Przejdź do treści

Agata Głyda: Nasze ciało nie jest po to, aby ładnie wyglądało

Tekst o akceptacji ciała i kulturze diet. Na zdjęciu: Kobieta opierająca się o ścianę - HelloZdrowie
Agata Głyda: nasze ciało nie jest po to, aby ładnie wyglądało
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Niektóre kobiety tak mocno żyją sylwetką z przeszłości, że nie pozwalają sobie na dostrzeżenie problemu. To nie jest dobra strategia, bo noszenie niewygodnych ubrań rodzi frustrację i wiele nieprzyjemnych emocji, (…) może też sprawić, że zaczniemy sięgać po jedzenie, żeby te nieprzyjemne emocje zagłuszyć – mówi psychodietetyczka Agata Głyda. Autorka książki „Równowaga. Jak ogarnąć dietę i osiągnąć spokój” w rozmowie z Hello Zdrowie opowiada o konsekwencjach życia w kulturze diet oraz wyjaśnia, skąd biorą się problemy z odżywianiem.

 

Ewa Wojciechowska: Kiedy rozpoczęła się twoja droga z psychodietetyką?

Agata Głyda: Jestem psycholożką i terapeutką poznawczo-behawioralną od 12 lat. Pracowałam na oddziale psychiatrycznym, więc temat psychodietetyki wydawał mi się dość odległy. Zmieniło się to, kiedy zaszłam w ciążę i urodziłam córkę. Poród i ciąża były dla mnie niesamowitymi doświadczeniami, które zbliżyły mnie do samej siebie. Pomimo pełnej akceptacji zmian, które zaszły w tym czasie, nie czułam się dobrze w swoim ciele. Ważyłam wtedy około stu kilo i postanowiłam schudnąć. Założyłam sobie profil na Instagramie, szukając w mediach społecznościowych grupy wsparcia. Jako psycholożka wiem, że taka grupa to złoto. Wtedy zauważyłam, jak ogromnym problemem jest efekt jojo i jak wiele kobiet sobie z nim nie radzi. Osiągają swoje cele, a późnej te kilogramy wracają. Wiele kobiet zaczęło do mnie pisać o tym, jak jest im trudno. Stwierdziłam, że muszę ten efekt rozpracować.

I co zrobiłaś?

Zaczęłam zgłębiać temat w literaturze. Zapisałam się też na studia podyplomowe z psychodietetyki i tak właśnie rozpoczęła się moja psychodietetyczna przygoda. Można powiedzieć, że to droga od fighterki do ekspertki.

Tekst o akceptacji ciała i kulturze diet. Na zdjęciu: Kobieta uśmiechająca się do kamery - HelloZdrowiealt=”” width=”548″ height=”548″ />

To też bardzo trafne określenie, gdy mówimy o ostatnim roku z pandemią. Wielu z nas przez lockdown i izolację społeczną nabrało dodatkowych kilogramów. Za chwilę życie wróci do normalności a my do pracy w biurach. I tu zaczyna się problem…

Ten powrót jest trudny nie tylko dla dorosłych, ale również dla dzieci i młodzieży. Najczęściej obawiamy się tego, że ktoś zwróci nam uwagę w niefajny sposób na temat naszych dodatkowych kilogramów. Dobrze jest na ten czas uzbroić się w komplet asertywnych odpowiedzi.

Na przykład?

Możemy odpowiedzieć ‘dziękuję za twoją uwagę, o którą nie prosiłam’, albo powiedzieć wprost ‘nie chcę, żebyś komentował/a mój wygląd’. Kiedy też zaczną się takie ‘small talki’ w biurze na temat tego, że trzeba schudnąć –  ja to nazywam ‘dieto-gadką’ –  można próbować zmienić temat lub wyjść. Jeśli czujemy się niekomfortowo wobec komentarzy drugiej osoby, możemy je też przemilczeć. I ta cisza z naszej strony będzie bardzo wymowna.

Argument o pandemicznych kilogramach również może być warstwą ochronną?

Tylko dlaczego w ogóle musimy się tłumaczyć? Nie powinniśmy wstydzić się naszych ciał, niezależnie od tego, jak wyglądają. To nie ciało jest problemem, tylko nasze emocje. Kieruje nami toksyczny wstyd, który jest dosłownie ‘przyklejony’ do ciała i powszechny. To normalne, że nasze ciało w czasie pandemii się zmieniło. Na różnych etapach życia będzie się zmieniać. Podejdźmy do niego z pełnym zrozumieniem i akceptacją. Uwolnijmy się od tego wstydu, bo nasze ciało nie jest po to, aby ładnie wyglądało. Ono służy nam do różnych działań. Akceptacja naszego wyglądu nie musi oznaczać tego, że jesteśmy nim zachwyceni, ale że uznajemy różne emocje, które w związku z nim się w nas pojawiają.

To nie ciało jest problemem, tylko nasze emocje. Kieruje nami toksyczny wstyd, który jest dosłownie ‘przyklejony’ do ciała i powszechny

Kiedy przeglądamy media społecznościowe, widzimy zdjęcia osób, które często używając filtrów, ‘poprawiają’ swoją urodę. Nie sposób się z nimi nie porównywać. Co dzieje się w naszej głowie, kiedy widzimy takie obrazy?

W badaniach udowodniono, że nawet jeśli wiemy, że zdjęcie jest zretuszowane, to i tak może wzbudzać w nas nieprzyjemne emocje. Możemy się porównywać i w efekcie niekorzystnie oceniać swój wygląd. Bardzo często zauważam ten problem wśród swoich pacjentek. Niestety nierealne standardy wpływają na naszą samoocenę, niszcząc ją.

Żyjemy w kulturze diet i musimy pamiętać, że niektórzy zarabiają na naszych kilogramach. To jest świetny biznes. Ludzi bardzo łatwo można zmanipulować i przekonać, że muszą zmienić swoje ciało. Teraz, kiedy wychodzimy z kwarantanny i zbliżają się wakacje, zewsząd zaczynają bombardować nas propozycje odchudzania, żeby ‘zdążyć przed latem’. Takie przesłania nie działają dobrze na naszą psychikę. Powodują, że ta presja rośnie, a wraz z nią poczucie, że do pokazania się w bikini trzeba mieścić się w odpowiednim kanonie.

Najważniejsze jest, by podchodzić do tego świadomie i utrwalać w sobie mechanizmy mówiące o tym, że mamy wpływ na siebie i na to, w jaki sposób postrzegamy własne ciało. Z czasem uodpornimy się na komunikaty z zewnątrz. Nie musimy godzić się na ten wielki powrót do formy po pandemii. Oczywiście też nie należy go demonizować, bo jeśli ktoś źle się czuje, to jak najbardziej warto, żeby takie działanie podejmował. Ważne jednak, by nie było to następstwo zawstydzenia, ale życzliwej troski o siebie.

Przez te komunikaty kupujemy ubrania o rozmiar mniejsze, ‘bo kiedyś schudnę’. Wciąż wiele osób żyje ‘ciałem z przyszłości’ albo ‘ciałem z przeszłości’?

Większość kobiet ma taką półkę w szafie pt. ‘jak schudnę’, na której trzyma za ciasne ubrania. Niektóre kobiety też często noszą ubrania o rozmiar mniejszy niż w rzeczywistości mają. Tak mocno żyją sylwetką z przeszłości, że nie pozwalają sobie na dostrzeżenie problemu. Niestety to nie jest dobra strategia, bo noszenie niewygodnych ubrań rodzi frustrację i wiele nieprzyjemnych emocji. Nie zachęca do ruchu i może wpędzić w pułapkę jeszcze większego niezadowolenia i przygnębienia. Takie podejście może też sprawić, że zaczniemy sięgać po jedzenie, żeby te nieprzyjemne emocje zagłuszyć.

Jakie potrzeby wtedy zaspokajamy jedzeniem?

Mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie. I to towarzyszy nam przez całe życie, zaczynając się od narodzin. Noworodek w pakiecie z mlekiem mamy otrzymuje poczucie bezpieczeństwa, ciepło. Jedzenie wpisuje się w każdą potrzebę z piramidy Maslowa, m.in. bezpieczeństwa, bycia w grupie, socjalizacji, samorealizacji. Może być pocieszeniem czy nagrodą. Ludzie jedzeniem odpowiadają też na nieprzyjemne emocje i w ten sposób redukują napięcie. Oczywiście czasami każdemu zdarza się w ten sposób pocieszyć i nie ma nic w tym złego. Problem zaczyna się wtedy, kiedy podjadanie staje się mechanizmem radzenia sobie z problemem, np. ze stresem.

Dziewczynka, która obserwuje swoją niezadowoloną z ciała mamę, rozwija w sobie negatywny obraz ciała. Nawet jeśli mama mówi do córki, że ta jest piękna, idealna

Jak to się dzieje, że rozwija się w nas negatywny obraz własnego ciała?

To jest proces wieloczynnikowy, który może być już modelowany w dzieciństwie. Dziewczynka, która obserwuje swoją niezadowoloną z ciała mamę, rozwija w sobie negatywny obraz ciała. Nawet jeśli mama mówi do córki, że ta jest piękna, idealna. Dzieci chłoną jak gąbki takie informacje, więc kiedy wciąż mówimy o odchudzaniu i krytykujemy swój wygląd, to taki przekaz od nas dostają. Do tego dochodzą rówieśnicy w szkole, których wypowiedzi potrafią być bardzo nieprzyjemne. To środowisko, w którym łatwo przykleja się łatki i wytyka różnice.

Kolejna sprawa to kultura, w której żyjemy, wywierana przez nią presja, aktualny kanon piękna i próba dojrzenia do niego, choć jest niedościgniony. To wszystko na nas wpływa. Za moich czasów czasopisma promujące takie gwiazdy jak Britney Spears czy Christinę Aguilerę. Obecnie są to media społecznościowe.

W jednym ze swoich podcastów mówiłaś, że nie chcesz, by twoje dziecko zapamiętało cię jako mamę, która wciąż się odchudza i zakrywa swoje ciało, tylko jako szczęśliwą osobę. Słuchając cię, spojrzałam wstecz i stwierdziłam, że nie pamiętam, czy w przeszłości moje przyjaciółki w danej chwili miały więcej lub mniej kilogramów. Pamiętam za to emocje, które mi towarzyszyły, będąc z nimi.

Tracimy wiele chwil, zamartwiając się o nasz wygląd. Ile okazji, żeby wyjść i celebrować różne rzeczy przeszło nam koło nosa, bo źle czułyśmy się z naszym wyglądem, twierdząc, że lepiej zostać w domu niż ‘tak’ się pokazać. Na stare lata nikt nie pamięta, że dana osoba miała taki brzuch czy inny. My to mocno przeceniamy i też – wracając do początku naszej rozmowy – przeceniamy to, że inni nas z tego wyglądu rozliczają.

Kiedy obserwuję inne mamy, to widzę, że niektóre potrafią czuć się swobodnie bez względu na rozmiar i spędzają owocny czas z dziećmi, nie myśląc o wyglądzie. Są też takie, które czują się niekomfortowo, chowają się, zakrywają i mogę tylko przypuszczać, co złego dzieje się w ich głowie. One nie tworzą w tym momencie fajnych wspomnień, tylko koncentrują się na mankamentach urody.

Często bywa też tak, że oglądając swoje stare zdjęcia mówimy: O, jednak fajnie wtedy wyglądałam! Co mi się w sobie nie podobało?

To jest dowód na to, że ciało nigdy nie było problemem. Bardzo często moje pacjentki mówią, że gdyby ważyły tyle, ile w momencie przejścia na dietę, to by były szczęśliwe. Zastanawiają się, po co w ogóle zaczynały się odchudzać. Niestety to jest ten silny mechanizm niezadowolenia z naszego ciała podsycany różnymi, wyśrubowanymi oczekiwaniami, które płyną do nas z zewnątrz. Można się temu przeciwstawić.

Joanna Osyda

Gdy czytałam twoją książkę, dotarło do mnie, że miałam bardzo dużo szczęścia w dzieciństwie, bo moi rodzice nie zmuszali mnie do jedzenia. Pamiętam jednak, kiedy byłam na wakacjach u cioci i nie mogłam odejść od stołu, dopóki wszystkiego nie zjadłam. To doświadczenie pamiętam do tej pory.

To musiało być silnie emocjonalne, skoro je zapamiętałaś.

Niestety wielu rodziców wciąż stosuje taką metodę. Jak to wpływa na nas w dorosłym życiu?

Przymuszanie do jedzenia sprawia, że przestajemy ufać sygnałowi swojego ciała. Dziecko nie jest w stanie zjeść wszystkiego, co ma na talerzu, ale mama mówi, że musi. Słynne „bo jak nie zjesz, to nie wyjdziesz”. W takiej sytuacji dziecko ignoruje uczucie sytości i je na siłę, żeby zadowolić mamę i dostać nagrodę w postaci wyjścia. Następnie w dorosłym życiu nie potrafi kontrolować swoich porcji i zawsze je więcej, przejadając się. Ważniejszy jest wyczyszczony talerz, niż odczucia, które wysyła ciało.

Inne problemy z odżywianiem też mogą rozwijać się już w dzieciństwie?

Tak będzie, jeśli jako dziecko dostawaliśmy np. słodycze na złagodzenie trudnych emocji. Kiedy płakaliśmy, a rodzice mówili: nie płacz, masz tu lizaczka i będzie wszystko dobrze. W takiej sytuacji dziecko nie ma nawet szans na przeżycie tych emocji i nie uczy się radzenia sobie z nimi. W efekcie takiego wychowania dorosły człowiek na ukojenie smutku czy bólu będzie sięgał po słodycze. Nawet do końca nie będzie świadomy tego, dlaczego tak robi.

Dobrym przykładem jest również kompulsywne jedzenie, które często wynika z zakazów i może występować jeszcze u dzieci. Kiedy dziecko jest małe, podstawia się mu jedzenie pod nos, żeby jadło. Kiedy wkracza w okres dojrzewania, nagle następuje zwrot akcji. Dziecko otrzymuje przekaz „nie jedz, żebyś nie był/a gruby/a”. Jedzenie staje się zakazanym owocem. Zaczyna się szukanie okazji, aby się kompulsywnie najeść tym, czego nie wolno. Takie jedzenie może też być wynikiem stosowania restrykcyjnych diet.

Odchudzanie przyniesie skuteczne efekty wtedy, kiedy będzie dostosowane do naszego stylu życia. Najważniejsze to wyeliminować błędy, które my popełniliśmy w naszym żywieniu, a nie stosować się do ogólnych diet czy detoksów

Odradzasz podejmowanie restrykcyjnych diet, pomagając – tu zacytuję – „osiągnąć równowagę a nie najniższą wagę”. Od czego najlepiej rozpocząć tę drogę?

Wszystko należy robić z rozwagą. Jeśli zakażemy sobie jedzenia tego i tamtego, to w pewnym momencie nie wytrzymamy i pękniemy. I wtedy właśnie najczęściej występuje efekt jojo. Ja jestem przeciwniczką takiego rzucania się na głęboką wodę, że od jutra dieta i biorę się za siebie. Moje pacjentki często opowiadają, że ważą się w piątki. Przez cały tydzień trzymają dietę, nie podjadają, rezygnują ze słodyczy i innych według nich zakazanych rzeczy, a w weekend świętują. Kiedy ważą się w poniedziałek, waga wzrasta i znowu mają kiepskie samopoczucie, że to kolejna nieudana dieta. To takie nieprzynoszące radości działanie, które trzyma nas w błędnym kole i nie uszczęśliwia.

Większość diet jest niedostosowanych do naszego życia i tego, co możemy tak na prawdę wdrożyć. Warto więc spojrzeć wstecz na to, co było dla nas zgubne, z czego te kilogramy się wzięły, w którym momencie zdarzało nam się sięgać po jedzenie i jak wyglądała nasza aktywność fizyczna. Polecam wprowadzać na początek małe zmiany, małe nawyki. Jeżeli ktoś dojdzie do wniosku, że zamawiał pizzę kilka razy w tygodniu, to powinien zredukować ilość tych zamówień. Doradzam także, by przed sięgnięciem np. po batonika, wyobrazić sobie, jak będziemy się czuć, kiedy go zjemy.

To tez jest bardzo indywidualne i trudno jest wszystkim podać jedną receptę. Odchudzanie przyniesie skuteczne efekty wtedy, kiedy będzie dostosowane do naszego stylu życia. Najważniejsze to wyeliminować błędy, które my popełniliśmy w naszym żywieniu, a nie stosować się do ogólnych diet czy detoksów.

Dobrym początkiem będzie też usunięcie wagi z łazienki?

To jeden z punktów, o których piszę w swojej książce. Jeżeli codziennie się ważymy, to jak najbardziej warto ją schować, bo to nic dobrego nie wnosi. Z pewnością lepiej sprawdzi się tutaj centymetr. Na pewno nie ma sensu ważyć się zbyt często, wystarczy raz na kilka miesięcy.

Kiedy należy zgłosić się do psychologa z problemami z jedzeniem?

Myślę, że jeśli komuś zaświta taka myśl, że potrzebuje pomocy (np. kiedy czyta ten tekst), to już jest dobry moment. Nie ma co zwlekać. Zawsze warto skonsultować swój problem. Nie tylko wtedy, kiedy zaburzenia odżywania już się rozwiną. Nawet, jeśli czujemy, że po prostu gdzieś tam się gubimy w tym dietetycznym świecie, że jest dużo nieprzyjemnych emocji wokół tej diety, niezadowolenie ze swojego ciała, brak akceptacji i to, że jemy pod wpływem impulsu czy emocji. To są dobre powody, by porozmawiać z psychologiem i poszukać źródła problemu, dlaczego nasza relacja z jedzeniem kuleje. Samemu trudno jest się go dopatrzeć, bo – tak jak wspominałam – on może rozwijać się jeszcze na wczesnych etapach życia i możemy nie być go do końca świadomi. Pamiętajmy też, że ten proces naprawienia swojej relacji z jedzeniem jest długotrwały. Najważniejsze w nim jest to, aby zaprzyjaźnić się ze swoim ciałem, a nie z nim walczyć.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?