Odebrali milion dwieście tysięcy połączeń. Wielu młodych ludzi uratowali przed samobójstwem. Teraz sami liczą na pomoc
Czasem pojawiają się pytania, na które trudno odpowiedzieć. Gdy dziecko pyta: „Po co ja się w ogóle urodziłem, skoro rodzice nie mają dla mnie czasu?”. Bywa też tak, że młody człowiek dzwoni i mówi, że trzyma w ręku nóż. Telefon zaufania 116 111 nie bez przesady stał się sprawą życia i śmierci. Ale nie przetrwa bez wparcia darczyńców. Hello Zdrowie rozmawia z Lucyną Kicińską, koordynatorką telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży.
Ewa Podsiadły-Natorska: 116 111 to jedyny, skierowany do dzieci i młodzieży, darmowy telefon zaufania w Polsce.
Lucyna Kicińska: Tak, nasz ogólnopolski telefon zaufania dla dzieci i młodzieży świadczy pomoc psychologiczną, zapewnia przy tym anonimowość i jest całkowicie bezpłatny. Działamy po to, żeby każde dziecko miało możliwość kontaktu z dorosłym w sytuacji dla siebie trudnej, kryzysowej, by razem z nami mogło poszukać rozwiązania.
Ile telefonów dziennie odbieracie?
W tej chwili każdego dnia odbieramy niewiele poniżej 300 połączeń, natomiast prób nawiązania kontaktu jest o wiele więcej. Od nas dziecko nigdy nie usłyszy gotowego rozwiązania, bo telefon zaufania to nie encyklopedia rozwiązywania problemów, tylko płaszczyzna do zrozumienia, czego dziecko potrzebuje i jakich ma dorosłych opiekunów obok siebie, z pomocy których może skorzystać. Naszą rolą jest do takiego rozwiązania je doprowadzić. Nigdy nie popychamy dzieci do podejmowania trudnych dla siebie decyzji – jesteśmy razem z nimi tak długo, jak one tego potrzebują.
W jakim wieku było najmłodsze dziecko, które do was zadzwoniło?
Najczęściej rozmawiamy z dziećmi powyżej 10. roku życia. Najmłodsze miało 2–3 lata, choć trudno to nazwać rozmową. W takim przypadku na ogół dzwoni starsze rodzeństwo w wieku 5, 6, 7 lat, które opiekuje się młodszym dzieckiem i po wybraniu naszego numeru podaje mu słuchawkę. Taka sytuacja najczęściej związana jest z tym, że dzieci są same w domu. Starsze, kilkuletnie dziecko pozostawione jest jako opiekun bardzo małego dziecka i nie wie, co ma z nim robić, nie ma pomysłu, jak spędzić czas, może trochę się nudzi, ale może też się boi i wpada na pomysł, żeby rozładować swój lęk albo zaspokoić nudę, dzwoniąc na nasz numer i podając młodsze dziecko do telefonu.
Co wtedy robicie?
W takich sytuacjach zawsze prosimy, żeby starsze dziecko wzięło telefon i w czasie rozmowy próbujemy ustalić, czy dzieci są zagrożone, bo zostały same w domu, czy po prostu im się nudzi, a dorosły jest w pokoju obok. Zdarzyły nam się interwencje, ponieważ uważamy, że sytuacja, w której dziecko dwu- czy trzyletnie jest pozostawione na wiele godzin pod opieką o parę lat starszego brata czy siostry, nie jest bezpieczna i wtedy staramy się zapewnić pomoc. Dobrze, że nawet małe dzieci znają numer 116 111, pamiętajmy jednak, że z większością spraw najmłodsi powinni zwracać się po pomoc do dorosłych w swoim otoczeniu: nauczyciela, wychowawcy, opiekuna czy rzecz jasna rodzica.
Odbieracie czasem dramatyczne telefony. Dzwonią do was młodzi ludzie u progu samobójstwa.
Z roku na rok rośnie liczba dzieci i nastolatków, którzy telefonują i piszą w związku z myślami samobójczymi. W 2015 były miały miejsce 2–3 takie rozmowy dziennie, w 2016 roku było ich 5–6, w 2017 – 8, w 2018 – 14, a teraz, w 2019, na przestrzeni 5 miesięcy, mieliśmy 17 kontaktów każdego dnia dotyczących myśli, zamiarów czy prób samobójczych. Nie rośnie przy tym liczba odebranych połączeń, tylko maleje, bo im trudniejszy problem, tym dłuższa rozmowa. Czasem dziecko dzwoni i już na początku mówi: „Nie wytrzymuję, chcę się zabić”. Czasem opowiada o swojej trudnej sytuacji, a czasem po 40 minutach rozmowy, gdy zdobędzie zaufanie, wyznaje: „Mam jeszcze myśli samobójcze”. Są dzieci, które dzwonią i mówią: „Idę właśnie na tory” albo „Trzymam w ręce nóż”. Są też dzieci, które rozmawiają o różnych trudnościach, a w pewnym momencie oznajmiają nagle: „Przepraszam, ale nie mam już siły, zadzwoniłem za późno”.
Problem jest bardzo poważny.
Tak. Bierze się on z braku więzi i poczucia bezpieczeństwa w relacji z osobami dorosłymi. Dzieci mają mniejsze umiejętności i mniejszą wiedzę na temat szukania rozwiązań niż osoby dorosłe. Bez rodzica czy opiekuna mają niewielkie szanse poradzenia sobie w sytuacji trudnej. Presja i napięcie rosną, samoocena obniża się, pojawiają się myśli rezygnacyjne, nastolatek obwinia się za to, że problem w ogóle wystąpił. W tej chwili w średnio więcej niż jednej rozmowie czy wiadomości na dzień podejmujemy interwencję, bo dochodzi do sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia bądź zdrowia. Młodzi podejmują próby samobójcze, o których nikt nie wie. Ogólnopolska diagnoza skali i uwarunkowań krzywdzenia dzieci z 2018 roku pokazała, że 7 proc. dzieci w wieku 11–17 lat jest po próbie samobójczej, natomiast oficjalne statystyki ujawniają mniej niż tysiąc takich prób rocznie. Tylko oficjalne statystyki mówią o tym, ile policja podjęła postępowań, podejrzewając, że np. ktoś doprowadził dziecko do próby samobójczej. I nas te liczby przerażają, a rzeczywistość jest o wiele bardziej dramatyczna. Statystycznie na każdą 28-osobową klasę przypada dwójka dzieci, które próbowały targnąć się na swoje życie.
Przyczyną jest nieobecność rodziców?
Tak, i ich brak czasu dla dzieci, choć to pewne uproszczenie. Jestem głęboką zwolenniczką tego, że dorośli są odpowiedzialni za to, jak żyją. Dzieci nie są odpowiedzialne za to, jak żyją ich rodzice. To rodzice odpowiadają za sposób, w jaki funkcjonują: również za swoje zapracowanie i zatracenie się w różnych obowiązkach czy dążeniu do samorealizacji, czego skutkiem jest wycofywanie się z życia rodzinnego. U dorosłego często pojawia się myśl, że wszystko jest w porządku. Myśli: „Muszę tak pracować, może moje życie rodzinne na tym trochę cierpi, ale przecież nie tak strasznie”. Niestety, 10 lat działania telefonu zaufania 116 111 jest dowodem na to, że cierpi strasznie. Gdyby tak nie było, to nie odebralibyśmy miliona dwustu tysięcy telefonów od dzieci, które bardzo często mówią o tym, że rodzice nie mają dla nich czasu. Przecież to nie jest tak, że rodzic jest bez przerwy w pracy – wraca z niej, ma wolny dzień, ale poświęca czas na własne rozrywki czy dalszą pracę w domu, natomiast nie ma czasu dla dziecka albo nie interesuje się jego życiem.
Dzieci czują się odrzucone.
