HELLO PIONIERKI: Jak lekarka i wyoutowana lesbijka Zofia Sadowska stała się bohaterką skandalu obyczajowego w międzywojennej Warszawie
Garnitur, krótka fryzura, męskie binokle – w 1926 roku wyglądająca tak kobieta wywoływała niezdrowe zainteresowanie. Na dodatek deklarowała publicznie, że „zarzut uprawiania miłości lesbijskiej nie jest hańbiący”. Tak było z Zofią Sadowską, pierwszą doktorantką Instytutu Medycznego w Sankt-Petersburgu, świetną lekarką i bohaterką głośnego skandalu obyczajowego w Warszawie.
Urodziła się w 1887 roku w domu urzędnika związku myśliwskiego i krawcowej. W 1902 roku rozpoczęła naukę na pensji Stanisławy Morawskiej, ale ledwie po dwóch latach nauki szkoła została zamknięta. Kiedy jej założycielka postanowiła wyjechać z Warszawy do Petersburga, zabrała swoją najlepszą uczennicę, by ta mogła podjąć tam studia wyższe. W Petersburgu zastała je rewolucja, z jej powodu Zofia rozpoczęła studia medyczne dopiero w roku 1907. W tym czasie zaangażowała się w pracę organizacji kobiecych – była przewodniczącą petersburskiego oddziału Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich i jedną z założycielek organizacji Spójnia pomagającej ubogim polskim studentkom. Była także publicystką pisma feministycznego „Ster”.
Nauka na studiach medycznych szła jej tak dobrze, że jako pierwsza kobieta otrzymała prestiżowe stypendium im. Walentego Koczorowskiego, lekarza i znanego filantropa. W 1914 roku, już dwa lata po ukończeniu studiów, obroniła doktorat z medycyny. Jej praca o niebiałkogennych aminach była pierwszą napisaną i obronioną przez Polkę w całym imperium rosyjskim. Jak napisano w sprawozdaniu, „komisja ‘zważywszy wysoką naukową wartość i samodzielność przedstawionej pracy naukowej’, jednomyślnie przyznaje 'lekarzowi Zofji Sadowskiej stopień doktora medycyny’”.
Doktorat dał jej prawo wykonywania zawodu. „Panna doktór Sadowska”, bo tak była nazywana, wyjechała na wakacje do Połęgi, gdzie przyjmowała pacjentów przyjeżdżających nad morze dla poratowania zdrowia. Była tam zatrudniona przez jeden z pensjonatów, który w reklamował ją jako „pierwszą kobietę-lekarza z Petersburga”. Lata I wojny światowej spędziła w Petersburgu, gdzie zaangażowała się w pomoc medyczną dla tłumów uchodźców ściągających z całego imperium.
O kierowanej przez nią sekcji sanitarno-lekarskiej pisał polskojęzyczny „Dziennik Petrogradzki”: „pod kierunkiem d-ra Z. Sadowskiej obsługuje 3 ambulanse, z których pomocy korzysta przeciętnie 1500 osób miesięcznie, oraz roztacza opiekę (przeważnie stałą) nad szeregiem schronisk i przytułków”. Kierowana przez Sadowską akcja pomocowa obejmowała tysiące potrzebujących i 30 instytucji. „Wszyscy lekarze sekcji pracują z prawdziwie obywatelską gotowością, przy nader skromnych warunkach, nie mówiąc już o tym, iż wszyscy pracują poza godzinami obowiązkowymi” – mówiła lekarka w wywiadzie dla magazynu „Sztandar”.
Kolejnym medialnym wydarzeniem, w którym Zofia Sadowska brała udział, była – już w Warszawie – walka o prawa kobiet w tworzącym się nowym polskim państwie: „W ubiegły piątek Wódz Naczelny Józef Piłsudski przyjął delegację organizacji kobiecych. Do wodza przyszły pedagożka Maria Eysymonttowa oraz lekarki Justyna Budzińska-Tylicka i Zofia Sadowska. Działaczki 'przedstawiły żądania kobiet wejścia do tworzącego się rządu’”. Ta wizyta została opisana we wszystkich ówczesnych pismach, a jej skutkiem było uzyskanie przez Polki pełnych prawy wyborczych. Zofia Sadowska stanęła na czele „pierwszego wyborczego klubu kobiet”, który prowadził kampanię przez wyborami do sejmu.
Działalność polityczna szła w parze z aktywnością zawodową. Zofia została asystentką w II klinice chorób wewnętrznych i anatomii patologicznej Wydziału Medycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a w 1920 roku pracowała w zespole wojskowym szpitala w Grodnie. Bardzo szybko zdobyła także rozgłos jako lekarka, udzielając prywatnych porad.
Właśnie jej prywatna praktyka lekarska przy ul. Mazowieckiej 7 stała się wkrótce najgorętszym tematem wszystkich plotkarskich pism. Zrobiło się o niej głośno, kiedy w 1923 roku w „Expressie Porannym” ukazał się artykuł opisujący orgie i schadzki kobiet, jakie miały się tam odbywać.
Jak napisano, „szalały tam w miłosnym obłędzie pod trującym czarem tajemnych narkotyków kobiety z najwytworniejszego towarzystwa, mieszkanki pałacyków z Al. Ujazdowskich”. Rzekoma organizatorka tych „schadzek”, Zofia Sadowska, oskarżona została o zły wpływ na pacjentki, które „zdradzały wyjątkowe wyczerpanie, zniechęcenie, nerwowy niepokój”, „z rozkochanych żon i dobrych matek stawały się kobietami przygnębionymi, zniechęconymi do rodzinnego życia”.
Artykuł opierał się o wywiad z panem Sz., który wyznał prasie, że jego żona porzuciła go i próbowała odebrać mu dzieci za sprawą Zofii Sadowskiej. Zdaniem „Expressu” policja była zalewana anonimowymi doniesieniami o lesbijskich orgiach w gabinecie doktor Sadowskiej. Wśród zarzutów wymieniono także podawanie ofiarom narkotyków: „Która z kobiet podekscytowana narkotykiem odda się raz niezdrowemu popędowi, zgubiona jest raz na zawsze dla męża, dla domu, dla świata”.
Lekarka zdecydowała się bronić dobrego imienia w sądzie oskarżając o oszczerstwo redaktorów i wydawców gazety. Rozpoczęty w lutym 1924 roku proces spotkał się z tak dużym zainteresowaniem mieszkańców Warszawy, że już po pierwszym dniu zamknięto salę sądową dla publiczności. Przesłuchano dziesiątki osób, wśród nich np. Hannę Ordonównę, bo „Express Poranny” wymieniał ją w gronie pacjentek Sadowskiej. Na potrzeby kolejnych, skandalizujących artykułów gazeta „odnajdywała” rzekome uczestniczki orgii na Mazowieckiej, które miały opisywać wrażenia „upajającej rozkoszy, która z niczym porównać się nie da z tą, którą przeżyłam przy ul. Mazowieckiej”.
Gazeta ze szczegółami opisywała szczegóły ubioru i wygląd lekarki: „nosi marynarkę męską, do tego suknię i czapeczkę dżokejską typu podróżnego. Strój ten jest koloru khaki”, gazeta pisała też o szpicrucie przy boku, męskim sygnecie i mankietach. Publicznie pytano Zofię Sadowską o orientację seksualną, której w ogóle nie ukrywała.
O tym, jaką skalę miał zmasowany hejt i atmosfera wokół lekarki, niech świadczy fakt, że Julian Tuwim dla kabaretu Qui Pro Quo napisał o niej piosenkę: „Niech was broni ręka boska,/ Uciekajcie, jam Sadowska,/ Łapcie siostry, matki, żony,/ Kto zostanie, ten zgubiony”.
Choć Zofia Sadowska stała się niekwestionowaną bohaterką brukowców, większość wezwanych przez sąd świadków zeznawała na jej korzyść – chwaliły ją pacjentki i inni lekarze, nie oskarżały będące wśród jej pacjentek aktorki i śpiewaczki, a wezwana na rozprawę Ordonówna wyszła oburzona po minucie. Ostatecznie proces zakończył się zwycięstwem Sadowskiej – autor oszczerczego artykułu w „Expressie Porannym” został ukarany symboliczną grzywną, wydawca gazety nie poniósł żadnych konsekwencji, a w uzasadnieniu wyroku można przeczytać, że Sadowska jest homoseksualistką, a media zainteresowały się jej działalnością z ważnego społecznie powodu. Nic dziwnego – czas procesu był w ówczesnej prasie okazją do publikacji wielu artykułów piętnujących „lesbianizm”.
Proces sądowy nie przyniósł potwierdzenia zarzutów, skandal jednak nie ucichł. W 1925 roku doktor Sadowska stanęła przed sądem Izby Lekarskiej, który uznał ją „winną nadużywania stanowiska lekarza celem wciągania kobiet do swych praktyk miłosnych i winną demoralizującego wpływu na otoczenie w związku z jej homoseksualizmem” i na rok odebrał prawo wykonywania zawodu.
Zofia Sadowska nie przestała walczyć o swoje imię. Nie przestała także pracować na wydziale medycznym UW, chociaż nie prowadziła już badań naukowych. Jednak wszystko, co robiła, podlegało surowej ocenie brukowców. Kiedy zrobiła prawo jazdy i kupiła samochód, „Kurier Czerwony” napisał o nim złośliwie; „jest miejsce na 4 kobiety licząc w tem i szoferkę”. Sadowska uwielbiała jeździć i ścigać się na Rajdach Pań. Była także właścicielką udziałów w kopalni ropy naftowej „Zofia”, oraz majątku pod Gdynią, gdzie wybudowano cegielnię, tartak i ślusarnię.
W czasie II wojny światowej zorganizowała ambulatorium przy ul. Grójeckiej i powstańczy szpital polowy na Okęciu, później przekształcony w Dom Dziecka Warszawy. Po wojnie została prezeską Koła Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej na Okęciu. Jej spadkobierczynią została Helena Suska, jedna z pacjentek, których dotyczyły rzekome zarzuty sprzed lat. Panie przyjaźniły się przez całe życie. Kiedy w 1945 roku Zofia spisywała testament, ustanowiła z dochodów swojej kopalni stypendium dla wybitnych studentek medycyny, ale jej akcje nie miały już wtedy żadnej wartości.
Umarła w nędzy i osamotnieniu w 1960 roku. Za pogrzeb zapłacił stołeczny wydział zdrowia, a na nekrologu pomylono jej imię.
Korzystałam z fascynującej książki Wojciecha Szota pt. „Panna doktór Sadowska” wydanej w 2020 roku przez wydawnictwo Dowody na Istnienie.
Zobacz także
HELLO PIONIERKA: Jak Eugenia Waśniewska przebiła szklany sufit, zarabiając 100 lat temu tyle, ile jej koledzy na tych samych stanowiskach
HELLO PIONIERKI: Jak Alicja Zioło zawalczyła o pamięć o krakowskich pionierkach
HELLO PIONIERKI: Jak Aleksandra Szczerbińska wpłynęła na Piłsudskiego, by po odzyskaniu niepodległości kobiety miały te same prawa co mężczyźni
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Celem było zrobienie serialu, a to, że przy okazji dostałam obraz solidarnego świata, poruszało mnie do głębi”. O „Matkach Pingwinów” opowiada Klara Kochańska-Bajon
„Kiedy wygrywa kobieta, wygrywamy my wszystkie”. Rusza AWSN – pierwszy kanał telewizyjny wyłącznie z kobiecym sportem
Kino, mecz, pójście na ryby pomagają wychodzić z bezdomności. „Droga do normalności to długotrwały proces, bywa bardzo bolesny, ale często też jest uwieńczony sukcesem”
się ten artykuł?