Przejdź do treści

„Profesjonalna ofiara karmi się zainteresowaniem emocjonalnym i zaangażowaniem innych” – mówi Dominika Cwynar

Dominiką Cwynar / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Znasz taką osobę. Na każdym kroku przypomina o swojej krzywdzie, uważa, że każdy chce jej zaszkodzić i wciąż spotyka ją coś złego. Mówi, że nigdy nie odnajdzie szczęścia. Z jej opowieści wynika, że naprawdę ma przechlapane i czegokolwiek nie zrobi, to spotyka się z hejtem, nieuprzejmością i ludzką zawiścią. O tym, jak bycie profesjonalną ofiarą staje się coraz popularniejszą strategią nie tylko życiową, ale i wizerunkową porozmawiałam z mentor coachem i terapeutką, jedną z twórczyń szkoleń „Bezpieczna Ja” Dominiką Cwynar.

 

Alicja Cembrowska: Ofiara to…

Dominika Cwynar: To osoba, której dobro lub prawa zostały naruszone. Można być ofiarą zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio. Podkreślę jednak od razu: bycie ofiarą jest czasowe. To stan, z którego należy wyjść dla swojego zdrowia psychicznego. Ofiarami przede wszystkim są osoby, które doświadczyły różnego rodzaju przemocy – nazywamy je ofiarami rzeczywistymi. Jest jednak jeszcze jedna grupa – osoby, które wykorzystują syndrom ofiary do pozyskiwania korzyści. I stają się ofiarami profesjonalnymi.

Powiedziałaś, że bycie ofiarą jest stanem czasowym. Ten czas jest jakoś ustalony?

Nie, u każdego będzie to inny zakres, jednak im szybciej z tego stanu wyjdziemy, tym szybciej wrócimy do normalnego funkcjonowania. Życie ofiary zostaje zaburzone w różnym zakresie, przez czynniki wewnętrzne i zewnętrzne. Ważne jednak, żeby dążyć do równowagi. Ból i strata nie powinny nigdy stawać się centralną częścią naszego istnienia. Jeżeli trwanie w pozycji ofiary trwa za długo, to najczęściej następuje moment, w którym ta osoba już nie potrzebuje przeżywać tego bólu, ale potrzebuje korzyści, które otrzymuje, gdy o swoim bólu mówi.

Jeżeli zatrzymujemy się w przeszłości zbyt długo, to zaczynamy być ofiarami samych siebie, a kiedy zaczynamy być ofiarami samych siebie, to pojawiają się oczekiwania, że będziemy traktowani w taki sposób, w jaki my chcemy. Długie przebywanie w pozycji ofiary skutkuje również tym, że w pewnym momencie zaczynamy postrzegać siebie jako jednostkę słabą, niesprawną w pewnych zakresach. I to zresztą wynika ze społecznego postrzegania ofiary – to osoba osłabiona, zależna, niezdolna, żeby sobie samodzielnie poradzić. Ma to związek z zastosowaniem na niej przemocy. Przemoc to bowiem przekroczenie w sposób fizyczny, psychiczny lub emocjonalny czyichś granic.

Jest takie hasło: “nie rób z siebie ofiary”. Jesteśmy w stanie wyznaczyć granicę pomiędzy byciem ofiarą a robieniem z siebie ofiary?

Bycie ofiarą to bycie w sytuacji cierpienia z powodu czynników zewnętrznych. Robienie z siebie ofiary to nadmierne utrzymywanie siebie i/lub otoczenia w przeświadczeniu o swojej krzywdzie oraz oczekiwania idących z tego naturalnych korzyści. Bywa, że ta granica jest bardzo cienka i płynna. Słowa “nie rób z siebie ofiary” są bardzo krzywdzące dla tych, którzy naprawdę są ofiarami i wołają o pomoc. Rzeczywistą ofiarę od ofiary fikcyjnej odróżnia to, że taka osoba szuka pomocy i ją przyjmuje. Czyli nie czeka i nie uzależnia swojego stanu od czynników zewnętrznych, tylko podejmuje aktywną próbę uzyskania wsparcia i stosuje różne metody, żeby zmienić swoją sytuację.

Ofiara to osoba odczuwająca ból, natomiast dążenie do wyjścia z tego bólu, to jest już praca we własnym zakresie. Przez pewien czas możemy oczekiwać, że środowisko będzie dla nas wyrozumiałe, że będzie nas wspierać, natomiast jeżeli ten czas trwa zbyt długo, to oznacza, że jakieś potrzeby tej osoby nie zostały zaspokojone, a ona nie znalazła odpowiednich sposobów, żeby wyjść z tego stanu.

Prawdziwa ofiara korzysta z tego, co dostanie, potrafi też powiedzieć, czego jej potrzeba. Gdy dostanie kamyczek, to poczeka na kolejny, a potem kolejny i kolejny, a następnie zrobi z nich schodki, żeby wyjść z dołu. Ofiara profesjonalna uzna, że rzucając jej kamyczek, sprawiasz jej ból i ją krzywdzisz. Oczekuje, że podasz jej drabinę

Co się dzieje, gdy bycie ofiarą staje się pomysłem na życie, stanem codziennym i naturalnym?

Jest wiele osób, które zauważają, że bycie ofiarą ułatwia im funkcjonowanie. I wtedy taka osoba przestaje być ofiarą, ponieważ przestały występować czynniki zewnętrzne, napędziły się natomiast czynniki wewnętrzne i chęć, żeby żyć łatwiej, a także osiągnąć korzyści. Naturalne jest dla nas, że jeżeli ktoś jest w trudnej sytuacji, to jako bliscy, znajomi, społeczeństwo – na przykład w instytucjach – staramy się takiej osobie ułatwić funkcjonowanie, obniżamy w stosunku do niej wymagania, aby odciążyć ją w wybranych zakresach, by mogła sobie poradzić, przerzucić swoje zasoby energetyczne na to co konieczne. Niektórzy dostrzegają w tym pomysł na życie i wykorzystują empatię społeczną.

Jakie mogą czerpać z tego korzyści?

Wsparcie, pomoc, dobra materialne i pieniądze, uwagę, zasięgi, popularność, opiekę, delikatność w podejściu, obniżanie oczekiwań… Więcej czasu za zregenerowanie się i wylizanie ran.

Porównanie z raną jest bardzo trafne. Rana też musi się wygoić. Bywa, że osoby cierpiące, ranią siebie, uciekają w używki, podejmują ryzykowne zachowania i utrzymują ból zewnętrzny, aby nie czuć tego wewnętrznego. I nie pozwalają zagoić się ranom, póki „coś się nie zmieni”. Mówimy wtedy o zawarciu umowy ze sobą – to umowa na nieszczęście, czyli będę nieszczęśliwa, póki nie wydarzy się coś, co mnie uszczęśliwi. Oznacza to, że szukamy wtedy oparcia na zewnątrz, zrzucamy odpowiedzialność za swoje życie wewnętrzne na inne osoby i czynniki zewnętrzne – a to jest trochę tak, jakbyśmy nie pracowali i oczekiwali, że co miesiąc na nasze konto wpłynie wypłata.

Chyba każdy zna jednak osobę, która powtarza, że na nią nie działają żadne terapie, że nigdy nie zaufa, nie będzie szczęśliwa, że po tragedii, która ją spotkała, już nigdy nie będzie „żyć normalnie”.

Nie dysponujemy metodą, która byłaby dobra dla każdego. Na szczęście mamy różnych specjalistów, którzy pracują w różnych nurtach. Warunkiem koniecznym, żeby sięgnąć po tę pomoc, jest jednak chęć osoby pokrzywdzonej. Nic się nie zmieni, jeżeli ból postawimy w centrum swojego życia, zrobimy z niego fundament swojego istnienia. Mając mocną podstawę, której głównym składnikiem jest szczęście, a nie ból, łatwiej się dźwignąć, gdy zdarzają nam się trudne sytuacje. A one się będą zdarzać, są nieodłączną częścią życia. Trwanie w pozycji ofiary tylko nas osłabia. Nie możemy naiwnie wierzyć, że raz spotkało nas coś złego i nigdy więcej to nie nastąpi.

Mam wrażenie, że do tego momentu rozmawiałyśmy o ofiarach, czyli osobach, które doznały krzywdy i często nieświadomie trwają w tym stanie, być może nie mając narzędzi, by poradzić sobie z sytuacją. Wspomniałaś jednak o grupie, która celowo i świadomie korzysta z bycia ofiarą, prowadzi „victim playing”. O co chodzi w takiej „zabawie w ofiarę”?

To bardzo wielopoziomowa kwestia. Nie jest tak, że każda osoba, która podejmuje taką „grę” robi to na tym samym poziomie. „Victim playing” może być na przykład stosowane jako forma przemocy psychicznej. Narcyzi bardzo często wykorzystują sterowanie emocjonalne innymi osobami, aby zabezpieczyć siebie. Warto w tym kontekście rozróżnić działanie nieświadome i podświadome.

Nieświadome oznacza, że ja absolutnie nie wiem, co robię, a podświadome, że wiem, ale bardzo nie zgadzam się z zakazem robienia tego. Dla osoby nieświadomej zdanie „nie graj ofiary” będzie brutalne, ale często potrafi jej otworzyć oczy i pomóc zobaczyć granicę, którą przekroczyła. I oczywiście dla każdego ta granica będzie w innym miejscu, jednak ona istnieje i mają ją również osoby z syndromem pomagacza i ratownika.

Często jednak realne bycie lub odczuwanie bycia ofiarą staje się kartą przetargową, aby rozciągnąć w czasie lub w mocy to, co się dzieje. Tragedią jest utrata dziecka, przebywanie w związku przemocowym, gwałt, wypadek, strata kogoś bliskiego, ale jeżeli ten okres żałoby się przedłuża, to może przerodzić się w permanentny stan bólu i cierpienia, który w jakiś sposób będziemy odreagowywać.

Jest wiele osób, które zauważają, że bycie ofiarą ułatwia im funkcjonowanie. I wtedy taka osoba przestaje być ofiarą, ponieważ przestały występować czynniki zewnętrzne, napędziły się natomiast czynniki wewnętrzne i chęć, żeby żyć łatwiej, a także osiągnąć korzyści

Podajesz przykłady osobistych tragedii, ale bycie ofiarą staje się coraz częstszą strategią w mediach społecznościowych. Na przykład osoba z dużymi zasięgami powie lub zrobi coś głupiego; zamiast przeprosić, wydaje oświadczenie, w którym opowiada o swojej trudnej przeszłości i „drodze, jaką przebyła”, przyznaje się do wypalenia lub diagnozy choroby psychicznej. To przykłady informowania o swoich emocjach i kłopotach czy robienie z siebie ofiary?

Usprawiedliwianie się dawną krzywdą jest już graniem ofiary. Czy jeżeli zostałam wychowana w domu, w którym była przemoc, to oznacza, że jestem wytłumaczona, jeżeli zdemoluję pół miasta? Z jednej strony takie destrukcyjne zachowania mogą być wołaniem o pomoc, natomiast założenie, że mamy prawo tkwić w doświadczeniach sprzed lat i odreagowywać w sposób przemocowy w teraźniejszości, jest błędne.

Obecnie w mediach społecznościowych „zabawa w ofiarę” jest bardzo popularna, ponieważ ludzie z zainteresowaniem i zaangażowaniem kierują się tam, gdzie dzieje się coś złego, gdzie zaczynają buzować emocje. Wynika to często z naturalnej empatii, z różnych potrzeb emocjonalnych odbiorców.

Czy elementem tej zabawy w ofiarę są tak zwane „sorry not sorry”, czyli zrobiłam coś głupiego, ok, przeproszę, ale tylko dlatego, że chcą tego inni i muszę ratować wizerunek?

Przeprosiny są wyrazem refleksji nad własnym zachowaniem oraz obietnicą poprawy. Rozumiem, że zrobiłam źle. Przyjmuję odpowiedzialność. W przyszłości nie chcę już popełnić takiego błędu. Zdanie „przepraszam osoby, które poczuły się urażone” sygnalizuje, że autor nie czuje się winny tego, co zrobił, nie zauważa w tym nic złego, jednak rozumie, że kogoś mogło to zranić. Jest to przerzucanie odpowiedzialności na emocje innych osób. W rzeczywistości jest to jednak o wiele bardziej grząski grunt. I często nabiera szerszego, społecznego, historycznego, a nawet politycznego wymiaru.

Faktem jest, że kobiety, czarnoskórzy, mniejszości narodowe, etniczne, seksualne były przez całe wieki uciskane, dyskryminowane i krzywdzone. Obecnie takie zachowania są zabronione prawnie, więc ich skala jest mniejsza. Natomiast coraz częściej przebija się narracja o przekładaniu krzywdy z przeszłości na współczesne pokolenia i poczucie, że wydarzenia sprzed lat zostają wykorzystywane do manipulowania emocjami. Nieraz przyjmuje to formę grania ofiary. W tej sytuacji pojawia się oczekiwanie, że świat będzie naginał się do naszych indywidualnych potrzeb.

Masz na myśli to, że są osoby, które uważają, że zawsze, gdy spotyka ich coś złego, to tylko dlatego, że mają inny kolor skóry, konkretną płeć czy narodowość?

Jest coś takiego jak predestynacja, czyli zespół cech sprawiający, że jednostka jest szczególnie podatna na stanie się ofiarą. Predestynacja może być zawiniona lub niezawiniona.

Przykłady?

Opowiem o swoim doświadczeniu. Gdy rozpoczęłam inicjatywę „Bezpieczna ja”, byłam bardzo atakowana przez środowiska kobiece, które zarzucały mi victim blaming, ponieważ uczyłam kobiety, jak się bronić i nie zostać ofiarami. A ja nigdy nie powiedziałam, że kobieta jest winna, że została zgwałcona czy napadnięta.

Jednak mamy tutaj do czynienia z predestynacją niezawinioną. Zespół cech, ale i powtarzana od wieków narracja kulturowo-społeczna sprawiają, że kobiety częściej stają się ofiarami. Takie są fakty i nasze myślenie życzeniowe i ideały tego nie zmienią. Nie ma tutaj oczywiście mowy o tym, że „ofiara miała za krótką spódniczkę”, bo to nie spódniczka gwałci. Chcę powiedzieć, że w wielu sytuacjach jesteśmy w stanie się zabezpieczyć. I dlaczego tego nie robić, skoro dane pokazują, że tak po prostu jest – kobiety są częściej ofiarami, niż mężczyźni?

Predestynacja zawiniona jest wtedy, gdy w środku nocy, w czasie śnieżycy wbiegam w czarnej kurtce przed samochód, który jedzie drogą. Ofiara miała predestynację: ciemną kurtkę, brak oświetlenia, złe warunki pogodowe, a do tego nie rozejrzała się, nie zadbała o własne bezpieczeństwo. Nie zmienia to faktu, że cierpi z powodu wypadku. Nie zmienia również faktu, że mogła założyć kamizelkę odblaskową, zadbać o siebie lub się rozejrzeć ze świadomością bycia niewidocznym.

Ludzie często miksują elementy z predestynacji niezawinionej i zawinionej na swoje potrzeby. Przecież kierowca powinien jechać wolniej, to on powinien się lepiej rozglądać, mieć lepszy refleks, domyślić się, że ktoś może przechodzić ulicą. Takie dyskusje często prowadzą do absurdów. Dążę do tego, że to my o siebie możemy zadbać najlepiej. To nam powinno zależeć, żeby zabezpieczyć różne obszary, które składają się na to, że przeżywamy kolejny dzień. Dorosły człowiek wie, czym jest ograniczona widoczność, poślizg, połączenie czarnego ubrania i ciemnej nocy. W takich przypadkach pojawia się podejrzenie, że ktoś jednak chce wejść w rolę ofiary i otrzymać korzyści z tego tytułu: odszkodowanie, zainteresowanie, uzyskanie pomocy.

Osobna grupa to ci, którzy nie chcą jednorazowej korzyści, a stają się ofiarami profesjonalnymi i robią z tego długoterminowy sposób na życie. Często związane jest to z grą na ludzkich emocjach i manipulacją. Pojawiają się takie słowa jak: „jak możesz mi to robić?”, „myślałem, że mogę na ciebie liczyć”. To odbieranie drugiej osobie jej uczuć i narzucanie własnych myśli. Kolejnym objawem jest atakowanie – prawdziwa ofiara, która trwa w czynnym bólu, nie ma siły na atak. Mijają tygodnie, miesiące. Osoba powtarza zdania, które utwierdzają ją w pozycji ofiary: „mąż mnie zdradził, już nigdy nikomu nie zaufam i nie pokocham”. Niektórzy trwają w tym latami. A lata to bardzo dużo czasu, żeby odnaleźć narzędzia do osiągnięcia szczęścia. Jeżeli odrzuciłaś 200 propozycji rozwiązań i w kolejnych 100 nie znalazłaś nic dla siebie albo ich nie szukasz, a oczekujesz, że to ja będę dla ciebie wyrozumiała, delikatna i wspierająca, to dlaczego wybierasz taką drogę i jakie czerpiesz z tego korzyści?

