Przejdź do treści

„Ten się nie starzeje, kto docenia czas, który ma, kto potrafi go w zgodzie ze sobą wykorzystać”. O tym, co sprawia, że czujemy się młodo, mówi Julita Czernecka

Julita Czernecka, socjolożka - HelloZdrowie
Julita Czernecka, socjolożka / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Doskonałym przykładem żywiołowości i tej energii życiowej, która sprawia, że czujemy się młodo, są dla mnie moi dziadkowie. Byli bardzo aktywni do ostatnich dni. Co robili? Dużo tańczyli! I bawili się. A człowiek bawiący się, czyli homo ludens, pozwala nam ładować energię, która sprawia, że metryka nie ma znaczenia. Jeśli do tego znajdziemy w sobie zgodę na to, że wszystkim ubywa czasu, to będziemy w stanie lepiej go wykorzystywać i… żyć – mówi Julita Czernecka, socjolożka.

 

Małgorzata Germak: Z badań wynika, że większość osób w średnim i starszym wieku czuje się młodziej niż w rzeczywistości. Co powoduje, że czujemy się młodo?

Julita Czernecka: Wiele czynników potrafi mieć na to wpływ. Zacznę od podstaw. Kluczowe jest to, w jakiej kondycji jesteśmy i jak czujemy się fizycznie. Według badań, które przeprowadzałam: „Postawy Polaków wobec wyglądu i zdrowia” – potwierdza się stare powiedzenie, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Im mniej mamy problemów zdrowotnych, tym bardziej jesteśmy witalni do późnych lat, nawet do 80., 90. roku życia.

Nie bez znaczenia jest też aspekt psychologiczny. Liczy się to, w jakim stopniu akceptujemy swoje życie. Czy wybieramy ścieżkę nasłonecznioną, czy tę w cieniu – mówiąc metaforycznie. O tym świadczyć będą nasze codzienne wybory. Jaką wybieramy interpretację wydarzeń, które dzieją się w naszym życiu – czy jestem osobą, która potrzebuje i umie znaleźć coś pozytywnego dla siebie, nawet w tych bardzo trudnych sytuacjach, a także czy mam zgromadzony kapitał związany z odpornością psychiczną. Jak postrzegam życie: czy jestem w zgodzie z nim, a może wszystkie zdarzenia interpretuję negatywnie. Psychologowie od dawna podkreślają, że to, w jaki sposób myślimy o swoim życiu, znajduje odzwierciedlenie w naszym zmaganiu się ze zdrowiem. Ono z kolei wpływa na to, czy czujemy się dobrze i młodo. I kółko się zamyka. To jest system naczyń połączonych.

Mamy jeszcze społeczny filar. Wraz ze starzeniem się zmienia się środowisko, w którym funkcjonujemy. Często maleje lub znika aktywność zawodowa, ubożeje nasza sieć kontaktów społecznych, odchodzą przyjaciele. To moment, w którym dużo zmienić może pozostanie aktywnym życiowo. Tu akurat z badań przebija się bardzo pozytywny trend – kobiety po 70. wykazują sporo aktywności. Zarówno te z dużych, jak i małych miast są aktywne na emeryturze, działają w różnych stowarzyszeniach, angażują się w lokalnych społecznościach. Są też bardziej niż mężczyźni włączone w sprawy rodzinne. Korzystanie z tego, co przynosi życie, może nas odmładzać. Istnieją koła gospodyń wiejskich, w których panie po 60., 70. roku życia prężnie funkcjonują. Kobiety niezależnie od tego, gdzie mieszkają, biorą udział w akcjach organizowanych przez domy kultury, uczęszczają na uniwersytety trzeciego wieku, chodzą do kin, teatrów. To wszystko powoduje, że mają energię życiową i czują się na mniej lat, niż wskazuje ich metryka.

Trafiłam na taki cytat: „Nie starzeje się ten, kto nie ma na to czasu”. Czy czas nam inaczej płynie, kiedy coś się dzieje w naszym życiu?

Ja bym powiedziała raczej, że ten się nie starzeje, kto docenia czas, który ma, kto potrafi go w zgodzie ze sobą wykorzystać. Moi dziadkowie, którzy byli bardzo aktywni do ostatnich dni, są dla mnie przykładem żywiołowości i właśnie tej energii życiowej, która sprawia, że czujemy się młodo. Oni potrafili podróżować po 80., jeździli regularnie po sanatoriach, do tego dużo tańczyli ze sobą – kochali to. Ale mieli też momenty zwolnienia.

Pamiętam, jak mój dziadek kładł się na leżaku pod swoją ulubioną jabłonią i leżał godzinę, mówiąc, że czuje, że teraz potrzebuje odpocząć. Wykorzystywał swój czas w zgodzie ze sobą. To on też dawno temu przekazał mi taką refleksję: „Wiedz, że im będziesz starsza, tym szybciej czas będzie ci płynął”. Wtedy nie potrafiłam tego zrozumieć. Zastanawiałam się, czy kiedy ktoś jest na emeryturze i ma dużo czasu, to faktycznie on mu inaczej płynie.

No właśnie, można odnieść wrażenie, że po 30., 40. czas zaczyna biec, pędzić. Jak to wytłumaczyć?

Po pierwsze, im jesteśmy starsi, tym przybywa nam obowiązków w naszej fizycznej czasoprzestrzeni. Rodzą się dzieci, które wymagają opieki; rodzice się starzeją i też potrzebują naszego zaangażowania; do tego mamy przecież obowiązki zawodowe… I doba się kurczy. Czas może nam subiektywnie przyspieszać też z tego względu, że z wiekiem jesteśmy mniej efektywni fizycznie. 40-latek wie, że jak zarwie noc na napisanie raportu do pracy albo pójdzie na imprezę, to potem potrzebuje całego weekendu na dojście do siebie. Nie ma takiej szybkiej regeneracji jak 20-latek, który baluje od czwartku do niedzieli i wystarczy mu kilka godzin snu. Jest jeszcze coś – zdajemy sobie subiektywnie sprawę z tego, że czasu nam ubywa i do końca jest coraz bliżej.

A co jeszcze może sprawić, że będziemy czuć się młodo?

Traktowanie życia jako nieustającej przygody, korzystanie z niego. Uważność na życie. Niezależnie od tego, czy sadzimy kwiatki w ogródku, czytamy książkę, spotykamy się z przyjaciółmi czy spacerujemy po łące – chodzi o cieszenie się tym tu i teraz. Ci, którzy mają taką umiejętność, są zdecydowanie bardziej szczęśliwi.

Poza tym przewagę mają osoby, które kładą nacisk na jakość relacji międzyludzkich. Podczas badań naukowców z Harvard University „Study of Adult Development”, które zaczęły się w latach 30. XX wieku, badano mężczyzn przez ich całe życie. Co jakiś czas przeprowadzano im testy psychologiczne i rozmowy na temat spełnienia w życiu. Rezultat? Niezależnie od tego, czy ktoś doświadczył awansu społecznego w związku z np. wzbogaceniem się, czy był w niższej klasie społecznej, pod koniec życia mówił, że to, co świadczy o jego szczęściu i poczuciu spełnienia, to są jakościowe, wartościowe relacje z ludźmi. To mocno przekłada się na czucie się młodo.

Pieniądze wiele ułatwiają, ale żeby zachować witalność i czuć się młodo, wystarczy sięgnąć po parę rzeczy, które akurat są za darmo. Kosztuje nas to jedynie zmianę nawyków i przekonań. Wiem, że czasem jest to trudne, ale warto powalczyć o siebie

W piosence „Tańcz” Łąki Łan słyszymy: „Nie przestajemy się bawić, bo się starzejemy; Starzejemy się, bo przestajemy się bawić”. Trafne spostrzeżenie? Pani tańczący dziadkowie wpisują się w to.

Jasne, że tak – zabawa skutecznie potrafi odmłodzić. Tu aż prosi się, żeby wspomnieć o takim miejscu jak Kuba. Miałam tę przyjemność być kilka razy w Ameryce Południowej w ramach wymiany uniwersyteckiej – to jest wspaniałe, jak ludzie tam, często pod chmurką, spontanicznie zaczynają się bawić. Wystarczy, że ktoś usiądzie gdzieś na schodku czy krześle przed knajpką i zacznie grać, a wszyscy dookoła, od dzieci po ludzi 90-letnich, ruszają tańczyć i podrygiwać. To jest taki przepływ energii, którego nam tu, na Zachodzie, brakuje.

