5 min.
HELLO PIONIERKI: Jak Jolanta Wadowska-Król naraziła się komunistycznym władzom, ratując tysiące dzieci od ołowicy

Jolanta Wadowska-Król / ilustracja: Joanna Zduniak
26.05.2022
Loren Schauers, który stracił połowę ciała w wypadku, ma dość tych samych pytań. „Nie spytałbyś przypadkowej pary na ulicy, jak uprawia seks”
26.05.2022
Anna Wiatrowska o obsesji polskich szkół na punkcie ubioru uczennic: „Wszystko w imię przyzwoitości i kultury 'nie kuszenia chłopców’”
26.05.2022
„Powiedział, że według jego mamy Alba jest chora i brzydka”. Oburzony ojciec trzylatki ma nam coś ważnego do przekazania
26.05.2022
„Żałoba po relacji, której nigdy nie było, może przynieść cierpienie, ale też wolność” – pisze psycholożka Sara Tylka o nieudanej więzi z mamą
26.05.2022
„Jak strasznie dużo wymagamy od naszych (i cudzych) ciał, które noszą, rodzą, karmią, nie dosypiają…”. Anna Czartoryska-Niemczycka zwróciła się do mam z ważnym apelem
Na Śląsku mówiono o niej „Matka Boska szopienicka”, ona sama mówiła skromniej: „Wykonywałam normalną pracę lekarza rejonowego. Tyle że wykonywałam ją dobrze.” Dzięki jej determinacji i samozaparciu komunistyczne władze nie mogły schować pod dywan sprawy „znikających dzieci” mieszkających w pobliżu huty w Szopienicach. Przypominamy dokonania Jolanty Wadowskiej-Król.
Urodziła się w 1939 roku w Katowicach. Po studiach na Akademii Medycznej w Zabrzu i specjalizacji z pediatrii, w 1968 roku rozpoczęła pracę w Poradni Rejonowej w Szopienicach, a później w Dąbrówce. Obecnie ta dzielnica Szopienic administracyjnie należy do Katowic. To właśnie tam w 1974 roku do jej gabinetu przyszedł z mamą 6-letni Karol mieszkający przy ul. Westerplatte. Chłopiec miał czarne zęby i typowy dla zatrutych ołowiem „kaczy chód”. Badania potwierdziły najgorsze: „Wyniki były przerażające, wartości ołowiu tak nieprawdopodobne, że wręcz wstyd było je wypowiadać. Ołów magazynował się w kościach, we wszystkich tkankach, w razie jakiejś choroby, uaktywniał się i przedostawał do krwi. Natychmiast wzięłyśmy się do roboty” – wspomina lekarka w rozmowie dla portalu Śląska Opinia.
Dzięki działaniom Jolanty Wadowskiej-Król i ówczesnej wojewódzkiej konsultantki ds. pediatrii, prof. Bożeny Hager-Małeckiej, najpierw przebadano kilkunastoosobową grupkę z najbliższego sąsiedztwa Karola, potem dzieci z innych ulic Szopienic. W sumie przebadano ok. 5 tys. dzieci. „Według ówczesnych, liberalnych norm, chorych było ok. tysiąca. Ale gdyby badania robić dziś, okazałoby się, że ołowicę ma 90 proc. z nich” – mówiła w wywiadzie po latach.
Chore dzieci leczono w szpitalach i wysyłano na odtrucie do sanatoriów w Busku i Istebnej. Lekarka doprowadziła do wyburzenia domów położonych w bliskim sąsiedztwie Huty Metali Nieżelaznych w Szopienicach, a rodziny z chorymi dziećmi dostały mieszkania na nowym osiedlu wolnym od zanieczyszczeń. W sumie akcja objęła ponad 600 rodzin. Udało się także zmusić władze do dostarczania pracownikom huty codziennych dostaw mleka.
Praca lekarki nie była łatwa, bo do idealnego komunistycznego wizerunku Śląska chore na ołowicę dzieci nijak nie pasowały. „Czasy były takie, że mówienie o tym, że ołów truje dzieci, było nieprawdopodobne. Tego nie można było wypowiadać, za to szło się do więzienia. Wiedziałam, że ta praca zostanie nam na pewno odebrana i zabroniona. To jednak tylko przyspieszyło tempo. Uznałyśmy, że im więcej zbadamy dzieci, im więcej będzie wiadomo, tym mniejsze szanse, że nas zamkną” – wspomina. By udało się przeprowadzić badania, w karcie pacjenta nie wpisywano „ołowica”, lekarze używali umówionego kodu.
Objawy ołowicy obserwowano w Szopienicach już wcześniej, bo pierwsza huta w tym miejscu działała już w 1864 roku. Problem dotyczył jednak tylko dorosłych. W latach 70. ub. wieku także u dzieci zaczęto obserwować objawy uszkodzeń układu nerwowego, krwionośnego, zaburzenia widzenia, bóle stawów i tzw. kolkę ołowiczą. Przybywało też przypadków upośledzenia umysłowego. Co ciekawe, już wcześniej była w tym miejscu konieczność stworzenia szkoły specjalnej, jednak nie łączono tych faktów. „Okazało się, że familoki były zbudowane na lekkiej rudzie. Dzieci bawiły się na tych ciasnych podwórkach, liżąc np. brudne ręce, zjadały ten ołów. Tam niewiele rosło, nie żyły kanarki, chorowały też małe psy” – opisywała Wadowska-Król. Do tego dochodziły powszechne w starych budynkach problemy z higieną: „W familoku był jeden kranik na parterze do pobierania wody, o jakiej higienie mówimy: jedno dziecko ręce umyło, drugie przyszło i myło w tej samej, brudnej wodzie. W Szopienicach nieszczęście wręcz wisiało w powietrzu” – mówiła.
Problem z ołowicą wywoływał kontrowersje w lokalnej społeczności. Rodziny chorych chciały oczywiście ratować dzieci, ale obawiały się utraty pracy. To dlatego dzieci do sanatoriów wysyłano cichaczem, po prostu „znikały” ze szkoły. „Ja nie miałam nic do stracenia. Myślałam: dyplomu lekarza mi nie odbiorą, a że gdzieś mnie wsadzą? Wtedy dużo ludzi siedziało” – mówiła lekarka po latach.
W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję:
PROMOCJA
Zdrowie umysłu
Less Stress from Plants 60 kaps. wegański
60,00 zł 90,00 zł
Choć dr Wadowskiej udało się doprowadzić sprawę do końca, u komunistycznych władz była na cenzurowanym. Na podstawie zebranego materiału postanowiła obronić doktorat. Do obrony jednak nie doszło, anonimowy recenzent wydał negatywną opinię. „Rozczarowało mnie to, że na ówczesnej uczelni pokazano mi, że nic tak naprawdę tam nie znaczyłam. Doktorat i wyniki badań zapakowałam do worka i wyniosłam na strych. Zamiast brać środki uspokajające, zaczęłam haftować” — mówiła w filmie pt. „Matka Boska szopienicka” nakręconym w 2013 roku przez jej wnuczkę Małgosię. Gdyby nie ten film, o dokonaniach lekarki pamiętaliby tylko jej pacjenci.
Nagłośniona przez Jolantę Wadowską-Król sprawa szopienickiej ołowicy ostatecznie doprowadziła do zamknięcia zakładów i rekultywacji skażonego terenu. Doszło do tego jednak dopiero pod koniec lat 80. Wielu uratowanych przez nią pacjentów zmarło przed 50., a ci, którzy żyją, cierpią na wiele różnych dolegliwości.
W 2021 roku dr Jolanta Wadowska-Król została uhonorowana tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego, jest honorową obywatelką Katowic, laureatką nagrody im. Wojciecha Korfantego, a także bohaterką katowickiego muralu. O sobie mówi skromnie: „Wykonywałam normalną pracę lekarza rejonowego. Tyle że wykonywałam ją dobrze.”
–
Korzystałam z materiałów filmowych przygotowanych przez Sebastiana Pypłacza z portalu Śląska Opinia i filmu Małgorzaty Król pt. „Matka Boska szopienicka”.
Udostępnij!
Zobacz także

HELLO PIONIERKI: Jak Alina Margolis-Edelman sprawiła, że w Salwadorze mnóstwo dziewczynek nosiło jej imię

HELLO PIONIERKI: Jak Anna Tomaszewicz-Dobrska została pierwszą w Polsce lekarką, choć nawet feministki twierdziły, że to nie przystoi

HELLO PIONIERKI: Jak Antonina Leśniewska została pierwszą farmaceutką w Rosji i otworzyła kobietom drogę do pracy w aptece
Podoba Ci się ten artykuł?
Tak
Nie
Powiązane tematy:
Polecamy

26.05.2022
Paulina Holtz: „Daję moim córkom szansę, aby same ogarnęły swoje życie”

26.05.2022
Malina Błańska: „Z okazji Dnia Matki w Polsce powinniśmy kobietom palić znicze”. Jak mówienie o trudach bycia mamą zbliża nas do szczęśliwego macierzyństwa

24.05.2022
Czasem przeleci helikopter, a gdy strzelają na poligonie, okna się trzęsą. „Gdyby tu wojna wybuchła, to byśmy nie zauważyły” – mówi jedna z mieszkanek Braniewa

21.05.2022