Przejdź do treści

„Chcemy oszacować, jakie koszty ponoszą formacje mundurowe za to, że nie pochylają się nad człowiekiem”. O nadużyciach w wojsku i policji mówi Joanna Jałocha

fot. Paulina Czarnecka
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Chcemy zwrócić się jako fundacja do wszystkich służb mundurowych, nie tylko do wojska, z prośbą o oficjalną informację dotyczącą tego, ile osób rezygnuje ze służby podczas pierwszych pięciu lat pełnienia jej. To znamienne, ponieważ jeśli ktoś odejdzie po tak krótkim czasie, to znaczy, że z jakichś powodów po prostu nie wytrzymał. Jednocześnie to polscy podatnicy zapłacili za to, by te osoby wyszkolić i przygotować do służby – mówi Joanna Jałocha, była policjantka i była żołnierka, współzałożycielka fundacji przeciwdziałającej mobbingowi i molestowaniu w służbach mundurowych #SayStop.

 

Marianna Fijewska-Kalinowska: Kilkukrotnie w mediach przyznawałaś, że mobbingu w służbach doświadczyłaś na własnej skórze, ale wiem, że ze względów procesowych nie o wszystkim możesz jeszcze mówić. Porozmawiajmy w takim razie o tym, jak to się stało, że w ogóle rozstałaś się ze służbą wojskową. Czy to właśnie mobbing był przyczyną twojego odejścia?

Joanna Jałocha: Bezpośrednią przyczyną mojego odejścia była choroba, ponieważ mam zdiagnozowane stwardnienie rozsiane. W 2017 roku mój przełożony skierował mnie na komisję lekarską i ujawnił, że prowadzona przez niego jednostka posiada informację, że choruję. W tym wniosku były nawet rozpisane placówki medyczne, do których udawałam się prywatnie. Skąd miał te informacje na mój temat? Czy byłam poddawana inwigilacji? Między innymi tej kwestii dotyczą toczące się aktualnie sprawy sądowe. Gdy neurolog z komisji lekarskiej zapytał o mój stan zdrowia, od razu powiedziałam, że mam stwardnienie rozsiane. Diagnozę dostałam rok wcześniej.

Ale zdecydowałaś, że zostawisz tę informację dla siebie?

Tak, ponieważ wiedziałam, że SM całkowicie dyskwalifikuje ze służby, a ja chciałam i mogłam służyć. W moim przypadku SM nie dawał praktycznie żadnych objawów, byłam w dobrym programie lekowym i funkcjonowałam zupełnie normalnie. Nie wzięłam ani jednego dnia urlopu w związku ze swoją chorobą, a wszystkie testy sprawnościowe, którym cyklicznie poddawani są funkcjonariusze, zaliczyłam na najwyższe oceny.

Czy w związku z tym przełożeni nie mogli podejść do twojego przypadku indywidualnie i mimo diagnozy pozostawić cię w służbie?

System nie przewiduje rozwiązań nakierowanym na jednostkę. To nie jest system opiekuńczy, tylko system, który wypluwa niepotrzebne, „wadliwe” jednostki. Gdy lekarz z komisji dowiedział się o mojej chorobie, to nawet nie była kwestia rozmowy, tylko załatwienia formalności – wypełnienia dokumentów, które wykluczą mnie jako pracownika. W ustawie o służbie zawodowej żołnierzy są dokładnie rozpisane schorzenia dyskwalifikujące. To bardzo długa lista.

Co stało się dalej?

Zakwalifikowano mnie do drugiej grupy inwalidzkiej i kazano przejść na rentę. Nie mogłam nawet dociągnąć do emerytury. Co ciekawe, renta jest wyższa niż emerytura, a więc pomimo tego, że jestem osobą w pełni sprawną, z wieloletnim doświadczeniem policyjnym, a później wojskowym, władam trzema językami obcymi i mam prawnicze wykształcenie od 2017 roku, utrzymuje mnie państwo. To znaczy podatnicy.

Wracając jeszcze do komisji lekarskiej, czekały mnie również rozmowy z psychologiem i psychiatrą i właśnie na podstawie tych rozmów stwierdzono u mnie zespół neurasteniczny, czyli nerwicowy związany ze służbą. Do wojska wchodziłam w całkowicie dobrym stanie psychicznym, co potwierdzają wszystkie testy, którym poddawano mnie kilka lat wcześniej, natomiast wyszłam z niego z zespołem neurastenicznym i zdiagnozowanym PTSD. Było to związane z wydarzeniami, o których jeszcze nie mogę mówić otwarcie. Ale dlaczego podczas mojej służby, gdy stany nerwicowe zaczęły się pojawiać, nie mogłam zwrócić się o pomoc? Dlaczego wtedy nie mogłam porozmawiać ze specjalistą, który zadbałby o mój dobrostan?

No właśnie, dlaczego? Przecież w każdej jednostce wojskowej pracuje, a przynajmniej powinien pracować, psycholog?

Oczywiście, ale ten psycholog jest pracownikiem wojska, zatrudnionym przez dowódcę jednostki. Jego szef to mój szef. Jeśli funkcjonariusz ma problemy w relacjach z przełożonymi, nie będzie otwierał się przed drugim pracownikiem tej samej jednostki, bo nie ma do niego żadnego zaufania. Skąd ma wiedzieć, czy ich rozmowa zostanie zachowana w tajemnicy? Poza tym pracownicy wojska mają dostęp do broni i do informacji niejawnych, a żaden psycholog nie chce brać na siebie tak ogromnej odpowiedzialności zawodowej i woli zgłosić przełożonemu nawet niewielki problem, by w razie czego mieć czyste ręce.

Może wystąpię tu trochę w roli adwokata diabła, ale posiadanie dostępu do broni przez osoby np. w ciężkiej depresji rzeczywiście jest problemem, bo mogą po prostu targnąć się na swoje życie.

Ależ oczywiście. Nie neguję tego, ale przenieś tę sytuację do świata cywilów: manager koordynujący kluczowy zespół w ogromnej korporacji w dzisiejszych czasach bez problemu może przyznać się do problemów ze zdrowiem psychicznym, a nawet zrobić medialny coming out i nie ma opcji, by spotkały go za to represje ze strony szefostwa, a jeśli stałoby się inaczej, wyobrażam sobie, że mógłby wybuchnąć niezły skandal. Dlaczego w świecie wojskowym nie można oczekiwać żadnego wsparcia w zakresie zdrowia psychicznego? Przecież wystarczyłoby ludzkie podejście do drugiego człowieka.

Do wojska wchodziłam w całkowicie dobrym stanie psychicznym, co potwierdzają wszystkie testy, którym poddawano mnie kilka lat wcześniej, natomiast wyszłam z niego z zespołem neurastenicznym i zdiagnozowanym PTSD

Czy w innych formacjach mundurowych sytuacja wygląda podobnie?

Niestety psychologowie zatrudniani w formacjach mundurowych także są funkcjonariuszami i mają wspólnego przełożonego, co powoduje, że nie cieszą się dużym zaufaniem. Jednak moim zdaniem sytuacja w wojsku wygląda zdecydowanie najgorzej, ponieważ wojsko jest najbardziej hermetyczną organizacją ze wszystkich służb mundurowych. Wszystko dzieje się za zamkniętymi drzwiami, a podejście przełożonych do korzystania z pomocy psychologicznej jest jednoznaczne – korzystasz z psychologa, znaczy, że jesteś słaby. Jednak z całą pewnością zmiany systemowe polegające na humanitarnym podejściu do pracowników są konieczne w każdej z formacji.

Jak byś to widziała w praktyce?

Aktualnie w Fundacji #SayStop zadajemy sobie dokładnie to pytanie. Po pierwsze uważamy, że niedopuszczalna jest sytuacja, w której kierowanie na komisję lekarską stanowi narzędzie odwetowe np. za to, że dana osoba ujawnia nieprawidłowości w swojej jednostce, a takie rzeczy się niestety dzieją. Od początku działalności #SayStop zgłosiło się do nas co najmniej kilkadziesiąt osób, które skierowano na komisję „za karę”. Ci ludzie słyszą od przełożonych teksty w stylu: „Komisja zadecyduje, czy się nadajesz”.

Jeśli decyzję podejmie komisja, wówczas na przełożonym nie ciąży zwolnienie danej osoby, choć w rzeczywistości był to zwykły odwet. Warto dodać, że żołnierz nie może zataić żadnych informacji przed lekarzami, ponieważ grozi mu za to odpowiedzialność karna.

Po drugie, widzimy konieczność zmian w kierunku systemu opiekuńczego, czyli takiego, który troszczy się o dobro jednostki i traktuje ją w sposób indywidualny. Idealną sytuacją byłaby sytuacja, w której osoba zgłasza przełożonemu, że ma stany nerwicowe, depresyjne lub problemy ze zdrowiem, a przełożony zapewnia jej wsparcie – proponuje wizytę u psychologa, a być może – jeśli psycholog uzna to za sensowne – urlop dla podratowania zdrowia czy pobyt w szpitalu. Jeśli będzie taka konieczność, pracownik zostanie oczywiście skierowany na komisję lekarską, która może orzec faktyczne problemy ze zdrowiem. I być może trzeba będzie skierować tę osobę na rentę, bo nie będzie ona zdolna do jakiejkolwiek służby, ale istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że system wcale nie będzie musiał jej wyrzucić. Że ta osoba być może nie powinna służyć w jednostce desantowej, ale może wykonywać pracę np. w sekretariacie, za biurkiem, w archiwum… Wojsko to ogromna organizacja, gdyby istniał sprawny system szukania stanowisk pod kątem indywidualnych predyspozycji i możliwości żołnierzy, to ta organizacja działałaby dziś dużo lepiej.

Uważamy, że niedopuszczalna jest sytuacja, w której kierowanie na komisję lekarską stanowi narzędzie odwetowe np. za to, że dana osoba ujawnia nieprawidłowości w swojej jednostce, a takie rzeczy się niestety dzieją

A ludzie nie mieliby poczucia, że zostali „zmieleni i wypluci”. Czy jako fundacja macie zamiar podjąć jakieś kroki formalne ku zmianie systemu?

Chcemy zwrócić się jako fundacja do wszystkich służb mundurowych, nie tylko do wojska, z prośbą o oficjalną informację dotyczącą tego, ile osób rezygnuje ze służby podczas pierwszych pięciu lat pełnienia jej. To znamienne, ponieważ jeśli ktoś odejdzie po tak krótkim czasie, to znaczy, że z jakichś powodów po prostu nie wytrzymał. Jednocześnie to polscy podatnicy zapłacili za to, by te osoby wyszkolić i przygotować do służby. Chcemy oszacować, na tyle, na ile będzie to możliwe, jakie koszty ponoszą formacje mundurowe za to, że nie pochylają się nad człowiekiem: nie proponują bezstronnego wsparcia psychologicznego, nie prowadzą warsztatów, jak radzić sobie ze stresem, nie badają skali mobbingu w jednostkach, nie mają skutecznych procedur antymobbingowych, nie zatrudniają zewnętrznych, niezależnych psychologów, nie szukają jednostkom dostosowanych do nich stanowisk, a zamiast tego z taką łatwością usuwają ze służby. Za to wszystko formacje mundurowe ponoszą ogromne koszty i ogromne straty, które pokryć musi podatnik ze swojej kieszeni.

Twoim zdaniem taka analiza finansowa może rzeczywiście przynieść rezultat w postaci zmian systemowych?

Myślę, że argument finansowy jest jedynym argumentem, który może przekonać rządzących do zmian systemowych. Jeśli czarno na białym zobaczymy, że system opiekuńczy w formacjach mundurowych po prostu nam się opłaci, to jest szansa na wprowadzenie go. Wiem, co mówię. Sama jestem przecież tą niechcianą jednostką, którą system wykształcił, a potem wyrzucił. Ale nie poddam się – jeśli nie mogę naprawiać go od wewnątrz, będę naprawiać go z zewnątrz.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: