„Sama sobie winna”, bo wysyłała nagie zdjęcia? Sara Tylka: Wciąż żyjemy w kulturze gwałtu. Odpowiedzialność składa się na barki poszkodowanej
Temat nagich zdjęć i ochrony prywatności powraca jak bumerang. Do debaty publicznej trafia zazwyczaj przez fotografie, które miały być przeznaczone dla wybranych, a trafiły do wielu za sprawą wycieku. A właściwie kradzieży. Tak było w przypadku intymnych zdjęć radnej Porozumienia Ewy Szarzyńskiej.
Radna jest „jest sama sobie winna”?
Fotografie zostały opublikowane na profilu posła PiS Marka Suskiego na Twitterze. Ten stwierdził, że za wszystkim stoją hakerzy.
Radna w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” podkreśliła, że z nikim nie dzieliła się zdjęciami. Musiały więc zostać jej skradzione, a potem wrzucone do mediów społecznościowych bez jej zgody. Zgodnie z artykułem 191a kodeksu karnego, za rozpowszechnianie takich zdjęć grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
Zdjęcia zostały usunięte, woda na młyn dyskusji zdążyła już jednak popłynąć. Mało kto oburzał się tym, że zostało popełnione przestępstwo. Komentujący sytuację skupili się na tym, czy wypada się fotografować w ten sposób. Pojawiły się stwierdzenia, że radna „jest sama sobie winna”.
– To, że społeczeństwo skupia się na osobach na zdjęciach, a nie tych, którzy je nielegalnie rozpowszechniają, pokazuje, że wciąż żyjemy w kulturze gwałtu. Odpowiedzialność składa się na barki poszkodowanej – zauważa w rozmowie z Hello Zdrowie seksuolożka i psycholożka Sara Tylka.
Radzi też:
– Gdy decydujemy się na seksting i wysyłanie nagich zdjęć, warto się zastanowić, czy na pewno ufamy osobie, do której mają trafić. Poza tym można zmniejszać ryzyko, korzystając z opcji znikających wiadomości. Fotografia sama się usuwa po kilku sekundach, a nawet jeśli ktoś zrobi screena, to dostaniemy powiadomienie. Można też zakryć twarz. I jeszcze przyjrzeć się temu, czy nie jesteśmy zmuszani do wysyłania takowych zdjęć. Bycie w związku czy bliska relacja nie obligują nas do robienia rzeczy, na które nie mamy ochoty.
Tylka zaznacza, że jeśli jesteśmy bliskimi osoby, która padła ofiarą wyłudzenia czy kradzieży intymnych zdjęć, powinniśmy dać jej poczucie bezpieczeństwa i bycia zaopiekowanym w tej trudnej sytuacji.
– Uważnie wysłuchajmy takiej osoby i nie oceniajmy – mówi.
Na wsparcie radnej zdecydowała się – choć nie jest nikim bliskim – działaczka SLD Justyna Klimasara. Zainicjowała akcję „Nudesy to nie wstyd”. Polityczka wyjaśniła dziennikarzowi „Faktu”, że „to nic złego robić sobie takie zdjęcia. Uważam, że trzeba zmieniać myślenie ludzi – ciało ludzkie nie może szokować”. Dodała, że to sprawca powinien zostać napiętnowany, a nie ofiara.
Wewnętrzny krytyk
Radna ze względu na pełnioną funkcję jest osobą publiczną, stąd rozgłos. Podobne dramaty dzieją się jednak dużo częściej, tylko bez towarzyszącego im szumu medialnego.
Nagość jest używana jako narzędzie do szantażu czy poniżenia. I nie ogranicza się tylko do kradzieży intymnych zdjęć. Wiele osób decyduje się bowiem publikować zdjęcia w bieliźnie czy innym skąpym stroju z własnej woli.
Mogą się wtedy spodziewać dwóch typów negatywnych reakcji. Ktoś uzna, że to przyzwolenie na wysłanie własnych nagich zdjęć bez zgody (co jest molestowaniem) czy niewybredne wiadomości o podtekście seksualnym. Inni zdecydują się arbitralnie stwierdzić, że dana osoba jest: brzydka, puszczalska, za gruba, za chuda – i oczywiście publicznie o tym poinformować.
