Przejdź do treści

„Więzienie mnie nie zmieniło. Zawsze miałam silny charakter”. Beata Pasik o 18 latach za kratami

Na zdjęciu archiwalne zdjęcie z sądu Beaty Pasik z jednej rozpraw sądowych- HelloZdrowie
Beata Pasik usłyszała wyrok 25 lat ograniczenia wolności za zabójstwo i usiłowanie zabójstwa Fot. Piotr Molęcki / Agencja Wyborcza.pl
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Na dwóch pierwszych rozprawach została uniewinniona. Wyrokiem trzeciej rozprawy skazana na 25 lat więzienia za zabójstwo i usiłowanie zabójstwa. Beata Pasik nigdy nie przyznała się do winy. Na wolność wyszła warunkowo po 18 latach. „Mam w sobie dużo pokory, przyjmuję godnie to, co mi daje mi los”, mówi w rozmowie z nami.

Jest grudzień 1997 roku. W warszawskim butiku Ultimo dochodzi do strzelaniny. Staje się ona jedną z najgłośniejszych zbrodni końcówki ubiegłego wieku.

W jej wyniku Anna Jaźwińska, kierowniczka sklepu zostaje poważnie ranna i zapada w śpiączkę. Jej mąż Daniel Jaźwiński ginie na miejscu od dwóch strzałów: w klatkę piersiową i w plecy. Kiedy Anna Jaźwińska się wybudza, wskazuje, że sprawczynią napadu była 23-letnia wówczas Beata Pasik.

Co o niej wiadomo? Beata Pasik pracowała w butiku Ultimo-BIS, przy ul. Świętokrzyskiej. To inny sklep niż ten, w którym doszło do strzelaniny. Anna Jaźwińska i Beata Pasik znały się, były na swoich ślubach. Później, w jednym z wywiadów Anna Jaźwińska powiedziała, że Pasik nie była uczciwa i nie nabijała wszystkich transakcji na kasę. Dlatego wymyśliła prowokację, w wyniku której Pasik straciła pracę. Kiedy doszło do strzelaniny, Pasik nie była związana już z Ultimo.

Prokuratora oprócz zeznań poszkodowanej Jaźwińskiej nie dysponowała żadnymi dowodami na winę Beaty Pasik oprócz zapachu z kasetki, z której zniknęły pieniądze podczas strzelaniny. 

Dwa pierwsze wyroki były uniewinniające. Podczas trzeciej rozprawy w 2005 roku Beata Pasik została jednak uznana za winną i skazana na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo i usiłowanie zabójstwa. Nigdy nie przyznała się do winy, choć być może miałaby szansę na ułaskawienie.

Przez cały pobyt w więzieniu wyróżniała się nienagannym zachowaniem. Na wolność wyszła w 2021 roku. Warunkowo. Wcześniej bywała na przepustkach, które były nagrodą za jej wzorowe zachowanie za murami. Ostatnią przepustkę otrzymała na pogrzeb mamy.

Pasik po wyjściu z więzienia ma zakaz zbliżania się do Anny Jaźwińskiej, która nigdy nie wycofała się z zeznań i w rozmowie z mediami podkreślała, że to właśnie Beata Pasik strzelała do niej i do jej męża. 

Ekowięzienie. Nowy sposób na resocjalizację?

Aleksandra Tchórzewska: 18 grudnia 1997 rano do pani mieszkania weszli antyterroryści.

Beata Pasik: Myślałam, że to jest napad. Tak mówiłam nawet do swojego partnera, Piotra, który był ze mną tamtej nocy. Potem, jak zrozumiałam, że to nie złodzieje, tylko antyterroryści, nie wiedziałam, czemu po mnie przyszli. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z policją. Dla mnie to była scena jak z filmu. Niecodziennie wyważają ci drzwi, kładą na podłogę. To było przerażające.

Miała pani 23 lata, z pewnością plany na przyszłość…

Chciałam założyć rodzinę, mieć dzieci, rozwijać się, podróżować i korzystać z życia. Byłam zwykłą, młodą dziewczyną.

Na trzeciej rozprawie usłyszała pani wyrok: 25 lat pozbawienia wolności. Kto panią wspierał w tym czasie? Na kogo mogła pani liczyć?

Na rodzinę: mamę, braci. Byli przy mnie. Niestety moja mama już nie żyje. Teraz obok mnie są także dzieci brata, są mi najbliżsi.

Udało się pani uzyskać przedterminowe warunkowe zwolnienie i wyjść po 18 latach. Wszyscy chcą wiedzieć, jak tam było, po drugiej stronie murów. To musi być męczące…

Najczęściej zadawane pytanie brzmi, jak to możliwe, że wytrzymałam tyle lat. Że nie zwariowałam. Ludzie też się dziwią, jak to możliwe, że mnie to nie zmieniło. Jak człowiek jest prawdziwy i jest sobą, to więzienie go nie zmieni. Zawsze miałam silny charakter. Poradziłam sobie. Charakter też nie zmienił mi się na gorsze.

Mimo wszystko godzi się pani na udzielanie wywiadów, chce pani o tym rozmawiać. Dlaczego?

Bo nie mam nic do ukrycia. Mówiłam prawdę w sądzie. Walczyłam także w więzieniu, pisząc w swojej sprawie gdzie tylko się da. Teraz, jak jestem na wolności, to walczę, bo chcę, żeby wszyscy wiedzieli o tym, że to nie ja jestem sprawczynią, nie jestem morderczynią. Żeby nie nosić tego ciężaru.

 

Beata Pasik Fot. Martyna Niećko / Agencja Wyborcza.pl

Czy spotkała się pani z piętnem zabójczyni, hejtem w lokalnym środowisku?

Nie jestem oczyszczona z zarzutów, więc łatę morderczyni mam cały czas. Mam też wyrok i się go nie wypieram. Przyjęłam to wszystko, ale będę dążyć do swojej prawdy. Nie wiem, na ile mi sił wystarczy.

W tamtych czasach nie było takiego hejtu, ale wszystko odbiło się na mojej rodzinie. Kto wierzył, ten wierzy po dzisiejszy dzień, że tego nie mogłam zrobić. Pogróżki są i będą, bo chodzę koło tej sprawy. Każdy liczy na to, że sobie cicho posiedzę na warunkowym, a ja chcę dopiąć swego. Natomiast jest wiele osób, które życzą mi, żeby walczyła dalej, żebym się nie poddawała i była silna.

W czym znalazła pani siłę, będąc w zakładzie karnym?

Nie żyłam trybem więziennym, mimo że tam byłam. Najważniejsze dla mnie były telefony i listy do najbliższych. Wierzyłam, że musi być sprawiedliwość. Siłę znalazłam w rodzinie. Pomogła mi też wiara w Boga.

Co było najbardziej przerażające podczas tych 18 lat za kratami?

Ktoś, kto nie był w więzieniu, może stwierdzić, że jest tam okropnie i przerażająco. Ale ja uważam, że da się przeżyć. Zwłaszcza jeśli nie szuka się przygód. Czy się bałam? Oczywiście. Ale nie dopuszczałam do głowy myśli, z kim siedzę, za co te osoby są skazane. Z tej perspektywy można było także ocenić mnie. Przecież ja też siedziałam z art. 148, czyli za morderstwo. Dla mnie współosadzona to był po prostu człowiek. Wysłuchałam każdej historii, ale nie wgłębiałam się w świat współosadzonych. Nie brałam sobie tego na barki. Może dlatego przetrwałam.

Jestem wdzięczna, że w zakładzie karnym mogłam pracować. Pracowałam w bibliotece, w radiowęźle i w pralni. Nie miałam czasu na myślenie, wracałam do celi zmęczona i rano był już kolejny dzień. Za to tęskniłam: za domem, za mamą, za rodziną.

Czyli prawdziwe więzienie odbiega od tego, co widzimy na filmach?

Bardzo. Film ma trafiać do widza, oddziaływać na emocje. Nic dziwnego, że tam się koloryzuje.

Czy przyjaźń w więzieniu jest możliwa?

Przyjaźń to duże słowo. Mam kontakt z trzema osobami, które pozostały w zakładzie karnym. Dzwonimy do siebie, rozmawiamy. Czas pokaże, czy tego typu relacje da się utrzymać. Jest odległość, każdy ma swoje sprawy, rodzinę. Jestem matką chrzestną dziecka, które na świat przyszło w więzieniu. O nie się dopytuję, to mój obowiązek.

Jak bardzo zmienił się świat od tego momentu, kiedy znalazła się pani za kratami?

Ja ten świat widziałam już wcześniej, bo chodziłam na przepustki. Natomiast zaskoczyły mnie telefony i internetowy świat, czyli rozwój technologii.

Czym się pani teraz zajmuje?

Na co dzień pracuję w restauracji. Jestem pomocniczką kucharza. Każdy ogląda telewizję i zna tę sprawę, więc musiałam powiedzieć prawdę. Mój szef też zna moją historię i kibicuje mi. Ludzie są wspaniali i dziękuję im za to, że mnie wspierają. Kucharze uczą mnie wszystkiego od początku. Jestem im wdzięczna. Remontuję też dom po rodzicach.

Czy wybaczyła pani osobom, które wskazały, że jest pani winna? Jedna z tych osób to wspomniany na samym początku naszej rozmowy Piotr, mężczyzna, z którym planowała pani życie…

Wtedy byłam młodą dziewczyną, miałam w sobie dużo złości. Nie wiedziałam, jak on mógł coś takiego w ogóle powiedzieć. Teraz on ma swoje życie, a ja swoje. Do dzisiaj się nie spotkaliśmy, nie kontaktowaliśmy, ale mam dobry kontakt z jego mamą. Przez cały pobyt w więzieniu miałyśmy kontakt telefoniczny i listowny. Wybaczyłam, ale nigdy nie zapomnę. Nie mogę żyć w nienawiści. Trzeba żyć przyszłością. Życie trwa dalej. Żadne przeprosiny tego by nie zmieniły. Teraz dążę do celu, żeby wyjaśnić tę sprawę. Ale do tego muszą być twarde dowody, wskazujące, że jestem niewinna. Mam w sobie dużo pokory, przyjmuję godnie to, co daje mi los.

Jakie ma pani plany i marzenia?

Niczego nie planuję. Cieszę się każdym dniem. Piękne jest to, że mogę wstać tutaj, po tej stronie, zjeść śniadanie, wypić kawę i iść do pracy. Że mogę spotkać się z rodziną, ze znajomymi. Ja kiedyś miałam plany, ale mi je zniszczono.

A miłość? Nie marzy pani o miłości?

A kto o niej nie marzy?

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: