Przejdź do treści

Joanna Stojer-Polańska: „Sprawy kryminalne pomagają nam definiować dobro i zło, co wcale nie jest takie proste”

Joanna Stojer-Polańska
Joanna Stojer-Polańska o wpływie kryminałów i historii "true crime"/ fot. Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Istnieją naukowe próby wyjaśnienia tego, czy możemy przyzwyczaić się do przemocy oglądanej w mediach. Jedną z nich jest koncepcja oczyszczenia, która polega na założeniu, że człowiek ma naturalną skłonność do zachowań agresywnych. Potrzebuje dawki silnych emocji, która może zostać zaspokojona przez czytanie kryminału bądź oglądanie filmu kryminalnego, a nie przez podobne działania w swoim życiu – mówi o wpływie kryminałów i true crime na ludzi Joanna Stojer-Polańska, doktor nauk prawnych i kryminalistyk.

 

Ewa Wojciechowska: Na czym polega fenomen kryminałów? Co siedzi w ludziach, że kochają krwawe zbrodnie?

Joanna Stojer-Polańska: Ludzi od zawsze ciekawiły skrajne zachowania części społeczeństwa związane z popełnieniem najpoważniejszych przestępstw. Na moich zajęciach często słyszę, jak dużą popularnością w szczególności cieszą się historie kryminalne oparte na faktach. Zwykle jest to zainteresowanie zdarzeniami skrajnymi, przestępstwami, dla których kwalifikacja karna jest najpoważniejsza i zagrożenie karą najsurowsze. To będą przestępstwa przeciwko życiu, seksualne, działania w zorganizowanej przestępczości czy długotrwałe znęcanie się. One mogą być atrakcyjne poznawczo z dwóch powodów. Po pierwsze, są te historie ciekawe kryminalistyczne i chcemy słuchać o śladach, jakie zbadano i które to doprowadziły do rozwiązania sprawy kryminalnej. Drugi powód pojawia się w sytuacji, kiedy od razu wiemy, kto jest sprawcą i nie interesuje nas kryminalistyka, lecz analiza zachowania sprawcy. Chcemy zrozumieć motywację człowieka, intryguje nas, co może spowodować, że jest zdolny do popełnienia przestępstwa. Pojawiają się w nas rozważania, czy coś usprawiedliwia takie działanie albo jak je właściwie potępić. Czasami zastanawiamy się, co sami byśmy zrobili w takiej sytuacji, w jaki sposób tego człowieka ocenić i jaką karę mu wymierzyć.

Dzisiaj historie kryminalne są dostępne w formie produktów komercyjnych. Nawet, jeśli odsłuchujemy coś na YouTubie czy Spotify, to zwykle jest to dla nas osiągalne za darmo albo staje się takie po kilku sekundach reklamy. To zainteresowanie i łatwa dostępność w świecie cyfrowym sprawiają, że sprawy kryminalne stają się dobrze „rozchodzącym się” produktem. Zwykle przyciągają naszą uwagę wybranym zdaniem z historii kryminalnej, odwołującym się do tajemnicy bądź brutalności sprawcy.

Jak to się dzieje, że jeszcze kiedyś sensację wywoływała ogólna informacja o zbrodni, a dziś musimy zobaczyć więcej, poznać każdy szczegół? Zdaniem Marka Hłaski prawdziwym kryminałem była „Zbrodnia i kara” Fiodora Dostojewskiego. Wątpię, by ktoś dzisiaj pokusił się o takie stwierdzenie. Ciekawość współczesnych odbiorców zaszła dość daleko. Jesteśmy przyzwyczajeni do brutalnych obrazów?

Istnieją różne naukowe próby wyjaśnienia tego, czy możemy przyzwyczaić się do przemocy oglądanej w mediach i jakie to ma konsekwencje. Jedną z nich jest koncepcja oczyszczenia, która polega na założeniu, że człowiek ma naturalną skłonność do zachowań agresywnych. Potrzebuje dawki silnych emocji, a ta potrzeba może zostać zaspokojona przez czytanie kryminału bądź oglądanie filmu kryminalnego, a nie przez podobne działania w swoim życiu.

Mówi się też o przyzwyczajeniu do informacji o przestępczości, także tej wyjątkowo brutalnej oraz do informacji o coraz bardziej perfidnym sprawcy, którego sposób działania musi być nie tyle krwawy, co szczególny, z dodatkową symboliką. Takich informacji spotykamy dużo w mediach. Oczekujemy skomplikowanej zagadki, ale chcemy ją ostatecznie zrozumieć i rozwikłać. Nie przepadamy za sprawami bez rozwiązania. One też nas przyciągają, ale dlatego, że chcielibyśmy je rozwikłać albo sądzimy, że w trakcie śledztwa pominięto istotne fakty, a teraz można te błędy naprawić. Najlepiej, by była to sprawa tocząca się przez kilkadziesiąt lat, która już dzisiaj jest wyjaśniona i chcemy poznać całość. Dowiedzieć się z czego wynikały trudności, które powodowały, że była tak skomplikowana. To mogą być błędy na różnych poziomach, próba manipulacji ze strony sprawcy, zaniedbania ze strony policji czy pomoc w sprawstwie osoby, która jest w tę zbrodnię uwikłana.

Ludzie myślą, że każdą sprawę prowadzi od początku do końca jeden człowiek, który zna jej wszystkie aspekty. To klasyczny efekt CSI

Jakich szczególnie lubi się bohaterów – hipotetycznie dobrych, którzy zabijają złych ludzi, jak na przykład serialowy Dexter, czy skomplikowanych, których nie do końca znamy motyw postępowania?

Czy rzeczywiście o Dexterze można powiedzieć, że to pozytywna postać? Kiedy pytam o serialowego Dextera na zajęciach, to okazuje się, że zwykle cieszy się on bardzo dużą sympatią. To przykład postaci, która może mieć cechy pozytywne i w jakiś sposób usprawiedliwiamy jej, jakby nie patrzeć, zbrodnicze działanie. Dexter z jednej strony szuka śladów i pracuje kryminalistycznie przy sprawach, a z drugiej przyznaje sobie prawo do decydowania o tym, których sprawców może eliminować, bo system nie potrafi tego zrobić. Możemy powiedzieć generalnie, że zabijanie jest złe, ale Dexter zabija niebezpiecznych ludzi, więc niektórzy oceniają jego zachowanie jako dobre w tej szczególnej sytuacji. To świetnie pokazuje nam, że sprawy kryminalne pomagają nam też definiować dobro i zło, co okazuje się wcale nie takie proste. Pozwala też zastanowić się nam nad tym, jak człowiek jest skomplikowany i że jego działanie nie jest czarno-białe. Dexter jest oczywiście postacią filmową, ale przykładem mogą być prawdziwe wydarzenia, kiedy oskarżony o popełnienie zabójstwa twierdzi, że działał w obronie koniecznej albo ofiara przemocy zabija sprawcę przemocy. Chcemy sami ocenić, czy to było zachowanie właściwe, czy nie, w tej konkretnej sytuacji.

W filmach czy serialach zwykle mamy postać, która prowadzi nas przez całą sprawę kryminalną. To będzie policjant lub detektyw, postać skomplikowana, owiana tajemnicą albo niosąca brzemię jakiegoś problemu, jak na przykład uzależnienie. Z jednej strony ta osoba będzie świetnym policjantem, ale i alkoholikiem lub człowiekiem przemocowym. Wtedy musimy ocenić, czy stosowanie przez tego bohatera przemocy podczas przesłuchania było właściwe. Złamał przepisy, ale doprowadził do przyznania się sprawcy. W filmie mamy też pewność, co jest prawdą, a co fałszem, ponieważ widzimy na ekranie każde zdarzenie. Oceniamy działania naszego bohatera przez pryzmat rozwiązania sprawy, a nie poszanowania czyichś praw. Co ciekawe, taka postać jest obecna przy każdej czynności dotyczącej sprawy, co zaburza postrzeganie rzeczywistości. Ludzie myślą, że każdą sprawę prowadzi od początku do końca jeden człowiek, który zna jej wszystkie aspekty. To niestety klasyczny efekt CSI.

Na czym polega ten efekt?

Nazwa pochodzi od serialu „CSI: Kryminalne zagadki”, w którym pierwszoplanową rolę odgrywają ślady kryminalistyczne, laboratorium i prosektorium. Obecnie definicji efektów CSI pojawiło się mnóstwo, ale generalnie efektem CSI określa się potencjalny wpływ seriali i filmów kryminalnych na ludzi i postrzeganie przez nich wymiaru sprawiedliwości.  W konsekwencji przykładowo policjanci spotykali się z tym, że ktoś miał serialowe oczekiwania wobec ich pracy. Pod tym względem możemy mówić, że tematyka kryminalna w literaturze, na ekranie czy podcastach wpływa na nasze wyobrażenia, a potem także na oczekiwania. W serialu laboratorium było pokazane jako niezwykłe miejsce, które szybko pozwala rozwiązać sprawy kryminalne i gdzie mamy stuprocentową pewność, co się wydarzyło. Ponadto, tym kto rozwiązuje sprawę, jest człowiek, ale także wszystkie urządzenia – próbówki, odczynniki, bazy danych – które pozwalają nam badać sprawy kryminalne. W serialu przedstawiono rozwiązanie sprawy dzięki śladom krwi i liniom papilarnym. To było proste, 45 minut i wiedzieliśmy, kto jest sprawcą, choć sprawa na początku była tajemnicza. Ludzie chcieliby, żeby wymiar sprawiedliwości funkcjonował szybko i skazywał sprawców bez pomyłek, a niestety tak nie jest.

Bardzo spodobał mi się przykład z pani książki o tym, jak pokrzywdzony w wyniku kradzieży z włamaniem przyniósł policjantom włos, który zabezpieczył na swojej kanapie…

Pewnie gdzieś w serialu kryminalnym zobaczył, że są takie możliwości. W obecnych czasach mamy bardzo dużą dostępność z zakresu informacji naukowych i nacisk na popularyzację nauki. W pierwszym tygodniu stycznia brałam udział w Tygodniu Zimna na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, podczas którego  pojawiał się problem zimna w różnych aspektach. Prowadziłam wykład, na którym tłumaczyłam, w jaki sposób zimno może mieć znaczenie w kryminalistyce –  jak lód konserwuje ślady na przypadku Otziego. Jego ciało zostało znalezione w 1991 roku wysoko w Alpach. Mężczyzna zginął 5300 lat temu, a naukowcy są niemal pewni, że został zamordowany i badają, w jakich okolicznościach doszło do jego śmierci. I to jest niezwykłe, że da się powiedzieć, co zjadł przed śmiercią człowiek, który umarł tysiące lat temu. I pytamy, jak to jest z tą kryminalistyką, dlaczego wiemy, co zjadł Otzi, dlaczego serialowi detektywi rozwiązują wszystkie sprawy, a w prawdziwym życiu nie wiemy, kto dopuścił się konkretnej zbrodni pięć lat temu. To nie jest tak, że nie da się czegoś zbadać. Jednak czasem muszą zaistnieć dodatkowe okoliczności. Nie wszystko jest takie proste jak w filmie, ale zgadzam się z twierdzeniem, że nie ma zbrodni doskonałej. Niestety, nadal jest wiele niewykrytych sprawców.

Teraz mamy do czynienia z wyrokami przedsądowymi, kiedy ludzie interesują się i oceniają, co się zdarzyło, nim sprawa trafi do sądu

W jaki jeszcze sposób kryminały i true crime fałszują obraz zdarzeń kryminalnych?

Przede wszystkim pokazują, że cała sprawa jest prowadzona szybko. To złudzenie pojawia się, kiedy słuchamy o danej historii kryminalnej przez dwie godziny i wydaje nam się, że wszystko działo się szybko i sprawnie. Nawet mimo pojawiających się informacji, że niektóre zdarzenia miały miejsce miesiąc czy pięć lat później. I tej szybkości oczekujemy w prawdziwym życiu, a niestety postępowania w rzeczywistości są bardzo przewlekłe. Ponadto wydaje nam się, że przy sprawie pracuje ktoś bardzo zaangażowany, kto jest obecny przy wszystkich, często bardzo różnych czynnościach. Myślimy, że ta sama osoba bada ślady, przesłuchuje, jeździ na zatrzymania, prowadzi czynności operacyjne, wie wszystko o sprawie. W rzeczywistości człowiek nie może liczyć na taką kompleksową opiekę systemu wymiaru sprawiedliwości. Nagle okazuje się, że akta są w innej jednostce, po drodze coś się zgubiło, nie zlecono badań, jakie ten człowiek sobie wyobrażał, albo nie ma kogoś, kto może mu coś o sprawie powiedzieć.

Historie kryminalne zwykle napisane są z czyjejś perspektywy, czasami mamy dostęp do tego, co myśli bohater, który może być sprawcą, detektywem czy policjantem rozwiązującym zagadkową sprawę. Możemy przeczytać jego myśli, co chce zrobić, z czym ma problem, jak sam to widzi. W rzeczywistej sprawie nie możemy się takich rzeczy dowiedzieć. Jesteśmy też zawiedzeni bezdusznością systemu.

Można natknąć się też na mylenie kryminalistyki z kryminologią?

Najczęściej ludzie używają tych pojęć wymiennie. Przykładowo technik kryminalistyki w niektórych tłumaczeniach kryminałów nazywany jest kryminologiem, który przyjechał badać miejsce zbrodni. Ludziom nie przeszkadza też używanie wymienne takich sformułowań, jak przesłuchanie, rozpytanie, śledztwo, dochodzenie, umorzenie z różnych powodów, brak wszczęcia albo co to znaczy prowadzić sprawę, na jakim poziomie – prokuratorskim czy sądowym, a czasami w książkach i filmach są „śledztwa prywatne”. To nie ma wielkiego znaczenia dla widza czy czytelnika, ponieważ ludzie patrzą przez pryzmat tego, co społecznie znaczy rozwiązanie sprawy kryminalnej. Widać, jak skomplikowane jest rozumienie pojęć prawnych nawet w obecnej sytuacji, kiedy pojawiają się odmienne interpretacje tych samych przepisów. Fani kryminałów chcą wiedzieć, kto popełnił zbrodnię i dlaczego, a nie jakie mamy obowiązujące przepisy, czy w danym momencie zabójstwo się przedawniało po 30 czy po 40 latach.

Czy to, że true crime zaczęły służyć rozrywce, może być niepokojące? Rosnąca popularność wpływa na wzrost przestępczości czy wręcz przeciwnie?

Trudno jest badać wpływ medialny na przestępczość, ponieważ to, co przez wpływ rozumiemy, może być różnie definiowane. Zainteresowanie true crime nie jest nowe, ale możliwość jego rozwijania jest coraz większa i łatwiejsza. Przestępczość występuje tu jako produkt podawany z różnych perspektyw, przykładowo w formie filmu, książki, nagrania na YouTubie czy w formie podcastu. To też powoduje skomplikowane sytuacje prawne w związku z tym, że łatwo dzisiaj dotrzeć do dużej liczby osób. Istnieje więc tu zagrożenie związane potencjalnie z naruszaniem praw osób, których dana sprawa dotyczy, publikacją nazwisk czy zdjęć z miejsca zdarzenia. Dzisiaj można o wiele łatwiej i szybciej sprawić, by zdjęcie z oględzin jeszcze przed zakończeniem tej czynności pojawiło się w mediach. Legalność takiego działania to odrębna kwestia, ale nie zmienia tego, że tak się czasami dzieje. Kiedyś zajmowało to więcej czasu i w mniejszym stopniu wpływało na proces rozwiązania sprawy. Teraz mamy do czynienia z wyrokami przedsądowymi, kiedy ludzie interesują się i oceniają, co się zdarzyło, nim sprawa trafi do sądu. W szczególności przy sprawach nierozwiązanych pojawiają się teorie spiskowe. Te alternatywne próby czasami bywają bardzo mało prawdopodobne kryminalistycznie, ale one funkcjonują i są intrygujące, więc ludzie chętnie się w nie zagłębiają. W szczególności, że istnieją pomyłki sądowe, więc nie ma się co dziwić, że opinia publiczna miewa wątpliwości, kiedy coś jest nierozwiązane albo trwa za długo. W końcu widzieli w filmie, że to przysłowiowo godzinka i po sprawie. Wtedy zaczynają się zastanawiać, czy rzeczywiście mogło wydarzyć się w danej sprawie coś więcej.

Oglądanie seriali kryminalnych, czytanie książek o seryjnych sprawcach to zachowanie typowe dla wielu ludzi dzisiaj. Musi być coś jeszcze w człowieku, by zacząć niepokoić się jego zachowaniem

Serial dokumentalny „Don’t F**k with Cats: Hunting an Internet Killer” przedstawia grupę ludzi, która wręcz angażuje się w śledztwo i doprowadza do złapania sprawcy…

Mamy prywatne podmioty, które z różnych powodów chcą zajmować się sprawami kryminalnymi i prowadzą śledztwa na własną rękę. Proszą o dostęp do akt lub jadą na miejsce zdarzenia, rozmawiają  z ludźmi. Istnieje też nurt eksplorowania trudno dostępnych budynków i miejsc, gdzie popełniono jakieś przestępstwo. Osoba tym zainteresowana chce na nowo badać miejsce zbrodni i oczywiście może znaleźć ślady, które zostały przeoczone w poprzednich postępowaniach.

Czasami też opinia publiczna jest podzielona w sprawie oceny konkretnego zdarzenia. Jedni uznają niewinność danego człowieka, inni oczekują dla niego wyroku. Człowiek w swoim odczuciu wie, co się wydarzyło, czyli dla siebie ma rozwiązaną sprawę. Dobrym przykładem takiego postępowania są głośne sprawy z pomyłkami sądowymi, jak np. sprawa Tomasza Komendy. Jeden człowiek siedział niewinnie w więzieniu, drugi nie, chociaż powinien, a więc w jednej historii są kolejne. Komenda przez wiele lat twierdził, że jest niewinny, a dokumenty sądowe, które pojawiały się w różnym czasie, albo to potwierdzały, albo wykluczały. I to jest ta okoliczność z dokumentacji sądowej i wyroków, a co innego odczucie ludzi, którzy taką sprawę śledzą.

Niestety mamy w Polsce takie sytuacje, kiedy wiemy, że doszło do zabójstwa, ciało zostało znalezione, wiemy, w jaki sposób nastąpiła śmierć, jakie narzędzie zostało użyte i kiedy, ale nie wiemy, kto to zrobił.

Powinniśmy obawiać się ludzi, którzy są zafascynowani kryminałami i opisami zbrodni.?

Każde skrajne zachowanie może być niebezpieczne. Jeśli ktoś zajmuje się jedynie sprawami kryminalnymi, zaniedbuje inne aktywności albo szuka ekstremalnych bodźców lub spraw, by celowo stykać się z okrucieństwem, to należy zastanowić się, czy to na pewno właściwe zachowanie. Ta motywacja związana z poznawaniem spraw kryminalnych może być różna, więc też zależy, co będziemy rozumieli przez fascynację. Oglądanie seriali kryminalnych, czytanie książek o seryjnych sprawcach to zachowanie typowe dla wielu ludzi dzisiaj. Musi być coś jeszcze w tym człowieku, żeby zacząć niepokoić się jego zachowaniem.

Spotkała się pani w swojej pracy z kimś, kto kierował się zbrodnią sprzed lat albo bohaterem fikcyjnym?

Czasami prowadzący postępowania wskazują, że jest taka możliwość. Może też być tak, że sprawca chce uniknąć wykrycia i uczy się kryminalistyki, by zostawić jak najmniej śladów. Zdarzają się takie przypadki, jednak jest to trudne do badania. Sprawca przecież niekoniecznie przyzna się do tego, jak bardzo się przygotował. Z drugiej strony ktoś może chwalić się czymś, czego nie zrobił.

Niezwykle trudno zbadać zjawisko wpływu treści kryminalnych na ludzi. Przestępczość jest bardzo wieloczynnikowo uwarunkowana i czytanie kryminalnych historii może być jakimś jej elementem. To może być nawet element spustowy. Ktoś widział akt przemocy w mediach i dopuszcza się podobnego czynu, ale coś jeszcze w życiu tego człowieka wcześniej musiało się zadziać. Takie przypadki nas jeszcze bardziej interesują, bo chcemy zrozumieć, jak to jest, że z tą samą historią zapoznały się dwa miliony osób, które przestępstwa nie popełniły, a ta jedna osoba tak.

Myśli pani, że moda na kryminały przeminie?

Mogą pojawić się inne ciekawe sprawy, społecznie bardziej absorbujące nas niż przestępczość. Niestety nie sądzę, by przestępstwo kiedykolwiek stało się dla człowieka obce.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: