Przejdź do treści

„To, co mnie w 1997 roku zdumiało, to nieprawdopodobna wręcz solidarność ludzi. Wrocław pokazał całej Polsce, że fali powodziowej można się przeciwstawić”

Na zdjęciu: powódź 1997 roku we Wrocławiu - Hello Zdrowie
Powódż tysiąclecia we Wrocławiu, lipiec 1997. Na zdjęciu: ewakuacja ludności, przy pomocy wojska / Fot. Laski Diffusion / East News
Podoba Ci
się ten artykuł?

O przygotowaniach Wrocławia do przejścia fali kulminacyjnej i atmosferze, jaka panowała w mieście w czasie powodzi w 1997 roku, rozmawiamy z wrocławianką Małgorzatą Wanke-Jakubowską, publicystką, specjalistką public relations, współautorką kilkunastu książek o bohaterach „Solidarności”.

 

Jolanta Pawnik: Wrocław czeka na wodę. Według prognoz fala kulminacyjna pojawi się w mieście w czwartek.

Małgorzata Wanke-Jakubowska: Podobno fala nie będzie gwałtowna, ale spłaszczona i będzie opadała powoli, przez kilka dni. Na razie mamy zmienne komunikaty. Tylko w poniedziałek (16 września) prezydent Wrocławia Jacek Sutryk najpierw ogłosił, że jest gorzej niż przewidywano, że trzeba rozważać scenariusz szósty, przewidujący zalania wielu miejsc, ale po południu już mówił, że powódź będzie jednak mniej groźna, na pewno nie gorsza niż ta, która była w 2010 roku, a już na pewno nie taka jak w 1997 roku. Wrocławiowi pomaga zbiornik Racibórz, który ściągnął dużo wody, tak że jej przyrost jest mniejszy niż początkowo przewidywano. Poza tym od „powodzi tysiąclecia” wały w mieście zostały wzmocnione i podniesione.

Jak bardzo jest inaczej niż w 1997 roku, widzę to na osiedlu, gdzie mieszkam. Było ono wtedy wymieniane jako pewne miejsce do zalania. Przed nadejściem wielkiej fali na wałach trwała intensywna praca, a dostęp do nich był całkowicie zablokowany przez wojsko i służby miejskie. Przyjeżdżały samochody z piaskiem i workami, ludzie je ładowali, a wojskowi pod nadzorem hydrologów układali je na wałach. Nie można było tak sobie przyjść, jak dzisiaj, i oglądać, co się dzieje. Teraz nikt tu żadnych worków nie przywozi, woda nie sięgnęła nawet poziomu polderów, a jeszcze są duże tereny zalewowe i dopiero wały, które też mają swoją wysokość. Więc to wygląda jednak zupełnie, zupełnie inaczej. Jestem optymistką i uważam, że do niczego złego tutaj nie dojdzie.

Jedyne, co można zaobserwować, to wzmożone zakupy wody, bo to pierwsza rzecz, której brakuje przy powodzi. Choć prezydent Sutryk zapewnia, że ujęcia wody dla miasta są niezagrożone, to jednak licho wie, ludzie się zabezpieczają i kupują całe zgrzewki. Poza tym nie widziałam żadnych symptomów paniki. Nie ma masowego kupowania żywności czy innych nerwowych działań, choć słyszałam o osobach przeprowadzających się w rejony miasta, o których wiadomo, że woda tam nie dopłynie. Nie są to jednak masowe przypadki.

Kolejka samochodów do przytuliska- Hello Zdrowie

Tegoroczną powódź spowodował ten sam niż genueński, który przyniósł ogromne ilości deszczu w 1997 roku. Czy wtedy też ostrzegano, że mogą być podtopienia i zalania?

Ten niż nawet działa podobnie jak wtedy. Najpierw były podtopienia w Karkonoszach, w Sudetach, dopiero później wszystko spłynęło do Wrocławia, a po drodze zalane zostało Opole. Uważnie śledziliśmy, co się działo w Opolu. Mieliśmy komunikaty z telewizji publicznej, telewizji dolnośląskiej TEDE, radia. Codzienne komunikaty wygłaszał ówczesny prezydent miasta Bogdan Zdrojewski. Mieliśmy to na bieżąco, byliśmy informowani. Mam wrażenie, że teraz, kiedy jest mnogość źródeł informacji, które są bardzo różne i często rozbieżne, nie ma jednego wiarygodnego komunikatu. To powoduje chaos informacyjny i w rezultacie dezinformację.

Cały czas jesteśmy bombardowani doniesieniami, że gdzieś coś groźnego się stało, było trzęsienie ziemi, tornado, trąba powietrzna. Tych wiadomości jest tak dużo, że znieczulamy się na nie. Wtedy mieliśmy jedno źródło i z niego korzystaliśmy, innego przekazu nie było.

Dlaczego na przykład został zalany Lądek Zdrój? Tam miało powstać dziewięć zbiorników, ale żeby je postawić, trzeba byłoby wysiedlić 1200 rodzin

Był już wtedy raczkujący internet, czego dowodem jest książka, będąca zapisem czasu powodzi godzina po godzinie. Jej premiera odbyła się 11 września 1997 roku, czyli dokładnie dwa miesiące po pierwszym podtopieniu we Wrocławiu. Jest to kronika wydarzeń stworzona na podstawie doniesień wszystkich dostępnych wówczas mediów: wychodzących wówczas gazet, takich jak: Wieczór Wrocławia, Słowo Polskie, Gazeta Robotnicza, relacji z Telewizji Wrocław i Radia Wrocław, a także z internetu. Książka ukazała się pod redakcją profesora Wojciecha Wrzesińskiego i była pierwszym opracowaniem historycznym, gdzie materiałem źródłowym był internet. Mam do niej sentyment, bo wraz z moją siostrą brałyśmy udział w jej powstaniu.

To z pewnością niesamowity dokument będący także zapisem emocji ludzi. Czy wrocławianie się bali? Byli zaskoczeni? Jaka była atmosfera w mieście?

Ponieważ mieliśmy już informacje o tym, co się działo wcześniej w miejscowościach, które zostały zalane, więc nastrój grozy narastał. Poza tym, jeżeli blokowane jest dojście do wałów, wszędzie jest wojsko, przyjeżdżają ciężarówki z piaskiem, to życie jest całkowicie zdezorganizowane.

Mój mąż z jednym z kolegów z Instytutu Matematycznego Uniwersytetu Wrocławskiego przez całą noc układali wał z worków przy ulicy Mickiewicza, by woda nie wdarła się na osiedle od strony Parku Szczytnickiego. Ja także pomagałam ładować piasek do worków przy wałach nadodrzańskich. Atmosfera była „wojenna”. Do tego bardzo szybko przestała lecieć woda z kranów i to trwało dłuższy czas. Pamiętam, że woda już opadła, a krany wciąż były suche i wodę przywożono beczkowozami.

Nie było też prądu, nie działała komunikacja miejska, nawet samochodem nie można było nigdzie pojechać. Pamiętam, że wszyscy mieli problem, co zrobić z autem, żeby go nie zalało, bo wówczas nie nadawałby się już do użytku. My także planowaliśmy zawieźć go do zachodniej części Wrocławia, gdzie mieszkała moja mama, bo uważaliśmy, że tam będzie bezpieczniej. Byliśmy jednak tak bardzo zajęci pracą przy workach, że nie zdążyliśmy tego zrobić. No i co się okazało? Tam, gdzie mieszkała moja mama, wszystko zostało zalane do pierwszego piętra, a u nas woda zatrzymała się ma murze z worków.

To, co mnie wtedy, w 1997 roku zdumiało, to nieprawdopodobna wręcz solidarność i zaangażowanie ludzi. Taka lokalna osiedlowa chuliganeria to byli wtedy najbardziej aktywni pomocnicy w walce żywiołem

Pamiętam też scenę z kościoła. Na naszym osiedlu jest parafialny cmentarz położony tuż przy wałach. W niedzielę 13 lipca, kiedy fala kulminacyjna już płynęła, poszliśmy do kościoła, a proboszcz, nieżyjący już ks. Stanisław Pikul, zaapelował do wiernych, żeby wszyscy, którzy mogą, poszli na wały przy cmentarzu zabezpieczać workami teren przed zalaniem. Pamiętam wielki tłum, który prosto z kościoła skierował się na wały. Na mszy zostały tylko staruszki i mamy z małymi dziećmi. Do zalania cmentarza na szczęście nie doszło, byłaby to katastrofa sanitarna.

To, co mnie wtedy, w 1997 roku zdumiało, to nieprawdopodobna wręcz solidarność i zaangażowanie ludzi. Taka lokalna osiedlowa chuliganeria to byli wtedy najbardziej aktywni pomocnicy w walce żywiołem. Pomagali przy workach, brali kajaki czy pontony, którymi dostarczali żywność do zalanych bloków, i pomagali przy ewakuacji ludzi. Kto mógł, sięgał po łopatę, kto nie mógł, roznosił wodę, robił kanapki.

Pamiętam wielkie zaangażowanie wrocławian nie tylko w ochronę własnych osiedli, ale także w zabezpieczanie zabytków. Tłumy sypały piasek do worków przed Ossolineum, Biblioteką Uniwersytecką, Ostrowiem Tumskim. To był wielki spektakl ludzkiej solidarności.

We współczesnej historii Wrocławia widzę dwie konstytutywne daty. Pierwsza to sierpień 80. roku i strajk w zajezdni, kiedy po raz pierwszy poczuliśmy się zjednoczeni. Myślę, że to wtedy Wrocław po raz pierwszy zaistniał jako wspólnota miejska, bo wcześniej to była zbieranina ludzi z różnych miejsc. Ale taką naprawdę solidarną wspólnotą staliśmy się właśnie po powodzi w 1997 roku. Pokazaliśmy całej Polsce, że fali powodziowej można się przeciwstawić i stanąć w obronie swojego miasta, że nie należy się poddawać. My, wrocławianie, których większość ma kresowe korzenie, mamy to chyba w swoim DNA.

Pracownicy Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji "Wodnik"

Czy dla wrocławian tamta powódź była wydarzeniem, które się potem pamięta, taką cezurą w historii życia, że coś działo się przed, a coś po powodzi?

Pamięta się z wszelkimi detalami. Na przykład moja siostra miała wtedy remont w mieszkaniu, nie było wody, prądu, winda nie jeździła, więc na 11. piętro trzeba było wchodzić po schodach, a w dodatku jeszcze rozbebeszone przez remont mieszkanie.

Obserwujesz obecne wydarzenia, więcej widzisz różnic czy podobieństw?

Oznaki solidarności ludzkiej widać i teraz. Jest w nas dużo dobra i altruizmu. Zwykle w takich okolicznościach wszelkie zbiórki cieszą się ogromnym zainteresowaniem i padają rekordy. Pieniądze zebrać jest najłatwiej, ludzie robią to chętnie. A z drugiej strony są i zachowania podłe. Dopiero co przeczytałam, jak wielkie zaangażowanie towarzyszy akcji pomocy w Jeleniej Górze, była grupa ludzi, którzy ofiarnie uratowali ujęcie wody przed zalaniem, ale przeczytałam też, że w tejże Jeleniej Górze jeden właściciel hotelu rozwalił wał, bo chciał ochronić swój hotel przed zalaniem, choć został on wzniesiony na terenie zalewowym i powinno go tam nie być. Więc z jednej strony egoizm i podłość, a z drugiej strony ogromna ofiarność i solidarność. Tacy my, ludzie jesteśmy. Tak jak w życiu miesza się egoizm z altruizmem, solidarność z myśleniem o sobie. W czasie tamtej powodzi też były przypadki kradzieży i rozbojów, ale również ogromnego bohaterstwa.

Muszę przyznać, że dla mnie wielkim szokiem jest potęga żywiołu. W ostatnich kilkunastu latach powstały poldery, tamy, zbiorniki, a nie dały rady.

Powodzie są i będą. Woda zalewa Wiedeń, a to kraj znacznie bogatszy od nas. Poza tym w każdym takim miejscu zbiegają się bardzo rozbieżne interesy. Dlaczego na przykład został zalany Lądek Zdrój? Tam miało powstać dziewięć zbiorników, ale żeby je postawić, trzeba byłoby wysiedlić 1200 rodzin. Oczywiście ludzie to oprotestowali i w sumie im się nie dziwię. Gdybym kupiła dom i przez 20 lat go pielęgnowała i urządzała i naraz ktoś kazałby mi się wynosić, to bym pewnie też nie chciała się zgodzić. Z jednej strony rozumiem tych, którzy projektują takie zbiorniki, i rozumiem racje, które za nimi stoją. Z drugiej strony rozumiem też ludzi, którzy tracą dorobek życia, a w zamian dostają zastępcze lokum niedorównujące ani estetyką, ani komfortem, ani lokalizacją temu, co miałoby być poddane rozbiórce.

Można też wskazać dziesiątki przykładów inwestycji w miejscach, gdzie nie powinno być żadnej zabudowy. We Wrocławiu mamy Kozanów, wielkie blokowisko zbudowane na terenach zalewowych. Nowe apartamentowce w takich miejscach cały czas powstają.

Ludzie się zabezpieczają i kupują całe zgrzewki wody. Poza tym nie widziałam w mieście żadnych symptomów paniki. Nie ma masowego kupowania żywności czy innych nerwowych działań, choć słyszałam o osobach przeprowadzających się w rejony miasta, o których wiadomo, że woda tam nie dopłynie

Czyli to doświadczenie z 1997 roku nic nikogo nie nauczyło? Brałaś pod uwagę, że taki scenariusz może się powtórzyć?

Przez te wszystkie lata patrzyłam, jak Wrocław wypiękniał, jak podnoszono i wzmacniano wały, czytałam, ile władowano w to unijnych pieniędzy, wydawało mi się, że powódź to już przeszłość, a jedyne, co nam ewentualnie grozi, to lokalne podtopienia, jak te w 2010 roku. Więc kiedy widzę, co się dzieje w Lądku Zdroju, Kłodzku, Jeleniej Górze czy w Głuchołazach, kiedy słyszę o fali, która przejdzie obok mojego osiedla, to muszę przyznać, że nie, nie spodziewałam się, że jeszcze tego doświadczę.

Myślę też, że teraz pewne rzeczy można było robić szybciej, na przykład wcześniej ewakuować pacjentów ze szpitala w Nysie, a nie czekać, aż trzeba będzie to robić pontonami. Powiedziałabym, że służby trochę się spóźniły, niedostatecznie przewidziano skalę zagrożenia. Na podsumowania, analizy błędów i zaniedbań przyjedzie jeszcze czas. Teraz najważniejsze jest ratowanie ludzi i ich dobytku oraz pomoc poszkodowanym.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?