Ane Piżl: „Usadzanie kogoś w narracji cierpienia odbiera mu sprawczość i godność, budzi litość i współczucie. Nie o to chodzi w sojusznictwie”
– Nasze doświadczenia są różne, ale w pewnych punktach zaskakująco zbieżne, co wyraźnie wybrzmiewa w rozmowach w trakcie All Inclusive Film Festival. Choć mogłoby ci się wydawać, że niewiele was łączy, zdarza się, że później podchodzisz do kogoś, żeby popatrzeć mu w oczy i podziękować, bo w jego słowach usłyszałaś coś, co być może starałaś się nazwać. To jednoczy i buduje – mówi Ane Piżl (ona/on), edukator działający na rzecz równości i tolerancji, pomysłodawca All Inclusive Film Festival (AIFF) w Jastarni, którego druga edycja rozpoczyna się już 23 sierpnia. Hello Zdrowie z dumą objęło wydarzenie swoim matronatem medialnym.
Ewa Koza, Hello Zdrowie: Wybór małej kaszubskiej miejscowość na imprezę poświęconą inkluzywności wydaje się odrobinę szalony. Jak to się udaje?
Ane Piżl (ona/on): Z jednej strony Jastarnia jest małą kaszubską miejscowością, ale z drugiej – miejscem, które pęka w szwach w sezonie letnim. Przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski, i nie tylko z Polski. Jedni latają na kite’ach, inni przyjeżdżają z rodzinami, jeszcze inni do wspólnoty religijnej, która tu jest. Powody są różne, a wybór miejsca nieprzypadkowy. Kino Żeglarz, w którym odbywa się Festiwal, jest jedynym kinem na Półwyspie, idealnym na takie wydarzenie. Od razu wiedziałem, że chcę je zrobić właśnie tu.
Dlaczego?
Bo to kino również jest wykluczone. Mam wrażenie, że gdy mówimy o inkluzywności, wiele osób myśli przede wszystkim o osobach LGBTQ+, osobach wykluczanych ze względu na kolor skóry czy niepełnosprawność – to wszystko prawda, ale mówimy też o osobach, które są wykluczane z innych, bardzo różnych, powodów, w tym ekonomicznych, genderowych, komunikacyjnych.
Rodzinny mały biznes trzech kobiet, które prowadzą Kino Żeglarz, jest z wielu powodów narażony na wykluczenie, walczy o przetrwanie. Dla mnie było istotne, żeby robić Festiwal o mniejszościach w kinie, które również ma mniejszościowy charakter.
Kiedy odbyła pierwsza edycja?
W zeszłym roku, w sierpniu 2023, w formie z założenia dosyć kameralnego wydarzenia. Kino Żeglarz przy Portowej w Jastarni ma jedną salę. Od tego roku – to jest njus spod lady – będzie też dolny pokład, czyli druga, mała sala, w której będziemy oferować filmy i zajęcia dla dzieci. Zależy nam, żeby włączać w naszą misję różne osoby, niezależnie od wieku.
Zawsze, gdy coś robię, wierzę, że to się uda, że wyjdzie z rozmachem i zmieni kawałek świata, ale chodzę po ziemi i wiem, że jest sporo świetnych inicjatyw, które nie zawsze rozchodzą się szerokim echem. To, że pierwsza edycja spotkała się z tak dużym odzewem, było dla mnie bardzo budujące. Przyjechało bardzo dużo ludzi, zainteresowało się nami sporo mediów, również lokalnych. Cieszy mnie, że były bardzo różnorodne osoby, bo na tym najbardziej mi zależało. Przyjechali Żydzi i Żydówki, przyszedł ksiądz katolicki, który był na wakacjach w Jastarni, przyszły osoby, które były na miejscu, zobaczyły plakat, zaciekawiły się i weszły, ale przyjechali też ludzie, na przykład, z Dolnego Śląska – specjalnie na Festiwal. Ta mieszanka była bardzo inspirująca. Myślę, że to najważniejsze, co mogło się wydarzyć.
Jak narodził się pomysł na AIFF?
Obudziłem się z nim parę lat temu, ale w takim kształcie, w jakim się zmaterializował, pojawił się w mojej głowie dwa lata temu, właśnie w Jastarni. Siedziałem na brzegu i czekałem na wiatr – dla kitesurferów to zrozumiałe, że gdy kolejny dzień nie wieje, dopada cię frustracja i myślisz: „Trzeba coś z tym czasem zrobić”.
Przyszło mi do głowy, że festiwal filmowy to coś, co może zmienić krajobraz Jastarni i – poza wiatrem i warunkami do aktywności sportowej – dać nową energię. Poszedłem z tym pomysłem do Patrycji Blindow, jednej ze współwłaścicielek kina. Pracę – oczywiście wolontariacką – zaproponowałem najbliższym przyjaciołom i przyjaciółkom, a także ludziom, z którymi realizowałem wcześniejsze projekty. To niewielka grupka ośmiu osób, w drugiej edycji pracujemy w tym samym składzie. Oczywiście, korzystamy z pomocy osób, które wspierają nas w konkretnych zadaniach – czy to graficznych, czy informatycznych – mam dla nich ogromną wdzięczność, bardzo doceniam ich zaangażowanie, ale pracę dotyczącą programu, prowadzenia całego Festiwalu, spraw organizacyjnych i kreatywnych, nadal robi nasza ósemka. Festiwal wciąż jest oddolną, przyjacielską inicjatywą, co – jak myślę – tworzy atmosferę rodzinności.
W czym upatrujesz największą wartość pierwszej edycji Festiwalu?
Najbardziej cieszy mnie to, że udało się zwrócić uwagę, że narracja, w której aktualnie mówi się o mniejszościach, nie jest do końca dobrą narracją. Bardzo mi zależało, żeby, po pierwsze, nie spotykać się w oddzielnych grupach, nie robić festiwalu LGBTQ+ dla ludzi LGBTQ+, czy dotyczącego kobiecości dla kobiet albo niepełnosprawności dla osób z niepełnosprawnościami.
AIFF to wydarzenie dla wszystkich, naprawdę inkluzywne, naprawdę włączające. Tu każda osoba jest u siebie. To nas wszystkich ubogaca, bo niemal wszystkie i wszyscy jesteśmy z jakichś powodów wykluczane i wykluczani. Owszem, mamy swoje przywileje, ale doświadczenie niewidzialności jest zaskakująco powszechne. Różne, ale powszechne. Bardzo mi zależało, żeby stworzyć przestrzeń, w której możemy się spotkać, wymienić doświadczeniami i wysłuchać swoich historii.
”Po swoim doświadczeniu opresji wiem, że bardzo łatwo jest się zamknąć w swoim codziennym przeżywaniu dyskryminacji i przez to nie zauważać innych osób, które też mierzą się z trudnościami”
Choć przy urodzeniu zostałam oznaczona jako kobieta i niezmiennie czuję się kobietą, szukam kontaktu z osobami LGBTQ+. Zastanawiało mnie, dlaczego tak się dzieje, i chyba znalazłam odpowiedź. Co prawda z innych powodów, ale też czuję się wykluczana, a poza tym nienawidzę, gdy ktoś patrzy na mnie w sposób oceniający. Mam wrażenie, że osoby transpłciowe czy niebinarne są tak zmęczone ciągłym byciem ocenianymi, że naprawdę tego nie robią, nie zatrzymując się na poziomie deklaratywnym. Mówisz, że po pierwsze, wszystkie i wszyscy jesteśmy mile widziane i widziani na AIFF. A po drugie?
Po drugie, że o doświadczeniu życia poza „normą” możemy mówić z radosnym wajbem, stąd połączenie Jastarni, wakacji, słońca i spotkań na plaży. Doświadczenie różnych cech – możemy je określić jako nienormatywne czy mniejszościowe – z jednej strony jest narażeniem na stygmatyzację i niewidzialność, ale z drugiej – to coś, co odbieram jako wartość. Doświadczenie mojej własnej niebinarności, mojej transpłciowości, jest finalnie pozytywne. Oczywiście, na tyle trudne, że musiałem wyemigrować z Polski, ale na tyle radosne i inspirujące, że mój rozwój, moja świadomość i codzienna euforia są naprawdę bardzo duże. Zależy mi, żeby podpowiedzieć mediom, że mówienie o transpłciowości czy niepełnosprawności nie musi być utrzymane w tonacji cierpienia. Od lat powtarzam, że transpłciowość jest ekscytująca.
Nasze doświadczenia są różne, ale w pewnych punktach zaskakująco zbieżne, co wyraźnie wybrzmiewa w rozmowach w trakcie AIFF. Choć mogłoby ci się wydawać, że niewiele was łączy, zdarza się, że później podchodzisz do kogoś, żeby popatrzeć mu w oczy i podziękować, bo w jego słowach usłyszałaś coś, co być może starałaś się nazwać. To jednoczy i buduje.
Wiele osób myśli, że skoro AIFF jest festiwalem filmowym, to pewnie przyjeżdża się tu, żeby oglądać filmy. I, oczywiście, mamy w programie dobre filmy, ale nie one są najważniejszą częścią Festiwalu. Tyle, ile filmów, tyle samo jest rozmów, paneli dyskusyjnych, debat – krótkich spotkań z bardzo ciekawymi gośćmi i gościniami. W zeszłym roku była na przykład Maja Ostaszewska, która mówiła o sojusznictwie i pracy na granicy. Były osoby, które mówiły o swoim doświadczeniu grubości czy niepełnosprawności na przecięciu z seksualnością. Mówiliśmy o HIV – o tym, jak bardzo ten obszar jest wciąż tabuizowany. W tym roku program również pęka w szwach. Osobiście będę rozmawiać na scenie ze sportowczyniami i partnerkami Kasią Zillmann i Julią Walczak – o parytetach w związkach sportowych i o wyzwaniach w związkach miłosnych. Na widzki i widzów czekają też spotkania z DJ Viką, Oliwią Bosomtwe, ekspertkami sexed.pl, Amnesty International i NASK. Będzie drag show, zajęcia na plaży, warsztaty dla dzieci i lekcje Polskiego Języka Migowego. Będzie dużo wątków LGBTQ+ i refleksji nad starością.
”Mam wrażenie, że gdy mówimy o inkluzywności, wiele osób myśli przede wszystkim o osobach LGBTQ+, osobach wykluczanych ze względu na kolor skóry czy niepełnosprawność – to wszystko prawda, ale mówimy też o osobach, które są wykluczane z innych, bardzo różnych, powodów, w tym ekonomicznych, genderowych, komunikacyjnych”
Widzę, jak częstym zjawiskiem jest nawyk patrzenia na czubek własnego nosa i zamykanie się w swoich bańkach. To ważne, że na przykład matki wspierają inne matki, ale czy nie możemy się wspierać jako kobiety, niezależnie od doświadczeń prokreacyjnych?
Mnie to w ogóle zastanawia, dlaczego wsparcie miałoby być warunkowane płcią. Ona nas nie definiuje, a przynajmniej nie musi definiować, i to, że się wzajemnie wspieramy, jest raczej kwestią wrażliwości na różnorodność, wiedzy i empatii. Mimo różnic, w wielu kwestiach jedziemy na jednym wózku. Mam przekonanie, że takie wydarzenia jak AIFF uwrażliwiają nas na inne osoby.
Po swoim doświadczeniu opresji wiem, że bardzo łatwo jest się zamknąć w swoim codziennym przeżywaniu dyskryminacji i przez to nie zauważać innych osób, które też mierzą się z trudnościami. Albo zacząć się licytować o to, czyja niedola jest większa i kto ma bardziej pod górkę. Jak jest ci bardzo źle, łatwo mówić tylko o sobie i nie dostrzegać, że innym też jest ciężko. Dlatego zamiast olimpiady opresji – komu jest gorzej – proponujemy, żeby się spotkać, poznać i wpierać. Razem będzie i łatwiej, i weselej.
Dodasz jeszcze coś do najważniejszych wartości, które widzisz po pierwszej edycji AIFF?
Bardzo ważne jest nieosadzanie ludzi z cechami mniejszościowymi w narracji cierpienia. To nasza podpowiedź dla mediów, dla osób, które piszą reportaże, książki, kręcą filmy, żeby zwrócić uwagę, że usadzanie kogoś w narracji cierpienia odbiera mu sprawczość i godność, budzi litość i współczucie. Nie o to chodzi w sojusznictwie.
A druga wielka wartość, która wybrzmiała, to ta, że możemy się spotkać, mając bardzo różne cechy i doświadczenia, i posłuchać swoich historii, które w wielu punktach są zaskakująco bliskie. Bardzo bliskie, co buduje poczucie wspólnoty i jedności.
Pierwsze, co mi się pojawia, gdy o tobie myślę, to twój uśmiech. Widzę go niemal na każdym nagraniu, które udostępniasz w mediach społecznościowych. Z premedytacją nie pokazujesz trudniejszych momentów?
Absolutnie nie. Bardzo chcę pokazać też inną stronę, bo widzę dużą wartość w tym, żeby Instagram był prawdziwy, żeby nie utrwalał przekonania, że życie składa się z samych radości. Chyba dwa miesiące temu zmobilizowałem się i nagrałem rolkę, w której widać, że siedzę smutny. Na początku roku był post o tym, że choruję, tam też jest smutne zdjęcie. Próbuję o tym pamiętać, ale fakty są takie, że jak jest mi źle – a, niestety, dosyć często doświadczam spadku energii – to nie mam siły, żeby wziąć telefon i nagrywać. Przypominam sobie o tym po fakcie. Myślę, że warto to robić. Okresy puste, kiedy mnie nie ma na Instagramie, to często – choć nie zawsze – te, w których nie mam głowy do robienia rolek. Pewnie dlatego widzisz mnie zwykle, gdy się śmieję.
Wiesz, że w trakcie całej rozmowy używałeś zaimków męskich i męskich form czasowników? Bardziej je lubisz?
Teraz tak, ale nie jest to jakiś ostateczny wybór. Jak zapytasz na przykład za pół roku, może powiem ci coś innego. Mówię tak, jak mam ochotę – w określonym czasie, w konkretnej rozmowie. Nie wierzę w konieczność zamykania się tylko w jednej opcji.
Ane Piżl (ona, on) – edukator, twórca projektów równościowych, wyróżniony honorowym członkostwem Amnesty International i Koroną Równości w kategorii Ludzie Internetu. Ukończył Gender Studies w Polskiej Akademii Nauk. Prowadził podcast „Jestem TRANS” w Storytel i „Miasto Kobiet” w TVN Style. Inicjator projektu Topfreedom.pl i festiwalu filmowego All Inclusive. Na Instagramie prowadzi profil edukacyjny @ane_ratownica.
Zobacz także
„Lekarko_lekarzu, jak masz osobę transpłciową w gabinecie, to zrób to dobrze” – pisze Ane Piżl
Redaktorzy polskiej Wikipedii walczą z niebinarnością Emmy D’Arcy, brytyjskiej osoby aktorskiej znanej z serialu „Ród smoka”
Zrobiła film o kobiecie, która przeszła 44 operacje twarzy. Reżyserka: „Żyje, jakby jutra miało nie być”
Polecamy
„Nie chcę się bać być, kim jestem”. Klaudia Janas zrobiła coming out
„Przez pół roku płakałam w poduszkę – widziałam, że moje dziecko potrzebuje pomocy, ale nikt tego nie zauważa”. Była w „czarnej dziurze”, teraz wyciąga z niej rodziców dzieci z niepełnosprawnością
3. Charytatywny Bieg z Twarzami Depresji – dla dzieci i młodzieży. Zacznijmy działać już teraz!
Prawo do przyjemności. VI Konferencja Sekson Fundacji Avalon pod matronatem Hello Zdrowie
się ten artykuł?