No właśnie, jakie korzyści czerpie profesjonalna ofiara?

Pozwolenie na każde zachowanie. Ofiara może „szaleć”, być agresywna i swoim bólem usprawiedliwić najbardziej nawet irracjonalne zachowania. Dzwonić do innych w środku nocy, wymagać uwagi, być słuchaną i nie myśleć, uszkadzać się, przyjmować substancje otępiające, zrzucać odpowiedzialność na ludzi i czynniki wokół, zaniedbywać siebie i świat wokół siebie, być nieodpowiedzialną, nie widzieć pomocy, dróg wyjścia, a nawet mieć depresję, nie wychodzić z niej, czy odebrać sobie życie. I owszem, takie zachowania są wynikiem bólu. Są prawdziwe. Ale to zachowania dynamiczne i z czasem otoczenie oczekuje, że emocje opadną i wsparcie zadziała. Jeżeli taki stan trwa dłużej niż kilka miesięcy, to może utrwalić się, a nawet zmodyfikować osobowość danej osoby. I wchodzi mechanizm „gotowania żaby” – ludzie wokół przestają widzieć, że zachowania takie eskalują i ich krzywdzą. Profesjonalna ofiara korzysta z bezkarności, opartej na społecznym mechanizmie nietykalności osób słabych, pozwalając sobie na coraz więcej, bez konsekwencji – oczekuje usprawiedliwiania wszystkiego, na podstawie argumentu: „jak można krzywdzić cierpiącego”.

Profesjonalna ofiara karmi się zainteresowaniem emocjonalnym i zaangażowaniem innych, chce mieć wpływ na rozwój sytuacji. Lubi „rozdzielać” swój ból, obarczać innych swoimi kłopotami. Ktoś, kto rzeczywiście cierpi, nie będzie oczekiwał, że inni będą cierpieli z nim za wszelką cenę i nieskończenie długo, że zdejmą ten ból.

W mediach społecznościowych to też inne korzyści: większe zasięgi, więcej obserwujących, więc więcej reklamodawców, więcej uwagi, więcej współczucia, czyli ostatecznie – więcej pieniędzy.

Jeżeli mówimy o korzyściach finansowych, to mamy dosyć jasną i określoną korzyść. Jest jednak drugi scenariusz przyjęcia strategii bycia ofiarą w mediach społecznościowych. Jeżeli w zwiększaniu zasięgów nie chodzi o pieniądze, czyli nie ma tutaj korzyści, które są niezbędne do przeżycia, a chodzi tylko o ludzkie współczucie, to wchodzimy na grunt socjopatyczny. Współczucie sprawia, że inaczej kogoś traktujemy, więc można na nim bardzo dużo ugrać i niestety social media w tej chwili to bardzo mocno wykreowały, co wykorzystują jednostki zaburzone.

Profesjonalna ofiara korzysta z bezkarności, opartej na społecznym mechanizmie nietykalności osób słabych, pozwalając sobie na coraz więcej, bez konsekwencji

Dlaczego tak wiele osób ulega tej manipulacji? Zadziwia mnie, że są w przestrzeni publicznej osoby, które stosują tę strategię od lat i wciąż skupiają wokół siebie dużą grupę fanów.

A kim się najłatwiej manipuluje? Osobami, które mają współczulność w danym momencie, które mają swoje potrzeby, swoje tragedie z przeszłości, których przeszłe traumy zostaną poruszone i przez to wejdą na poziom bardzo bliskiego zrozumienia drugiego człowieka. Kiedy ktoś cię rozumie, a ty wykorzystujesz to do tego, żeby uzyskać korzyści, to nazywamy to manipulacją.

Każdy z nas w swoim najbliższym otoczeniu, w przeżyciach swoich, swojej rodziny i znajomych ma historie o nowotworach, przemocy, pożarach, utracie dziecka, ciężkim wypadku. Rozumiemy różne tragiczne zdarzenia, bo one pośrednio lub bezpośrednio nas dotykają. Jeżeli ktoś czerpie energię z tego, że ludzie wchodzą na poziom współczulności i ma długotrwałe korzyści, to jest manipulatorem. W mediach społecznościowych włącza się jeszcze jedna istotna korzyść: obrona. Naszym odruchem jest obrona biednej ofiary, chronienie jej przed agresorem. Niestety w internecie widzimy, w jak wypaczony sposób to działa – tworzy się trójkąt dramatyczny, w którym występuje kat, ofiara i wybawiciel. Zaczyna się gra, a role często się zmieniają, nieraz nie wiadomo, kto jest katem, kto ofiarą, a początkowy wybawiciel paradoksalnie na ogół ponosi najgorsze konsekwencje emocjonalne, bo zaangażował się w coś, co go nie dotyczy bezpośrednio.

Typowa sekcja komentarze. Absurd takich dyskusji widać, gdy ścierają się dwie osoby o dużych zasięgach – każda ma wokół siebie setki obserwatorów, którzy potrafią naprawdę zaciekle walczyć o „swoją prawdę”.

Nie bez powodu mówi się, że nic tak nie promuje jak hejterzy. Dlaczego? Dlatego, że tam, gdzie jest hejter, są inne osoby, które zaczynają bronić. Musimy jednak rozdzielać to życie wirtualne, które bardzo mocno oparte jest na manipulacjach emocjonalnych, ponieważ tam zrzesza się grupa ludzi, którzy nie są związani bezpośrednio z danym tematem, ale każdy ma jakieś swoje przeżycia. Te osoby mają potrzebę emocjonalną, aby pomóc komuś innemu, ponieważ bardzo często nie chcą myśleć o swoich tragediach. I tutaj tworzy nam się szereg nowych ofiar – ofiar funkcjonalnych.

Co to znaczy?

Takie osoby mają korzyść z czyjegoś dramatu, bo dostają sposobność do ponownego przeżycia swojego bólu, opowiedzenia swojej historii. Mogą kogoś obronić, wejść w syndrom bohatera. Mogą znaleźć nowych znajomych, połączyć się z nimi w traumie. Bywa, że ludzie w takich okolicznościach łączą się w pary – takie związki i relacje, których fundamentem jest trauma, na ogół po czasie się rozpadają. Jednak dla niektórych stają się strategią romantyczną, a w końcu schematem, a nawet uzależnieniem. Profesjonalna ofiara dostarcza nam dużo emocji, wciąż więcej i więcej. Nasz mózg w końcu się do tego przyzwyczaja, a wręcz czuje zadowolenie. Naprawdę bardzo długo można prowadzić tę grę, budować na tym zasięgi, sieć znajomości, gromadzić wokół tych, którzy będą nam współczuć, a tym samym nakręcać to zaklęte koło.

Jak się obronić przed taką manipulacją?

Przede wszystkim zadajmy sobie pytanie, dlaczego chcę pomóc drugiej osobie? Trzeba też pamiętać, że nie pomożemy komuś, kto nie chce pomóc sam sobie. Jeżeli ta pomoc trwa zbyt długo i uruchamiają nam się mechanizmy obronne, obserwujmy je. Wielu z nas za bardzo bagatelizuje swoje odczucia. Mamy poczucie winy, że setny raz słuchamy historii koleżanki o problemach z mężem i się irytujemy, przestajemy traktować to poważnie. A to jest bardzo mocny sygnał, że być może przebywamy w czyjejś tragedii zbyt długo. Dlaczego się na to godzimy? Skłonność do agresji, złość, zdenerwowanie, zniecierpliwienie oznaczają, że nasze granice są przekraczane. Jeżeli udzielamy komuś wsparcia i podsuwamy rozwiązania, a sytuacja się nie zmienia, to znak, że nasza pomoc jest nieskuteczna. Lepiej się z tego wycofać.

Warto też przyjrzeć się naszej potrzebie angażowania się w problemy całkiem obcych ludzi. Jeżeli mamy do tego tendencję, może okazać się, że próbujemy coś zatuszować, ukryć przed samym sobą jakiś problem.

Poczucie wyjątkowości i bycia szczególnym przypadkiem to bardzo charakterystyczna cecha osób, które mają syndrom ofiary. Sama miałam sytuacje, że ktoś na wejściu informuje mnie, że jestem jego dziesiątą terapeutką i „zobaczymy, czy mnie złamiesz”

To ciekawe, że z taką lekkością „pozbywamy się” ludzi w świecie realnym, a „unfollow” w świecie wirtualnym przychodzi nam tak trudno. Chyba zapominamy, że obecnie nasze emocje to też waluta.

I to bardzo wartościowa waluta, jedna z najcenniejszych. Miejmy dystans do tragedii, które docierają do nas niemal każdego dnia. Nie chodzi oczywiście o to, żeby nie pomagać, ale o to, żeby pomagać skutecznie i tym, którzy naprawdę tego potrzebują. Zwracajmy większą uwagę na ludzi blisko nas, a mniej na tych, którzy funkcjonują gdzieś tam, w internecie. Nauczmy się odróżniać ofiarę od kogoś, kto korzysta z tego konstruktu, by coś od nas uzyskać. Jeżeli dotyczy to bliskiej nam osoby, to pamiętajmy o ustaleniu granic i racjonalnej ocenie, czy nasze zasoby pomogą – jak ktoś od miesięcy płacze, nie potrafi poradzić sobie z przykrymi emocjami, to warto skonsultować się z profesjonalistą. Bądźmy też czujni, gdy ktoś mówi, że sam sobie poradzi, niczego od nas nie potrzebuje, a jednocześnie wypomina nam, że nie jesteśmy wsparciem.

Właśnie, to chyba też częste zachowanie profesjonalnej ofiary – wszystko robi sama, bierze na siebie za dużo, odmawia pomocy, by potem dyskredytować innych.

Jest to manipulacja emocjami, u której podstaw bardzo często leży potrzeba uwagi, docenienia, ale też pokazania „jaka jestem silna” i „sama ze wszystkim sobie poradzę”. Zauważmy, że to też bardzo częsta taktyka w mediach społecznościowych: ktoś nie rozdziela obowiązków i zadań, ale wciąż narzeka, jak bardzo jest mu ciężko, że wszystko robi sam i od 15 lat nie miał urlopu, ba, wolnego dnia! Takie nieustanne odmawianie wsparcia i bombardowanie swoim wyczerpaniem, wywołuje w ludziach poczucie winy. A jak coś sprawia, że mam poczucie winy, to oznacza, że mi szkodzi. Jeśli coś nas krzywdzi, to znaczy, że nasze granice zostały przekroczone. Jeżeli akceptujemy przekroczenie naszych granic, to prawdopodobnie stajemy się ofiarą manipulacji emocjonalnej.

Czy profesjonalna ofiara czuje się wyjątkowa? Często w zamkniętych grupach trafiam na wpisy: „Byłem u 10 terapeutów. Nikt mi nie pomógł. Terapia nie działa, leki nie działają, nic nie działa, nie ma dla mnie ratunku”.

Tak, poczucie wyjątkowości i bycia szczególnym przypadkiem to bardzo charakterystyczna cecha osób, które mają syndrom ofiary. Sama miałam sytuacje, że ktoś na wejściu informuje mnie, że jestem jego dziesiątą terapeutką i „zobaczymy, czy mnie złamiesz”. Tylko ja nie jestem po to, żeby kogoś łamać. Ja jestem dla ciebie, żeby poszukać rozwiązań, a nie się siłować i przepychać. Na sesji terapeuci dają pacjentom sto procent uwagi – jeżeli ktoś mocno siedzi w syndromie ofiary, to może się okazać, że tego właśnie potrzebuje i zrobi wszystko, żeby to trwało. Dlatego, zamiast wykorzystać terapię do zakończenia tego etapu, będzie się tą uwagą karmił i pogrążał w swojej „słabości”.

I podobnie jest z atencją w sieci – tylko tam zamiast jednego terapeuty, mamy rzeszę osób, które chętnie podłączą się pod te emocje. W tym sensie manipulacja w internecie jest szalenie prostą taktyką. Dlatego bądźmy czujni i świadomie korzystajmy z technologii. Profesjonalna ofiara myśli dychotomicznie – albo wszystko, albo nic. Bez problemu usunie cię ze znajomych lub zablokuje, gdy zobaczy, że wykruszasz się ze sposobu myślenia, którego od ciebie wymaga. Prawdziwa ofiara korzysta z tego, co dostanie, potrafi też powiedzieć, czego jej potrzeba. Gdy dostanie kamyczek, to poczeka na kolejny, a potem kolejny i kolejny, a następnie zrobi z nich schodki, żeby wyjść z dołu. Osoba, która ma myślenie dychotomiczne i jest ofiarą profesjonalną, uzna, że rzucając jej kamyczek, sprawiasz jej ból i ją krzywdzisz. Ona oczekuje, że podasz jej drabinę.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: