Przejdź do treści

Kasia, dziewczyna więźnia: „Skoro tu jestem, to chyba jest miłość, nie?”. Psycholog Piotr Pietrzak: „Kobiety mogą rozwinąć objawy uzależnienia emocjonalnego”

Są kobiety które kochają skazańców. I czekają na nich latami \źródło: Gettyimages
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Nerwowo patrzą na zegarki w telefonach, palą papierosy, przestępują z nogi na nogę. Czekanie na widzenie raz w miesiącu jest ekscytujące. – Ludzie mi różnie radzą – opowiada 18-letnia Natalia*. – Jedni mówią, że młoda jestem i marnuję sobie życie, drudzy rozumieją, że to prawdziwa miłość. A ja nie słucham ani jednych, ani drugich, bo i tak zrobię to, co będę chciała. Do osadzonego w Zakładzie Karnym w Barczewie chłopaka przyjeżdża z położonego w tym samym województwie Szczytna. Jest szczęściarą, bo wiele kobiet przemierza pół Polski dla 60 wspólnych minut. O to, co może nimi kierować, spytałam psychologa Piotra Pietrzaka.

Ciężkie drzwi otwierają się i strażnik wypuszcza grupę osób. Najwięcej jest kobiet. Są też dzieci. Wszystkich łączy jedno: pośpiech. Biegną albo do aut, albo na pociąg. Niektórzy przemierzają pół Polski, żeby tę godzinę w miesiącu spędzić z ukochaną osobą. Ale kiedy już to zrobią, nie oglądają się za siebie. Głodni, zmęczeni. Mało kto chce rozmawiać.

Matka po widzeniu opuszcza zakład karny z kilkuletnią córką i jednym z dorosłych synów. Ten drugi wyjdzie na wolność za 25 lat. – Co ja mam pani powiedzieć? Że serce mi pęka? – w jej oczach kręcą się łzy. – Ja wiem, że mu tu źle. W jednej celi jest ich szesnastu. Idę, bo mąż czeka na nas. Do domu mamy 100 km.

Zakład Karny w Barczewie (woj. warmińsko-mazurskie) położony jest na półwyspie otoczonym z trzech stron wodą. Może w nim przebywać ponad 780 osadzonych. Więzienie istnieje już 210 lat. Jest przeznaczone dla mężczyzn odbywających karę po raz pierwszy oraz recydywistów penitencjarnych. To tutaj odbywali karę porywacze Krzysztofa Olewnika.

Przyjeżdżam tu w czwartą środę miesiąca. Na swoich bliskich czekają osadzeni, których nazwiska zaczynają się od litery A do K. Dziś spytam ich bliskich o tę siłę napędową, która każe im przyjeżdżać. Większość z moich bohaterek nazwie ją: miłość.

Cztery minuty na telefon

Placek po zbójnicku to mu najlepiej wychodził. I pomidorowa. Codziennie kawusia do łóżka. A jaką jajecznicę robił! Katarzyna uśmiecha się na samo wspomnienie. Zapala papierosa za papierosem. Dziesięć minut do wejścia. Pytam, czy będzie mogła przytulić partnera. – Zależy, jaki strażnik będzie – odpowiada. – To też są ludzie przecież.

Tu niczego nie można wnosić. Ale pani Katarzyna wzięła ze sobą gotówkę, jak jej ukochany będzie miał ochotę na ciastko czy kawę, to mu w kantynie kupi. Przecież on ją też zawsze rozpieszczał. Są ze sobą dwa i pół roku. Z małżeństwa pani Kasi zostały złe wspomnienia i dorosły już syn. – On się nie wtrąca w moje życie – odpowiada pośpiesznie, zapytana, czy syn nie ma nic przeciwko temu, że jest w związku z więźniem.

Do Barczewa przyjeżdża z Warszawy. To właśnie w stolicy dopadła ich miłość. – Partner pracował w budowlance – opowiada. – Do tej pory żyliśmy jak każda inna para, były wspólne chwile, wyjazdy. Na ślub nie czekałam, bo jednego męża już miałam. A potem partner nabroił i wszystko się sypnęło.

Pani Katarzyna nie chce powiedzieć, co konkretnie złego zrobił partner. Tak jak zresztą żadna inna z moich rozmówczyń. Najczęściej padają słowa: nabroił, popełnił błąd. Najpierw trafił do aresztu w Warszawie, trzy miesiące temu przenieśli go do Barczewa. Jak ma żetony, to zadzwoni, ale to raptem cztery minuty. Ile w tym czasie powie? Woli listy pisać. Romantyczne. Pani Kasia dla siebie zostawi to, co on do niej tam pisze. Pyta mnie, czemu właściwie chcę o niej pisać. – Skoro tu jestem, to chyba jest miłość, nie? – zamyśla się.

