Przejdź do treści

Magdalena Boczarska: „Coraz bardziej uczę się być wolną kobietą i coraz lepiej rozumiem, co to znaczy”

Magdalena Boczarska
Magdalena Boczarska: "Coraz bardziej uczę się być wolną kobietą i coraz lepiej rozumiem, co to znaczy"/ Eastnews, fot. Artur Zawadzki
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Łatwiej przychodzi nam akceptacja modelu relacji, w której to mężczyzna jest starszy. Jeśli jest odwrotnie, mówi się, że kobieta jest trampoliną, portfelem, a mężczyzna z pewnością ma w swoim działaniu jakiś ukryty cel – mówi Magdalena Boczarska. W rozmowie z Hello Zdrowie opowiada o przełamywaniu stereotypów i swoim nowym filmie „Heaven in Hell”, który przedstawia historię miłosną jej bohaterki z młodszym o 15 lat partnerem.

 

Ewa Wojciechowska: Pisała pani na swoim profilu na Instagramie, że „Heaven in Hell” to jedna z tych historii filmowych, która zostanie z panią na zawsze. Dlaczego ten film jest pani tak bliski?

Magdalena Boczarska: Mam to szczęście, że moje życie zawodowe jest pełne ciekawych historii i ten film jest jedną z tych, które są dla mnie szczególnie ważne. Zanim przyjęłam tę rolę, miałam jednak pewne obawy. W konsekwencji spotkałam się z osobami odpowiedzialnymi za ten projekt aż trzykrotnie. Dość szybko jednak stało się dla mnie jasne, że mam przed sobą bardzo świadomych twórców, którzy chcą wyruszyć w zupełnie inną podróż i opowiedzieć piękną historię o miłości. Niezwykle ważna była dla mnie też moja bohaterka. Nie tylko ze względu na to, że sama jestem w relacji z młodszym partnerem i jestem mamą, ale również miałam trudne momenty w życiu i przeszłam kilka końców świata. I tak jak pierwsza i druga część „Różyczki” czy „Sztuka kochania” to były projekty, które zostawiły we mnie ślad na całe życie, tak i tym razem wydarzyło się coś podobnego. Na planie byliśmy dla siebie jak rodzina i również pod tym względem ten film jest dla mnie nieobojętny. Wszyscy włożyli w ten projekt bardzo dużo serca i emocji, chcąc uczciwie opowiedzieć historię, która w widzach zostanie i coś w nich zmieni.

Nasz film jest też szansą zabrania głosu w ważnej i niezwykle potrzebnej dyskusji w kontekście relacji kobiety z młodszym partnerem czy trudnego oblicza macierzyństwa. Historia Olgi to też piękna historia o przemianie i miłości do siebie samej. O tym, że często jeden krok i decyzja dzielą nas od tego, że możemy być szczęśliwe, więc tych składowych jest naprawdę wiele.

Heaven in Hell / mat. prasowe

Pani bohaterką targają skrajne emocje, kiedy zakochuje się w młodszym mężczyźnie. Myśli pani, że takie uczucia często towarzyszą kobietom, które wchodzą w podobne relacje?

Historia mojej bohaterki może okazać się bliska wielu kobietom. Znam pary, które obawiają się powiedzieć o swoim związku właśnie z obawy o niewybredne komentarze. Niestety ostracyzm, z jakim spotykają się kobiety będące w związku z młodszym mężczyzną, jest nadal mocno widoczny. Wynika to między innymi ze stereotypów oraz wciąż zakorzenionego w nas patriarchalnego sposobu myślenia o relacjach i modelu związku. Odniosę się tu do Michaliny Wisłockiej, pierwszej polskiej seksuolożki, która głośno mówiła o tym, że kobiety mają prawo odczuwać przyjemność z seksu i rozliczyć z tego mężczyznę. To było takie pierwsze namacalne zerwanie z tym patriarchalnym podejściem.

Wcześniej rola kobiety i jej zadowolenie sprowadzały się do tego, że powinna być szczęśliwa, gdy zaspokaja swojego mężczyznę. I obecny sposób patrzenia na związek z młodszym mężczyzną jest wciąż pokłosiem takiego myślenia. Łatwiej przychodzi nam akceptacja modelu relacji, w której to mężczyzna jest starszy. Jeśli jest odwrotnie, mówi się, że kobieta jest trampoliną, portfelem, a mężczyzna z pewnością ma w swoim działaniu jakiś ukryty cel.

W ciągu, powiedzmy, ostatniej dekady zmieniło się postrzeganie takich związków?

Myślę, że wiele już się zmieniło. Niestety my, Polacy, mamy skłonność do tego, że lubimy oceniać i zaglądać ludziom do sypialni. Sama wciąż spotykam się – choć teraz już rzadziej – z tym, że innych drażni taki model związku. Ludzie wieszczą, że na pewno mężczyzna zostawi starszą kobietę dla młodszej, a przecież tak naprawdę partner może odejść z każdej relacji – kiedy jest starszy, młodszy, w tym samym wieku. Ludzie się zostawiają, zdradzają i naprawdę relacja wieku nie ma tutaj nic do rzeczy.

Proszę też zauważyć, jaka istnieje w tym przypadku przedmiotowość nie tylko w postrzeganiu kobiety, ale jakie to jest krzywdzące również wobec mężczyzny. Nie daje się mu prawa do tego, że może pożądać starszej od siebie kobiety, że ona może mu imponować intelektualnie. Nie dopuszcza się myśli, że on po prostu chce z nią być.

Niestety my, Polacy, mamy skłonność do tego, że lubimy oceniać i zaglądać ludziom do sypialni. Sama wciąż spotykam się – choć teraz już rzadziej – z tym, że innych drażni taki model związku

Co ciekawe, pani filmowy partner jest od pani młodszy o 15 lat. Między bohaterami „Heaven in Hell” ta różnica wieku jest identyczna.

Przez to wiedzieliśmy, że jeżeli nie uda nam się wiarygodnie złapać uczucia między nimi, pokazać tej namiętności, to widz w to nie uwierzy i nie mamy w ogóle filmu. Tak samo wiedziałam, że jeżeli nie uda mi się obronić mojej bohaterki jako matki, to widz nie podąży za jej emocjonalnością. Nie będzie jej kibicował, jeżeli nie utożsami się z jej dylematami, nie zobaczy jej niedoskonałości, bezradności, ale też walki o te relacje. Z punktu widzenia aktorki intrygujące było dla mnie również to, że moja bohaterka przez pryzmat relacji z młodszym mężczyzną przechodziła proces niezwykłej przemiany. Myślę, że wiele kobiet może odnaleźć siebie w historii Olgi, która walczy ze sobą o to, czy może sobie pozwolić na szczęście. Walczy, by przełamać stereotypy, rozprawić się z ostracyzmem i dać szansę nie tylko młodszemu partnerowi, ale przede wszystkim sobie. Miłość do siebie samej wydaje mi się jednym z najtrudniejszych obliczy miłości.

Z którymi z tych uczuć pani się najbardziej utożsamiała?

Nie chcę powiedzieć, że moja bohaterka jest mi bliska, bo ona jest kompletnie ode mnie odmienna, ale ubrałam ją w swoje emocje i wyposażyłam w szereg innych, które mnie jakoś obeszły. Za to też kocham swoją pracę, że mam szansę przez chwilę żyć pożyczonym życiem innych postaci i obcować z różnymi emocjami.

Czasami patrzę też na swoją pracę jak na formę terapii, co bywa niebezpieczne w moim zawodzie. Uważam jednak, że przez aktorstwo można przepracować niektóre trudne rzeczy. To jest taka wiwisekcja i odgrzebywanie w sobie tych stanów i emocji. Im więcej w sobie mam, tym więcej będę w stanie dać od siebie na zewnątrz.

Postrzeganie kobiet po przekroczeniu tej magicznej bariery 25 lat bardzo się zmieniło i wciąż ewoluuje. I myślę, że te moje role też się jakoś tak przenikają, że to uwydatniają

Wiele osób powiedziałoby, że pani bohaterka, kobieta po 40, powinna być ustatkowana i spokojna, a nie być miłośniczką adrenaliny i skakać ze spadochronem. Możemy powiedzieć, że mamy właśnie rewolucję odnośnie do postrzegania kobiet w dojrzałym wieku?

Sama słyszę często, że jestem już po czterdziestce i mój czas się kończy, w szczególności jeśli chodzi o nagie sceny w filmach. Prawda jest taka, że słyszałam te same zdania, kiedy grałam w „Różyczce” i miałam 30 lat. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, może zagram w filmie o relacji z dwudziestolatkiem, mając sześćdziesiąt lat, a może sześćdziesięciolatkę, która jest zakochana w dziewięćdziesięciolatku.

Na szczęście postrzeganie kobiet po przekroczeniu tej magicznej bariery 25 lat bardzo się zmieniło i wciąż ewoluuje. I myślę, że te moje role też się jakoś tak przenikają, że to uwydatniają. Kiedy sięgaliśmy po „Sztukę kochania”, nie było jeszcze kontekstu protestu kobiet, czarnych parasolek i wiele osób pytało, jaki jest sens robić film o seksuolożce, zakurzonej pani w chustce, która żyła 40 lat temu, rozdawała prezerwatywy i której nikt nie pamięta. Okazało się, że ten film nagle nieprawdopodobnie zyskał na aktualności i uważam, że teraz też jest taki moment.

W Polsce wciąż musimy walczyć o nasze prawa. Wydaje mi się, że my uczymy się tej emancypacji, zdobywania odwagi i to w ostatnich dziesięciu latach bardzo przyspieszyło. Sama mogę powiedzieć, że coraz bardziej uczę się być wolną kobietą i coraz lepiej rozumiem, co to znaczy.

Uważa pani, że polski widz doceni to przełamanie schematów w filmie?

Mam nadzieję, że ten film będzie je łamał i też wielu mężczyzn będzie mogło utożsamić się z naszym bohaterem, jego dylematem, ale też z odwagą.

Kiedy kręciliśmy „Sztukę kochania”, marzyliśmy o tym, by widzowie, którzy wyjdą z kina, chcieli przytulić się do swojej drugiej połówki, pójść do domu i się pokochać. Teraz mamy takie marzenie, by widz miał ochotę wziąć swoją bliską osobę – albo tę osobę, z którą boi się być blisko – za rękę i powiedzieć wara komukolwiek od naszego szczęścia”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: