Przejdź do treści

„Kultura narzuca nam bycie superludźmi we wszystkim. I choć wiemy, że superczłowiek nie istnieje, jednak wielu chce nim być”. Perfekcjonista – złoty człowiek?

Kobieta robiąca notatki
zdjęcie: unsplash.com
Podoba Ci
się ten artykuł?

Musi być idealnie w najdrobniejszym szczególe – to złoty cel perfekcjonistów. Problem w tym, że perfekcjonista nawet nie zauważa, iż osiągnął już stan doskonały. Według niego zawsze można coś ulepszyć. Choćby za cenę krańcowego wyczerpania. Czy w ogóle opłaca się być perfekcjonistą?

Od czasu rewolucji przemysłowej tkwimy w przeświadczeniu, że postęp oznacza ciągłe doskonalenie. To, że coś jest dobre, już nam nie wystarcza. Ma być lepsze. Steven C. Hayes – profesor Wydziału Psychologii Uniwersytetu Nevada – wyjaśnia, że także nasza kultura nakłania nas do ciągłych zmian. Narzuca nam bycie superludźmi we wszystkim. I choć wiemy, że superczłowiek nie istnieje, jednak wielu chce nim być.

Nasza kultura nakłania nas do ciągłych zmian. Narzuca nam bycie superludźmi we wszystkim. I choć wiemy, że superczłowiek nie istnieje, jednak wielu chce nim być

To perfekcjoniści, zwani także prymusami. Z zasady nie akceptują niczego, co nie jest doskonałe. A kiedy może być doskonałe? Dla perfekcjonisty – nigdy. Perfekcjonista zawsze widzi możliwość poprawy swego działania. Ofiarnie i fanatycznie dąży do doskonałości. Po raz pierwszy głośno o perfekcjonizmie powiedziano około 1846 roku. Już wtedy włoski myśliciel Antonio Rosmini Serbati utożsamiał go z utopią.

Bardzo słusznie, bo cel, jaki stawia sobie perfekcjonista, często wykracza daleko poza jego możliwości i racjonalną ocenę – opowiada psychiatra David Burns w „Psychology Today”. Zjawisko to jest szczególnie zauważalne u współczesnych 20- i 30-latków. To tzw. pokolenie poprzeczek – poprzeczek, do których często trudno im doskoczyć.

Dziewczyny pracujące w domu

Perfekcyjni i nieszczęśliwi

Perfekcjonizm oznacza nadwrażliwość osobowości na różne wpływy, zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne, stąd wyróżnia się jego dwa rodzaje.

Perfekcjonizm zewnętrzny odnosi się do oceny własnej wartości poprzez ocenę, jaką wystawia środowisko. Taki perfekcjonista czuje się spełniony wtedy, gdy środowisko uważa go za doskonałego. Drugi rodzaj – perfekcjonizm wewnętrzny – ma miejsce wtedy, gdy człowiek sam od siebie nieustannie wymaga bycia idealnym. To przypadek bardziej złożony, bo taki perfekcjonista raczej rzadko czuje się spełniony, jeśli w ogóle mu się to zdarza. Dodatkowo swoje podejście często przekłada na wszelkie relacje interpersonalne, wymagając od nich tego samego – nieosiągalnego ideału.

A że nieszczęścia często chodzą parami, oba typy równie często występują jednocześnie. A to naprawdę niebezpieczna mieszanka. Taki faworyzujący doping zbiera swoje żniwo nawet w momencie niewielkiego niepowodzenia. Perfekcjonista nie pozostawia sobie miejsca na błędy. Każdą, nawet najdrobniejszą uwagę odbiera jako ogromną krytykę i zarzut niekompetencji. Pociąga to za sobą szaleńczy przymus nieustannego doskonalenia. I tak destrukcyjne koło perfekcjonizmu samo się napędza. Według dr. Paula Hewitta z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie potrzeba bycia idealnym potrafi odebrać chęć do życia.

Pod kierownictwem profesora Barry’ego Schwartza ze Swarthmore College w stanie Pensylwania w USA przebadano 1700 perfekcjonistów i nieperfekcjonistów pod kątem maksymalizacji celów i odczucia żalu. Perfekcjoniści okazali się maksymalistami, którzy poprzeczkę stawiają sobie szalenie wysoko, ale po jej osiągnięciu odczuwają dużo mniejszą satysfakcję niż nieperfekcjoniści.

Takie osoby jak maksymaliści swoją wartość oceniają na podstawie własnej produktywności. A skoro zawsze czują niedosyt, ich samoocena jest znacznie zaniżona. Zwiększa to skłonność do depresji, poczucia lęku i napięcia. Napięcia nie tylko psychicznego, bo perfekcjonizm daje również objawy somatyczne – napięcie mięśni karku i pleców, bezsenność, bóle głowy i zaburzenia jedzenia. Ryzyko zgonu u osób z cechami perfekcjonistycznymi może być do 50 proc. większe niż u osób nieperfekcjonistycznych. Taki sztywny pancerz blokuje wewnętrzną spontaniczność, twórczą ekspresję i możliwość swobodnego działania. Perfekcjonizm zatem potrafi zniszczyć to, co profesjonalne.

Psycholog biznesu – Jacek Santorski – prymusizm nazywa pułapką, która nie gwarantuje szczęścia. Dążenie do niemożliwego ideału nie może być jedynym motorem samorozwoju człowieka. Najczęściej o tym, że jesteśmy perfekcjonistami, dowiadujemy się wtedy, gdy właśnie coś poszło źle i piętno porażki ciągnie się za nami miesiącami. I co wtedy?

Poluzować sznurki

Walka z perfekcjonizmem jest dość trudna. Jason Moser, szef zespołu badawczego ze Stanowego Uniwersytetu Michigan, stwierdza, że w dużej mierze perfekcjonizm jest uwarunkowany genetycznie, co w takim przypadku może oznaczać walkę z wiatrakami. Dowiedziono również, że poziom perfekcjonizmu i odczuwanego lęku również ma podłoże w genach. Francuscy naukowcy J.H. Guignart, A.I. Jacquet i T. Lumbart, badając uczniów szkół paryskich i podparyskich pod kątem psychologicznym, potwierdzili tę tezę. Wykazali, że im wyższy poziom perfekcjonizmu, tym wyższy poziom odczuwanego lęku społecznego. Czyli niezwiązanego bezpośrednio z wykonywanymi zadaniami, tylko z relacjami z otoczeniem.

Samoświadomość to podstawa, by zmienić reguły gry! Należy przyjrzeć się swoim ograniczeniom. Dać sobie też obszar do popełniania błędów – najpierw pole do treningu, potem do popisu. To normalne. Przecież błędy są dla ludzi. Zasadnicze znaczenie ma też zrozumienie swoich zdolności i predyspozycji. Nie da się być dobrym we wszystkim. W myśl przysłowia: jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Zdecydowanie korzystniej jest być w czymś specjalistą. To wyróżnia. Czyli – mówiąc krótko – należy odszukać utraconą równowagę. Zeskoczyć z biegunów do równika.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?