Przejdź do treści

„Słoneczko, zrób mi kawę!”. Słyszysz to w pracy? Powstał Pomocnik, który podpowiada, jak reagować

Katarzyna Zbyszyńska 
Katarzyna Zbyszyńska / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Młoda dziewczyna na początku swojej drogi zawodowej może nie umieć lub nie chcieć asertywnie odpowiedzieć swojemu szefowi czy koledze z pracy w obawie przed tym, jak zostanie to odebrane i czy nie zaprzepaści tym samym swojej kariery, nie odbierze sobie ciekawych projektów, ciekawych zadań – o Pomocniku „Słoneczko, zrób mi kawę” rozmawiamy z Katarzyną Zbyszyńską, jedną z jego współautorek. Dokument powstał z inicjatywy Fundacji Women in Law – wchodząc na jej stronę, będziesz mogła go bezpłatnie pobrać.

 

Anna Sierant: Czy mogłaby pani opowiedzieć, czym się zajmuje i jakie ma cele Fundacja Women in Law?

Katarzyna Zbyszyńska: Celem Fundacji jest integracja środowiska prawniczek oraz wsparcie dla młodych kobiet z wykształceniem prawniczym – studentek ostatnich lat prawa, aplikantek na początku ich drogi zawodowej. Program mentoringowy, który jest corocznie organizowany, wspiera te młode, zdolne prawniczki w wyborach życiowych oraz na ścieżce kariery. W maju zaczęliśmy czwartą edycję programu mentoringowego. W gronie mentorów miewamy również panów, ale jest ich dosłownie kilku, to raczej wyjątek.

Co było głównym motywem do powstania Pomocnika „Słoneczko, zrób mi kawę”? Doświadczenia jego autorek i innych kobiet – pracownic, dostrzeżenie, jaką skalę przybiera dyskryminacja kobiet w biznesie? Jak przebiegały prace nad Pomocnikiem?

Krótko przed rozpoczęciem prac nad Pomocnikiem opublikowany został raport na temat sytuacji kobiet w branży prawniczej, który pokazuje skalę nieprawidłowości, z jakimi spotykają się kobiety wykonujące ten zawód. Fundacja, wraz z Polskim Stowarzyszeniem Prawników Przedsiębiorstw oraz kancelarią PwC Legal, tworzyła ten raport, dlatego zapoznałyśmy się z jego wynikami i omówiłyśmy je w naszym gronie. Był to dobry grunt pod stworzenie Pomocnika.

Sam pomysł, by stworzyć tego typu dokument, pojawił się podczas jednego ze spotkań w ramach programu mentoringowego Fundacji. Paulina Marusczyk – mentorka, współautorka Pomocnika i radczyni prawna opowiadała o historii, którą usłyszała od swojej podopiecznej. Była to historia o tym, jak młoda dziewczyna, aplikantka, została potraktowana przez swojego szefa-mężczyznę. Po usłyszeniu tej historii kolejne mentorki zaczęły opowiadać o podobnych sytuacjach. W pewnym momencie stwierdziłyśmy, że tego jest tak dużo, że jest to zjawisko powszechne, musimy więc zadziałać.

Zebrałyśmy się w czwórkę i rozpoczęłyśmy burzę mózgów na temat tego, w jaki sposób można takim młodym kobietom pomóc. Dlaczego właśnie młodym kobietom? Bo kobieta, która jest na dalszym etapie swojej kariery zawodowej, która ma już jakieś doświadczenia, najprawdopodobniej będzie wiedziała, jak zareagować na niestosowne gesty, jak odpowiedzieć na niestosowne komentarze. Będzie wiedziała, jak bronić swoich praw, jak stawiać granice. Młoda dziewczyna na początku swojej drogi zawodowej może nie umieć lub nie chcieć asertywnie odpowiedzieć swojemu szefowi czy koledze z pracy w obawie przed tym, jak zostanie to odebrane i czy nie zaprzepaści tym samym swojej kariery, nie odbierze sobie ciekawych projektów czy zadań. W związku z tym stwierdziłyśmy, że zrobimy Pomocnik. Właśnie pomocnik, a nie poradnik. To nie miały być rady, tylko konkretna pomoc, swojego rodzaju podręcznik, dokument, który ma konkretne odpowiedzi, konkretne reakcje przewidziane dla konkretnych sytuacji.

My, prawniczki oraz prezeska Fundacji Kamila Kurkowska zaprosiłyśmy do współpracy psycholożkę Aleksandrę Ludynię, która włączyła do Pomocnika aspekty psychologiczne. W początkowej fazie pracy nad Pomocnikiem zebrałyśmy historie otaczających nas kobiet, koleżanek, przyjaciółek, sióstr. Zapytałyśmy je, czy kiedykolwiek spotkały się w swojej pracy z jakimś nieprawidłowym zachowaniem. Następnie pogrupowałyśmy te wszystkie historie w kilka kategorii i każdą z kategorii opatrzyłyśmy prostym, trafiającym w sedno tytułem. Do każdej z tych grup zaproponowałyśmy reakcje, które może zastosować kobieta będąca adresatką takiego komentarza, doświadczająca danego zachowania. Zaproponowałyśmy także reakcje i odpowiedzi osoby, która jest świadkiem takiej nieprawidłowej sytuacji, a także jej wyjaśnienie psychologiczne oraz aspekty prawne.

W trakcie pracy nad Pomocnikiem oraz już po jego opublikowaniu docierały do nas głosy o tym, iż z nieprawidłowymi, dyskryminującymi sytuacjami w pracy stykają się nie tylko prawniczki, ale również kobiety wykonujące inne zawody. Po tak szerokim odzewie doszłyśmy do wniosku, iż nasz Pomocnik powinien być jak najbardziej uniwersalny i dawać wsparcie nie tylko młodym prawniczkom, ale wszystkim kobietom niezależnie od branży, w której pracują.

W Pomocniku przytoczone są różne sytuacje, z którymi muszą się mierzyć kobiety w biznesie (i nie tylko): przekonanie, że to kobieta posprząta po spotkaniu, przygotuje je, zrobi kawkę, mansplaining, komentarze typu: „Do tego trzeba faceta”, a z drugiej strony: „Przecież kobieta zrobi to lepiej”. Jest też mowa o komentarzach dotyczących wyglądu. Czy któraś z tych sytuacji występuje częściej niż inne, stanowi dla pracownic szczególny problem?

Wydaje mi się, iż najczęstszym zjawiskiem jest – ujmę to ogólnie – traktowanie kobiet poniżej ich wartości. Mam przez to na myśli właśnie wszelkie sytuacje, w których daje się kobiecie odczuć, że sposób, w jaki działa, efekty jej pracy, jej umiejętności, doświadczenie, możliwości są niewystarczające, a mężczyzna zrobiłby to znacznie lepiej. Proszenie kobiety o sporządzanie notatki ze spotkania albo posprzątanie po nim jest również przykładem takiego traktowania. W efekcie bowiem do kobiety trafia przekaz: „Nadajesz się tylko do czynności technicznych, logistycznych, a nie do merytorycznych dyskusji”. Komentarze na temat wyglądu kobiety również są przejawem skupienia na kwestiach powierzchownych, z pominięciem aspektów merytorycznych. Tym samym ponownie pomijane jest wykształcenie, wiedza, doświadczenie kobiety, która sprowadzona zostaje jedynie do warstwy wizualnej, w danej sytuacji niemającej żadnego istotnego znaczenia.

Zapytam również o to tytułowe „Słoneczko, zrobisz kawkę?”, czyli swoiste dwa w jednym: spoufalanie się oraz oczekiwanie, zwłaszcza w branżach uznawanych za „męskie”, że to kobieta przejmie tę część obowiązków uważanych za stereotypowo kobiece. Co robić w przypadku, gdy same tego doświadczymy?

Odpowiem jak prawnik: to zależy od tego, kto nas o to prosi. Inaczej będziemy reagować, gdy poprosi nas o to szef, inaczej będziemy reagować, gdy poprosi nas o to kolega z pracy. Inaczej będziemy reagować, kiedy poprosi nas o to kontrahent albo potencjalny kontrahent. Natomiast najważniejsze jest to, aby postawić granicę w sposób asertywny i grzeczny, nie paląc mostów i nie psując relacji, pozwalając, żeby ta relacja nadal trwała, bo każda z kobiet doświadczających różnego rodzaju nieprawidłowości funkcjonuje w jakimś środowisku biznesowym i niekiedy zerwanie relacji może mieć niekorzystne skutki.

Odpowiadając wprost na pytanie, co robić w przypadku, gdy same tego doświadczymy: przede wszystkim reagować. Reagować, bo zakładam, że żadna z nas nie chce, aby w sytuacji służbowej, biznesowej, oficjalnej nasi współpracownicy albo nasi kontrahenci mówi do nas „słoneczko” albo w inny pieszczotliwy, zdrobniały sposób. Z takich sytuacji można dosadnie, ale grzecznie wybrnąć i czasami będzie to odpowiedź poważna, czasami żartobliwa. Ważne, żeby odbiorca zapamiętał, że my sobie nie życzymy „słoneczkowania” i pieszczotliwego określania nas w relacjach służbowych czy biznesowych.

Kolejnym problemem są niechciane komplementy, które kobiety słyszą na temat swojego wyglądu czy ubioru. W Pomocniku przykładem jest komentarz kolegi do koleżanki mającej bluzkę z dekoltem: „Mogłabyś się schylić jeszcze raz?”. Co odpowiedzieć na takie słowa?

Zależy, czy mówi to do nas szef, któremu raczej nie będziemy mogły odpowiedzieć zbyt mocno i konkretnie, czy powie to nam kolega, z którym możemy być na bardziej koleżeńskiej, żartobliwej stopie. Do głowy przychodzą mi różne odpowiedzi. Od: „Panie dyrektorze, schylanie się po listy nie należy do moich obowiązków”, poprzez: „Nie ma potrzeby, abym się schylała – już raz podniosłam i wystarczy” albo wypowiedziane lodowato: „Nie, nie mogłabym się schylić” aż po postawienie sprawy jasno: „Każesz mi się schylić, aby mi zajrzeć w dekolt? A czy wiesz, że takie teksty to molestowanie seksualne?”.

Myślę jednak, że mimo wszystko należy zachować umiar i dostosować reakcję do sytuacji, ponieważ na tym właśnie polegają relacje międzyludzkie, że ludzie się ze sobą komunikują, mówią sobie różne rzeczy, między innymi komplementy. Ja na przykład nie uważam, żeby powiedzenie przez kolegę koleżance czy przez kobietę mężczyźnie komplementu w stylu „ładnie dzisiaj wyglądasz” albo „dobrze wyglądasz, widać, że wypocząłeś na urlopie” lub „bardzo ładnie ci w tej koszuli, dobrze będziesz wyglądał na spotkaniu z klientem” – było czymś niestosownym.

Proszenie kobiety o sporządzanie notatki ze spotkania albo posprzątanie po nim jest przykładem umniejszania: w efekcie bowiem do kobiety trafia przekaz: „Nadajesz się tylko do czynności technicznych, logistycznych, a nie do merytorycznych dyskusji”

Natomiast podkreślam bardzo, bardzo wyraźnie: to mają być komplementy, wypowiedzi o neutralnym znaczeniu. Jeżeli ludzie się wzajemnie szanują i komunikacja między nimi nie ma negatywnego podtekstu, to uważam, że są one jak najbardziej dopuszczalne. Natomiast wypowiedzi o tym, że „pani Zosia ładnie dzisiaj wygląda i w ogóle jest naszym cukiereczkiem, brylancikiem i ozdobą naszego biura” i towarzyszące im pobłażliwe traktowanie pani Zosi, brak podwyżek, niskie wynagrodzenie, delegowanie zadań poniżej kwalifikacji – w mojej ocenie są nie do zaakceptowania. W Pomocniku przedstawiamy przykłady reakcji na tego typu wypowiedzi.

Czy można stwierdzić, że w biznesie (ale i innych branżach) istnieją umiejętności „męskie” i „kobiece”? Czy umiejętności twarde i miękkie zazwyczaj muszą iść w parze z określoną płcią? A jeśli jesteśmy kobietami posiadającymi głównie właśnie umiejętności miękkie, może nie warto się ich wstydzić, a raczej jak najlepiej z nich korzystać?

Jeżeli mamy jakieś umiejętności, to powinniśmy z nich korzystać i nie powinniśmy udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Można spotkać się z badaniami, że kobiety mają tendencje do wykonywania zadań humanistycznych, lepszej organizacji otoczenia i atmosfery. Z kolei o mężczyznach można wyczytać, że są bardziej skupieni na efektach i na walce. Mój ulubiony przykład pokazuje, że jeśli firma chce osiągnąć najwyższe możliwe wyniki sprzedażowe, to powinna na stanowisku szefa sprzedaży zatrudnić mężczyznę, natomiast jeżeli chce zminimalizować ryzyko, to jako kierującą ryzykiem powinna zatrudnić kobietę. Rzeczywiście kobiety znacznie lepiej zarządzają ryzykiem i tutaj oprę się na badaniach przeprowadzonych na rynkach finansowych: kobiety osiągają znacznie lepsze wyniki w inwestycjach, ponieważ mają mniejszą skłonność do ryzykownych działań, bardziej cenią sobie bezpieczeństwo, w dłuższej perspektywie czasu ich inwestycje osiągają znacznie wyższe stopy zwrotu niż inwestycje mężczyzn.

Natomiast w mojej ocenie nie można generalizować i kategoryzować tylko dlatego, że ktoś jest danej płci, a z całą pewnością nie powinniśmy sztucznie i na siłę kreować predyspozycji tam, gdzie ich nie ma. Ludzie są różni, jeżeli ktoś ma predyspozycje, umiejętności i talenty w jakiejś dziedzinie, to powinien się nią zająć i w niej realizować. Czytałam kiedyś badania, których podsumowanie było bardzo krzepiące i uwalniające: ta sama energia, wysiłek i czas włożone w nauczenie czegoś, co nas interesuje i w rozwinięcie naszych naturalnych, wrodzonych talentów, zamiast pracowanie nad tym, czego nie „czujemy”, dadzą kilka tysięcy razy lepszy efekt. Nie wiem, jak oni to policzyli, ale zapadło mi to w pamięć. Innymi słowy: o wiele łatwiej i szybciej przyjdzie nam osiągnąć sukces w dziedzinie, która nas interesuje i do której mamy smykałkę, niż w dziedzinie, która jest nam obca. Jeśli jesteśmy osobami posiadającymi głównie umiejętności miękkie, to wykorzystujmy je, a nie uznawajmy za wadę.

Z jednej strony to kobietom społeczeństwo daje większe przyzwolenie na okazywanie emocji, ale gdy to robią, mogą usłyszeć: „Hormony szaleją?”, „To TE dni?”, emocjonalne reakcje mężczyzn są za to uważane za uzasadnione. Czy próbować swoje emocje w pracy powściągać? I jak odpowiadać na niesłuszne „oskarżenia” o reakcję emocjonalną, które padają tylko dlatego, że ktoś się z nią nie zgadza?

Dokładnie na tym polegają stereotypy: gdy kobieta okazuje emocje, zostaje uznana za histeryczną, płaczliwą, niepanującą nad sobą. W przypadku mężczyzn wydźwięk jest raczej pozytywny – mężczyzna okazujący emocje jest konsekwentny, ambitny, zaangażowany. Z tymi stereotypami i tego typu komentarzami również należy walczyć. Jeśli „hormony szaleją”, jeśli to „TE dni”, to nikogo nie powinno interesować. Jeżeli jesteśmy w pracy, to zachowujemy się jak w pracy, czyli profesjonalnie, i tego typu komentarze w ogóle nie powinny mieć miejsca.

Ja się zajmuję głównie prawem pracy i często bywam na sali sądowej. W toku swojej kariery zawodowej uczestniczyłam i nadal uczestniczę również w negocjowaniu różnego rodzaju umów. Znam bardzo wiele technik negocjacyjnych i technik dyskredytacji przeciwnika. Jedna z nich polega właśnie na odwoływaniu się do aspektów pozamerytorycznych.

Gdy na sali sądowej widzę, że pełnomocnik strony przeciwnej przytacza aspekty niemerytoryczne, to wiem, że jestem na dobrej drodze do wygranej – uświadamiam sobie wtedy, że przeciwnik nie ma żadnych konkretnych argumentów i chwyta się wszystkiego, co mu tak naprawdę przyjdzie do głowy, żeby tylko wygrać. Te techniki jednak należy stosować z głową, bo można trafić na człowieka, który argument odnoszący się do emocji zbije argumentami odnoszącymi się do faktów i wtedy po nas. Dlatego na wszelki wypadek nie radzę odwoływać się do takich kwestii jak właśnie emocje, a jeśli tego typu komentarz jest skierowany do nas, proponuję odbić go faktami.

Z drugiej jednak strony pamiętajmy, że nie jesteśmy cyborgami czy robotami i każdy z nas może mieć w pracy gorszy dzień, odczuwać przeciążenie wywołane stresem lub jakimiś okolicznościami prywatnymi i nie zapanuje nad swoimi emocjami. Oczywiście, o ile dosadne, niekulturalne wyrażenie złości i krzyki czy obrażenie współpracowników absolutnie nie powinny mieć miejsca, o tyle dopuszczam taką sytuację, że ktoś się może po prostu rozpłakać, gorzej poczuć, stracić wątek czy zemdleć, bo żyje w takim stresie i takim napięciu, że organizm w pewnym momencie nie wytrzymuje. W takim przypadku warto być bardzo wyrozumiałym i bardzo pomocnym, bo wszyscy jesteśmy pracownikami i każdego z nas to może spotkać.

Jeśli „hormony szaleją”, jeśli to „TE dni”, to nikogo nie powinno interesować. Jeżeli jesteśmy w pracy, to zachowujemy się jak w pracy, czyli profesjonalnie, i tego typu komentarze w ogóle nie powinny mieć miejsca

Nierzadko zdarza się tak, że żałujemy, iż nie zareagowałyśmy na dyskryminację, jaka nas dotknęła, że nie odpowiedziałyśmy na zupełnie nieśmieszny „żart” czy niegrzeczną prośbę. Tych sytuacji jest wiele, są różne, ale uogólniając: czy warto zareagować, działać i po danej sytuacji, wydarzeniu? A może czasem jednak lepiej, np. z obawy przed utratą pracy, którą ogólnie rzecz biorąc cenimy, odpuścić?

Wydaje mi się, że nie ma jednego rozwiązania i jednej dobrej odpowiedzi na to pytanie. W niektórych sytuacjach warto walczyć o siebie i postawić swoje granice po to, żeby po prostu nie stracić szacunku do samej/samego siebie i dbać o swoją godność. W innych przypadkach lepiej będzie odpuścić, bo wiadomo, że nic to nie zmieni. Jeżeli mamy na przykład szefa jakiejś potężnej kancelarii czy potężnej firmy i młodą, świeżo zatrudnioną kobietę, to następuje nieprawdopodobna nierównowaga sił. W takich sytuacjach trzeba po prostu wyważyć korzyści i ryzyka. Uważam, że jeżeli czujemy, że jakaś sytuacja nas dotyka, nie możemy spać, bo cały o niej czas myślimy, to nawet po czasie warto przyjść do takiej osoby, nawiązać do problematycznej sytuacji i ją wyjaśnić. Powiedzieć: „Wiesz, wtedy gdy powiedziałeś to czy tamto, zrobiło mi się bardzo przykro”. Myślę, że często może to nie poprawić relacji czy sprawić, że druga strona powie „przepraszam”, ale da nam komfort psychiczny, spokój sumienia, poczujemy dumę, że potrafimy zadbać o siebie i własne interesy.

Czy reagować inaczej, gdy sytuacja dotyczy nie kolegi-współpracownika, a szefa czy potencjalnego klienta firmy?

Niestety, będąc w relacji biznesowej czy służbowej, musimy pamiętać o dwóch stronach medalu: z jednej strony o obronie własnych granic, ale również o zadaniach służbowych, jakie mamy do wykonania i z jakich będziemy rozliczane. To chyba najtrudniejsza z sytuacji, jakie występują, i uważam, że wymagają one szczególnego wyważenia, szczególnej kultury i szczególnego rodzaju asertywności. Bardzo trudno w takich przypadkach odpowiedzieć na tyle stanowczo, ale grzecznie, aby nie doprowadzić do przykrych konsekwencji. Dlatego właśnie powstał ten Pomocnik – zaproponowane w nim odpowiedzi i reakcje są w bardzo wyważone i bardzo stonowane, nieprzekreślające relacji, która między ludźmi funkcjonuje. To nie jest rzucenie bomby i spalenie mostów, tylko dosadne, ale kulturalne, spokojne, asertywne powiedzenie: „Tu jest moja granica, nie przekracza się jej”.

My, autorki Pomocnika, mamy świadomość tego, że nie wszystkie sytuacje, jakie potencjalnie mogą spotkać kobiety, zostały w Pomocniku ujęte oraz nie wszystkie możliwe sposoby reakcji zostały w nim zaprezentowane. Dlatego ma on być swoistym punktem wyjścia i inspiracją do tego, aby na bazie zaproponowanych w Pomocniku odpowiedzi każda kobieta stworzyła własne – o podobnej mocy, efektywności, stanowczości i kulturze.

A jak nie reagować? Czego unikać? Wspomniane wyżej sytuacje nierzadko wywołują dużo nerwów, emocji, lepiej nie dać się ponieść agresji, chęci odwetu…

Domyślam się, że są takie sytuacje, które burzą nam krew w żyłach i miałybyśmy ochotę zareagować bardzo stanowczo, a często wręcz agresją. Pamiętajmy jednak, że liczy się efekt. Jednorazowy wybuch może odnieść skutek. Ale czy na długo? Naszym celem ma być ukrócenie nieprawidłowych sytuacji, komentarzy i gestów. Dlatego odpowiadajmy z rozmysłem, a nie odruchowo. Chociaż jestem przekonana, że po lekturze Pomocnika, który zawiera odpowiedzi uniwersalne i do zastosowania w różnych sytuacjach, każda z kobiet będzie już wiedziała, jak zareagować, a pierwszym jej odruchem nie będzie płacz, krzyk, agresja, lecz jedna z asertywnych i wyważonych odpowiedzi stawiająca wyraźne granice i komunikująca, że nie pozwala sobie ona na tego typu traktowanie.

W Pomocniku mowa jest nie tylko o tym, jak pomóc sobie, ale i innym kobietom, jak ważne jest wzajemne kobiece wsparcie. Czy jednak zawsze działać, gdy widzimy, że koleżanka z pracy np. usłyszy seksistowską uwagę na temat swojego wyglądu lub zostanie po raz kolejny poproszona o zrobienie kawy? Jak rozpoznać, czy działać, jeśli sytuacja wymaga szybkiej reakcji?

Myślę, że to kwestia zdobycia doświadczenia. Zapewne pierwszy raz, kiedy kobieta będzie chciała zareagować w obronie granic swoich lub innej kobiety, będzie trudny. W miarę upływu czasu coraz łatwiej odpowiadać we własnej sprawie oraz pomagać koleżankom. Podejrzewam również, że częstotliwość takich niestosownych uwag i próśb również się zmniejszy, gdy konsekwentnie kobiety będą komunikować, że nie życzą sobie tego typu komentarzy. W każdym razie mocno w to wierzę i życzę tego nam wszystkim.

Polecam wszystkim gorąco lekturę Pomocnika i rozpowszechnianie go wśród kobiet. Myślę, że jego rozpowszechnianie w gronie mężczyzn również pomoże uświadomić im, z jakimi sytuacjami w pracy i biznesie kobiety się mierzą i jak je odczuwają.

 

Katarzyna Zbyszyńska – radczyni prawna specjalizująca się w prawie pracy/HR i postępowaniach sądowych, coach, współautorka Pomocnika dla kobiet „Słoneczko, zrób mi kawę”

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: