„Jestem szczęśliwą uchodźczynią” – mówi Khedi Alieva, współzałożycielka fundacji Kobiety Wędrowne
Khedi Alieva, uchodźczyni z Czeczenii, uwielbia pomagać, nauczać, gotować. Pomimo przeżytej traumy, kocha ludzi. – Dla mnie nie ma różnicy, jaką kto ma narodowość czy jaką wyznaje religię, tylko trzeba nauczyć się doceniać innych. Każdy ma prawo do życia – podkreśla pedagożka, aktywistka, współzałożycielka fundacji Kobiety Wędrowne.
„Migracja ma płeć. Pomagamy sobie nawzajem oraz innym migrantkom i uchodźczyniom, które żyją z dala od swojej ojczyzny, w przełamywaniu samotności poprzez samopomoc, samoorganizację oraz ochronę praw i interesów kobiet migrujących” – piszą członkinie fundacji Kobiety Wędrowne.
Khedi Alieva doskonale wie, jak ważne jest, aby się wzajemnie wspierać i umieć wyciągnąć pomocną dłoń. W Polsce mieszka od dziesięciu lat, lecz zanim tu trafiła, przeszła przez piekło. – Nie o wszystkim chciałabym opowiadać – zaznacza. Trudno się dziwić, to bolesne wspomnienia, mimo to z głosu Khedi bije ciepło i spokój. – Nigdy nie powiem złego słowa o Polakach – podkreśla. – Tutaj znalazłam dom dla siebie i swoich dzieci.
„W Polsce będzie wam lepiej”
Miała trzydzieści jeden lat, kiedy jej mąż został zamordowany. Dla niej i dla trójki ich pociech to był szok. Khedi nigdy nawet nie myślała o opuszczeniu ukochanej Czeczenii. – Zawsze byłam patriotką. Żyłam w przekonaniu, że jak umrze cały naród, to ja też – tłumaczy. Czeczenia pogrążyła się w chaosie wojny. Ale mąż Khedi nie był żołnierzem. – Zabili go tylko dlatego, że był Czeczenem – mówi uchodźczyni. Alieva i jej bliscy na własnej skórze przekonali się, czym jest bieda, przemoc i prześladowanie. Nie było wyjścia – trzeba było opuścić rodzinny kraj.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że wkrótce to Polska stanie się jej nową ojczyzną. Na czeczeńskiej granicy zderzyła się z handlem ludźmi. To był dla niej kolejny szok. Uratowały ją pieniądze. – Wydałam 2200 euro na taxi do Wiednia. Ogromne pieniądze, ja nawet teraz tyle nie zarabiam przez trzy miesiące – mówi Khedi Alieva. Wybrała Austrię, ponieważ tam mieszkała rodzina jej zamordowanego męża. – Tyle że uchodźcy nie byli prawnie chronieni. Ja się z rodziną nie mogłam nawet zobaczyć – dodaje Czeczenka.
W Wiedniu trafiła na Polkę. Gdy Tamara zobaczyła walizkę, w której Khedi trzymała wykroje krawieckie, poradziła jej, żeby wyjechała do Polski. „Ze swoją wiedzą i umiejętnościami szybko znajdziesz tam sobie miejsce” – zapewniła, podkreślając, że Polacy to dobrzy, gościnni, pomocni ludzie. – Ona mnie uspokoiła, powiedziała, że w Polsce będzie nam lepiej. Ruszyliśmy – mówi Alieva.
Edukacja i prawo
Khedi z trójką nastoletnich dzieci trafiła do ośrodka dla uchodźców w Dębaku. Tutaj wyobrażenie o ochronie w cywilizowanej Europie brutalnie rozminęło się z rzeczywistością. – Było tam brudno, a przy tym mnóstwo uchodźców. Jak to zobaczyłam, to zemdlałam. Pracownik socjalny myślał, że udaję. Nie udawałam, po prostu się przestraszyłam – opowiada Alieva. Szybko dotarło do niej, że w ośrodku dla uchodźców nie może zostać. – Potrzebowałam integracji, a integracja z Polakami nie mogła być tam, gdzie przebywali sami Czeczeni. Bo jak miałam nauczyć się polskiego?
Khedi nigdy nie chciała być uchodźczynią zdaną na cudzą łaskę. Chciała pracować, działać, odpowiadać za swoje życie. – Edukacja to podstawa – zaznacza. – Edukacja i znajomość prawa. Jedna ze znanych mi Czeczenek miała dyplom z księgowości, a pracowała jako sprzątaczka. Jest takie przekonanie, że uchodźcy muszą sprzątać. Nie muszą. Ja nie umiem sprzątać, nigdy nie sprzątałam. Umiem robić inne rzeczy. Uchodźcy powinni pracować oficjalnie, najlepiej w wyuczonych zawodach. Trzeba ich szkolić, żeby mogli być legalnie zatrudnieni – dodaje kobieta.
Zaczęła uczestniczyć w spotkaniach różnych grup. Jedna z Polek, pani Agnieszka, opowiedziała Khedi o projekcie dla uchodźców. – Powiedziała mi: „Zobacz, to jest w Gdańsku, jedź tam”. Wzięłam więc dzieci i pojechałam – relacjonuje Czeczenka. W Gdańsku zakochała się od razu. – Poczułam, że to moje miejsce.
Zmienić system
Życie w Polsce ją wciągnęło, zaczęła zapuszczać korzenie. Pracowała, uczestniczyła w licznych warsztatach, poznawała Polaków, zafascynowała ją historia Solidarności. – Pomyślałam, że po drodze mi z tym narodem – mówi. W końcu na jej drodze stanęła dr Dorota Jaworska, psycholożka i pedagożka z Uniwersytetu Gdańskiego. Alieva też jest pedagożką, ukończyła Państwowy Uniwersytet w Groznym. Kobiety od razu złapały wspólny język. Zaprzyjaźniły się. Od prawie dziesięciu lat są nierozłączne. – Ona pokazała mi polskość z najlepszej strony. Ja Polskę widzę jej oczami.
Po czterech latach wspólnych działań w Trójmieście w 2018 roku powołały do życia fundację Kobiety Wędrowne. Khedi na swojej drodze spotkała wiele dobrych osób. Chciała móc się odwzajemnić. – Ponieważ inni mi pomogli, ja też chciałam pomagać – wyjaśnia. Doskonale zdawała sobie sprawę z sytuacji imigrantów. Miała świadomość, jak wiele jest do zrobienia i naprawienia. Jej zdaniem w Polsce brakuje kompleksowych programów dla uchodźców. Kursów, szkoleń. – To byłoby korzystne dla wszystkich, gdyby uchodźcy mogli pracować i płacić podatki, mieć ubezpieczenie. Ale uchodźcy o tym nie pomyślą, często są bezdomni, walczą o przetrwanie – zauważa Czeczenka, dodając, że wciąż brakuje nam wielokulturowej wrażliwości. – Trzeba dużo zmienić w systemie – uważa. – Nie poznamy świata, jeśli nie będziemy niczego wiedzieli o ludziach wokół nas.
Khedi Alieva i Dorota Jaworska, powołując do życia fundację, chciały stworzyć miejsce wsparcia i pomocy dla uchodźczyń. Przyświecał im cel, żeby osoby z doświadczeniem migracji mogły stać się pełnoprawną częścią obywatelskich wspólnot. Nie żyć poza nawiasem społeczeństwa, tylko być jego częścią. Nazwę fundacji zapożyczyły od Anny Lipowskiej-Teutsch i Haliny Grzymały-Moszczyńskiej, redaktorek książki „Kobiety wędrowne”, które na przekazanie nazwy zgodziły się bez wahania. Khedi Alieva: – Książka powstała w ramach projektu, który opisywał losy migrujących Polek. Wywiadów z Czeczenkami nie można było opublikować ze względu na ich bezpieczeństwo. Pomyślałam sobie wtedy: „Biedne te nasze kobiety”.
Nie możemy decydować o cudzym życiu
Khedi nie ma wątpliwości, że trzeba pomóc każdemu człowiekowi, który tej pomocy potrzebuje. W fundacji styka się z kobietami z Uzbekistanu, Tadżykistanu, Afganistanu, Ukrainy. – Jestem muzułmanką i dla mnie nie ma różnicy, jaką kto ma narodowość czy jaką wyznaje religię, tylko trzeba nauczyć się doceniać innych. Każdy ma prawo do życia! Nie jesteśmy Bogiem, żeby oceniać, kto kim jest. Nie możemy decydować o cudzym życiu. Podobnie myślę o osobach LGBT, dlaczego są prześladowane, dyskryminowane? Sama miałam PTSD (zespół stresu pourazowego – przyp. red.), dlatego wiem, jak ważne jest wsparcie ze strony drugiego człowieka i społeczeństwa. Chcemy, żeby w naszej fundacji kobiety mogły zaznać ciepła, poznać ludzi. Żeby mogły zobaczyć inny świat – mówi Khedi Alieva.
Fundacja Kobiety Wędrowne ma ambitne plany; jej założycielki chciałyby realizować kolejne projekty, organizować spotkania, kursy, warsztaty. Oczkiem w głowie Khedi jest prowadzona przez nią w Warszawie Kuchnia Kobiety Wędrowne (wcześniej przez 5 lat Kuchnia Konfliktu). To bistro-sklep, miejsce wzajemnego wsparcia i dialogu, gdzie osoby z doświadczeniem migracji mogą poczuć się bezpiecznie i podzielić się kuchnią ze swoich rodzinnych stron.
Na pomysł uruchomienia takiego miejsca wpadła polska aktywistka i socjolożka Jarmiła Rybicka. – Ona bardzo pomaga uchodźcom. Zawsze pomagała. Kupiła mi łóżko i lodówkę, kiedy nie miałam nic. Założyła Kuchnię Konfliktu, gdzie zatrudniła imigrantki i imigrantów i prowadziła ją przez pięć lat. Przejęłyśmy od niej to miejsce – opowiada Alieva, mistrzyni m.in. gałuszków, czeczeńskich kluseczek z mielonymi orzechami włoskimi i czosnkiem, mant – pierożków gotowanych na parze czy czeczeńskich deserów.
Pracy jest dużo, marzeń jeszcze więcej. Ale do tego potrzeba funduszy. Przykładowo: 100 zł to sesja pomocy terapeutycznej dla osób po traumie. Kobiety Wędrowne chcą stale wspierać przedsiębiorczość migrantek i uchodźczyń, zapoznawać je z prawami, które im przysługują. Zresztą Khedi Alieva pokazała, że potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji. Kiedy wybuchła pandemia, fundacja zaczęła szyć maseczki ochronne m.in. dla szpitali. Była to jedna z największych akcji szycia maseczek w Trójmieście. Wysiłek zaowocował nagrodą przyznaną przez Europejskie Forum Obywatelskie w konkursie „Historie z lockdownu”.
– Mam nadzieję, że nasza fundacja będzie się rozwijała – mówi uchodźczyni. – Chcę robić projekty nie tylko dla kobiet. W Polsce brakuje projektów dla chłopców, a chciałabym pomagać młodzieży, szczególnie Czeczenom, którzy często są postrzegani społecznie negatywnie. Jeden chłopak otworzył firmę budowlaną. Powiedział: „Muszę spróbować”. I zrobił to. Dlatego chcę, żeby również mężczyźni z doświadczeniem migracji znaleźli w Polsce miejsce dla siebie. Poczuli to, co ja, a ja jestem szczęśliwą uchodźczynią.
Zbiórka na działanie fundacji Kobiety Wędrowne
Khedi Alieva – aktywistka i animatorka społeczna, pochodzi z Czeczenii, mieszka w Polsce od 2013 roku. Z wykształcenia pedagożka, członkini Rady Imigrantów i Imigrantek w Gdańsku. Uczestniczyła w tworzeniu i wdrażaniu Modelu Integracji Imigrantów w Gdańsku. Inicjatorka Domu Międzykulturowego – oddolnej samopomocowej inicjatywy uchodźczyń w Gdańsku. Organizuje i prowadzi warsztaty dla imigrantek i uchodźczyń na temat ich praw w Polsce. Współautorka i realizatorka programów edukacyjnych dla szkół, studentów, pracowników socjalnych i urzędników miejskich na temat migracji i różnorodności kulturowej. Współautorka badań i artykułów naukowych na temat integracji imigrantów i uchodźców. Współzałożycielka i prezeska fundacji Kobiety Wędrowne odpowiedzialna za działania integracyjnych i samorzecznicze. Prowadzi bistro Kobiety Wędrowne w Warszawie przy Wilczej 60.
Zobacz także
„Na granicy z Ukrainą jesteśmy partnerami. Na granicy z Białorusią – wrogami. Bardzo mnie to boli, że są lepsi i gorsi uchodźcy” – mówi Karolina Wierzbińska
„Pomaganie nie wymaga od nas 100 proc. zaangażowania i nawet drobne, ale regularnie wsparcie może robić wielką różnicę” – o mądrej dobroczynności mówi Anna Kamińska, psycholożka społeczna
Polecamy
Melania Trump zabiera głos w sprawie aborcji: „Chcę decydować o tym, co zrobię ze swoim ciałem”
„Przez pół roku płakałam w poduszkę – widziałam, że moje dziecko potrzebuje pomocy, ale nikt tego nie zauważa”. Była w „czarnej dziurze”, teraz wyciąga z niej rodziców dzieci z niepełnosprawnością
Kate Winslet o komplementach dla dziewczynek: „Jeśli nie powiemy im, że są piękne i że jesteśmy z nich dumne, mogą tego nie usłyszeć od nikogo innego”
Skandaliczne uzasadnienie wyroku sądu w sprawie pani Joanny z Krakowa. „Patriarchat i stygma aborcyjna w pełnej formie” – komentuje FEDERA
się ten artykuł?