Czasem zadają pytania, na które trudno nam odpowiedzieć. Na przykład: „Po co ja jestem moim rodzicom? Po co ja się w ogóle urodziłem, skoro rodzice nie mają dla mnie czasu, jeżeli nic ich nie interesuje, jeżeli nie mogę się do nich zwrócić o pomoc?”. To są zasadne pytania, bo bycie rodzicem to ogromna odpowiedzialność, a wychowanie jest aktywnym procesem. Rodzice sami się oszukują, myśląc: „Na pewno nie jest u nas tak źle, inni mają gorzej, jakby się coś działo, to moje dziecko na pewno do mnie przyjdzie”. Nie. Zawsze da się żyć inaczej, tylko my, dorośli zatracamy się w tym, co robimy i ma to ogromny wpływ na to, jak wyglądają nasze relacje z dorastającymi dziećmi.
Nagle okazuje się, że rodzice kompletnie nie znają swoich dzieci, nie wiedzą, z kim się przyjaźnią, co lubią, jakie mają problemy, pasje, marzenia, kim chcą być w przyszłości. Często słyszymy to też z ust dorosłych, bo prowadzimy telefon 800 100 100 dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci. Tam rodzice często dzwonią i mówią: „Jestem przerażony, nie znam mojego dziecka. Nie wiem, co się z nim dzieje”.
Zazwyczaj w pewnym momencie rozmowy rodzic zaczyna sobie uświadamiać, że bardzo zaniedbał emocjonalnie swoje dziecko i że przez szereg swoich decyzji, które podejmował świadomie bądź nieświadomie, doprowadził do tego, że nie jest dla swojego dziecka bliską osobą. Nie jest też dla niego nośnikiem wartości, a dziecko ma z nim związanych bardzo dużo negatywnych myśli, bo zostało przez rodzica odrzucone. Jeżeli od najmłodszych lat nie ma budowania więzi, wspólnego spędzania czasu, rozmów czy pokazywania siebie jako osoby, do której można przyjść w trudnej sytuacji – co da się zrobić nawet przy małej ilości czasu – to potem im starsze dziecko, tym większy rozdźwięk pomiędzy młodszym a starszym pokoleniem.
Jak wtedy rozmawiacie z dzieckiem?
Najczęściej wspólnie podejmujemy trud odbudowania relacji dziecka z rodzicem. Rozmawiamy z nim o tym, czego się w związku z tym obawia. Często dziecko boi się, że mama powie: „Nie mam czasu”. Wtedy tak konstruujemy komunikat i sytuację przyszłej rozmowy, żeby mama nie mogła tego powiedzieć. Jak to zrobić? Ustalamy, że dziecko np. powie: „Mamo, boję się, że powiesz, że nie masz czasu, ale dla mnie to bardzo ważne”. Może też powiedzieć: „Mamo, wiem, że jesteś bardzo zapracowana. Powiedz mi, o której będziesz miała dla mnie czas, bo chcę z tobą porozmawiać i to jest dla mnie bardzo ważne”. Nazywamy to omijaniem rodzicielskich raf; pokazujemy, jak konstruować wypowiedzi, żeby relacja miała szansę się odbudować, a dziecko nie czuło się odrzucone. Niestety we mnie wywołuje to frustrację, bo to nie dziecko powinno umieć się skomunikować z rodzicem, tylko rodzic z dzieckiem.
Często odbieracie takie telefony?
Jeżeli to by była jedna rozmowa na dzień, w której uczymy, jak ominąć błędy komunikacyjne rodzica, to bym się nie frustrowała, natomiast to się dzieje od 10 lat kilkadziesiąt–kilkaset razy dziennie. Chciałabym jednak jasno podkreślić, że rodzice nie robią tego dzieciom na złość, z premedytacją rezygnując z budowania więzi. Rodzice nie mają wiedzy ani umiejętności, jak rozmawiać z własnymi dziećmi. Myślą, że to, co mówią, jest dobre. Często pracują tak dużo, bo chcą zarobić na zajęcia dodatkowe dla swoich pociech. Bezwiednie wycofują się z relacji, myśląc, że nic złego się przecież nie dzieje. A po latach dzwonią do nas na numer 800 100 100 i mówią wprost, że są rozczarowani tym, co się wydarzyło w ich życiu. Okazuje się, że siedzieli w pracy do 21, a dziecko miało wszystko, było tylko wożone z zajęć na zajęcia, rodzice poświęcali swój czas i energię, a teraz ono im wykrzykuje, że ich nienawidzi. Jeżeli dorosły poświęcał czas gromadzeniu dóbr, żeby zapewnić dziecku świetlaną przyszłość, to ja rozumiem jego ogromną frustrację i żal, bo on się bardzo starał. Ale jeszcze raz podkreślam, że to dorosły jest odpowiedzialny za to, jak wygląda jego życie i relacje z dzieckiem.
Tak naprawdę bardzo się dziwię takim rodzicom, bo towarzyszenie dziecku w stawaniu się dorosłym to najpiękniejszy proces, w jakim możemy uczestniczyć. Obserwowanie zdobywania przez człowieka nowych umiejętności to coś niesamowitego i nie ma drugiego tak cennego okresu jak dzieciństwo. Tempo, w jakim dziecko rozwija się poznawczo i emocjonalnie, patrzenie, jak zdobywa nowe umiejętności, to magia. Nie wiem, dlaczego dorośli z tego rezygnują, kompletnie jest to dla mnie zagadką.
Podejmujecie interwencje, które nierzadko ratują dzieciom życie. Podkreśla pani jednak, że telefon zaufania nie zastąpi rozmowy z żywym człowiekiem.
My nie chcemy, żeby dzieci widziały telefon zaufania w taki sposób, że tam się dzwoni, a nie rozmawia z bliskimi, nie buduje się poczucia zaufania z osobami w swoim otoczeniu. Niestety, bardzo często dzieci do nas dzwonią, bo jakaś pani pedagog powiedziała, żeby to zrobić. I dziecko dzwoni, a pani pedagog przestaje ufać, widzieć ją jako osobę, która może pomóc, a co gorsza, nie widzi innych dorosłych obok siebie, do których może się zwracać po pomoc. My nie jesteśmy dorosłym, którego ma się przed oczami, tylko anonimową osobą, głosem w telefonie albo słowami, które piszemy do dzieci, bo można też do nas przesyłać wiadomości. Rzeczywiście dobrze, żeby dzieci miały świadomość istnienia telefonu zaufania, ale muszą wiedzieć, że to nie jest jedyne miejsce, do którego można się zwracać o pomoc w trudnych sytuacjach. Jeśli np. dochodzi do przemocy w rodzinie, to dziecko powinno w pierwszej kolejności poinformować o tym osoby ze szkoły czy z przedszkola i tam uzyskać dla siebie pomoc oraz wsparcie.
Niestety, ze względu na brak programów profilaktycznych w szkołach, bardzo ograniczony dostęp do pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, telefon zaufania 116 111 odgrywa podwójną rolę. Pierwotną jest pomoc w radzeniu sobie z różnymi problemami, które nie są jeszcze kryzysem, natomiast my z roli profilaktycznej często przechodzimy do roli kryzysowego interwenta. A to nie jest rola telefonu zaufania, tymczasem od kilku lat funkcjonujemy w ten sposób, bo system zawodzi. Dzieci nie mają wsparcia psychiatrów, psychologów, pedagogów szkolnych czy rodziców.
Mimo to nie możecie liczyć na wsparcie ze strony państwa.
Działamy tylko dzięki pomocy darczyńców indywidualnych i biznesowych oraz strategicznych partnerów. Nigdy nie mieliśmy zagwarantowanego wsparcia rządowego; ministerstwa ogłaszały konkursy na dofinansowanie różnych działań zmierzających do profilaktyki, zapobiegania trudnym sytuacjom w życiu dzieci czy na dofinansowanie telefonów zaufania, i różne organizacje mogły do nich przystępować. Niestety, od 2016 roku konkursy nie są ogłaszane, mimo że ministerstwa: zdrowia, edukacji narodowej czy spraw wewnętrznych i administracji często podkreślają, że nasza działalności jest ważna. Bardzo nam dziękują, ponieważ wiedzą, że tylko przez 5 miesięcy tego roku uratowaliśmy już 200 osób w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, a blisko 40 tys. zapewniliśmy dostęp do bezpłatnej pomocy psychologicznej.
Zadania, które realizowaliśmy, były pozytywnie ewaluowane, a dotacje zawsze były pozytywnie rozliczane, natomiast aktualnie słyszymy: nie ma pieniędzy w budżecie państwa. Minister spraw wewnętrznych i administracji nie odpisał nam nawet na pismo, które wysłaliśmy w styczniu, mimo że na odpowiedź ma ustawowy termin 30 dni. Dzięki wsparciu moglibyśmy utworzyć kolejne stanowisko, czyli sprawić, że następne 10 tysięcy dzieci w skali roku dodzwoni się do nas i uzyska pomoc.
Nie dziwię się, że przemawia przez panią rozgoryczenie. Jak więc można wam pomóc?
Telefon zaufania działa dla nas wszystkich, dla naszego społeczeństwa, nie tylko dla dzieci. My nie zastępujemy rodziców ani nauczycieli. Codziennie odbudowujemy zerwane mosty pomiędzy dziećmi a rodzicami. Każdy może sprawić, że więcej dzieci będzie mogło skorzystać z naszej pomocy. Zachęcamy do włączenia się w kampanię www.wspierajtelefon.pl. Można przekazać jednorazową darowiznę albo zdefiniować polecenie zapłaty, żeby co miesiąc przekazywać nam stałą kwotę. Każda, nawet najdrobniejsza suma, przybliża nas do tego, że odbierzemy kolejne połączenie i to może być telefon, którym uratujemy dziecku życie.
Telefon zaufania 116 111 skierowany jest do dzieci i młodzieży. Można dzwonić codziennie, od godz. 12 do 2 w nocy. Można także zarejestrować się na stronie www.116111.pl i wysłać wiadomość. Telefon prowadzi Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Zespół telefonu zaufania tworzą psycholodzy, pedagodzy, pracownicy socjalni oraz studenci ostatnich lat tych kierunków. Niektórzy pracują na zasadzie wolontariatu. Wszystkie osoby są specjalistycznie przygotowane do świadczenia pomocy psychologicznej przez telefon.
Fundacja prowadzi też telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci 800 100 100, który jest dostępny od poniedziałku do piątku w godzinach 12–15. Specjaliści FDDS oferują pomoc rodzicom i nauczycielom, którzy potrzebują wsparcia i informacji w zakresie przeciwdziałania i pomocy psychologicznej dzieciom przeżywającym kłopoty oraz trudności.
Zobacz także
Rosną kolejne pokolenia córek, których matki odchudzają się całe życie. Psycholog i psychoterapeuta Paulina Chojecka-Dragon opowiada o coraz młodszych dziewczynkach, które do niej trafiają
„Boimy się myśleć i działać odpowiedzialnie, żeby nie stracić tego, co wydaje się takie cudowne”
„Pary homoseksualne są rodzicami bardzo odpowiedzialnymi. Ich miłość jest taka sama jak heteroseksualnych rodziców. Ale mają więcej niepokoju” – mówi psychoterapeutka Agnieszka Gudzowaty
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
Ludzie myślą, że mają rację, nawet jeśli się mylą. Naukowcy zbadali, dlaczego się tak dzieje
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
„Przez pół roku płakałam w poduszkę – widziałam, że moje dziecko potrzebuje pomocy, ale nikt tego nie zauważa”. Była w „czarnej dziurze”, teraz wyciąga z niej rodziców dzieci z niepełnosprawnością
się ten artykuł?