My jesteśmy raczej w pędzie za pieniędzmi, lepszymi domami, samochodami, ubraniami. I nie ma w tym nic złego, tylko brakuje nam równowagi. Za cele stawiamy dobra materialne i zapominamy o drobnych chwilach szczęścia; o tym, że życie jest tu i teraz. Dużo badań naukowych mówi o tym, że jesteśmy szczęśliwi, kiedy spełniamy swoje marzenia, realizujemy nawet te najdrobniejsze. Bo to nie musi być od razu dom nad oceanem. Raczej chodzi o sytuację, kiedy ktoś ma ochotę wybrać się na kurs tanga, więc nie odkłada tego na dogodniejszy czas, tylko zabiera się za to teraz już. Takie odraczanie, myślenie życzeniowe różni nas od choćby mieszkańców wspomnianej Ameryki Południowej. Oni cieszą się danym momentem, radują się dobrym jedzeniem, spotkaniem z przyjaciółmi, słonecznym popołudniem. Zresztą we Włoszech też to widać – ludzie siedzą na zewnątrz, w knajpkach, rozmawiają, śmieją się, cieszą sobą. Polacy natomiast ciągle odkładają życie na kiedyś, na później.

Ten taniec, o który pani pyta, zabawa – to symbol naszej życiowej energii. Homo ludens, czyli człowiek bawiący się, to część nas, która jest bardzo potrzebna, żeby ładować nam energię. Nie jesteśmy maszynami. Tak jak samochód nie pojedzie bez benzyny, tak my musimy się ładować. Żeby dobrze żyć, móc pracować, tworzyć fajne relacje, my musimy się też bawić.

Czy powodem, dla którego czujemy się staro, jest m.in. to, że wycofujemy się z różnych form aktywności, które uprawialiśmy w młodości?

Na pewno w naszym kręgu kulturowym zapominamy o ciele, które jest naszym domem. Kiedy tak siedzimy przy komputerach albo w biurze wiele godzin, nie ruszamy się, to spada nam energia. W mięśniach mamy mechanizm – mitochondria. Można powiedzieć, że to takie nanopiecyki. Jeśli jesteśmy długo zamrożeni w pozycji siedzącej i jeszcze do tego skulonej i zgarbionej, to mięśnie nie pracują i nie wytwarzamy energii. Efekt: chodzimy zmęczeni, nic nam się nie chce, co jeszcze bardziej nakręca tę negatywną spiralę. A przez to szybciej się starzejemy. Nasze organizmy przez dziesiątki tysięcy lat były stworzone do ruchu i nadal tak jest – ciało potrzebuje do życia energii.

Nawiązując do pytania – owszem, im mniej jesteśmy aktywni, tym szybciej się zestarzejemy, fizycznie i psychicznie. Te osoby, które regularnie się ruszają, widzą kolosalną różnicę w swojej odporności psychicznej, we wracaniu do równowagi. Jeśli dzieją się w naszym życiu trudne rzeczy, to poruszenie energią w ciele, nawet pójście na szybki spacer, potrafi czynić cuda. W zmaganiach z przeciwnościami wybitnie pomaga też kontakt z naturą, czyli np. pójście do lasu. Tu dobrym przykładem jest Japonia, która słynie z leczenia zielenią i lasem. Są badania, które mówią, że ulegamy szybszej rekonwalescencji psychicznej i fizycznej, kiedy mamy kontakt z naturą. Oczywiście nie zawsze jest taka możliwość, ale pamiętajmy – nawet jak jesteśmy w biurze w pracy, to już zwykła przebieżka po schodach albo pójście do koleżanki na drugi koniec korytarza, żeby chwilę z nią porozmawiać, ładuje nam baterie. Tak bardzo dziś skupiamy się na efektywności, a zapominamy, że niczego nie osiągniemy bez aktywnego i pełnego energii ciała.

A czy „zadawanie się” z młodszymi ludźmi odmładza?

Jako osoba pracująca z ludźmi w wieku potencjalnie moich dzieci, czyli 20-latkami, mogę powiedzieć: ich energia jest fascynująca i to może być zaraźliwe. Ale są momenty, kiedy mam wrażenie, że ja tej energii mam więcej. Nie powiedziałabym więc, że to stricte kwestia wieku. Owszem, młodzi ludzie mają więcej tej części homo ludens, ale jak patrzę na swoich studentów, to widzę, że część jest zamknięta w sobie, wycofana. Ci, którzy trafiają do mnie na pierwszym roku, wcale nie są wulkanami energii. To inne pokolenie, skupione na świecie wirtualnym, mające problem z nawiązywaniem kontaktów w realu. Wierzę raczej, że zadawanie się z ludźmi, którzy mają apetyt na życie i są pełni dobrej energii, może nas odmładzać.

Problem z przekroczeniem kolejnej dekady życia mają z reguły ci, którzy czują, że upływa im czas, a oni stoją w miejscu – nie zmieniają swojego życia albo nie żyją życiem, którym chcą żyć. A metryka tylko im o tym przypomina

Ciekawy eksperyment na seniorach przeprowadziła badaczka Elizabeth Loftus. Wyszło z nich, że tzw. powrót do przeszłości potrafi mieć efekt odmładzający. Co może dać sięgnięcie do fascynacji z dawnych lat, np. do muzyki, której się kiedyś słuchało?

Wspomnienia potrafią dać energię. Na ogół powrót do młodości jest takim fajnym wspomnieniem, ale pod warunkiem, że nasza młodość była budująca. Czasem w swojej pracy gabinetowej rozmawiam z ludźmi, którzy mówią, że nie chcieliby mieć znowu 20 lat, bo wtedy męczyli się ze sobą. Dlatego rozważając powrót do dawnych fascynacji, warto zwrócić uwagę na wielowymiarowość takich doświadczeń.

Natomiast przykład z muzyką jest dobry. Muzyka powoduje, że mamy – jak to mówią młodzi ludzie – inny vibe. To jest niedoceniona forma autoterapii. Są takie metody jak TRE, czyli wytrzęsywanie z ciała stresu, trudnych emocji. Zwierzęta się otrzepują, kiedy się boją, i w ten naturalny sposób pozbywają się napięcia i stresu. My możemy do tego wykorzystać taniec i muzykę. Kiedy poruszamy energię w ciele, tupiąc, skacząc, nasz organizm ma szansę przepracować to, co trudne.

Czy bycie majętnym ułatwia czucie się młodo?

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że pieniądze nie ułatwiają życia. Dzięki nim możemy podróżować, zadbać o zdrowie, mieć trenerów personalnych, dobre suplementy, terapie. Możemy skupić się na sobie, bo odpada nam sporo obowiązków. Stać nas też na operacje plastyczne, które mogą sprawić, że poczujemy się młodziej. Jednak nie tędy droga.

Tak naprawdę wszystko, czego potrzebujemy, mamy na wyciągnięcie ręki. Spacer nic nie kosztuje, podobnie jak włączenie muzyki, posiedzenie w parku z przyjaciółmi. Wiele zależy od tego, jak my definiujemy szczęście i obfitość. Dla niektórych obfitością wartą docenienia będzie przeżycie pięknego, słonecznego, polskiego lata, które naładowało nas na zimę. Dla kogoś obfitością będzie to, że ma szczerych i oddanych przyjaciół, na których może liczyć. Dla jeszcze innego to będzie zdrowie albo samodzielnie przygotowana szarlotka z jabłek z własnego sadu. Jednak są i tacy, którzy uczepiają się przekonania: nie mam pieniędzy, więc koniec, nic nie mogę. Owszem, pieniądze wiele ułatwiają, ale żeby zachować witalność i czuć się młodo, wystarczy sięgnąć po parę rzeczy, które akurat są za darmo. Kosztuje nas to jedynie zmianę nawyków i przekonań. Wiem, że czasem jest to trudne, ale warto powalczyć o siebie.

Kiedyś mówiło się, że czterdziestka to nowa trzydziestka, teraz już, że 50 to nowe 40. Czy z upływem lat przesuwają się różne granice w naszym życiu, chociażby dotyczące zakładania rodziny?

Faktycznie, dzisiaj przeciętnie Polka rodzi pierwsze dziecko, mając około 29 lat. To w porównaniu do lat 90. jest o kilka lat później. Małżeństwa statystycznie też zawiera się teraz koło 30., czyli później niż 10-15 lat temu. Jest to częściowo związane z dojrzałością – chcemy najpierw poczuć stabilizację materialną i zawodową, dopiero potem decydujemy się na założenie rodziny.

Wiem, że w takich momentach lubimy odnosić się do serialu „Czterdziestolatek”. Oglądając go, można mieć wrażenie, że inżynier Karwowski ma 60, a nie 40 lat. Ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że to były lata 70., inne czasy. Od tamtego momentu Polacy mieli szansę złapać oddech. Statystycznie przeciętnie lepiej nam się żyje ekonomicznie. Mamy też więcej czasu i możemy pomyśleć, co z nim zrobić. Kiedy poświęcimy go na wyjazdy wakacyjne, lepsze odżywianie się, hobby czy uprawianie sportów, to nie ma się co dziwić, że dzisiejszy 40-latek różni się od inżyniera Karwowskiego.

Dziś bardziej dbamy o siebie fizycznie i mentalnie. Uczymy się i nie osiadamy na laurach – tu mam przede wszystkim na myśli klasę średnią. Z niej na pierwszy plan wychodzą kobiety, które intensywnie i do późnych lat się kształcą. Zorientowałyśmy się, że życie się nie kończy po 50. Mało tego! Powiedziałabym, że dla kobiet, które lubią i cenią samorozwój, to ono się wtedy dopiero zaczyna, bo mają już odchowane dzieci i marzenia do zrealizowania. To kobiety, które często właśnie dopiero około 50. roku życia stawiają na siebie, rozwijają swoje biznesy, manufaktury, firmy, spełniają się zawodowo.

Jednak dla niektórych osiągnięcie 40. czy 50. jest trudne. Mamy problem z przekraczaniem okrągłych rocznic, dekad?

Nie wszyscy mają z tym problem. Niektórzy wręcz celebrują ten moment. Ci, którzy są uważni na życie i na siebie, do urodzin podchodzą z dużą wdzięcznością – cieszę się, że jestem, że mam zdrowie, chcę więc to pocelebrować. Natomiast problem z przekroczeniem kolejnej dekady życia mają z reguły ci, którzy czują, że upływa im czas, a oni stoją w miejscu – nie zmieniają swojego życia albo nie żyją życiem, którym chcą żyć. A metryka tylko im o tym przypomina. Uogólniając, problem z cieszeniem się z kolejnych swoich urodzin mają wszyscy ci, którzy nie akceptują faktu, że wszystkim przybywa, nikomu nie ubywa. Co jest akurat sprawiedliwe, wszyscy płyniemy w jednym kierunku. Nikt nie młodnieje, wszyscy się starzejemy. Pytanie tylko, jak to robimy, jaka jest jakość w tym starzeniu się. To może być przecież cudowne dojrzewanie, proces, z którym każdemu przychodzi się zmierzyć.

Warto robić to od środka na zewnątrz – mierzmy się najpierw ze wszystkimi problemami, które są trudne do ułożenia w nas, w środku, a potem jak już to ogarniemy, możemy kreować się na zewnątrz, jak tylko chcemy. Jesteś po 70. i masz ochotę nosić awangardową fryzurę lub kolorowe ubrania? Rób to! Przez normy kulturowe lubimy szufladkować i etykietować, co jest normalne czy stosowne, a co nie. Tymczasem normalne jest to, jak my się czujemy. Jeśli barwna sukienka w kwiaty współgra z twoim nastrojem, noś ją bez względu na to, ile masz lat. I czuj się młodo na każdy możliwy sposób, który ci pasuje.

 

Julita Czernecka – socjolożka, terapeutka, coachka. Na co dzień pracuje w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. W mediach społecznościowych prowadzi kanały „Kody Miłości”. Wiedzę zdobywała m.in. w Laboratorium Edukacji i Psychoterapii w Noble Manhattan Coaching, uzyskując certyfikat Coach Diploma, w Collegium Wratislaviense oraz w Centrum Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach. Należy do Polskiego Stowarzyszenia Psychologii Bliskich Związków oraz Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Miejsce w sieci: julitaczernecka.pl

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: