Przejdź do treści

„Wtedy myślałam, że jestem gorsza. Dopiero teraz zrozumiałam, że jestem wyjątkowa” – mówi Kinga Wawro, dziewczyna bez ręki pracująca w warsztacie samochodowym

Jedyna w Polsce
Kinga Wawro. Zdj: archwium prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

 – To jedyna kobieta w Polsce, która nie ma ręki, a będzie pracować jako mechanik pojazdów samochodowych – mówi o Kindze Wawro, swojej byłej już wychowance, Artur Tutka, nauczyciel z Jarosławia.

Kinga czeka na mnie w restauracji przy pałacu w Jabłonnie, gdzie od prawie dwóch miesięcy mieszka. Pracuje kawałek dalej, w firmie ABcar Oldtimer zajmującej się renowacją oldsmobili, czyli samochodów z długim stażem i duszą. – Najmłodsze z aut jest z 1970 roku. A mamy też na stanie samochód Pablo Picasso – wyjaśni mi za chwilę.

Póki co siedzi pochylona nad mrożonym latte, ze smartfonem w lewej ręce, z manicure w neonowej żółci, w podkoszulku z krótkim rękawem.

Jeszcze kilka miesięcy temu byłoby to nie do pomyślenia.

Zamiast czekać na księcia na białym koniu, sama szukam koni pod maską

Artur Tutka, wychowawca klasy ze specjalizacją technika pojazdów samochodowych Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących w Jarosławiu, której Kinga jest świeżo upieczoną absolwentką wspomina: – Jak przyszła do mojej klasy, to nie miałem pojęcia, co jest grane, zorientowałem się dopiero po tygodniu. Bo zawsze się ukrywała, jakaś torebka, długi rękaw, duże kieszenie. Żeby nie było widać, że nie ma ręki.

Zanim jednak do tego przejdziemy, rozmawiamy o samochodach. – Zawsze byłam chłopczycą, chyba aż za bardzo. Jak tato mi przywoził lalki z samochodami, to lalki szły w kąt i tylko samochodem się bawiłam. A jak bez samochodu? To już ciężko było – wyjaśnia. Jej pasją były też kiedyś konie, ale z racji braku prawego przedramienia szybko musiała się z nimi pożegnać. I równie szybko zamieniła wierzchowce na konie mechaniczne. – Zamiast czekać na księcia na białym koniu, sama szukam koni pod maską – śmieje się. I jeszcze rzuca: – Hybryda to nie tylko paznokcie, takie jest moje motto.

Kinga Wawro. Zdj: archiwum prywatne

Rozmawiamy więc o samochodach, a Kindze błyszczą oczy i uśmiech nie chodzi z twarzy, gdy wyjaśnia, że na stażu pierwszy raz (i, oby, nie ostatni) ma do czynienia z zabytkami. – W nowych samochodach człowiek podpina się pod komputer i już wszystko wiadomo. A w tych starych trzeba wszystko po kolei sprawdzać, żeby dojść do przyczyny usterki. To jest właśnie fajne, że nic nie jest oklepane, nie działa się z automatu, tylko przy każdym aucie człowiek się czegoś nowego uczy. Zupełnie nowe doświadczenie.

Ja wtedy myślałam, że jestem gorsza. Dopiero teraz zrozumiałam, że jestem wyjątkowa

Kinga Wawro

Kinga przyznaje jednak, że do pracy szła z duszą na ramieniu. – Bałam się strasznie, aż nie mogłam spać. Czego? Że nie dam rady, coś zepsuję. Ale okazało się, że od razu zostałam rzucona na głęboką wodę, nikt się nie cackał. Po prostu – przebierasz się i robisz, jakby coś nie szło, to przyjdź, wytłumaczę ci. Tak jest lepiej, człowiek od razu wie, na czym stoi. Rozgrzewanie się powoli to nie dla mnie.

– Jak cię ekipa przyjęła? Przyszłaś jako nowa, w dodatku bardzo młoda, w dodatku dziewczyna…

– Nie było żadnego problemu.

– Nawet z tym, że nie masz prawej ręki?

– Nawet z tym. Czasami tylko ktoś rzucał: „Kinga, zostaw, ja to zrobię, nie dasz rady”. Jak to, ja nie dam rady? Raz mi się tylko zdarzyło, że musiałam schować dumę do kieszeni, jak trzeba było odpiąć wydech w jaguarze, trzeba było przytrzymać drugą ręką. Musiałam więc kolegę poprosić – wyjaśnia Kinga.

Artur Tutka potwierdza: – Kinga rządzi w każdym zakładzie. Gdzie poszła na praktyki, na staż, była bardzo wychwalana. Raz zadzwonili do mnie z jednej firmy, mówią: „kogo nam pan przysłał, przecież to dziewczyna!”. Ja na to, że wiem, przecież to moja uczennica. A oni: „ale ona nie ma ręki!”. Odpowiedziałem: „dajcie jej dzień, dwa”. Po dwóch dniach znów telefon – że wszyscy są w szoku, cuda u nich robi, innych pracowników uczy spawać!

Kogo stać, żeby wydać 120 tysięcy co dwa lata?

 Artur Tutka: – Kinga jest wybitna, ze wszystkim sobie poradzi. Proszę mi wierzyć, jeszcze usłyszymy o niej nie raz jako młodej konstruktorce. Ona chce oddać to dobro, które dostała.

Mowa o zbiórce crowfundingowej, którą wychowawca z Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących w Jarosławiu zorganizował na rzecz swojej uczennicy. W lutym tego roku ogłosił w platformie zrzutka.pl: „Dziewczyna urodziła się z wadą i nie ma ręki. Uczy się w ZSTiO w Jarosławiu w zawodzie technik pojazdów samochodowych i bardzo chciałaby pracować w tym zawodzie. Jednak brak ręki powoduje duże problemy z wykonywaniem najprostszych czynności. (…) Koledzy ze szkoły zaprojektowali protezę mechaniczną dla koleżanki i wydrukowali ją na drukarce 3D. Chcieliby jednak zrobić więcej i skonstruować rękę elektroniczną”.

Kinga Wawro. Zdj: archiwum prywatne

Akcja przerosła najśmielsze oczekiwania, zamiast planowanego tysiąca uzbierało się prawie 30 tysięcy. Skutkiem tego koledzy ze szkoły zmajstrowali protezę elektroniczną z prawdziwego zdarzenia. – Jest w niej czujnik, w zależności od tego, im mocniej dotknie bicepsa, tym mocniej zaciskają się palce. Mam magnes w kciuku, nawet młotki mogę przenosić. I powerbank wbudowany, i latarkę. Kurczę, ta ręka jest nawet lepsza, niż gdybym miała prawdziwą – śmieje się Kinga.

Zamiast czekać na księcia na białym koniu, sama szukam koni pod maską. Hybryda to nie tylko paznokcie, takie jest moje motto.

Kinga Wawro

Artur Tutka wyjaśnia natomiast, że Kinga już jako dziecko mogła teoretycznie zaopatrzyć się w protezę z elektrodami. Problem w tym, że takie cacko kosztuje 120 tysięcy złotych. – W dodatku nie było pewności, czy się przyjmie. Równie dobrze mogło się okazać, że Kinga będzie mogła ją sobie zawiesić na haku i na nią popatrzeć. A poza tym ona wtedy jeszcze rosła, więc trzeba by ją wymieniać. A kogo stać, żeby wydać 120 tysięcy co dwa lata? – pyta retorycznie wychowawca. – Dlatego poddała się, powiedziała rodzicom: „taka jestem od urodzenia, dam sobie radę”. I tak faktycznie było, póki nie dowiedzieliśmy się o protezie bionicznej i nie pojechała na badania do Krakowa.

A w Krakowie eksperci orzekli: jest czucie w mięśniach, jest szansa. Dlatego teraz Kinga na własną rękę zbiera kasę na rękę bioniczną siepomaga.pl/kinga

Najważniejsze już się jednak chyba dokonało. Artur Tutka: – Z tych badań wróciła jako zupełnie inna dziewczyna. Uśmiechnięta, otwarta, z nadzieją w oczach. Powiedziała, że zmieniła zdanie, jednak wychodzi do ludzi. Bo chce pokazać swoim rówieśnikom, że można dążyć do szczęścia.

Kinga Wawro. Zdj: archiwum prywatne

Sama Kinga wyjazd na przymiarkę bionicznej protezy wspomina tak: – Trzeba było sprawdzić, czy mięśnie w ramieniu działają, czy już zanikły. Okazało się, że funkcjonują podręcznikowo. Już nawet miałam przymiarkę, przyczepiono mi dwie diody, mogłam napinając mięsień sterować ręką, zginać i prostować palce. A najlepsze jest to, że ta proteza może być połączona z aplikacją w telefonie. I będę mogła wystawić jeden palec, na przykład kciuk.

– Sorry, ale odruchowo pomyślałam o wystawieniu innego palca – śmieję się, a Kinga mi wtóruje. – Też. Bardzo jestem zadowolona z takiego obrotu spraw.

Już na poważnie pytam: Miałaś takie sytuacje, że chciałaś komuś pokazać środkowy palec?

Kinga też się kryguje. – Oj, miałam…

Teraz w protezie pokazuję ten palec wszystkim, którzy się ze mnie wyśmiewali

– Teraz w protezie pokazuję ten palec wszystkim, którzy się ze mnie wyśmiewali – Kinga ciągnie rozpoczęty chwilę temu wątek.  Wcześniej, szczątkowo, wspomniał mi o tym jej wychowawca. – Miała problemy w szkole, mówiono o niej straszne rzeczy. Pewnie dlatego trzymała się z chłopakami, grała w piłkę nożną, interesowały ją samochody i motocykle – mówi Artur Tutka.

Teraz sama Kinga wyjaśnia: – W gimnazjum nagle stałam się dla wszystkich bezręczna. Zwłaszcza dziewczyny mnie wyzywały. Porażka, w ogóle nie dawałam sobie z tym rady, trafiłam do psychologa. Nie mogłam spać w nocy, miałam nerwicę, depresję. Do tej pory mam blizny na nogach po tym, jak się cięłam. To było głupie, wiem. Jakbym mogła cofnąć czas, w życiu bym tego nie zrobiła.

Cios był mocny, bo za dzieciaka z tymi samymi dziewczynami bawiła się w piaskownicy, grała w piłkę, bawiła się w podchody, szwendała się po rodzinnym Jarosławiu. A później modny stał się portal internetowy, gdzie po założeniu konta można było odpowiadać na anonimowe pytania. Tak się zaczęło.

– Zalała mnie tam taka fala hejtu, że szybciej zlikwidowałam konto, niż je założyłam.

– Co tam przeczytałaś?

– Na przykład, że urodziłam się bez ręki, bo mama chciała mnie usunąć. Albo że mam nowe ciuchy, bo dostaję pieniądze za to, że nie mam ręki. Z jednej strony to było niby śmieszne, z drugiej – bardzo mnie bolało. Zaczęłam się wstydzić pokazywać swoją rękę. Nawet jak było gorąco, musiałam mieć ją zakrytą, chociażby zarzucić na nią bluzę – opowiada Kinga.

Potem świat wirtualny zlał się z realnym. Do grona hejterów dołączyli też chłopcy, zaczęły się na przykład „żarty” z tego, jak Kinga gra w siatkówkę (bo grała, mimo „niepełnosprawności”). – Nie chcę już nawet pamiętać tekstów, które wtedy leciały. Zawsze wtedy mówiłam: „ja dzisiaj nie mam ręki, a skąd wiesz, czy jutro nie będziesz miał wypadku i nogi nie stracisz?”.

– I co oni na to? – dopytuję.

– Totalna olewka.

Kinga Wawro. Zdj: archiwum prywatne

Kinga już to wymazała z życiorysu. Pamięta jednak jak na komisji lekarskiej z kategorii „niepełnosprawność w stopniu znacznym” została zdegradowana do stopnia umiarkowanego. – Dostałam wpis do dokumentacji, że mam sobie znaleźć pracę, przy której będzie mi potrzebna tylko jedna ręka. A pani doktor stwierdziła: „chcesz zostać mechanikiem samochodowym? To sobie wyobraź, że pracodawca będzie miał do wyboru między tobą a osobą normalną. I jak myślisz, kogo wybierze?”.

Teraz w protezie pokazuję ten palec wszystkim, którzy się ze mnie wyśmiewali

Kinga Wawro

– Serio tak powiedziała? Użyła słowa „normalny”?

– Tak. Ja wtedy myślałam, że jestem gorsza. Dopiero teraz zrozumiałam, że jestem wyjątkowa.

Trudno, ja nie mam ręki, on najwidoczniej mózgu

Trochę to Kindze zajęło. Po uśmiechniętej, wyluzowanej, pewnej siebie dziewczynie nie spodziewałam się jakiegokolwiek momentu załamania. Pomyliłam się, Kindze głos zamiera w gardle, a łzy cisną się do oczu, gdy mówi: – Mama dopiero po porodzie dowiedziała się, że nie mam ręki, na USG nic nie było widać. I to nie od razu się zorientowała, najpierw śmiała się, że w życiu nie widziała tak kudłatego dziecka, bo miałam gęste, czarne włosy wszędzie. A jak później okazało się, że nie mam ręki, to nie był dla niej problem. Dopiero później, gdy byłam w gimnazjum, płakała. Bo widziała, że wszystkie dzieciaki wracają ze szkoły razem, a tylko ja jedna idę na końcu sama.

Way of Blonde

Już na spokojnie przyznaje, że wcześniej chciała pozostać anonimowa (w pierwszych lokalnych materiałach w mediach o zbiórce na protezę dla niej nie pokazywała twarzy, nie pozwalała nawet, by podawano jej imię). – Nie chciałam, żeby mnie rozpoznano. Chciałam żyć w swoim własnym świecie, w którym większość ludzi nie wiedziała, że ja nie mam ręki. Nie chciałam, żeby się na mnie patrzyli. Bo mnie ten ich wzrok bolał.

– Teraz już nie patrzą?

– Pewnie, że patrzą. Tylko że teraz już na to nie reaguję.

– A wcześniej?

– Czułam się wtedy, że jestem inna. Jak byłam mała, nie zwracałam na to uwagi, czułam się normalnie. Dopiero później, jak mnie rówieśnicy tak gnoili, bo inaczej tego nazwać nie można, to przyszła mi myśl, że może faktycznie jestem inna.

– Znaczy: gorsza?

– No tak… Ale w końcu się nauczyłam.

– Czego?

– Że nie można słuchać tego, co mówią inni, tylko trzeba żyć własnym życiem. Nie przejmować się tym, co ktoś powiedział, że ktoś się skrzywił na mój widok albo wytknął mi, że nie mam ręki. Teraz myślę sobie: trudno, ja nie mam ręki, on najwidoczniej mózgu. I że raz się przecież żyje.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?