. Jako Lider, czyli osoba opiekująca się Wolontariuszami, zaczynamy zdobywać umiejętności związane z zarządzaniem ludźmi, motywowaniem i monitorowaniem pracy zespołu. To już są pierwsze doświadczenie liderskie. Jeszcze dalej jest Koordynator Regionalny, który ma pod sobą kilka rejonów, tam zarządzanie wchodzi na jeszcze większą skalę. Można też zostać Specjalistą ds. Logistyki, gdzie rozwija się kompetencje logistyczne, organizacyjne i operacyjne – i to wciąż jest praca wolontariacka. Inną ścieżką jest Młodszy Trener Wewnętrzny, taka osoba szkoli nowych Wolontariuszy zarówno stacjonarnie, jak i online. To rozwija kompetencje trenerskie. Jest też Specjalista ds. Promocji, który poznaje tajniki marketingu i komunikacji. W Szlachetnej Paczce naprawdę istnieje wiele różnych form Wolontariatu, które dają realny rozwój.

Dorota Bugajska / Fot. archiwum prywatne
Patrząc z kolei na Rodziny, którym pomagamy, oferujemy przede wszystkim mądrą pomoc i paczkę materialną, to podstawowy element. To, tak jak mówiłam wcześniej, daje impuls do zmiany. Ale mamy również inne formy pomagania: Paczki Wsparcia Specjalistycznego, które są dopasowane do konkretnych trudności danej Rodziny. Jeśli widzimy, że potrzebne jest łóżko rehabilitacyjne lub wózek inwalidzki, zgłaszamy Rodzinę do Paczki Medyków. Gdy problem dotyczy spraw prawnych, spadkowych czy zadłużeń, kierujemy ją do Paczki Wsparcia Prawnego. Jeżeli w Rodzinie występuje uzależnienie, mamy wsparcie związane z pomocą uzależnionym i współuzależnionym. Staramy się patrzeć na trudności Rodzin wieloaspektowo i dopasowywać pomoc do ich realnych potrzeb. Dzięki temu nasza pomoc jest naprawdę mądra, celowa i skuteczna.
Jednocześnie zwracamy uwagę także na Wolontariuszy. Chcemy przyciągnąć do siebie jak najwięcej osób, bo zdecydowaną większość naszej kadry stanowią Wolontariusze Rodzin, czyli ci, którzy odwiedzają Rodziny i pracują z nimi bezpośrednio. Zależy nam jednak nie tylko na tym, by Wolontariusze do nas dołączyli, ale żeby zostali z nami jak najdłużej. Dlatego chcemy im zapewnić odpowiednie wsparcie, narzędzia i możliwości rozwoju. Chcemy, aby Wolontariusze czuli satysfakcję z tego, co robią. Żeby widzieli, że pomaganie jest szerokie, głębokie i naprawdę ważne. Bo odwiedzanie Rodzin to ogromna odpowiedzialność, ale jednocześnie daje poczucie sensu i realnej zmiany.
Kim są wasi Wolontariusze?
Zdecydowaną większość naszych Wolontariuszy stanowią kobiety. Widzę też, że z roku na rok przedział wiekowy bardzo się zmienia. Obecnie dominują kobiety powyżej 35. roku życia. To często osoby, które już urodziły i wychowały dzieci, a te dzieci są teraz nastolatkami lub są jeszcze starsze. Kiedy zapotrzebowanie na mamę w domu robi się mniejsze, pojawia się przestrzeń, by dać swoje zaangażowanie gdzie indziej, i wiele kobiet wykorzystuje ten moment, by wejść w Wolontariat. Mamy też sporo studentów, którzy zaczynają dopiero szukać swojego miejsca i chcą sprawdzić, czy taki rodzaj Wolontariatu jest dla nich odpowiedni.
Co ciekawe, zdecydowana większość Wolontariuszy to osoby z większych miast. Dlaczego tak jest? Myślę, że zwłaszcza studenci, którzy przyjeżdżają na studia z mniejszych miejscowości, szukają tu nowej grupy znajomych i poczucia przynależności. I niejednokrotnie znajdują to właśnie w Wolontariacie Szlachetnej Paczki. Często wspólną cechą, która łączy naszych Wolontariuszy, jest też to, że są to osoby, które przeżyły w życiu coś trudnego albo same są w trudnej sytuacji. Przychodzą do Wolontariatu w Szlachetnej Paczce po to, by poczuć, że nie są sami. A czasem po to, by podczas odwiedzin rodzin uzyskać pewną perspektywę, bo kiedy widzą, jak żyją inni, zaczynają myśleć: „Moja sytuacja wcale nie jest tak zła, jak mi się wydawało”. Dla wielu jest to przeżycie, które pozwala wejść w pomaganie głębiej i świadomiej.
Są jakieś konkretne historie wolontariuszy, które zapadły ci w pamięć?
Mam takie trzy historie, które najlepiej pokazują, dlaczego ludzie zostają Wolontariuszami. Pierwsza to historia kobiety, która sama była wcześniej rodziną przyjmującą pomoc. Najpierw to do niej przyszli nasi Wolontariusze, odwiedzili jej rodzinę i udzielili wsparcia. Rok później zgłosiła się do Wolontariatu, mówiąc, że skoro ktoś pomógł jej, to ona chce teraz oddać tę pomoc dalej. Jest z nami do dziś, już 12 lat, i jest również naszą pracowniczką. Często wracamy do tej historii w rozmowach. Druga historia dotyczy dorosłego mężczyzny, którego poznałam w moim rejonie. Podczas podróży na wizytę do Rodzin zapytałam go wprost, dlaczego zdecydował się do nas dołączyć. Odpowiedział: „Chcę odkupić swoje poprzednie życie. Zrobiłem tyle złego, że teraz chcę zrobić dużo dobrego. Nie byłem dobrym człowiekiem, a tu mam poczucie, że mogę stać się lepszy”. To bardzo poruszająca motywacja, ale nie taka rzadka, jak mogłoby się wydawać. Trzecia historia jest moja. Weszłam do Wolontariatu w bardzo trudnym momencie życia. 13 lat temu zmarła moja bliska przyjaciółka. Miałam ogromne poczucie bezsilności, że nic nie mogłam zrobić. I nagle koleżanka powiedziała mi: „Dorota, brakuje nam Wolontariuszy w Szlachetnej Paczce”. Nie wiedziałam wtedy o Paczce absolutnie nic. Ale coś mi zaskoczyło. Następnego dnia weszłam na stronę, przeczytałam wszystko, co tylko się dało, i stwierdziłam: dobrze, spróbuję. Zostałam 13 lat. W Wolontariacie odzyskałam poczucie wpływu, że to, co robię, naprawdę ma znaczenie. Widzę, jak zmieniają się rodziny. I myślę, że właśnie to poczucie wpływu i sensu jest jedną z najczęstszych przyczyn, dla których ludzie do nas przychodzą.
Wrócę jeszcze na moment do wspomnianego na początku raportu „Wolontariat, który otwiera oczy”, bo spotkałam się tam z terminem wolontariuszy asekuracyjnych, czyli takich, którzy przychodzą pomagać, by głównie samym poczuć się lepiej. Czy w tym czuciu się lepiej jest coś złego?
Absolutnie nie uważam, że to coś złego. To naturalne i ludzkie, że czasem potrzebujemy poczuć się lepiej, odzyskać sens czy odnaleźć miejsce, w którym czujemy się potrzebni. I jeśli ktoś wybiera Wolontariat jako sposób na uporządkowanie swoich emocji, to nie ma w tym nic niewłaściwego. Najważniejsze jest to, że efekt końcowy jest dobry: Rodziny dostają realną pomoc, a Wolontariusz, działając dla innych, samemu doświadcza pozytywnej zmiany. To nie jest egoizm, tylko relacja, która działa w dwie strony. Wolontariat bardzo często pomaga i tym, którzy pomagają, i tym, którzy otrzymują pomoc. Dopóki ktoś działa rzetelnie i z sercem, jego motywacja nie jest problemem. Wręcz przeciwnie. Może być początkiem bardzo wartościowej drogi.
”Często wspólną cechą, która łączy naszych Wolontariuszy, jest też to, że są to osoby, które przeżyły w życiu coś trudnego albo same są w trudnej sytuacji. Przychodzą do Wolontariatu w Szlachetnej Paczce po to, by poczuć, że nie są sami”
Co zrobić, żeby zostać Wolontariuszem Szlachetnej Paczki?
Wystarczy wejść w link na naszej stronie i odpowiedzieć w formularzu na trzy proste pytania: „Dlaczego chcesz zostać Wolontariuszem? Co lubisz robić najbardziej w życiu? Jakie masz doświadczenie ze współpracy z ludźmi?”. Po wypełnieniu zgłoszenie trafia do naszego systemu. Następnie Specjalista ds. Rekrutacji kontaktuje się z kandydatem, aby się z nim zapoznać, opowiedzieć więcej o Szlachetnej Paczce i sprawdzić, czy ta forma wolontariatu jest odpowiednia dla danej osoby. Na tym etapie kandydat sam decyduje: „Tak, to jest dla mnie”. Jeśli chce dołączyć, specjalista oznacza go w systemie jako zrekrutowanego i wysyła umowę do podpisania online. Po jej podpisaniu osoba oficjalnie zostaje Wolontariuszem. Kolejny krok to wdrożenie – przyszły Wolontariusz dowiaduje się dokładnie, na czym polega jego rola, jakie będzie miał zadania i jak wspieramy Wolontariuszy w ich pracy. To ważne, bo ten Wolontariat jest odpowiedzialny i wymaga przygotowania.
Jak wygląda takie wdrożenie? Wolontariusz musi być przygotowany do rozmów z Rodzinami i z osobami, które znajdują się w trudnej sytuacji życiowej, prawda? Przecież nie każdy „z ulicy”, nawet mając dobre chęci, potrafi od razu odpowiednio rozmawiać. Ktoś może nie być gotowy lub nie mieć umiejętności, żeby właściwie podejść do takich rozmów i takich emocji.
Tak, to, co powiedziałaś, jest kluczowe. My oczywiście mamy własny arkusz pytań, kilkustronicowy dokument, który pokazuje, o co można zapytać osoby, którym pomagamy, ale to nie arkusz jest najważniejszy. Na szkoleniach podkreślamy, że Wolontariusz ma prowadzić dialog, a nie odczytywać pytania z kartki w stylu: „Dobrze, to teraz proszę odpowiedzieć na punkt pierwszy”. To nie o to chodzi. Nie jesteśmy pracownikami urzędu, którzy muszą wypełnić określone rubryki. My potrzebujemy, żeby Rodzina nas nie traktowała surowo ani formalnie, tylko żeby nam zaufała. Żeby mogła opowiedzieć, dlaczego jest jej trudno, co się wydarzyło, jak wygląda jej sytuacja. I właśnie tego uczymy podczas szkoleń, jak prowadzić szczerą, empatyczną rozmowę. Ale równie ważne jest to, że uczymy Wolontariuszy dbać o własne bezpieczeństwo. Odwiedzają przecież różne środowiska, różne dzielnice, czasem trudniejsze miejsca. Nie znają tych rodzin wcześniej. Dlatego pokazujemy im nie tylko, jak rozmawiać z Rodziną, lecz także jak chronić siebie, jak ocenić sytuację i jak reagować. Bo bezpieczeństwo Wolontariusza jest dla nas absolutnie priorytetowe.
Jak wygląda dzień wolontariusza, który idzie w teren?
Przede wszystkim Wolontariusze nigdy nie idą sami, zawsze w parze. W momencie, kiedy zostaje przypisany do konkretnej Rodziny, dostaje na maila informację. Wszyscy zawsze z ciekawością sprawdzają, z kim tym razem pójdą do danej Rodziny i ile Rodzin mają aktualnie pod opieką, bo wszystko to widać w systemie. Mają tam też dostęp do kontaktów do siebie nawzajem, więc mogą się od razu zdzwonić, umówić na spotkanie organizacyjne i wspólnie pojechać do rodziny, aby ją odwiedzić.
Lider zawsze stara się tak dobrać pary, żeby nowy Wolontariusz poszedł na pierwszą wizytę z kimś doświadczonym. Nie wysyła się dwóch nowych osób razem na pierwsze spotkanie, bo mimo szkolenia mogą jeszcze nie wiedzieć, jak dokładnie wygląda rozmowa w praktyce. Obserwacja bardziej doświadczonego Wolontariusza bardzo pomaga: pokazuje, jak prowadzić rozmowę, jak reagować, jak poruszać trudne tematy. Zanim pójdziemy na pierwsze spotkanie, wiemy już trochę o Rodzinie, widzimy w systemie kto i dlaczego ją zgłosił, bo to mamy wpisane w „Zgłoszeniu Rodziny” – to taki nasz formularz, który Rodzina wcześniej podpisuje, abyśmy mogli ją odwiedzić.
Nigdy na pierwsze spotkanie nie idziemy z żadnymi gotowymi założeniami. Bierzemy jedynie arkusz, żeby notować informacje, i przede wszystkim rozmawiamy. Pytamy, co się wydarzyło, że Rodzina znalazła się w trudnej sytuacji, jak sobie z nią radzi, czy i w jaki sposób walczy o lepsze jutro. Pytamy też, w czym my możemy realnie pomóc, żeby ta ich walka była mocniejsza. Na pierwsze spotkanie przychodzimy „z pustymi rękami”, tylko słuchamy, pytamy, zbieramy informacje, budujemy zaufanie. Potem dopytujemy o potrzeby. Zapisujemy wszystko, co może być dla Rodziny realnym wsparciem: żywność, chemia, odzież, sprzęty domowe, jak lodówka czy pralka, a czasem nawet kurs zawodowy, jeśli ktoś potrzebuje takiego kroku, by znaleźć pracę. To są rzeczy, które później Darczyńca, wybierając Rodzinę, przygotowuje dla niej.
15 listopada mieliśmy Otwarcie Bazy Rodzin, czyli moment, w którym Rodziny, które do tej pory Wolontariusze odwiedzili, zostały opisane na stronie Szlachetnej Paczki. Wtedy Darczyńcy zaczynają wybierać rodziny, którym chcą pomóc. To jest bardzo konkretna, spersonalizowana pomoc, jedna osoba lub jedna firma przygotowuje paczkę dla jednej konkretnej rodziny. Kiedy Darczyńca wybierze rodzinę, Wolontariusz kontaktuje się z nim, żeby upewnić się, czy może w czymś pomoc, odpowiedzieć na pojawiające się pytania, by wszystko, co Darczyńca planuje kupić, rzeczywiście odpowiadało na potrzeby Rodziny. A potem, w grudniu, podczas Weekendu Cudów Darczyńcy przywożą przygotowane paczki do magazynu. Stamtąd Wolontariusze rozwożą je bezpośrednio do Rodzin i to jest ten najpiękniejszy moment całej akcji.
”Zawsze powtarzaliśmy, żeby nie dawać ryby, tylko wędkę. A później, żeby dawać nie tylko wędkę, ale też mentalność wędkarza”
Czy zdarza się, że podczas pierwszego spotkania wolontariusze dochodzą do wniosku, że rodzina, z którą rozmawiają, nie potrzebuje jednak pomocy, o jaką wnioskowała?
Są takie momenty, kiedy widzimy, że postawa Rodziny jest taka, że ona nie chce pracować na lepsze jutro, mimo że ma ku temu możliwości. Wtedy musimy przyznać, że Szlachetna Paczka nie zmieni czyjejś postawy ani podejścia do życia i w takiej sytuacji nie jesteśmy w stanie pomóc, dać tego impulsu. Zdarzają się także odwrotne sytuacje. Rodzina ma wystarczająco wysokie dochody i finansowo sobie radzi, ale ma inne trudności, np. prawne czy medyczne. Kryterium dochodowe nie jest najważniejsze, ale jest jednym z elementów, które bierzemy pod uwagę. Jeśli jednak wiemy, że paczka materialna nie byłaby dla tej Rodziny impulsem do zmiany, za to potrzebuje ona np. Wsparcia Prawnego czy Wsparcia Medycznego, to wtedy nie trafia do Szlachetnej Paczki, tylko do pakietów Wsparcia Specjalistycznego, o których wcześniej opowiadałam. To pozwala udzielić pomocy dokładnie tam, gdzie jest najbardziej potrzebna, w sposób mądry i adekwatny do sytuacji.
Są takie historie rodzin, o których nie możesz przestać myśleć?
Mam w głowie naprawdę wiele takich historii. Jedną z nich bardzo dobrze pamiętam. To była Rodzina z dwójką dzieci, do której poszłam z towarzyszącą wolontariuszką. Rodzina była bardzo wycofana, zupełnie niewierząca w siebie. Dzieci były rozbiegane, zawstydzone obecnością obcych osób, więc siedziały w oddzielnym pokoju. Rodzice również sprawiali wrażenie zamkniętych w sobie. W pewnym momencie zapytałyśmy, co rodzina lubi robić albo w czym jest dobra. I matka odpowiedziała: „W sumie to nie wiem. Chyba w niczym nie jestem dobra”. Siedział obok niej mąż, który nagle powiedział: „Jak to? Przecież ty pieczesz takie pyszne ciasta!”. Patrzyłam na nich i miałam wrażenie, że oni nigdy wcześniej nie prowadzili takiej rozmowy. Jakby dopiero nasze pytanie sprawiło, że zaczęli dostrzegać w sobie nawzajem coś dobrego. Ten mąż zaczął wymieniać kolejne rzeczy: to, że żona pięknie haftuje obrazki, że ma różne talenty, które on bardzo ceni. A ona się rozpłakała. Myślę, że pierwszy raz usłyszała od męża takie słowa, że on ją docenia, że jej praca i jej pasje są dla niego ważne. To był moment, który mnie niesamowicie poruszył. Pomyślałam wtedy, że nawet gdybyśmy tej Rodzinie nie dali niczego materialnego, sama ta rozmowa była ogromnie istotna. Bo widziałam realną zmianę między nimi, coś się w tym małżeństwie wydarzyło, otworzyło.
Pomyślałam też o dzieciach, które obserwowały to wszystko z boku. Mogły pierwszy raz zobaczyć, że ich rodzice nie tylko „jakoś funkcjonują”, ale że potrafią okazać sobie wzajemny szacunek i dostrzec w sobie dobre rzeczy. Za każdym razem, kiedy opowiadam tę historię, wzruszam się. Bo to był taki mały, a jednocześnie ogromny przełom i to dzięki temu, że po prostu przyszliśmy, usiedliśmy i zapytaliśmy.
”Poprzez przekazanie tych rzeczy i przez sposób, w jaki rozmawiamy z Rodzinami, pokazujemy im coś więcej: że obcy człowiek uwierzył w obcego człowieka”
Co było potem?
Pamiętam doskonale, jak pojechaliśmy do nich z paczkami. Dzieci, które na początku były przestraszone i chowały się w pokoju obok, tym razem wybiegły do nas z ciekawością. Już nam ufały, już widziały, że jesteśmy „fajnymi ludźmi”, jak same to określiły. A kiedy zobaczyły paczki, były zachwycone, cieszyły się dosłownie z każdej rzeczy, nawet z makaronu, który dla mnie i moich dzieci jest czymś zupełnie zwyczajnym. To było naprawdę wzruszające.
Pamiętam też inną Rodzinę, w której choroba dotknęła właściwie każdego. Starsi rodzice, oboje po nowotworze. Syn z niepełnosprawnością, poruszający się po podłodze. I córka, w wieku mojej córki, wtedy 12-letnia, która sama miała poważne problemy zdrowotne. To było wiele lat temu, ale tę rodzinę pamiętam do dziś, zwłaszcza że pomoc przygotowywaliśmy razem z klubem sportowym mojej córki. Kiedy zapytałyśmy, o czym marzą, zapadła cisza. Trwała chyba dwie minuty. Nie naciskałyśmy. Aż w końcu ta dziewczynka, ze łzami w oczach, powiedziała: „Ja bym chciała, żeby wszyscy w naszej rodzinie byli zdrowi”. Wtedy pomyślałam, Boże, czy ja w ogóle powinnam zadawać to pytanie? Przecież odpowiedź jest tak oczywista. To był bardzo poruszający moment.
Najmocniej zapamiętałam jednak coś, co wydarzyło się chwilę później. Ojciec tej rodziny powiedział nagle, że boi się iść do lekarza. Że czuje się gorzej, że wyczuwa coś na szyi, a przecież był po nowotworze tarczycy. Wyobraża sobie, że to wraca, ale boi się sprawdzić, bo nie chce wiedzieć. I powiedział to przy nas. Przy obcych ludziach. Jego żona była zszokowana, nie rozumiała, dlaczego jej tego wcześniej nie powiedział. Rozmawiałam z nim wtedy długo, spokojnie. Poprosiłam, wręcz wymogłam na nim: „Proszę pójść do lekarza. Lepiej wiedzieć, niż żyć w lęku”. Obiecał, że pójdzie. Rok później, kiedy ponownie skontaktowałam się z panią Grażyną, jego żoną, dowiedziałam się, że męża już nie ma. To były przerzuty, choroba wróciła. Ale ona powiedziała mi wtedy coś, co bardzo mocno we mnie zostało: „Dzięki temu, że on o tym powiedział, mieliśmy czas. Mieliśmy czas, żeby porozmawiać, przygotować się, poukładać pewne sprawy”. Takie momenty zostają ze mną na zawsze. I zawsze będą mnie wzruszać.
Czy Wolontariusze radzą sobie psychicznie z tymi wszystkimi historiami, które słyszą od rodzin?
To jest trudne, naprawdę trudne. Ja zawsze powtarzam naszym Wolontariuszom, że ogromnie doceniam ich empatię i zaangażowanie. Może też dlatego, że sama jestem Wolontariuszką i wiem, co się czuje, wiem, ile to kosztuje. Wolontariusze poświęcają swój czas rodzinom, które odwiedzają, czas, który mogliby przecież poświęcić własnym bliskim. A mimo to wybierają pomaganie. Ale my często powtarzamy, że te Rodziny, które odwiedzamy, też są trochę „naszymi rodzinami”. I ci ludzie naprawdę zostają w głowie, w sercu. Czasem jest łatwiej, czasem trudniej, ale zawsze wiemy, po co to robimy. Bo kiedy później jedziemy do nich z paczkami i widzimy ich łzy szczęścia, wtedy wszystko nabiera sensu. Nie bez powodu nazywa się to Weekendem Cudów, bo naprawdę wtedy dzieją się cuda. I nawet jeśli po drodze jest trudno, nawet jeśli są emocje, trudne historie i ciężkie rozmowy, to i tak przynosi to ogromną satysfakcję. Widzimy zmianę w Rodzinie, widzimy docenienie, widzimy, że warto było.
Szlachetna Paczka nie jest jedynym programem, który organizujecie. Jest jeszcze Akademia Przyszłości.
To jest niezwykle ważny program. O ile w Szlachetnej Paczce pomagamy całym Rodzinom w trudnej sytuacji, to w Akademii skupiamy się na dzieciach. To praca jeden na jeden, Wolontariusz pracuje z konkretnym dzieckiem, które czasem nie potrafi odnaleźć się wśród rówieśników, czasem ma trudną sytuację domową, a czasem po prostu boryka się z trudnościami w nauce. W Akademii pomagamy dzieciom wieloaspektowo, wzmacniamy ich poczucie własnej wartości, uczymy ich wiary w siebie, po to, by kiedy dorosną, mogli normalnie funkcjonować, a nawet sami pomagać innym. Chodzi o to, żeby nie wchodziły w dorosłość z ciężarem, z którym nie potrafią sobie poradzić. A wszyscy wiemy, co się teraz dzieje wśród dzieci i młodzieży: spadek poczucia własnej wartości, hejt, presja, rzeczy, o których często nie mówią ani rodzicom, ani nauczycielom. A czasem właśnie Wolontariuszowi, osobie z zewnątrz, ale bliskiej, potrafią opowiedzieć to, czego nie mówią nikomu innemu. I wtedy możemy to dziecko zaopiekować, wesprzeć, poprowadzić tak, aby było mu w życiu łatwiej. Ale trzeba też powiedzieć, że to jest bardzo trudna praca, ważna, potrzebna, ale trudna.
Czy wolontariuszem Akademii Przyszłości może zostać każdy?
Zarówno w Szlachetnej Paczce, jak i w Akademii Przyszłości, Wolontariuszem może zostać każda osoba, która ukończyła 18 lat. Każdy kandydat musi też dostarczyć oświadczenie o niekaralności, ponieważ obowiązuje nas teraz ustawa Kamilkowa, więc sprawdzamy Wolontariuszy również pod kątem prawnym. Każdy przechodzi rozmowę rekrutacyjną – to moment, w którym tłumaczymy, z czym Wolontariusz będzie się mierzył w swojej pracy, w Akademii Przyszłości. Niezbędne jest też uczestnictwo w szkoleniu przygotowującym. Wolontariuszem może zostać również osoba, która już zawodowo ma doświadczenie w pracy z dziećmi, ale nie jest to wymagane. W Akademii liczy się przede wszystkim gotowość, odpowiedzialność i chęć realnego wsparcia dziecka.
Mam wrażenie, że wolontariat to trochę styl życia.
Na pewno tak. Słyszę to często od wielu Wolontariuszy, że nie wyobrażają sobie życia bez Szlachetnej Paczki czy bez Akademii Przyszłości. Co roku, kiedy przychodzi ten trudny moment, Weekend Cudów albo zakończenie spotkań z dziećmi i Gala Sukcesów, mówią: „To mój ostatni raz. To już było dla mnie za dużo. W przyszłym roku nie wracam”. A potem zaczyna się kolejna edycja, otwierają się zgłoszenia i oni znowu są. I mówią: „No tak, znowu to powiedziałem, że to ostatni rok. I znowu się zgłaszam”.
Myślę, że są osoby, które już nie potrafią żyć bez tej adrenaliny, bez poczucia wpływu, bez tej satysfakcji, że robią coś naprawdę ważnego i dobrego. I dlatego myślę, że to można już nazwać stylem życia. Co więcej, tworzą się u nas trwałe relacje. Ja sama mam przyjaciółkę, którą poznałam 12 lat temu właśnie w Wolontariacie i do dziś się przyjaźnimy. Znam mnóstwo osób, które właśnie tu poznały swoich przyjaciół. Spotykają się do dziś, wspierają, mają ze sobą stały kontakt. Mało tego, znam nawet osoby, które poznały się u nas i teraz są małżeństwem. Bo ci ludzie po prostu mają ze sobą coś wspólnego: motywację, dobre serce, poczucie sensu, potrzebę pomagania. To ich naturalnie łączy. Relacje to jest jedna z najważniejszych wartości, jakie daje wolontariat.
Myślę sobie o ludziach, którzy pracują na etatach i mają rodziny. Czy to jest możliwe, aby i oni zostali wolontariuszami?
Tak, myślę, że to jest jak najbardziej możliwe, zawsze warto spróbować. Są osoby, które pracują na pełny etat, są takie, które pracują na dwóch etatach, studiują i jednocześnie są Wolontariuszami. To naprawdę kwestia chęci. Mam też takie poczucie, że czasem im więcej mamy zajęć, tym łatwiej jest nam poukładać życie i kalendarz. Stajemy się bardziej zorganizowani, bardziej uporządkowani. Dlatego jestem przekonana, że Wolontariat jest dla każdego. Jeśli ktoś chce, to jest w stanie pogodzić wszystko.
Dorota Bugajska – starsza menedżerka Zespołów Operacyjnych w Stowarzyszeniu WIOSNA, od ponad dziesięciu lat działa zawodowo w sektorze pozarządowym. W ramach swojej roli zarządza grupami Menedżerów, którzy współpracują z Wolontariuszami Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości w całym kraju.
Zobacz także
„Sama myśl, że kolejne 3 miesiące spędzę z fokami, była oszałamiająca!”. Kim są współcześni wolontariusze?
„Kluczem do dobrego pomagania jest dobra komunikacja, pytanie: czego potrzebujesz?”. Psycholożka kliniczna i społeczna o niezdrowym pomaganiu i szkodliwym wyręczaniu
„Pewien pan wrócił po tygodniu i był zdziwiony, że go szukamy, bo przecież poszedł tylko się przejść”. Wolontariusze PCK o tym, jak się szuka zaginionych
Polecamy
Maciej Marczak: „Dla mnie bardzo ważne jest to, aby pokazać, jak może wyglądać zdrowa męskość”
„Prawdziwa rozmowa o siostrzeństwie musi zacząć się od przyznania, że wszystkim nam bywa trudno z innymi kobietami” – mówi psycholożka Marta Majchrzak
Bo depresja nie wyklucza aktywności. Olimpijczycy na starcie Biegu z Twarzami Depresji
Katarzyna Zdanowicz: „Nauczyłam się mówić 'nie’. To jedna z najtrudniejszych i najważniejszych rzeczy, jakie zrobiłam dla siebie”
się ten artykuł?





