Przejdź do treści

„Miałam kilka takich sytuacji, w których zasugerowano, że dziecko zostanie odebrane, jeżeli go nie adoptuję” – o realiach rodzin zastępczych opowiada Aleksandra Gnap

„Miałam kilka takich sytuacji, w których zasugerowano, że dziecko zostanie odebrane, jeżeli go nie adoptuję” – o realiach rodzin zastępczych opowiada Aleksandra Gnap / fot. getty images
Podoba Ci
się ten artykuł?

W Polsce jest niestety coraz mniej rodzin zastępczych, a coraz więcej dzieci, które powinny do takowych trafić. Jak teoretycznie powinno w tej sytuacji zareagować państwo? Odświeżyć niewydolny system i znaleźć sposób na zachęcenie potencjalnych kandydatów, że warto zostać rodziną zastępczą. Niestety. O tym, że dzieje się całkiem odwrotnie, mówi Aleksandra Gnap – położna, ratowniczka medyczna, wolontariuszka na granicy polsko-białoruskiej, mama Róży, Pawła i Stefana.

 

Alicja Cembrowska: Trudno zostać rodziną zastępczą w Polsce?

Aleksandra Gnap: Jest to bardzo łatwe. Za pozyskiwanie rodzin zastępczych odpowiedzialne są Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie. To tam organizowane są kursy, a kandydaci są weryfikowani, również przez psychologa. PCPR określa, czy jesteśmy odpowiednimi osobami do zajmowania się dziećmi, a na kursach poszerza się wiedzę na ten temat i przygotowuje na problemy, z jakimi borykają się podopieczni. Tutaj jest oczywiście dużo zmiennych i szczegółów, ale wystarczy się zapisać na kurs i go skończyć, by być rodziną zastępczą.

A żeby zapisać się na kurs, trzeba spełnić jakieś warunki? Być małżeństwem? Mieć duże mieszkanie?

Kandydaci są weryfikowani, ale nie trzeba być w związku, nie trzeba być małżeństwem. Warunki mieszkaniowe są bardzo uznaniowe. Nie ma zapisów, że musimy dysponować konkretnym metrażem czy mieć określony dochód na osobę w gospodarstwie domowym. Ustawa jest bardzo ogólna. Kandydat ma zapewnić dzieciom „odpowiednie warunki”.

Ustawa nie określa, co to są te odpowiednie warunki do wychowywania dzieci?

Nie, ale w trakcie szkolenia kandydatów odwiedza pracownik socjalny. Ogląda dom czy mieszkanie, ale jak wspomniałam – jest to bardzo nieokreślone. Pracownik ocenia, czy masz warunki, czy nie masz.

Dzieci nie trafiają do rodzin zastępczych bez powodu. Mają swój bagaż, przykre doświadczenia, bywa, że problemy ze zdrowiem, wynikające z zaniedbania. Chociażby z tego względu chyba nie powinny być umieszczane w domach przypadkowo i losowo. W jaki sposób rodzina zastępcza jest dobierana do dziecka, żeby zapewnić mu jak najlepszy byt?

Większość rodzin zastępczych w Polsce to rodziny spokrewnione. Na przykład, gdy małoletnia rodzi dziecko, to pierwszą osobą, która jest pytana o to, czy zostanie rodziną zastępczą, są jej rodzice, babcia i dziadek, ciocie, wujkowie, kuzynki, kuzyni. W pierwszej kolejności szuka się opiekunów w bliższej i dalszej rodzinie.

Jeżeli żadna z tych osób nie podejmie się opieki nad dzieckiem lub po jakimś czasie okazuje się, że ta opieka jest sprawowana niewłaściwie, z krzywdą dla dziecka, to dopiero wtedy małoletni kierowany jest do pieczy zastępczej niespokrewnionej, ale nie ma tutaj szczególnych zasad, na jakich się to odbywa.

Skierowanie do pieczy zastępczej niespokrewnionej nie oznacza, że dziecko nie ma kontaktu z rodziną biologiczną.

Tak, bo bycie rodziną zastępczą nie jest równoznaczne z adopcją. To dwie różne kwestie i mają spełniać różne funkcje. Dzieci kierowane do pieczy zastępczej nie mają zerwanej więzi z biologicznymi rodzicami i są z nimi w kontakcie. Z różnych powodów muszą „przeczekać” w innym miejscu. W ustawie jest jednak zapis, że obowiązkiem rodziny zastępczej jest podtrzymywanie więzi z rodziną biologiczną podopiecznego, ponieważ rodzina zastępcza w Polsce ma za zadanie zaopiekować się dzieckiem do czasu, aż rodzice biologiczni rozwiążą problem, który występował i stał się powodem do tymczasowego zabrania dziecka.

Czyli mówiąc najprościej: rodzice dostają czas, żeby na przykład wytrzeźwieć, podjąć leczenie, znaleźć pracę, poprawić warunki bytowe, żeby dziecko mogło do nich wrócić. Podstawową funkcją rodziny zastępczej jest ich w tym wesprzeć poprzez otoczenie opieką ich potomka.

Dlaczego zdecydowałaś się zostać rodziną zastępczą?

Moja historia jest nietypowa. Większość ludzi stwierdza na jakimś etapie życia, że chcą zostać rodzicami zastępczymi – ich biologiczne dzieci dorosły, opuściły dom, wyjechały na studia, a oni stwierdzili, że mają siłę, potrzebę, chęć i możliwości, żeby zajmować się dziećmi. To chyba najpopularniejszy scenariusz, przynajmniej wśród osób, które znam.

U mnie było inaczej. Kilka lat temu, gdy pracowałam w szpitalu, poznałam dziecko, które zostało przez rodziców pozostawione po narodzinach. Podjęliśmy z mężem decyzję, że chcemy je adoptować. Ośrodek adopcyjny nie wyraził jednak na to zgody, co zresztą było słuszne. Ośrodek uznał, że stan zdrowia niemowlęcia wskazuje, że będziemy potrzebowali systemowej pomocy – a taka jest gwarantowana, gdy zostaje się rodziną zastępczą. PCPR ma ustawowy obowiązek zapewnić podopiecznemu, który jest w rodzinie zastępczej, wizyty u lekarzy specjalistów czy dostęp do rehabilitacji. Ma rodzinie zastępczej ułatwić funkcjonowanie z dzieckiem, które jest obciążone problemami zdrowotnymi.

W naszym przypadku była to dobra decyzja. Jeżeli adoptujemy dziecko, to nie możemy liczyć na żadne wsparcie państwa. To twoje dziecko. I przysposabiasz je ze wszystkimi problemami. Zostając rodziną zastępczą, teoretycznie można liczyć na pomoc instytucji państwowych.

Na przykład pieniądze ze świadczeń.

Każda rodzina zastępcza – zawodowa czy niezawodowa – dostaje pieniądze na pokrycie kosztów wychowania i utrzymania dziecka. 785 zł miesięcznie, gdy dziecko umieszczone jest w rodzinie zastępczej spokrewnionej i 1189 zł miesięcznie, gdy umieszczone jest w rodzinie zastępczej niespokrewnionej, niezawodowej, zawodowej lub rodzinnym domu dziecka. Dodatkowo rodzina zastępcza zawodowa dostaje wynagrodzenie.

Na czym polega bycie rodziną zawodową?

To rodziny z określonym stażem, dodatkowymi szkoleniami, wykształceniem kierunkowym – pedagogicznym lub medycznym. Do takich rodzin trafiają dzieci chore, potrzebujące specjalistycznej opieki.

Jeżeli adoptujemy dziecko, to nie możemy liczyć na żadne wsparcie państwa. To twoje dziecko. I przysposabiasz je ze wszystkimi problemami. Zostając rodziną zastępczą, teoretycznie można liczyć na pomoc instytucji państwowych

Jest jakaś baza takich rodzin, żeby w momencie, gdy pojawia się dziecko o szczególnych potrzebach, wybrać dla niego najlepsze miejsce?

Byłoby to rozwiązanie idealne, ale nie ma żadnej takiej bazy. Rodzin zastępczych, czy to zawodowych, czy niezawodowych wciąż brakuje, wciąż jest ich za mało. W sierpniu było ich łącznie 260 na całą Polskę.

I prawie 80 tysięcy dzieci w pieczy zastępczej.

Chyba nawet nie trzeba komentować, co to oznacza.

Państwo daje rodzinom zastępczym coś jeszcze, poza tym świadczeniem, żeby wesprzeć je w tak odpowiedzialnym zadaniu?

Teoretycznie wygląda to tak, że jeżeli zgłaszam, że dziecko pilnie potrzebuje intensywnej rehabilitacji – a moje dziecko akurat potrzebowało, gdy było niemowlęciem – to PCPR powinien mi to zapewnić. I to dosłownie: znaleźć rehabilitanta, termin i poinformować, gdzie i kiedy mam jechać z dzieckiem. Nigdy się tak nie zdarzyło.

Czyli zdjęłaś z państwa obowiązek zajęcia się chorym dzieckiem.

Na to wychodzi. Wsparcie od państwa obecne jest tylko na papierze.

Trudno w tej sytuacji oczekiwać, że inni będą chcieli zostać rodziną zastępczą.

To jest wolontariat. Ja to nazywam wolontariatem, bo jeżeli nie jestem rodzicem zastępczym zawodowym, to nie dostaję za tę pracę wynagrodzenia. A to jest praca. 24 godziny na dobę. Siedem dni w tygodniu. I jest to ciężka praca, bo naprawdę zdarzają się dzieci, które wymagają bardzo dużo energii, czasu, rehabilitacji, wizyt u psychologa. Bywa, że jest to jeżdżenie od lekarza do lekarza. Z terapii na terapię. Od psychologa do psychiatry. To jest właściwie praca non stop. Za darmo.

Dlatego rodzin zastępczych w Polsce po prostu nie ma i nie będą pozyskiwane, dopóki nie będzie to praca, która będzie w godziwy sposób wynagradzana.

I w każdej chwili dziecko może zostać odebrane z pieczy zastępczej: „jeżeli rodzina nie spełnia dobrze swojej funkcji, starosta składa wniosek do sądu o jej rozwiązanie”. Z tym dobrym pełnieniem swojej funkcji jest podobnie jak z dobrymi warunkami do życia, czy istnieje tutaj jakiś konkret?

Jako rodzic zastępczy mam obowiązek zdawać raport zespołowi, który zajmuje się sprawą konkretnego dziecka. Czyli zdaję relację z tego, co wydarza się w naszym życiu. Mówię, u jakiego specjalisty byliśmy, co się zmieniło, czy robimy postępy na przykład w rehabilitacji. Jeżeli dziecko ma wadę wzroku, a ja nie pójdę z nim do okulisty, bo mi się nie chce lub nie mam pieniędzy, to uznaje się to za zaniedbanie i złe sprawowanie opieki.

Jak często odbywają się spotkania takiego zespołu?

Raz na pół roku jest posiedzenie w PCPR. Na takie spotkanie przychodzę ja, jako rodzic zastępczy, zapraszani są też nauczyciele, osoby, z innych instytucji, które opiekują się dzieckiem, oczywiście również pracownik z ramienia PCPR oraz koordynator, bo każda rodzina zastępcza ma swojego koordynatora, do zadań którego należy odwiedzanie rodziny zastępczej i sprawdzanie, czy wszystko jest w porządku. Dodam, że koordynator jest osobą, do której powinnam się zgłosić, jeżeli muszę iść z dzieckiem do lekarza specjalisty. I to on powinien mi pomóc. Na papierze jest to jego obowiązek. Teoretycznie jest też tak, że dzieci z rodzin zastępczych w niektórych miejscach mają pierwszeństwo. Nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś potraktował nas ulgowo czy dał szybszy termin do specjalisty.

Twój syn bardzo chory jako niemowlę. Wtedy też nie miałaś taryfy ulgowej?

Znam moje dziecko od urodzenia. Poznaliśmy się w szpitalu. Było to niemowlę bardzo ciężko chore. Dlatego też nie było chętnych na adopcję, pomimo możliwości – maluch miał jasną sytuację prawną, rodzice biologiczni zrzekli się prawa do opieki, więc adopcja przebiegłaby ekspresowo. Jego stan sprawił jednak, że nikt się nie zgłosił. Dlatego zrobiłam to ja. Mam wykształcenie medyczne, wiedziałam, jak opiekować się tak ciężko chorym dzieckiem. Syn jest z nami od 6. miesiąca swojego życia. Wszystkimi kwestiami zdrowotnymi zajęłam się sama. Bez taryf ulgowych.

Jestem regularnie szantażowana, że muszę adoptować dziecko, dla którego jestem rodziną zastępczą. Słyszałam, że dziecko i tak jest u mnie, i u mnie zostanie. Dlatego PCPR, żeby zaoszczędzić na mojej pensji, co jakiś czas robił podchody, żebym adoptowała syna, skoro taka była moja intencja od początku. I w końcu mnie do tego zmusili

Rozumiem, że ośrodek adopcyjny doradził zostanie rodziną zastępczą, żebyś jednak nie była w tym sama. Państwo miało ci pomóc.

Tak miało być. Adopcja sprawia, że w świetle prawa relacja rodziców i dziecka nie różni się od tej biologicznej. Nie mogłabym wtedy wymagać od państwa partycypowania w wychowaniu, w kosztach utrzymania. Dlatego też dla naszego dobra ośrodek nie wyraził zgody na adopcję. Wtedy bardzo nie podobała mi się ta decyzja. Ostatecznie jestem za nią wdzięczna.

Dzięki temu po 5 latach zostaliśmy rodziną zawodową i przez parę lat otrzymywałam wynagrodzenie. Mogłam zrezygnować z pełnego etatu w pracy i poświęcić ten czas dziecku. Bez tego wsparcia, bez tej pensji nie byłabym w stanie tego zrobić.

Mogłaś w tym czasie dorabiać w inny sposób?

Mogłam, ale pod warunkiem – trzeba w takiej sytuacji złożyć podanie do starosty i zadeklarować, że nie oddam w tym czasie dziecka pod opiekę osób trzecich. Czyli ja i mój mąż jako opiekunowie prawni mogliśmy wymieniać się opieką, ale nie mogliśmy zostawić dziecka z opiekunką. Ja akurat pracowałam w systemie zmianowym, więc mogłam iść na dyżur, a mąż zostawał z dziećmi.

Macie troje dzieci. Dla jednego jesteście rodziną zastępczą. Czy po tych wszystkich latach pomysł adopcji do was wracał?

Jestem regularnie szantażowana, że muszę adoptować dziecko, dla którego jestem rodziną zastępczą. Słyszałam, że dziecko i tak jest u mnie, i u mnie zostanie. Dlatego PCPR, żeby zaoszczędzić na mojej pensji, co jakiś czas robił podchody, żebym adoptowała syna, skoro taka była moja intencja od początku. I w końcu mnie do tego zmusili. Wystąpiłam o pełną adopcję. Czekam na termin rozprawy, ale podkreślę – zmuszono mnie do tego.

Chwila. Instytucja państwowa zmusiła cię do adopcji dziecka? Co masz na myśli?

Tak. I to nie tylko mnie zmuszono. Wiem, że wiele rodzin zastępczych miało podobną sytuację. Nie wiem, czy PCPR-y we wszystkich powiatach mają takie metody, ale w moim regionie działa to tak: instytucja widzi, że rodzic jest bardzo zaangażowany i związany z dzieckiem, wiedzą, że rozłąka nie wchodzi w grę i wtedy zaczynają się podchody pod szyldem: „proszę adoptować to dziecko”. Oczywiście dotyczy to sytuacji, gdy podopieczny ma czystą sytuację prawną i zerwany kontakt z rodziną biologiczną.

Dobrze rozumiem, że chodzi o komunikat: albo adoptujesz, albo zabieramy dziecko?

Miałam dwie czy trzy takie sytuacje, że zasugerowano, że dziecko zostanie odebrane, jeżeli go nie adoptuję. I oficjalnie wszystko odbyłoby się zgodnie z prawem, ponieważ rodzina zastępcza podpisuje umowę zlecenie z PCPR-em. Nie jest to umowa o pracę, a po prostu śmieciówka, którą co jakiś czas muszę podpisać. Moja umowa kończyła się 31 sierpnia 2022 roku. 30 sierpnia zaproszono nas na rozmowę i postawiono warunek, że albo nie przedłużają z nami umowy, czyli mówiąc inaczej, zwalniają nas z pracy, albo weźmiemy dwoje kolejnych dzieci do rodziny zastępczej. Nikt nie patrzył nawet na to, czy mamy warunki, żeby zaopiekować się kolejnymi dziećmi.

Oczywistą konsekwencją nieprzedłużenia umowy byłoby to, że Paweł, nasz syn, nie będzie mógł u nas przebywać. Ani razu nie padło jego imię. Nikt nie powiedział mi, że zostanie od nas zabrany, ale jednak – niepodpisanie umowy oznaczałoby, że prawnie jestem dla niego nikim.

Co zrobiłaś?

31 sierpnia złożyłam wniosek o adopcję. Wtedy PCPR podpisał ze mną umowę wolontaryjną. Czyli zostałam niezawodową rodziną zastępczą. Inaczej dziecko nie mogłoby u nas przebywać. Dla nich sytuacja idealna – nie płacą mi pensji, mają zaopiekowane dziecko.

Konsultowałaś to z jakimś prawnikiem?

Takie są przepisy. W rodzinie zawodowej można umieścić nie więcej niż troje dzieci, tak wskazuje ustawa. Ja miałam jedno, więc PCPR miał prawo umieścić u mnie kolejną dwójkę. Ta sytuacja jest w ogóle dosyć przykra, bo instytucja ma również prawo rozwiązać lub nie przedłużyć umowy tak po prostu. Bez podawania powodu. Nie muszą motywować swojej decyzji.

Gdy byłam już zmęczona sytuacją w moim PCPR-ze, poszłam do innego. Do Krakowa. I tam pani bardzo się ucieszyła, że może pozyskać nową rodzinę zastępczą zawodową. Ale dostałam warunek: muszę pozbyć się dziecka, które już mam (...) Ale nie mam się martwić, dadzą mi inne

Gdy rozmawiałam z panią z ośrodka adopcyjnego, mówiła, że „ich klientem jest zawsze dziecko”. W tym, co opowiadasz, słyszę raczej wersję, że dziecko nie jest klientem, a produktem. To oburzające, ale też mało zachęcające dla potencjalnych rodzin zastępczych.

Niestety, okazuje się, że dobro dziecka nie zawsze jest na pierwszym miejscu. Myślę, że warto wziąć pod uwagę, że takie sytuacje mogą spotkać również nas, ponieważ jest to problem głęboko systemowy: rodzin zastępczych jest mało, dzieci, które trzeba umieścić w pieczy zastępczej, jest dużo. Rodziny niezawodowe i niespokrewnione często proszone są o przyjęcie kolejnego dziecka. Nie przyjmą? To umowa zostanie nieprzedłużona i dziecko, które u nich jest, zostanie gdzieś przeniesione.

Czyli twoja historia to nie jednostkowy przypadek?

Nie, absolutnie nie. Powiem brzydko: to jest praktyka upychania dzieci na siłę po rodzinach zastępczych. Ja wiele rozumiem i zgadzam się, że domy dziecka powinny być ostatecznością – małych dzieci w ogóle nie można tam umieszczać. Dlatego jest ciśnienie, żeby rodzice zastępczy podejmowali się opieki nad kolejnymi dziećmi, ale najwyraźniej coś tutaj nie gra. Rodzin jest coraz mniej, ludzie się nie decydują na to z jakichś powodów.

Co mogłoby ich zachęcić?

Pewne jest to, że potrzebujemy w Polsce więcej rodzin zastępczych i państwo powinno systemowo rozwiązać tę sytuację. Uważam, że należy sprawić, żeby była to praca atrakcyjna. Nie chodzi mi nawet o nobilitację tego zawodu, ale docenienie, poważanie, szacunek na pewno sprawiłyby, że ludzie chętniej, by rozważali taki scenariusz dla siebie. Oczywiście powinny iść za tym pieniądze i umowa. Osobiście nie mam nic przeciwko systemowi kontroli. Nigdy nie przeszkadzały mi wizyty kuratorów czy składanie sprawozdań. Ustawa sama w sobie nie jest zła, złe jest jej praktykowanie.

PiS też dodał do ustawy swoje trzy grosze, co otworzyło pole do nadużyć, ponieważ samorządy, które wykażą się dużą liczbą powrotów dzieci do rodzin biologicznych, dostają premie.

Nieustannie zadziwia mnie ten sposób rozwiązywania problemów: jak zamknę oczy i nie widzę problemu, to oznacza, że go nie ma.

Ja mam straszny żal do PCPR, że tak nas potraktowano. Dziś jesteśmy, jutro można nas zwolnić. Czuję też wściekłość, że dziecko w tym kraju traktowane jest jak pudełko z butami. Teraz można je postawić w tej rodzinie, a później po prostu przenieść do innej. To się odbywa bez chwili refleksji, bez zastanowienia, jak to odbija się na dziecku, jak wpływa na jego psychikę, na poczucie godności i bezpieczeństwa.
Gdy byłam już zmęczona sytuacją w moim PCPR-ze, poszłam do innego. Do Krakowa. I tam pani bardzo się ucieszyła, że może pozyskać nową rodzinę zastępczą zawodową. Ale dostałam warunek: muszę pozbyć się dziecka, które już mam. Oni mnie zatrudnią, mogę zacząć od jutra, dostać umowę, pensję, wszystko, ale muszę oddać dziecko, którym opiekuję się 12 lat. Ale nie mam się martwić, dadzą mi inne. To usłyszałam.

Nie wiem, co powiedzieć.

Mnie zamurowało. Siedzieliśmy z mężem zupełnie oszołomieni tym, co ta kobieta do nas mówi. I jeszcze powiedziała, że oni nie podpisują umów na jedno dziecko, więc oczekują, że weźmiemy ich więcej. Powiedziałam, że nie mamy warunków. Odpowiedziała: „na pewno ma pani jakieś wyciągane łóżeczko pod schodami, rozłoży pani i będzie dziecko miało swoje miejsce”. Innym razem usłyszałam, że mam „przetrzymać dziecko” z miesiąc, no może pół roku, a później „my je gdzieś przeniesiemy i umieścimy”.

Dlatego już pomijam podpisywanie umów w PCPR i sytuację, w której nas postawiono, ja po prostu nie chcę mieć z tą instytucją nic wspólnego. Chcę adoptować Pawła, zakończyć współpracę jako rodzina zastępcza.

Życzę wam, żeby adopcja była tylko formalnością po 12 latach wspólnego życia.

To się okaże. W Polsce najważniejsze są papiery, formalności, jakieś zapisy. Mam nadzieję, że przynajmniej teraz ktoś uzna, że ważniejsze jest to, że dziecko mieszka z nami od niemowlęctwa. Że jestem jego mamą od 12 lat. Że ono mówi do mnie „mamo”. Traktuję Pawła na równi z moimi dziećmi biologicznymi, ale według prawa sędzia może uznać, że nie mam kwalifikacji, żeby oficjalnie był moim synem.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?