HELLO PIONIERKI: Jak Aleksandra Gabrysiak otworzyła swój dom przed chorymi i zapłaciła za to najwyższą cenę
Pacjenci i podopieczni mówili o niej „doktor Ola”. Dręczona nieuleczalną chorobą, znalazła siłę, by nie tylko leczyć chorych, ale także nieść pomoc potrzebującym i wykolejonym. Jej numer telefonu wywieszano w tramwajach, przychodniach i urzędach. Oto Aleksandra Gabrysiak, lekarka z Elbląga.
Urodziła się w 1942 roku w Radzyminie, gdzie przesiedlono z Wielkopolski jej rodziców. Po wojnie osiedlili się w Gdańsku. Już jako dziecko, obserwując pracę lekarzy podczas długich pobytów na oddziałach ortopedycznych, zdecydowała, że w przyszłości będzie pomagać chorym. Od wczesnego dzieciństwa chorowała na nieuleczalną wówczas krzywicę oporną na witaminę D, do końca życia chodziła o kulach i bardzo cierpiała.
Jak oceniała, wielokrotne operacje i towarzyszące im narkozy osłabiły jej pamięć. Musiała wkładać wiele wysiłku w naukę, zarówno w szkole średniej, jak i później w czasie studiów medycznych. „Zdałam w końcu egzamin, do którego przygotowywałam się niemal cały miesiąc. Mimo moich starań nie potrafię zdawać egzaminów, nie umiem pięknie mówić” – pisała w prowadzonym w czasie studiów pamiętniku.
Była też słaba fizycznie. Kiedy nie dostała się na studia i podjęła pracę jako salowa, by zdobyć dodatkowe punkty, część obowiązków, np. mycie szpitalnych korytarzy i schodów, wykonywali za nią jej młodsi bracia. Rodzice wspierali ją mocno, choć obawiali się, że nie podoła trudom tak odpowiedzialnego zawodu. Dziewczyna była jednak bardzo zdeterminowana i nie poddała się. Na pierwszym roku studiów dostała od rodziców samochód – syrenkę, by łatwiej pokonywać dystanse i mniej się męczyć. Rodzina oszczędzała na nią przez wiele lat.
Kiedy odebrała dyplom ukończenia studiów, dostała od ojca pierścionek z motywem Eskulapa i datą swojego „ślubu” z medycyną. Pierwszym miejscem jej pracy był Zakład Biochemii Klinicznej Akademii Medycznej w Gdańsku. Później wyjechała do Tczewa, gdzie organizowała od podstaw laboratorium analityczne i dyżurowała na oddziale chorób wewnętrznych. Troszczyła się nie tylko o zdrowie fizyczne swoich pacjentów – spędzała z nimi święta, organizowała wigilię. „Nie mogę, wiem, że muszę tam być, z moimi chorymi, wśród nich jest moje miejsce” – mówiła do rodziny i przyjaciół spędzając na oddziale kolejnego sylwestra.
Choć zarówno w Tczewie, jak i później w Elblągu, gdzie przeprowadziła się do większego mieszkania, zdobywała kolejne stopnie specjalizacji z zakresu diagnostyki laboratoryjnej, jej pasją i powołaniem okazała się praca dla uzależnionych. Opiekowała się więźniami, ratowała samobójców, pracowała z alkoholikami, pomagała samotnym matkom. W szpitalu w Tczewie założyła telefon zaufania „Anonimowy Przyjaciel”, który został uznany przez Urząd Bezpieczeństwa za „antypaństwowy”, więc go zamknięto. W 1985 r. podjęła pracę w „Poradni Trzeźwości” w Elblągu, gdzie wprowadziła zasady pomocy daleko odbiegające od ówczesnych standardów leczenia uzależnień. Udostępniła chorym swój prywatny telefon, a w mieście kolportowano jej „wizytówkę”: „Aleksandra Gabrysiak, lekarz, może służyć pomocą: uzależnionym i ich rodzinom, w obronie życia poczętego, matkom samotnym i w innych głębokich problemach zdrowotnych”. Jej numer telefonu wywieszano w tramwajach, przychodniach i urzędach.
Dzięki jej zaangażowaniu i poświęceniu wielu uzależnionych wróciło do normalnego życia. Była też inicjatorką stworzenia Domu Samotnej Matki w Elblągu. „Doktor Aleksandra przyjeżdżała do nas, żeby z nami porozmawiać, doradzić, traktowała nas jak własne dzieci. Zwierzałyśmy się jej z naszych problemów. Dzięki niej uwierzyłam w siebie, dzięki niej umiem kochać, bo kiedyś tego nie potrafiłam” – wspominała po latach jedna z jej podopiecznych.
W 1984 roku choroba nie pozwoliła jej już aktywnie pracować. Z każdym miesiącem była coraz słabsza, wykonywanie zawodu sprawiało jej coraz większe trudności. Przeszła na rentę, ale nie przestała pomagać potrzebującym — w niepełnym wymiarze godzin pracowała w poradni uzależnień, angażowała się także w wiele innych inicjatyw pomocowych. „Ola była wówczas pochłonięta zbieraniem środków na dom samotnej matki w Elblągu. Walczyła z administracją terenową i kościelną o realizację tej koncepcji” – wspominał jej brat Maciej.
Dom doktor Oli był otwarty przez całą dobę, podopieczni mogli zawsze przyjść po pomoc. Jak wspominają znajomi, zawsze znalazło się tam miejsce dla byłego więźnia czy uzależnionego. Niestety, wielką ufność do ludzi przypłaciła życiem.
Aleksandra Gabrysiak została zamordowana we własnym mieszkaniu w lutym 1993 r. Zginęła także jej 19-letnia przybrana córka Maria. Jak wykazało śledztwo, zabójcą był jeden z podopiecznych doktor Oli, który odwiedził ją podczas przepustki z więzienia. Motywem zabójstwa był rabunek.
„Żegnamy wielkiego Lekarza, przez całe swoje utrudzone życie posługującego z heroiczną miłością chorym, bezdomnym, samotnym matkom, uzależnionym od nałogów, więźniom, wszystkim potrzebującym. Człowieka o niezłomnym charakterze, który nie znał lęku, pełnego prawości i światła, niezawodnego w przyjaźni” – napisano na jej nekrologu.
Bardziej poruszające było wspomnienie młodszego brata Tomka: „Udręczona i szczęśliwa swoją służbą, bez której nie umiała żyć. Przed nami najbliższymi – słaba i zwykła, nie była herosem. Całą sobą podtrzymywała ideały, które waliły się na nią, by w końcu całkowicie unicestwić ją fizycznie”.
Rada Okręgowa Izby Lekarskiej w Gdańsku ustanowiła Nagrodę im. Aleksandry Gabrysiak, która przyznawana jest lekarzom i społecznikom zaangażowanym w pomoc cierpiącym. Jej imieniem nazwano hospicjum w Elblągu oraz ulice w Elblągu i Gdańsku. Jest kandydatką do wyniesienia na ołtarze Kościoła katolickiego.
–
Korzystałam z opracowania Grażyny Świąteckiej pt. „Doktor Ola. Lekarz ciała i duszy” wydanego przez Via Medica w 1997 roku.
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
Iranki, które nie chcą nosić hidżabu, trafią do specjalnego ośrodka. Ma im pomóc „naukowa i psychologiczna terapia”
się ten artykuł?