„Historia kobiet to jest ta historia, która wywraca stolik do góry nogami. Burzy ustalone opowieści, podważa przekonania”. Czyli rzecz o tym, po co nam wszystkim Muzeum Historii Kobiet
– Jako Muzeum Historii Kobiet chcemy pokazywać, że historia opowiedziana z perspektywy wielkich polityków i generałów czy innych postaci publicznych nie jest jedyną, którą powinniśmy znać. Pragniemy, aby historia była bardziej sprawiedliwa, zniuansowana i zrównoważona, w tym uwzględniała również to, co prywatne, cielesne, codzienne. To, co często pozostawało w cieniu, a wcale nie jest mniej doniosłe. Kobiety były w tej sferze obecne bardziej niż w sferze publicznej, bo działalność publiczna wymagała praw, pieniędzy i edukacji – czyli wszystkiego, do czego kobietom dostęp zapewniono dopiero w XX wieku – mówi Anna Kowalczyk, prezeska Fundacji Muzeum Historii Kobiet. Wraz z wiceprezeską prof. UAM dr hab. Iwoną Chmurą-Rutkowską mówią o znaczeniu herstorii i tym, dlaczego tak mało o nich wiemy.
Ewa Bukowiecka-Janik: W naszej krótkiej rozmowie przed wywiadem stwierdziłyście, że 20 lat temu herstorie to były didaskalia. Dlaczego?
Iwona Chmura-Rutkowska: Ta cezura czasowa nie oznacza, że wcześniej nie było badań, czy działań w zakresie poznawania oraz opowiadania historii kobiet i dziewcząt. Były to jednak inicjatywy fragmentaryczne i często „na marginesie” historii, którą uważa się za powszechną. Obecnie jesteśmy już w innym punkcie jako społeczeństwo. Wszyscy zaczynamy rozumieć idee i potrzebę równości, emancypacji, praw człowieka i demokracji. Mamy generalnie większą wrażliwość i gotowość do zajmowania się społecznymi nierównościami, źródłami i mechanizmami ich powstawania, a dyskryminacja kobiet ma przecież kulturowe i historyczne źródła. Historia kobiet i dziewcząt jest doceniania, ponieważ nie tylko wskazuje na rolę i dziedzictwo kobiet w przeszłości, wbrew powszechnemu przekonaniu, że “światem rządzili mężczyźni”, ale pomaga nam zrozumieć źródła seksizmu i walkę z dyskryminacją kobiet dziś.
Historia kobiet stała się ważna dla współczesnych. Dziewczęta i kobiety potrzebują do rozwoju inspirujących modeli i wzorców ról, bohaterek oraz opowieści dotyczących kobiecej tożsamości i jej-historii, “herstorii”. Tymczasem po dwunastu latach intensywnej edukacji historycznej w szkołach, gdzie wkuwamy czasem na pamięć masę szczegółowych informacji z historii Polski i świata, nie tylko w ramach przedmiotu „historia”, ale też na innych przedmiotach humanistycznych, artystycznych czy ścisłych, mamy brak elementarnej wiedzy na temat życia i dokonań kobiet.
Prof. Iwona Chmura /fot. Łukasz Nowak
Reprezentacja postaci kobiecych w szkolnej edukacji jest nikła. To zaledwie 4 proc. postaci, na których skupiają się szkolne podręczniki. A przecież kobiety zawsze stanowiły połowę społeczeństwa. Dlaczego? Czy naprawdę kobiety w przeszłości nie robiły niczego znaczącego? Czy może to, co robiły, zostało uznane za mniej ważne? Pytania o nieobecność kobiet i kobiecych historii są kluczowe dla naszego krytycznego myślenia i skłaniają do poszukiwania innych niż dotychczas źródeł, postaci i opowieści.
Wiele materiałów dotyczących historii kobiet istnieje, ale wciąż nie są włączone do głównego nurtu opowieści o przeszłości i nie są z nią zintegrowane. W efekcie historia powszechna jest nadal historią mężczyzn, to znaczy opowiada o tym, co i jak robili w przeszłości mężczyźni. Teraz, kiedy mamy większą świadomość tej dysproporcji i niesprawiedliwości, ale też większą potrzebę równości, historia dziewcząt i kobiet stanowi jedną z metod wyzwalania się od stereotypów i uprzedzeń, a więc emancypacji kobiet zarówno w sferze publicznej, jak i prywatnej.
Dzięki odkryciu “braku kobiet” zaczynamy zadawać więcej pytań o wszystkie te kobiety, które były przed nami. Kim były moja babka i prababka? Jak żyły? Jaki miały wpływ na ludzi i świat? Jakie były i jak działały kobiety, które współtworzyły społeczności i miasta, w których żyjemy? Jaką rolę odgrywały w walce o wolność i niepodległość naszego kraju? Co odkryły, jak zmieniały świat: architektki, naukowczynie czy innowatorki. Im bardziej zdajemy sobie sprawę z ich istnienia, tym więcej pytań stawiamy.
Anna Kowalczyk: W ostatniej dekadzie, a zwłaszcza po 2018 roku, kiedy obchodziliśmy stulecie praw kobiet w Polsce, historia kobiet wyszła poza ramy akademickie. Wówczas fala opowieści naprawdę się nasiliła i rozlała szerokim strumieniem, obejmując nie tylko popularne książki, ale również różnego rodzaju inicjatywy upamiętniające historię kobiet. A przede wszystkim zmianę świadomości.
Wiele wskazuje na to, że osiągnęliśmy pewną masę krytyczną – z jednej strony zwiększyła się dostępność tych historii – cieszymy się mnogością herstorycznych książek, filmów i wystaw, a z drugiej strony zwiększyło się zapotrzebowanie na nie. To głównie kobiety, ale nie tylko one, zdały sobie sprawę z gigantycznego braku nie tylko w wiedzy o historii, ale również o współczesnych dokonaniach kobiet, o ich wkładzie w kształtowanie świata tu i teraz, i zaczęły się herstorii domagać, reagować na ten drastyczny brak reprezentacji kobiet. Teraz stajemy w obliczu rosnącej potrzeby uwagi, uznania i upamiętnienia dorobku kobiet, zarówno tych z przeszłości, jak i tych, które działają współcześnie.
A często wpływają na nasz świat, wykonując tak zwaną niewidzialną robotę, za którą nikt nie przyznaje awansów.
Anna Kowalczyk: Tak, cały szereg prac, którym kobiety poświęcają wiele, czasem większość swojego czasu – dni, miesiące i lata życia – do dziś przechodzi niezauważony i niedoceniony. To, co nazywamy „niewidzialną pracą kobiet” – domowa i rodzinna logistyka i aprowizacja – prawdziwie heroiczna i kluczowa dla przetrwania w czasach niedoborów, których nam przecież w dziejach nie brakowało. Wielka praca opiekuńcza i emocjonalna – związana z dziećmi, ale także innymi członkami rodziny, zależnymi od tej opieki. Czyli to wszystko, co robiły i nadal robią matki, babcie, ciocie, siostry i inne kobiety dla naszego wspólnego dobra, jest po prostu w mainstreamowej historii uważane za nieistotny szum i tło “prawdziwie ważnych” zdarzeń i dokonań. Tymczasem to właśnie wypełniało życie większości kobiet przez setki lat.
Historia skoncentrowana na sferze publicznej z niemal kompletnym pominięciem sfery prywatnej siłą rzeczy jest więc męskocentryczna. Ale brak kobiet w tak opowiadanej historii często opacznie tłumaczy się jako efekt ich “naturalnego przeznaczenia” głównie do macierzyństwa i opieki nad dziećmi czy osobami starszymi, a nie do odkrywania, rządzenia czy wpływania na losy świata. Tymczasem to nieprawda, że kobiety nie miały zasług albo są “niezdolne do wielkości”. Po prostu ich zasługi dla ludzkości były innego rodzaju. A do wielkości w takich dziedzinach jak polityka, wojsko, nauka czy sztuka nie mogły nawet aspirować, bo do początków XX wieku nie były do nich dopuszczane. Uczymy się bardzo wąskiej wizji historii – głównie elitarnej i polityczno-militarnej – tak jakby historia była kompletna i w dodatku obiektywna. Rozmontowanie mitu o braku kobiet i ich zasług w dziejach otwiera oczy na fragmentaryczność i niesprawiedliwość takiej wizji dziejów.
Anna Kowalczyk/ fot. Łukasz Nowak
Co więcej, taka bardziej zniuansowana historia wyjaśnia wiele współczesnych zagadek – np. dlaczego w niektórych dziedzinach, mimo formalnego równouprawnienia, nadal brakuje kobiet. Na przykład niewielki odsetek kobiet wśród chirurgów nie wynika wcale z ich rzekomo “naturalnego braku predyspozycji” do wykonywania tego trudnego zawodu, tylko wielowiekowych barier, uniemożliwiających kobietom edukację medyczną oraz dostęp do profesji lekarskiej, a zwłaszcza tych najbardziej prestiżowych specjalizacji. Wciąż im wyżej w hierarchii – zresztą nie tylko profesji medycznych – tym mniej kobiet. To nie przypadek, że zawód pielęgniarki jest sfeminizowany prawie w 100 procentach, podczas gdy najbardziej prestiżowe specjalizacje medyczne są zdominowane przez mężczyzn. Znajomość historii sprawiedliwiej pomaga dostrzec systemowe bariery, z jakimi kobiety musiały i nadal muszą się borykać. Bo to nie tylko kwestia indywidualnych wysiłków i talentów. Bycie „równie dobrą” nie wystarczało, gdy byłaś kobietą. Do dziś nie wystarcza.
Jakieś przykłady?
Iwona Chmura-Rutkowska: Wciąż powszechne są zabobony i negatywne przekonania na temat ciała i fizjologii kobiet, które wprost lub w sposób ukryty niosą przekaz, że kobiety “z natury” nie nadają się do pełnienia wielu znaczących ról i zawodów. Tak jest w przypadku menstruacji i menopauzy. Mamy XXI wiek, kobiety stanowią ponad połowę populacji ludzkiej, tymczasem menstruacja jest kojarzona z “niedyspozycją” i niekontrolowanymi wybuchami emocji u kobiet, a menopauza jako atrybut “starej baby” stała się pożywką dla niechcianych żartów, szydzenia i poniżania ze względu na wiek.