O to, dlaczego kobiety nie nazywają po imieniu przewinień swoich partnerów, pytam psychologa Piotra Pietrzaka z Psychocentrum. – To jest mechanizm wypierania – uważa. – Wypowiedzenie prawdy powoduje to, że człowiek musi się z nią zmierzyć, skonfrontować. A ta rzeczywistość nie musi być miła czy przyjemna. Konfrontacja sprawia też, że trzeba wyciągnąć jakieś wnioski i podjąć dalsze kroki. Rodzą się wtedy pytania: dlaczego z nim jestem, co będzie dalej?

Psycholog dodaje, że jeśli kobiety nazwą po imieniu to, co zrobił osadzony, może to zmienić postrzeganie go w ich oczach. – Może one chcą widzieć w skazanym mężu czy chłopaku kogoś innego, niż on jest w rzeczywistości? – zauważa Piotr Pietrzak. – Poza tym nasz mózg ma tendencję do zachowywania po jakimś czasie dobrych wspomnień i wypierania tych złych. Jeśli kobiety zaczną mówić głośno, co ich mąż czy partner zrobił, to wystawiają się na ocenę innych. Społeczna stygmatyzacja jest dość silna, jeśli chodzi o osadzonych. A to znów niesie mierzenie się z trudnymi emocjami. One mogą tego podświadomie chcieć uniknąć.

Piotr Pietrzak podaje jeszcze jeden powód: – Taka refleksja i uświadomienie sobie prawdy o czynach człowieka, z którym się jest, naraża kobietę na powstanie lęku, jeśli chodzi o nią samą – tłumaczy. – Jeśli ktoś się dopuścił gwałtów, rozbojów czy zabójstw, to u jego partnerki będzie się rodzić pytanie: czy ja jestem bezpieczna, żyjąc z tym człowiekiem? Kobieta zastanawia się, jaką ma gwarancję, że jej się nic nie stanie, jeśli on takie rzeczy robił innym ludziom. Nie ma stabilności. Poczucie bezpieczeństwa może być zaburzone. Łatwiej powiedzieć: popełnił błąd. To jest łatwiejsze i dla tych kobiet, i dla ich otoczenia.

Para całuje się

Zawsze dobre serce miał

Kiedy Natalia leżała w szpitalu, akurat był zakaz odwiedzin. Ścisły lockdown, pandemia koronawirusa. Ale Kacper się nie poddawał. Przez pielęgniarkę przekazał Natalii białego misia i bombonierkę. – On zawsze miał dobre serce. Dla rodziny, dla przyjaciół, dla mnie. Taki dobry był, czuły – opowiada. – Chodzimy już ze sobą ponad rok.

Poznali się przez znajomych. Od razu zaiskrzyło. Natalia wiedziała, że to jest właśnie ten jedyny. Planów na ślub i dzieci jeszcze nie było, bo ona skończyła dopiero osiemnaście lat. Wyszaleć się chcieli. Ale mieszkali już razem. Kacper kiedyś był łobuzem, wszyscy na osiedlu to widzieli. Ale skąd Natalia mogła wiedzieć, że teraz będzie musiał zapłacić za błędy?

Kacper w Zakładzie Karnym w Barczewie jest od miesiąca. Dostał rok. Natalia nikogo nie oszukuje, że niby wyjechał za granicę do pracy. – Ludzie mi różnie radzą – opowiada. – Jedni mówią, że młoda jestem i marnuję sobie życie, drudzy wierzą, że to prawdziwa miłość. A ja nie słucham ani jednych, ani drugich, bo zrobię to, co będę chciała.

Kacper miał się pewnego dnia stawić w zakładzie karnym, więc Natalia miała chwilę, żeby się z tym oswoić. I go wesprzeć. – Wiedziałam, że to przeżywa – opowiada. – Mnie też jest ciężko, straciłam chłopaka z dnia na dzień.

Chodzili razem na basen i do kina. Kacper uczył Natalkę autem jeździć. Teraz jak go odwiedza, to on niewiele chce mówić. – Zamknięty, skryty – opisuje.

Natalia wierzy, że Kacper nie przesiedzi za murami całego roku. – Będzie starał się o bransoletkę – uśmiecha się.

Chodzi o system dozoru elektronicznego, który polega na kontrolowaniu skazanego, przebywającego poza murami więzienia, przy użyciu elektronicznych urządzeń monitorujących. Z taką bransoletką można żyć prawie jak dawniej.

Natalia słyszała o forach internetowych dla partnerek skazanych, ale sama nie korzysta z takiego wsparcia. Przyjaciele jej wystarczą. Do Kacpra przyjeżdża z jego siostrą. Tylko ona wejdzie, siostra poczeka na ławce. Ze Szczytna nie ma nawet 50 km, to nie tak źle w porównaniu z tymi, co pędzą do ukochanych przez pół Polski. Ale i wtedy Natalia by przyjeżdżała. „To jest właśnie miłość”.

– Przykre to takie, że brat w więzieniu, ale co zrobić? – mówi Kasia, siostra Kacpra. – Po dwóch latach się o niego upomnieli. Wszystko już miał w życiu ułożone: i własną firmę, i kobietę.

Na koniec pytam Natalię, jak spędzi wspólny dzień z Kacprem, kiedy ten wyjdzie na wolność. – Kompletnie nie mogę sobie tego wyobrazić – kręci głową.

Komentując tę historię, psycholog Piotr Pietrzak zauważa, że osoby tak młode jak Natalia albo mają niewielkie doświadczenie życiowe czy relacyjne, albo nie mają żadnego. Wiele zależy także od ich sytuacji w domu, relacji z rodzicami.

– Czy ta młoda osoba doznała ojcowskiej czy matczynej miłości? Czy w domu było bezpieczeństwo, poczucie akceptacji, stabilności? Czy czuła się kochana? Być może Kacper jest pierwszym mężczyzną, który dał jej te wszystkie uczucia, albo chociażby ich namiastkę. Wtedy będzie jawił się jako rycerz na białym koniu – zauważa ekspert.

Z drugiej jednak strony podkreśla, że reakcja dziewczyny na ostatnie pytanie może wskazywać na niewielkie przywiązanie do chłopaka. – Natalia nie wie, jak chce spędzić czas ze swoim chłopakiem, kiedy ten wyjdzie na wolność. Wynika z tego, że nie poznali się od wewnątrz, od środka, nie wiedzą, na czym im zależy, co jest dla nich ważne, jakie mają wartości. Skłonny jestem uważać, że relacja jest powierzchowna – stwierdza nasz ekspert. I dodaje: – Ten przypadek pokazuje również, jak można nie dostrzegać konsekwencji czynów partnera, a to objaw braku dojrzałości psychospołecznej. Dla Natalii bowiem to, że sąd się o Kacpra upomniał, może oznaczać, że ktoś mu zrobił krzywdę.

Fot. Aleksandra Tchórzewska

Więzienie w Barczewie istnieje już 210 lat.

Myślała, że Pana Boga za nogi złapała

Damian to Basię na rękach nosił. – Co chciała, to miała. Kwiaty jej pod stopy rzucał – opowiada pani Krystyna.

Na początku nie chce rozmawiać. Upał męczy. Na ławce siedzi już kilka godzin. Trzysta kilometrów pokonała, żeby zięcia zobaczyć. – Pani też się dziwi, że zięcia – uśmiecha się. – Jak wszyscy. Bo do syna to każda matka, wiadomo, przyjedzie. Ale żeby do zięcia?

Pani Krystyna kojarzy już Katarzynę, która odpala papierosa za papierosem. Jak się często przyjeżdża na widzenia, to się kojarzy tych, co czekają. Pani Krystyna podchodzi, kiedy słyszy, że rozmawiamy o miłości. Ona swojego zięcia kocha ponad życie. Za to, że taki dobry dla jej córki był. – Rozpieszczał ją – wspomina. – Spełniał wszystkie zachcianki. A Basia nie pytała, skąd ma pieniądze. A potem wyszło, jak wyszło.

Zięć pani Krystyny został tymczasowo osadzony w barczewskim zakładzie karnym w grudniu. – Jestem u niego raz w miesiącu – opowiada teściowa. – Zrobimy wszystko, żeby wyszedł jak najszybciej, mamy dla niego dobrego adwokata.

Dowiadujemy się, że Basia do męża nie przyjeżdża. Ale nie dlatego, że nie kocha. Ma zakaz, z obawy o matactwa. Jak zareagowała na wieść, że pieniądze na prezenty nie brały się z nieba? Że teraz trzeba wszystko oddać i zapłacić za błędy? – Córka to zła była najpierw, bardzo zła – opowiada pani Krystyna. – Ale najbardziej na to, że jej nie powiedział. Przecież by nie chciała tych wszystkich rzeczy, gdyby wiedziała, że on nie ma. Myślała, że Pana Boga za nogi złapała, wychodząc za mąż. Ja też nie widziałam, żeby jakiś mężczyzna tak za jakąś kobietą skakał.

Psycholog Piotr Pietrzak: – Ta historia rodzi pytanie, czy żona osadzonego kiedykolwiek zastanawiała się, skąd jej mąż bierze pieniądze. Oraz czy domagała się tych rzeczy, czy mężczyzna sam z siebie kupował jej wszystkie drogie przedmioty. Być może kiedy weszła na pewien poziom życia i jej potrzeby były zaspokajane, nawet na wyrost, wcale nie chciała wiedzieć, skąd się biorą dochody męża. Bo to też powodowałoby u niej jakieś rozterki. Wygodniej jest nie wiedzieć – przypuszcza psycholog.

Pani Krystyna, mimo przewinień zięcia, jest nadal w niego wpatrzona. Dlaczego? – To jest kreowanie fałszywego obrazu we własnej głowie i rozpropagowywanie go – odpowiada Piotr Pietrzak. – Z jej słów wynika, że zięć robił wszystko dobrze, rozpieszczał żonę i… za to wylądował w więzieniu. Stąd powiedzenie, że ludzie siedzą za niewinność.

Dlatego w oczach pani Krystyny jej zięć może jawić się jako mężczyzna, który rzeczywiście dbał o jej córkę.

– Ona nie musiała się o nic martwić. Dlatego dla teściowej jest chodzącą dobrocią. Ona ma już swoje lata, a sztywność myślenia jest z wiekiem coraz większa i trudno ludziom o elastyczność i zobaczenie sprawy z różnych perspektyw – komentuje psycholog.

Czy można te kobiety zdefiniować jako kochające za bardzo lub uzależnione od miłości? – Tutaj kryteria nie są ostre. Trzeba by zbadać ich historie i motywacje. Specyficznym czynnikiem jest zakład karny: kobiety mają wyznaczone dni, kiedy mogą na widzenia przyjechać. Więc ta relacja jest. Kobiety chcą być kochane, nie chcą być same. Mogą rozwinąć objawy uzależnienia emocjonalnego. Warto, żeby się obserwowały – zauważa ekspert.

A czy takie związki mają szanse na przetrwanie? – Są związki, które taką próbę przechodzą. To indywidualna kwestia. Zależy to od tych dwóch osób: czy ta dziewczyna, która została na wolności, chce być głęboko z tym osadzonym? I jak to wygląda z jego strony? Jest mnóstwo związków funkcjonujących bez ograniczeń, które się rozpadają. Jednak tutaj dodatkowo mamy do czynienia z rozłąką, często też z problemami finansowymi.

Psycholog podkreśla jednak, żeby osadzonego nie postrzegać tylko i wyłącznie przez pryzmat zbrodni, których się dopuścił. – Osadzony nie traci swojej godności. Ma szansę na poprawę, jeśli tylko podejmuje działania w tym kierunku. W każdym z mężczyzn, o których usłyszeliśmy, jest na pewno jakaś iskierka dobra, a kobiety tę iskierkę uwypuklają, pomijając resztę.

*imiona wszystkich bohaterów na ich prośbę zostały zmienione

 

 

Piotr Pietrzak: absolwent psychologii Uniwersytetu SWPS, o specjalności klinicznej i zdrowia oraz Zdrowia publicznego o specjalności profilaktyki społecznej (Collegium Medicum UMK) i technik farmacji.

Jako psycholog zajmuje się pracą z dorosłymi i młodzieżą, którzy doświadczają różnego rodzaju kryzysów (losowych, adaptacyjnych, wewnętrznych, egzystencjalnych, partnerskich, związanych z utratą bliskiej osoby, z przeżywaniem choroby własnej lub bliskich), lęków, trudności w relacjach, doświadczającymi samotności, zmagającymi się z uzależnieniami chemicznymi (alkohol, narkotyki) i behawioralnymi (sfera seksualna, internet, telefon), z osobami DDA/DDD, oraz wsparciem i pomocą dla osób doświadczających trudności z pogranicza psychologii i duchowości.

Doświadczenie: psycholog w Zespole Szkół św. Stanisława Kostki w Warszawie. Praca z podopiecznymi w Domach Pomocy Społecznej w Niegowie, Fiszorze i Loretto. Wolontariusz i pracownik Hospicjum Dom Sue Ryder w Bydgoszczy. Odbywał szkolenia i praktyki w Ministerstwie Zdrowia w Departamencie Zdrowia Publicznego w Wydziale Psychiatrii i Patologii Społecznych w Warszawie. Studiował także pielęgniarstwo, zaangażowany medycznie w pracę i wolontariat stowarzyszeń medycznych. Pracuje także jako kierowca karetki i ratownik KPP.

Prywatnie pasjonat podróży, medycyny, motoryzacji, zdrowego stylu życia i gry w siatkówkę.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: