Przeżyli wspólnie 47 lat, jedno odeszło minutę po drugim. To syndrom złamanego serca – wyjaśnia psycholożka Anna Saletra
Przypadki, kiedy pary z długim stażem odchodzą w krótkim czasie, naprawdę się zdarzają – i to nie marginalnie. Istnieje bowiem coś, co specjaliści określają „zespołem złamanego serca”. – Badania pokazują, że w ciągu 2 miesięcy takich nagłych zgonów może być nawet 20 proc. – o „umieraniu z tęsknoty” opowiada Anna Saletra, psycholożka z Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio.
Zmarli w odstępie kilku godzin
Byli małżeństwem przez 65 lat. Zanim odeszli, personel przeniósł ich do wspólnego pokoju, by mogli ostatnie chwile życia spędzić razem. Jack i Harriet Morrisonowie Zmarli w odstępie zaledwie kilku godzin w domu opieki w Saint Louis (Missouri). Był początek 2020 r.
Pod koniec 2020 roku w Michigan COVID-19 zabrał Patricię i Lesliego McWatersów, którzy przeżyli wspólnie 47 lat. Jedno odeszło minutę po drugim.
I jeszcze Gordon oraz Norma Yeagerowie z Iowa, którzy byli małżeństwem przez 72 lata, a zmarli w ciągu godziny. Trzymali się za ręce.
Anna Saletra, psycholog Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, mówi o podobnych sytuacjach. – Pamiętam małżeństwa, które trafiły do naszego hospicjum i razem w krótkim czasie u nas odeszły. Wspominam małżeństwo, chorujące onkologicznie, w którym stan pani na tyle się zmienił, że wymagał wsparcia i opieki stacjonarnej. Niedługo po tym, jak u nas zamieszkała, okazało się, że stan zdrowia jej męża bardzo się pogorszył i on również został przyjęty do naszego hospicjum. W takich sytuacjach zawsze pojawiają się silne emocje związane już nie tylko z lękiem o własne zdrowie i życie, ale i o życie partnera. Małżonkowie na własną prośbę zamieszkali w osobnych pokojach. Odwiedzali się, przekazywali sobie pozdrowienia przez personel. Troszczyli się o siebie wzajemnie. Bardzo trudnym momentem był ten, w którym ten pan zmarł. Trzeba było tę bolesną wiadomość przekazać jego małżonce. Chciała bardzo pożegnać się ze swoim mężem. Poruszające było to spotkanie, gdy ciężko chora żona, leżąca w łóżku, mówiła do swojego zmarłego męża słowa pożegnania. Odeszła niedługo po nim. Anna Saletra nazywa to „umieraniem z tęsknoty”.
”Badania pokazują, że w ciągu 2 miesięcy takich nagłych zgonów może być nawet 20 proc. Potwierdzają to badania, z których wynika, że śmierć współmałżonka jest najbardziej stresującym wydarzeniem w życiu, jakiego doświadczamy”
Zespół złamanego serca
Badacze zgłębili zjawisko. Czego się dowiedzieli? Przypadki, kiedy pary z długim stażem odchodzą w krótkim czasie, naprawdę się zdarzają – i to nie marginalnie. Istnieje bowiem coś, co specjaliści określają „zespołem złamanego serca”. Badania na ten temat przeprowadzono na Uniwersytecie w Glasgow. Po przeanalizowaniu historii 4 tys. par uczeni doszli do wniosku, że wdowy i wdowcy są o 30 proc. bardziej narażeni na zgon w ciągu 6 miesięcy po śmierci współmałżonka w porównaniu do osób, które nie straciły partnera.
O zespole/syndromie złamanego serca mówi Anna Saletra z Puckiego Hospicjum: – Jest to udowodniona naukowo krótkotrwała niewydolność serca, która może skutkować śmiercią jednego z partnerów. Badania pokazują, że w ciągu 2 miesięcy takich nagłych zgonów może być nawet 20 proc. Potwierdzają to wcześniej wspominane badania, z których wynika, że śmierć współmałżonka jest najbardziej stresującym wydarzeniem w życiu, jakiego doświadczamy.
Chodzi o skalę stresu opracowaną w 1967 r. przez psychiatrów Thomasa Holmesa i Richarda Rahe, obejmującą 43. kluczowe w naszym życiu wydarzenia. Na podstawie tzw. stresorów Holmes i Rahe wyliczyli ryzyko zapadnięcia na poważną chorobę w ciągu następnych kilku lat. Śmierć żony lub męża znalazła się na szczycie tej listy. Oznacza to, że takie doświadczenie może bardzo poważnie zagrozić naszemu zdrowiu.
– Wysoki poziom stresu związany ze śmiercią współmałżonka wpływa na układ odpornościowy i znacząco go osłabia, wskutek czego mogą pojawić się nagłe zachorowania lub pogłębić te, które już występują. Widoczne jest to zwłaszcza u osób starszych, szczególnie jeśli relacja partnerska była silna i małżeństwo było „dla siebie wszystkim”. Relacje międzyludzkie mają więc ogromny wpływ na zdrowie w każdej płaszczyźnie – nie ma wątpliwości Anna Saletra.
Żałoba to proces
Śmierć współmałżonka – szczególnie nagła i niespodziewana – powoduje gwałtowny wzrost hormonów stresu, które bombardują organizm. Ludzie z zespołem/syndromem złamanego serca doświadczają przede wszystkim silnego bólu w klatce piersiowej i innych objawów kardiologicznych. Według Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego (AHA) nawet krótkotrwałe, ale poważne zaburzenia pracy serca mogą okazać się śmiertelne.
– Praca psychologa w hospicjum związana jest między innymi z przygotowaniem najbliższych na odejście ukochanej, ważnej osoby. Oswajanie, towarzyszenie w przeżywanym procesie ma pomóc w miarę możliwości przeżyć ten czas spokojnie, niezależnie od tego, jakie były wcześniejsze relacje. Nierzadko spotykamy sytuacje, gdy relacje małżeńskie w ciągu życia układały się burzliwie – mówi Anna Saletra i wspomina kolejną parę małżonków, która przeżywała swoje ostatnie chwile właśnie w Puckim Hospicjum. – Oboje chorowali onkologicznie, trafili do nas w krótkim odstępie czasu. Co ciekawe, pomimo trudnych i zawiłych relacji zdecydowali się dzielić wspólny pokój. U nas zaczęli ze sobą rozmawiać, wyciszyli się i zbliżyli do siebie. To bardzo ważny moment w naszej pracy, gdy widzimy, że pary zaczynają akceptować zarówno swoją różnorodność, ale także fakt choroby i w końcu umierania. Kiedy odszedł małżonek, towarzyszyliśmy tej pani w tym etapie żałoby.
Psycholożka przyznaje, że żałoba to bardzo trudny i wymagający proces. Bywa, że osoby starsze, żyjące w długotrwałych związkach, po śmierci żony lub męża nie mają sił, żeby na nowo „zaangażować się w życie”. Wraz ze śmiercią ukochanej osoby tracą jego sens. Zaczynają gasnąć.
– „Umierania z tęsknoty” doświadczają ci, dla których śmierć współmałżonka jest stratą nie do przeżycia, a pojawiającej się pustki, jak się wydaje, niczym nie można wypełnić. Dlatego dobrą praktyką hospicjów w Polsce, także i Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, jest prowadzenie grup wsparcia dla osób w żałobie – wyjaśnia Anna Saletra. – Udział w grupie pozwala poradzić sobie z nagromadzonymi uczuciami żalu, smutku, z poczuciem samotności i opuszczenia. W kontekście wyżej przytoczonych badań wydaje się, że uczestnictwo w grupie wsparcia i praca z żałobą pomagają przejść przez ten etap życia. Wiedza, jaką mamy, poparta badaniami, motywuje do szukania sposobów wsparcia osób w żałobie po to, by nie odchodziły z powodu „złamanego serca”, ale wtedy, gdy przyjdzie czas – sumuje Anna Saletra.
Zobacz także
„Jedno jest pewne, najmniej skuteczne jest zamykanie się w domu i wyłączanie telefonu”. Rozmawiamy z psycholog o tym, jak wyjść z dołka emocjonalnego i zacząć od nowa
„Nie mów: jak będziesz czegoś potrzebować, to zadzwoń. Powiedz: będę do ciebie dzwonić”. Psycholog o wsparciu w żałobie
„Żałoba to nie tylko emocje. Strata to doświadczenie totalne i doznajemy jej na każdym poziomie naszego funkcjonowania” – mówi psycholożka Katarzyna Binkiewicz
Polecamy
„Odeszła dokładnie tak, jak chciała”. Barbara Nawratowicz-Stuart poddała się eutanazji
Nie żyje Jadwiga Barańska. Legenda kina miała 89 lat
Zimowit jesienny może zabić. Leśnicy ostrzegają: „To roślinny arszenik, 5-10 nasion to dawka śmiertelna”
Ich zwłoki znaleziono w sześciu różnych krajach Europy. Służby apelują i pokazują nagranie
się ten artykuł?