– Wewnętrzny krytyk może być właśnie zinternalizowanym przekazem, jaki otrzymywaliśmy od rodziców. Słuchanie go może negatywnie wpływać na nasze życie. Gdy coś takiego pojawia się w naszej głowie, warto zweryfikować, ile ma wspólnego z faktami. Zastanowić się, czy ktoś tak kiedyś do nas nie mówił. A jeśli jest nam trudno samym się z tym uporać, można pójść na psychoterapię – mówi.
Tylka stwierdza, że tego typu zawstydzanie to coś, czego uczymy się i doświadczamy już od wczesnego dzieciństwa.
– Nie tylko za względu na naszą fizyczność, ale i zachowania. Popularne są teksty w stylu: zobacz jak Zosia się dobrze zachowuje, a ty jesteś taka niegrzeczna. Pojawiają się też uwagi dotyczące wyglądu. To przemoc w białych rękawiczkach, bo dziecko niekoniecznie rozpoznaje takie komunikaty, jako złe – mówi.
”Dziewczynki są zawstydzane ze względu na swoją seksualność po części ze względu na patriarchat, ale też przez różnice w widoczności dojrzewania. To, że kobietom rosną piersi, jest zauważalne, i to sprawia, że stają się łatwiejszym, bardziej „oczywistym” celem ataku”
Ekspertka podkreśla, że może to nieść ze sobą szereg konsekwencji:
– Przeczytałam kiedyś takie zdanie, że „robię komuś to, co mi robiono”. Jeśli więc mnie zawstydzano i upokarzano, bardzo możliwe, że będę tak traktować innych. Wysoki poziom wstydu może też powodować wycofanie z kontaktów społecznych – unikanie konfrontacji zdjacie się być bezpieczniejszą opcją.
Jednocześnie Tylka zaznacza, że wstyd sam w sobie nie jest jednoznacznie negatywny. Wyjaśnia, że to emocja, która pozwala nam też stawiać granice czy rozpoznawać swoje potrzeby.
– Może być jednak powiązany z tak zwanym „krytykiem wewnętrznym”. Nie jest on przyjemny i nigdy nie mówi prawdy, nie definiuje nas w żaden sposób – mówi.
Seksuolożka przytacza jako przykład film z TikToka, który niedawno widziała: kobieta nagrała się podczas malowania policzków różem. W trakcie powiedziała, że gdy robiła to jako nastolatka, to jej matka mówiła: wyglądasz jak klaun. Wyznała, że teraz za każdym razem, gdy nakłada róż, słyszy to zdanie i przestrzegła, by uważać na to, co mówi się swoim dzieciom.
Gotowość na zmiany
Efekty „społeczeństwa wstydu” i nadmiernego krytycyzmu są też widoczne w badaniach. Polacy myślą o sobie źle, przy czym według danych CBOS kobiety dwukrotnie częściej niż mężczyźni wyrażają się krytycznie o swoim wyglądzie (34 proc. wobec 18 proc.). Z kolei z badań UNICEF-u wynika, że co drugi nastolatek nie akceptuje wyglądu swojego ciała. I tu podobnie, jak wcześniej: dziewczynki myślą o sobie gorzej niż chłopcy.
– Dziewczynki są zawstydzane ze względu na swoją seksualność po części ze względu na patriarchat, ale też przez różnice w widoczności dojrzewania. To, że kobietom rosną piersi, jest zauważalne i to sprawia, że stają się łatwiejszym, bardziej „oczywistym” celem ataku – wyjaśnia Tylka.
Co można zrobić by zmienić tę sytuację? Według Tylki trzeba działać i to nie zaraz, kiedyś, a tu i teraz.
– Przestałam wierzyć, że ludzie muszą być gotowi. Teksty o społecznej „niegotowości” to dla mnie wciskanie kitu. Pieprzyć to wieczne czekanie. Sama zaczęłam pracować nad zmianą w najbliższym otoczeniu, zaszczepiam pewne myśli tam, gdzie mogę – wśród znajomych, osób, które spotykam w pracy. I jeśli widzę otwartość, to wchodzę w dialog. Moc rozmowy może być ogromna – podsumowuje seksuolożka.
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
Iranki, które nie chcą nosić hidżabu, trafią do specjalnego ośrodka. Ma im pomóc „naukowa i psychologiczna terapia”
się ten artykuł?