A przecież oba procesy dotyczą szeroko rozumianego zdrowia i dobrostanu psychofizycznego połowy świata! Klimat wokół tzw. “babskich spraw” nie ma nic wspólnego z postępem wiedzy medycznej, wynika z głupot przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Wyobrażam sobie, co by się stało, gdybyśmy na promocję zdrowia psychicznego i fizycznego kobiet poświęcili tyle samo uwagi, czasu i zasobów co na opowieści i reklamy, w których tematem jest aktywność seksualna i wspieranie potencji mężczyzn.
Innym przykładem gorszego traktowania jest to, co dzieje się wokół kobiecego wyglądu. Wiemy, że współczesne dziewczynki i kobiety są narażone na nierealistyczne oczekiwania i ciągłą krytykę ich wyglądu, a także podwójne standardy oceniania, uprzedmiatawianie oraz seksualizację. Ich granice psychiczne, fizyczne i seksualne są często naruszane. Reklamy i portale promują nierealistyczne ideały, kult ciała, niezdrowe strategie dbania o urodę, a z drugiej strony ciągłe ocenianie i zawstydzanie, co prowadzi często do dramatycznych w skutkach praktyk, takich jak głodzenie się, diety, mordercze treningi, inwazyjna chirurgia plastyczna, ryzykowne przyjmowanie niebezpiecznych substancji i inne zachowania autodestrukcyjne.
Historia pokazuje nam, że te zjawiska nie są niczym nowym. To stary, patriarchalny, ale nadal sprawnie funkcjonujący mechanizm dyscyplinowania kobiet poprzez kontrolowanie ich ciał, który je eksploatuje i niszczy, ale jednocześnie na którym wciąż można zarobić. Dostrzeżenie tego pomaga nam zrozumieć, że “słabość” kobiet to nie jest kwestia – jak mówią konserwatyści – wynikająca z kobiecej fizjologii czy z “naturalnej kobiecej roli”, ale wynik wykorzystywania i marginalizowania kobiet, spychania ich oraz ich życia i zdrowia na drugi plan.
”Brak dostępu do herstorii tworzy krzywe zwierciadło - myślimy, że coś jest męskie, bo znamy tylko kawałek historii. W wielu dziedzinach czujemy się samotne, przebijając szklane sufity, bo nie znamy dokonań naszych poprzedniczek”
Niedawno przeprowadziłam wywiad z Agą Szuścik, która napisała książkę o zdrowiu ginekologicznym. Poruszyłyśmy temat, jak ważne jest dla ludzkości, żeby rozumieć, że zdrowie ginekologiczne to nie jest sprawa kobieca. To sprawa każdego człowieka, bo zdrowie kobiet ma kluczowe znaczenie dla przetrwania gatunku ludzkiego, ale niestety, nadal te kwestie to tabu.
Anna Kowalczyk: Przez wieki przyzwyczajono nas do wizji świata, w którym człowiek równa się mężczyzna. To założenie, które zakorzeniło się głęboko w naszej kulturze już od czasu Arystotelesa opisującego kobietę jako wybrakowaną, ułomną wersję człowieka, a mężczyznę jako człowieka właściwego.
Caroline Criado Perez w swojej znakomitej książce „Niewidzialne kobiety” pokazuje, jak wiele obszarów życia, począwszy od planowania miast, poprzez konstrukcję systemów bezpieczeństwa w samochodach czy dawkowanie leków, zostało zaprojektowanych z myślą o przeciętnym mężczyźnie, z pominięciem perspektywy i potrzeb statystycznej kobiety. Paradoksalnie, nawet te rozwiązania, które przynależą do obszarów totalnie sfeminizowanych, jak chociażby domowe kuchnie – nie spełniają rzeczywistych potrzeb kobiet – większość szafek kuchennych wisi za wysoko, by kobieta przeciętnego wzrostu mogła do nich sięgnąć bez stawania na palcach. Te szafki to może i drobiazg na skali życiowych utrapień, ale np. źle dobrane dawki leków to realne niebezpieczeństwo dla zdrowia kobiet. Testy farmaceutyczne do niedawna przeprowadzono prawie wyłącznie na mężczyznach i mało kogo niepokoiło, że organizm kobiety jest inny i może potrzebować czegoś zupełnie innego. Podobnie jest ze specyfiką objawów niektórych chorób. Kobiety miewają inne symptomy ataku serca niż mężczyźni, a ponieważ przez wiele lat nie uwzględniano tej różnicy w tworzeniu standardów medycznych, to wiele kobiet z zawałem pozostało bez właściwej opieki i pomocy.
Iwona Chmura-Rutkowska: Interesującym zjawiskiem jest także to, że dziedziny początkowo kojarzone z kobietami, jak np. informatyka, zostały w pewnym momencie przejęte przez mężczyzn. Ten sam trend obserwujemy w dziedzinie opieki zdrowotnej czy edukacji, gdzie pomimo początkowego sfeminizowania, te obszary ostatecznie traktowane są gorzej, są niżej opłacane i postrzegane jako mniej prestiżowe. Nawet w sferze politycznej i finansowej, kiedy mówimy o sprawach związanych z kobietami, tematy te często otrzymują mniej uwagi i mniej środków finansowych.
Informatyka była kiedyś kobiecą dziedziną?
Anna Kowalczyk: Tak. Początkowo słowo „komputer” odnosiło się do kobiet wprawnie i szybko dokonujących obliczeń matematycznych, a nie do maszyn liczących. Stworzenie pierwszego programu komputerowego też dość zgodnie przypisuje się kobiecie – brytyjskiej matematyczce Adzie Lovelace, jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku. Jednak w latach 70. nastąpił specyficzny moment, kiedy zawód informatyka oraz związane z nim profesje zostały niemalże z dnia na dzień zamknięte dla kobiet. Wystarczyło zadekretować, że status informatyka wymaga tytułu inżyniera. W ten sposób na lata wyeliminowano kobiety z branży IT.
Dlaczego w tak oczywisty sposób zrobiono kobietom pod górkę?
Iwona Chmura-Rutkowska: Informatyka została zagarnięta i okrzyknięta “męską” dziedziną, kiedy stało się jasne, że jest potencjalnym źródłem cennych zasobów społecznych. To uniwersalne zjawisko – im więcej władzy, prestiżu, pieniędzy, praw i wolności, tym większa nadreprezentacja mężczyzn. Owa nierównowaga i sytuowanie się kobiet na niskich poziomach hierarchii społeczno-zawodowej wynika z androcentryzmu. Oznacza to, że uznawane za “męskie” cechy, zachowania i role są postrzegane jako norma i wzorzec, coś co ma wysoki status, wagę, moc, jest godne szacunku, uwagi i doceniania. Kobiety w tym ujęciu są nie tylko “inne” w stosunku do wzorca, czyli mężczyzny, ale są równocześnie “gorsze”. W obszarach życia społecznego uznawanych za “typowo męskie” obserwujemy, że kobiet jest bardzo mało lub są traktowane mniej korzystnie, jako niekompetentne, mniej wydajne, mniej predysponowane i mniej uzdolnione. W ten sposób zniechęca się je do wychodzenia poza stereotypowe zajęcia i zawody, które z kolei – i to nie przypadek – charakteryzują się niskim poziomem władzy, uznania i zarobków. Efekt jest taki, że w zawodach opiekuńczych i związanych z edukacją płaci się dużo mniej niż w sektorach technologicznych, a zawodniczki piłki nożnej otrzymują wielokrotnie niższe pensje i nagrody niż ich koledzy uprawiający tę samą dyscyplinę sportu.
Androcentryzm chroni męskość i mężczyzn przed krytyką. Przykładem jest przemoc. Według danych, 98 proc. osób przebywających w więzieniach za przestępstwa każdego typu, w tym te związane z rozbojami, naruszeniami ciała czy agresją seksualną, to mężczyźni. Na czym zatem zbudowane są przekonania o predyspozycji mężczyzn do rządzenia, skoro stanowią częściej niż kobiety zagrożenie dla siebie i innych? Czy to nie powinno być poważnym argumentem przeciwko oddawaniu mężczyznom władzy? W tym świetle podstawy przekonań, zgodnie z którymi kobiety “nie nadają się” do czegoś z natury, bo mają hormony, cykl owulacyjny, przy jednoczesnym ignorowaniu tak jasnych danych, które wskazują na tendencję wielu mężczyzn do nadużywania władzy i krzywdzenia innych, wydają się bardzo słabe. W skali makro to opowieść o rozpętanych wojnach, które zniszczą całe społeczności. Na jakiej podstawie wciąż uważa się ich za predysponowanych do podejmowania decyzji dotyczących życia innych ludzi.
Mocne.
Iwona Chmura-Rutkowska: Prawda? Co więcej, a propos przemocy, jako społeczeństwo cierpimy na schizofrenię – jednocześnie potępiamy ją i ją gloryfikujemy oraz wychowujemy chłopców tak, żeby akceptowali przemoc i jej używali. Wpaja im się, że muszą być “twardzi”, że mają walczyć o swoje i nie dawać się. Komunikaty w stylu: “Nie bądź mięczakiem”, “oddaj mu!”, „załatw sprawę 'po męsku’” stawiają chłopca w roli sprawcy często mimo jego woli. Do tego dołóżmy przekonanie, że mężczyźni nie mogą zachowywać się “jak baby”, a więc nie mogą okazywać wrażliwości, słabości, bólu czyli ludzkich cech – i gotowy przepis na nabuzowanego frustrata.
Gdy spojrzymy na historię w podręcznikach szkolnych, to okazuje się, że zaskakująco mało uwagi poświęca się tam przemocy wobec kobiet. Przeanalizowałyśmy to z historyczkami: prof. Edytą Głowacką-Sobiech i prof. Izabelą Skórzyńską z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Mamy co kilka stron historie o niszczeniu całych narodów, społeczeństw, wiosek, a z drugiej strony jest szokująco mało informacji o przemocy wobec kobiet. Nie znajdziemy wzmianek o powszechności przemocy w rodzinach, nie ma tematu gwałtu, o którym wiemy, że był powszechnym zagrożeniem, torturą wojenną, narzędziem sprawowania władzy. Patriarchalny model rodziny opisywany jest jako norma i oczywistość, ale ani słowa nie znajdziemy na temat tego, że u jego podstaw leży przekonanie o władzy mężczyzn oraz że ten model sankcjonuje przemoc wobec wszystkich uznanych w rodzinie za słabszych – kobiet, dzieci, osób z niepełnosprawnością. Patriarchat opiera się na przekonaniu, że mężczyzna w rodzinie “z natury” i według “woli boskiej” rządzi wszystkimi innymi. Ma najwięcej praw, także do używania przemocy wobec innych członków rodziny. Problem w tym, że podręczniki pełne są narracji o przemocy, ale nie jest ona reflektowana jako powszechne narzędzie do utrzymywania nierówności i podporządkowania kobiet.
A gdyby zejść jeszcze głębiej, do fundamentów tej dyskryminacji, co tam jest? Tokarczuk w “Empuzjonie” moim zdaniem dobrze zobrazowała dość abstrakcyjne w obecnych czasach przekonanie o tym, że kobiety mają inaczej, “gorzej” zbudowany mózg.
Iwona Chmura-Rutkowska: O tak, to abstrakcyjne, ale wciąż żywe. Mamy trzy główne filary, które można nazwać metakulturowymi przesłaniami, które stanowią fundament dyskryminacji kobiet. Po pierwsze, mamy polaryzację płci, czyli przekonanie, że kobiety i mężczyźni są fundamentalnie różni, biologicznie i psychologicznie. Są “z różnych planet”, więc mają inne potrzeby, wartości, powinni mieć różne rzeczy, co innego jeść i czego innego używać – od ubrań, kolorów, poprzez kosmetyki, typy posiłków, aż po samochody. Nasze codzienne zachowania, decyzje, zainteresowania, sposób spędzania wakacji, dziedziny nauki i zawody są postrzegane przez pryzmat “męskie” vs “kobiece”. Drugie metaprzesłanie mówi, że to co męskie jest ważniejsze i lepsze. To nic innego jak opisywany wcześniej androcentryzm, stawiający mężczyzn na szczycie hierarchii społecznej. Trzecie przekonanie, zwane esencjalizmem biologicznym, uzasadnia dwa poprzednie, ponieważ mówi, że wszystkie różnice w zachowaniu i cechach między kobietami i mężczyznami wynikają z biologii – genów, hormonów, mózgu itp., zatem różnice i nierówności są “naturalne” i niezmienne.
Tymczasem badania pokazują, że żadna z płci nie ma monopolu na jakąkolwiek ludzką cechę psychologiczną czy zachowanie. Tylko kobiety rodzą dzieci i karmią je piersią, ale biologia reprodukcji nie determinuje intelektu, wrażliwości czy moralności. To wszystko modeluje wychowanie. Badania dowodzą, że mężczyźni i kobiety są bardzo różni i wybierają bardzo różne style zachowania, ekspresji i życia. Przekonanie o biologicznej podstawie różnic płciowych jest często pretekstem do dyskryminacji i manipulacji. Na przykład odbierania kobietom prawa do rozwoju zawodowego, do znieczulenia podczas porodu itp. Często narrację opartą o prawa natury wzmacnia ta o prawach boskich. W tym podejściu, często nazywanym konserwatyzmem, uważa się, że zmiany w tradycyjnym porządku, w tym emancypacja kobiet, są zagrożeniem dla porządku naturalnego lub właśnie woli boga. To podejście manipuluje opinią publiczną, sugerując, że działania na rzecz równości są wywrotowe i stanowią zagrożenie dla “normalności”. Te trzy kulturowe przekonania: polaryzacja płci, androcentryzm i esencjalizm biologiczny podtrzymują nierówność, ale wiemy już dzięki walce kobiet o swoje prawa, że wszystkie mogą być podważone i zmienione.
”To nieprawda, że kobiety nie miały zasług albo są “niezdolne do wielkości”. Po prostu ich zasługi dla ludzkości były innego rodzaju. A do wielkości w takich dziedzinach jak polityka, wojsko, nauka czy sztuka nie mogły nawet aspirować, bo do początków XX wieku nie były do nich dopuszczane”
Mówimy z jednej strony o różnicach w budowie mózgu, o bagatelizowaniu roli kobiet. Skoro uznawano gorszość kobiet za coś tak oczywistego, to dlaczego opowiadanie ich historii było aż tak niewygodne? Jak coś, co jest nieważne, ma czemukolwiek zagrażać?
Iwona Chmura-Rutkowska: A no właśnie. Bo to jest ta historia, która wywraca stolik do góry nogami. Historia, która rzeczywiście nie tylko burzy ustalone historycznie opowieści i obrazy przeszłości, ale również podważa nasze przekonania na temat ludzi i relacji społecznych. Czy wie pani, że jedną z decyzji, które podjęły komunistyczne władze po wojnie, była likwidacja wydziałów socjologii na uniwersytetach? Socjologia jest oparta o krytyczną analizę społeczeństwa, a więc pytania demaskujące władzę. W przypadku herstorii zadajemy takie właśnie niewygodne socjologiczne pytania: kto tu rządzi, kto zyskuje na tym układzie, komu to służy, kto czerpie korzyści z tego, że milczymy o sprawach kobiet, że zabieramy im prawa i przywileje, że wychowujemy w określony sposób, że wywieramy presję, że mniej płacimy? To jest główna przyczyna, dlaczego historia kobiet nie wszędzie jest mile widziana.
Anna Kowalczyk: Poza tym powtórzę: to, co jest uznawane za kobiecie, czyli macierzyństwo, opieka nad słabszymi, dbanie o dom, wcale nie jest mniej ważne, ciekawe czy wpływowe, jeśli chodzi o to, jak potoczyły się losy świata, niż historia Hitlera czy Stalina.
Jako Muzeum Historii Kobiet chcemy pokazywać, że historia opowiedziana z perspektywy wielkich polityków i generałów czy innych postaci publicznych nie jest jedyną, którą powinniśmy znać. Pragniemy, aby historia była bardziej sprawiedliwa, zniuansowana i zrównoważona, w tym uwzględniała również to, co prywatne, cielesne, codzienne. To, co często pozostawało w cieniu, a wcale nie jest mniej doniosłe. Kobiety były w tej sferze obecne bardziej niż w sferze publicznej, bo działalność publiczna wymagała praw, pieniędzy i edukacji – czyli wszystkiego, do czego kobietom dostęp zapewniono dopiero w XX wieku.
Iwona Chmura-Rutkowska: Ostatnia Nagroda Nobla w dziedzinie ekonomii dla Claudii Goldin za badania nad historią pracy kobiet przyniosła nowe spojrzenie na społeczne i demograficzne zmiany. Goldin pokazała, że najważniejszym wydarzeniem ostatnich 100 lat była rewolucja dotycząca zdrowia, praw i wolności reprodukcyjnej kobiet, która miała większy wpływ na świat niż wojny czy związane z nimi wynalazki.
Komitet noblowski docenił badania i odkrycia dotyczące historii kobiet, a więc pracę, w której uznano i doceniono wkład i perspektywę kobiet w kształtowaniu dzisiejszego świata. Przekierowanie uwagi na doświadczenia i losy żeńskiej połowy świata to jeden z kluczowych warunków pełniejszego zrozumienia historii, co z kolei pozwala lepiej zrozumieć i kształtować współczesność. Zauważenie i uznanie wagi życia, decyzji i dokonań kobiet w przeszłości to elementarny krok, który musimy podjąć, aby bardziej sensownie zinterpretować świat z przeszłości i aktualne wydarzenia. Znajomość historii wykluczania i przemocy, pozwala mądrze myśleć i rozmawiać oraz przeciwdziałać dzisiejszym nierównościom. To lekcja, by nie tracić z oczu nie tylko życia i spraw kobiet, ale też wszystkich innych “mniejszości” oraz wielu związanych z tym ważnych kwestii społecznych. Jako twórczynie Muzeum Historii Kobiet, poznając i pokazując sprawiedliwie i włączająco przeszłość, chcemy popychać sprawy równości do przodu – tu i teraz.
Mają panie jakieś ulubione herstorie?
Anna Kowalczyk: Ja bardzo lubię historię Uniwersytetu Latającego, bo jest najlepszym przykładem skutecznej i wszechstronnej samoorganizacji kobiet. Koniec XIX wieku był wyjątkowym momentem w historii, kiedy to edukacja na poziomie akademickim była niedostępna nie tylko dla kobiet, ale również wielu mężczyzn. A rozmach i jakość nauczania na Uniwersytecie Latającym były doprawdy nadzwyczajne – na tych nielegalnych i tajnych kursach wykładali najlepsi profesorowie i wykształciło się całe pokolenie emancypantek. Czytając relacje i dokumenty sprzed lat, widzę, jak kobiety rewelacyjne się organizowały, wyszukiwały lokale i zbierały pieniądze, aby umożliwić edukację tym, których nie było na to stać. W ogóle historia konspiracji w Polsce, wszystkie epizody państwa podziemnego i tajnych organizacji, w różnych momentach naszej historii, to są dzieje zaangażowania kobiet, które właśnie ze względu na to, że mało kto je podejrzewał o zaangażowanie polityczne czy bojowe, były najlepszymi przemytniczkami, łączniczkami, wywiadowczyniami. Niestety to, jak świetnie umiały stać się niewidzialne, po latach jest też przyczyną ich zapomnienia.
Iwona Chmura-Rutkowska: Mnie jest bardzo blisko do kobiet w nauce, zwłaszcza w dziedzinach ścisłych. Kobiety, które weszły w obszary stereotypowo uznawane za domenę rozwoju i geniuszu mężczyzn, są niezwykle inspirujące. Ich historie są równie emocjonujące, jak przygody Jamesa Bonda czy Wiedźmina. Jedna z takich biografii, która wywarła na mnie ogromne wrażenie, to historia Virginii Apgar. Znamy to nazwisko, ponieważ jest nazwą skali oceny zdrowia noworodków, którą wymyśliła w latach 60. ubiegłego wieku. Przed nią nikt nie badał dzieci po urodzeniu! To proste narzędzie diagnostyczne uratowało i ratuje nadal setki milionów dzieci na świecie, jest powszechnie znane, ale nadal mało kto wie, że stworzyła je kobieta, jedna z pierwszych amerykańskich lekarek. Wiele razy słyszałam, że mówi się o “skali Apgara”.
Virginia Apgar, pracując jako anestezjolożka przy znieczulaniu kobiet przed cesarskim cięciem, zauważyła, że w ogóle nie bada się noworodków. Stworzyła na podstawie własnych obserwacji i badań szybką, standaryzowaną ocenę stanu noworodka, spisując ją na karteczce w trakcie rozmowy z asystentem. Ta historia pokazuje, jak wiele już straciliśmy i wciąż tracimy, gdy marnujemy talenty i geniusz kobiet, blokując dziewczętom możliwości edukacji i rozwoju.
Stereotypy i uprzedzenia wciąż wpływają na nasze decyzje i myśli. Wiele kobiet, które dziś osiągają sukcesy, wciąż mierzy się z tzw. syndromem oszustki, czyli przekonaniem, że ich osiągnięcia i sukcesy nie są efektem zdolności i pracy, ale “łutem szczęścia”, dobrym wrażeniem, za którym nie kryje się rzeczywista moc. Wiele kobiet mierzy się z niskim poczuciem wartości i przekonaniem, że nie są aż tak dobre i kompetentne na jakie wyglądają. Szczególnie niekompetentnie czujemy się w dziedzinach, które stereotypowo przypisywane były lub nadal są mężczyznom. W takich chwilach kluczowe jest wsparcie, które możemy dawać sobie i innym kobietom. Ale widzę też brak wiedzy o biografiach kobiet z przeszłości, które wypracowały sobie pozycję, widoczność i skuteczność w danej dziedzinie. Brak dostępu do herstorii tworzy krzywe zwierciadło – myślimy, że coś jest męskie, bo znamy tylko kawałek historii. W wielu dziedzinach czujemy się samotne, przebijając szklane sufity, bo nie znamy dokonań naszych poprzedniczek. Razem z prof. Edytą Głowacką-Sobiech, z którą pracujemy nad odkrywaniem historii polskich naukowczyń, widzimy, że pewien schemat kariery dotyczy kobiet na całym świecie: od braku uznania, przez walkę, aż po strategie radzenia sobie z niechęcią otoczenia i zbudowania pewności siebie.
Podczas konferencji, na której byłam niedawno, jeden z profesorów poruszył kwestię kobiet w nauce, przywołując przykład węgierskiej biochemiczki Katalin Karikó, tegorocznej noblistki nagrodzonej za odkrycia, które stały się podstawą opracowania skutecznych szczepionek mRNA przeciw koronawirusowi wywołującemu COVID-19. Lekceważona i wyrzucona z uczelni, musiała migrować do USA. To smutne, że historia, która nie dziwiłaby nikogo 200 czy 300 lat temu, zdarza się także teraz. To pokazuje, że jeśli damy kobietom wolność, wsparcie i możliwości, są one zdolne do wielkich rzeczy, podobnie jak mężczyźni. To kluczowa lekcja historii: dyskryminacja nikomu się nie opłaca, a równość i sprawiedliwość przynoszą korzyści całemu społeczeństwu, bo wykorzystujemy sto procent potencjału ludzkości.
Co teraz dzieje się w Muzeum Historii Kobiet?
Anna Kowalczyk: Szykujemy się do otwarcia siedziby Muzeum Historii Kobiet w Poznaniu. To ogromna inwestycja, w którą już angażuje się Zarząd Województwa Wielkopolskiego, ale nadal poszukujemy mecenasów, sponsorów i partnerów tego gigantycznego przedsięwzięcia. Istnieje wiele sposobów, by nas wesprzeć i każda ofiarowana złotówka przybliża nas do otwarcia. Na stronie historiakobiet.org można przekazać nam darowiznę, można też wspierać nas stałą donacją w serwisie Patronite. Obecnie pracujemy zarówno nad projektem budynku muzeum, jak i wystaw, które w nim będą prezentowane. Jednocześnie tworzymy ofertę programową i edukacyjną. Naszym celem jest stworzenie nie tylko ekspozycji do zwiedzania – chcemy, aby Muzeum Historii Kobiet było to przede wszystkim centrum spotkań, zdobywania wiedzy oraz budowania więzi i relacji.
Dlatego już teraz wspieramy nauczycieli i nauczycielki we włączaniu historii kobiet do ich pracy edukacyjnej, bo obecnie polskie szkoły nie uczą niemal niczego na temat dziejów kobiet. Szkolimy więc edukatorów i edukatorki z samodzielnego tworzenia projektów herstorycznych, pisania o lokalnych bohaterkach, odkrywania i dzielenia się wiedzą o niezwykłych kobietach.
Równocześnie tworzymy Bazę Historii Kobiet online, swego rodzaju wirtualne Muzeum Historii Kobiet, pełne rzetelnych biogramów, wskazówek do samodzielnej eksploracji herstorii oraz darmowych materiałów edukacyjnych, które pozwolą na lepsze jej zrozumienie i upowszechnianie. Wkrótce chcemy umożliwić użytkownikom i użytkowniczkom dopisywanie do niej własnych bohaterek – tak by każda kobieta, która jest lub była dla kogoś ważna, mogła przejść do historii.
Iwona Chmura-Rutkowska: Przygotowujemy się do otwarcia muzeum, które ma być dostępne dla szerokiej publiczności, również jako stały punkt programu wycieczek szkolnych, co najmniej do momentu, gdy te niskie statystyki – 4 proc. kobiet w podręcznikach i 3 proc. ulic nazwanych nazwiskami kobiet – przestaną być normą. Już teraz dostrzegamy pewne zmiany, ale chcemy przyspieszyć ten proces.
Wszyscy działając na “swoich podwórkach”, możemy realnie przyczynić się do zmiany. Każda z fundatorek to wcześniej robiła. Chcemy tworzyć miejsce, w którym kształtują się wartości i postawy. Czujemy siłę i wsparcie z zewnątrz. To naprawdę dobry moment dla herstorii.
Fundacja Muzeum Historii Kobiet powstała, by łączyć polskie inicjatywy herstoryczne oraz urzeczywistnić projekt powstania Muzeum Historii Kobiet w Polsce jako nowoczesnej placówki kulturalno-edukacyjnej oraz naukowo-badawczej. Fundację stworzyły prof. Iwona Chmura-Rutkowska, Katarzyna Dworaczyk, prof. Edyta Głowacka-Sobiech, dr Agnieszka Jankowiak-Maik, dr Anna Jankowiak, Paulina Kirschke, Agata Kominiak, Anna Kowalczyk.
Prof. Iwona Chmura-Rutkowska – pedagożka, socjolożka, edukatorka antydyskryminacyjna. Pracuje na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Naukowo zajmuje się ukrytymi funkcjami edukacji, stereotypami i uprzedzeniami związanymi z płcią oraz historią dziewcząt i kobiet. Autorka i współautorka książek m.in. „Niegodne Historii” (Poznań 2015), “Gender w podręcznikach” (Warszawa 2016), “Być dziewczyną – być chłopakiem i przetrwać” (Poznań 2019), „Nierówność płci w języku” (Warszawa 2022). Członkini Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, Zespołu Pedagogiki Młodzieży oraz Sekcji Pedagogiki Krytycznej przy KNP PAN, Rady Naukowej Interdyscyplinarnego Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM i zespołu „Gdy Nauka Jest Kobietą UAM”. Recenzentka równościowa podręczników szkolnych MEN. Współpracuje z instytucjami państwowymi, samorządowych oraz organizacji pozarządowych działających na rzecz równego traktowania. Członkini Zespołu ds. Polityki Równości i Różnorodności Miasta Poznania oraz Zespołu Sterującego Polityki Oświatowej dla miasta Poznania 2030. Przewodnicząca rady Fundacji Ja,Nauczyciel’ka. Fundatorka Muzeum Historii Kobiet.
Anna Kowalczyk – dziennikarka, publicystka, aktywistka, popularyzatorka herstorii. Autorka bestsellerowej„Brakującej połowy dziejów. Krótkiej historii kobiet na ziemiach polskich ” (Wyd. WAB, 2018), pierwszej popularnonaukowej syntezy dziejów kobiet na ziemiach polskich od paleolitu do współczesności. Fundatorka i pierwsza prezeska Fundacji Muzeum Historii Kobiet. Współautorka Bazy Historii Kobiet. Opiekunka merytoryczna akcji BNP Paribas „Gdzie są nasze patronki?”. Współautorka polsko-niemieckiego spektaklu muzycznego „Das Moderne Maedel” o emancypacji kobiet w dwudziestoleciu międzywojennym.
Zobacz także
Agnieszka i Monika z Damskiego Tandemu Twórczego o Teatrze Lesbijskim: „Świat lesbijski długo pozostawał w ukryciu, wytworzył swoją specyfikę”
Marika: „Odkrycie kobiecej cykliczności było jak olśnienie. Zobaczyłam w niej porządek i prawidłowość, szansę i nadzieję”
„Kobiety szukają mężczyzn, których jeszcze nie ma, a mężczyźni kobiet, których już nie ma. Między Polkami a Polakami jest przepaść”, mówi socjolożka Karolina L. Jarmołowicz
Polecamy
Patricia Kazadi skonfrontowała się ze swoim oprawcą. „Popłakał się, bo sam ma dwie córki”
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
ONZ bije na alarm: Liczba aktów przemocy wobec kobiet wzrosła o 50 proc.
Syn norweskiej księżnej aresztowany. „Pięć ofiar”
się ten artykuł?