Hello My Hero. Jesika Misztal – bije w niej męskie serce, a ciało pokryte jest bliznami
Wygadana, energiczna, odważna. 22-latka, w której ciele bije 30-letnie, męskie serce. Po przeszczepie pozostała jej blizna na dekolcie, z powodu leków popękała skóra. Nieraz spotkała się z opinią, że jest mordercą. Mimo to z przytupem idzie przez życie i realizuje marzenia. Została technikiem masażu i studiuje na Uniwersytecie Medycznym Zdrowie Publiczne.
Ewa Wojciechowska: W jaki sposób dowiedziałaś się, że masz niewydolność serca?
Jesika Misztal: Początkowo myślałam, że jestem przeziębiona. Poszłam do lekarza, który stwierdził, że mam zapalenie oskrzeli. Następny lekarz zdiagnozował koklusz, potocznie krztusiec. Nieprzerwanie chorowałam. W pewnym momencie dostałam skierowanie na zdjęcie klatki piersiowej, na którym wyszło, że lewa komora serca jest znacznie powiększona. Lekarz rodzinny skierował mnie od razu do szpitala w Kutnie, na oddział wewnętrzny. To było 8 listopada 2017 roku. Wtedy dowiedziałam się, że mam niewydolność serca. 9 listopada zostałam przetransportowana do szpitala MSWiA w Warszawie. Tam leżałam 6 dni na kardiologii. Mój zły stan pogłębił się tak, że zostałam zabrana na intensywną terapię.
16 listopada niewydolność serca uległa nasileniu do tego stopnia, że mój organizm przestał dotleniać pozostałe narządy. Poinformowano mnie, że mój stan jest tak ciężki, że muszą przetransportować mnie do Instytutu Kardiologii, ponieważ tutaj wykorzystali już wszystkie dostępne metody leczenia. To była godzina 21, a o 21.40 wiedziałam już, że będę operowana, by usunąć skrzep z serca, który zajął prawie całą lewą komorę. Moje serce przestawało bić. Kiedy rozpoczęto operację była godzina 23.59
Jak to się stało, że nagle w tak szybkim czasie musiałaś mieć przeszczep serca?
Mój stan był spowodowany pogrypowym zapaleniem mięśnia sercowego. Niewydolność najpierw była mała. Stopniowo jednak nasilała się. Wtedy zaczęłam odczuwać jej skutki, aż ostatecznie nie byłam w stanie wstać z łóżka. Po drodze było wiele perypetii, w szpitalu dziwili się, co ja tam robię, bo wyglądałam jak okaz zdrowia. Dodatkowo malowałam się, żeby nie było widać, że jestem blada i mam bardzo sine usta. Znajomi mówili mi „A coś pobladłaś”, odpowiadałam, że nie miałam czasu się pomalować. Na koniec chorowania w MSWiA nie miałam siły nawet usiąść. Tam przenoszono mnie na łóżka, nie chodziłam już nawet do toalety. W ostatniej chwili trafiłam do Instytutu Kardiologii, bo gdyby nie zoperowali mnie w tę noc, to rano mogłabym już nie żyć.
Przeszczep miałaś 21 grudnia, czyli miesiąc po pierwszej operacji. Bardzo szybko dostałaś serce.
Dlatego, że miałam dość krótki okres możliwości oczekiwania, ponieważ miałam frakcję 10 proc. (wyrzut krwi przez serce na organizm). Przeciętnie człowiek ma frakcję około 75 proc. Jak na czekanie na wspomaganiu, to serce znalazło się znośnie szybko. Są przypadki, kiedy znajduje się np. w dwa dni.
Czego bałaś się najbardziej w pierwszym momencie po diagnozie?
Niczego się nie bałam. Wiedziałam o wszystkich czynnikach ryzyka i o tym, że w każdej chwili moje życie może się zakończyć. Nie brałam jednak pod uwagę, że może stać się coś złego. Inaczej jest, kiedy ktoś wie, że chodzi z niewydolnością serca i może na własnym sercu czekać na przeszczep. Zdecydowanie wolałabym mieć możliwość chodzenia 2-3 lata ze swoim sercem, niż leżeć i słuchać, że jak się nie znajdzie, to nie wiadomo, co będzie.
Osoba, która chodzi po świecie z niewydolnością, ma wiele możliwości. Mogą jej wszczepić wspomaganie, na którym ja leżałam. Mogą jej wszczepić pompy wirowe, podtrzymywać na lekach, dozując je 24 godziny na dobę. Ja od razu leżałam na tym ostatnim progu. Operacja ta jest obciążona większym ryzykiem niż sam przeszczep serca.
Korzystałaś wtedy z pomocy psychologa?
Siostra mnie zgłosiła. Pani psycholog śmiała się, że bardziej to ona potrzebuje pomocy niż ja. Jednak skoro zostałam zgłoszona przez rodzinę, to musiała przychodzić. Wizyty te wspominam całkiem miło. Na salę pooperacyjną nie mógł nikt wchodzić, więc przynajmniej miałam gościa przez godzinę dziennie.
Wiesz od kogo masz serce?
Niestety tego nie możemy wiedzieć. Wiem tylko, ze dostałam męskie, trzydziestoletnie serce. Koleżanki śmieją się, że teraz najlepiej będę wiedziała, czy spodobają się facetom, czy nie.
Czym wcześniej objawiała się niewydolność serca, zanim się o niej dowiedziałaś?
Kaszlem i spadkiem wydolności. Kasłałam przez cały czas i szybko się męczyłam, ale zrzuciłam to na to, że studiowałam i dużo się uczyłam. Jadłam też „śmieciowe” jedzenie, nie oszukujmy się, nikomu chyba nie chce się gotować na studiach.
Przeanalizowałam, że prawdopodobnie chodziłam z niewydolnym sercem od lutego. Tylko nic z tym nie zrobiłam, bo o tym nie wiedziałam. Po prostu zbagatelizowałam objawy, które dawał mi organizm.
Powiedz, jak wygląda rekonwalescencja po operacji przeszczepu serca?
Przed przeszczepem moje ciśnienie w sumie nie istniało. Leżałam na wspomaganiu LVAD, bo moje serce nie było w stanie samo bić. Leżałam na maszynie, która pracowała za nie. Bez tego bym nie przeżyła.
Nie mogłam sama wstać bez opieki. Podnieść się na łóżku mogłam jedynie przez klikanie guzików, żeby łóżko samo mnie podnosiło. Kiedy siadałam, po 15 minutach się kładłam, bo to już był za duży wysiłek dla organizmu. Cały czas też leżałam na sali pooperacyjnej, ponieważ lekarze monitorowali mnie przez całą dobę. W trakcie operacji miałam dwa razy łamany mostek i pomimo, że jestem młodą osobą, takie złamanie regeneruje się dłużej. Kiedy miałam podłączoną pompę, którą nazwałam Ziuta, straszny ból sprawiało mi leżenie na wznak. Trzeba stosować się do zaleceń lekarza i układać się w tej pozycji, żeby mostek się nie rozszedł. Tak mnie to bolało, że stwierdziłam, że mam to w nosie i leżałam na bokach. Przez to mostek był cały czas obruszany.
Moi bliscy mówili, że najgorszym dla nich było widzieć mnie w takim stanie. Bardziej od widoku maszyn i całej otoczki przerażało to, jak wyglądałam. Byłam tak chuda, że poliki miałam zapadnięte. Niby się uśmiechałam, ale widzieli kogoś innego na łóżku. Miałam zabronione patrzeć się w lusterko, żebym się nie załamała, bo nie wygląda się wtedy zbyt atrakcyjnie.
”Miałam zabronione patrzeć się w lusterko, żebym się nie załamała, bo nie wygląda się wtedy zbyt atrakcyjnie”
Sama nie czułam, że schudłam, ale kiedy weszłam na wagę, zobaczyłam 14 kg mniej. Oczywiście przy tym musieli być fizjoterapeuci, perfuzjonista od wspomagania lewokomorowego, z pompami i lekami. Bez nich nie mogłam wstać. Mogłam iść na spacer na 3-5 minut i potem spałam przez dwie godziny, bo to było zbyt męczące. Tylko tyle, żeby organizm pamiętał jak chodzić. Osoby po operacjach serca oddychają na rurce intubacyjnej, dopóki nie odzyskają pełnej świadomości i nie nauczą się oddychać samodzielnie. Kiedy przeszczepiono mi serce, to już w sumie nic nie bolało, tylko ciągnęły szwy. Wtedy słuchałam się już lekarzy i spałam na plecach, bo chciałam jak najszybciej wyjść do domu.
Co było dalej?
Uczyłam się od nowa chodzić. Nogi miałam jak patyki. Nawet nie stykały mi się uda. Zaznaczę tu, że jestem dużą kobietą, mierzę 175 cm. Kiedy wróciłam do domu i weszłam na trzecie piętro, to przez cztery dni miałam zakwasy. Moje nogi miały problem, żeby mnie unieść, pomimo że dźwigały 20 kg mniej.
Na sali pooperacyjnej wygląda się okropnie. Ciało jest żółte, spuchnięte, sine, bo schodzą różnego rodzaju opuchlizny i siniaki. Wszystko jest pocięte, połamane. Lekarze muszą złamać cały mostek, żeby się dostać do serca. Teraz blizna wygląda o wiele lepiej, ale kiedy była świeżo po operacji, wyglądała okropnie.
Ze szpitala wyszłam 17 stycznia. 30 czerwca zdałam egzamin zawodowy i jestem technikiem masażu. Trzy miesiące po przeszczepie, jeździłam do szkoły i zaczynałam masować. Teraz wróciłam do drugiego zajęcia jakie miałam przed przeszczepem, studiuję na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, kierunek Zdrowie Publiczne.
Mogłaś już pracować?
Nie do końca mogłam, po prostu musiałam. Tyle ile mi się udawało, tyle robiłam. Wycięta z życia byłam od listopada do stycznia, tylko i wyłącznie łóżko i nic więcej.
Teraz czujesz się o wiele lepiej?
Nawet nieźle, tylko teraz muszę pokonać barierę na studiach, ponieważ mieszkam 60 km od uczelni. Niby nie mogę jeździć komunikacją miejską, ale staram się wrócić na studia. Chciałabym jeździć autem, ale kiedy liczyłam, ile by mnie to wyniosło, to mojej renty by mi nie wystarczyło. Staram się dojeżdżać busem. Jest to męczące, ponieważ dużo bardziej odczuwam zmiany pogody. Stawy mnie bardzo bolą. Dodatkowo jestem na sterydach, które muszę brać przez minimum rok, więc walczę z ich skutkami ubocznymi. Tak to nie narzekam. Latem często spotykałam się ze znajomymi. Mam psa, więc dużo z nim spaceruję. Na pewno jest dużo lepiej, niż przed przeszczepem, tylko wtedy nie zwracałam na to uwagi.
Jak teraz definiujesz zdrowie?
Tym, że mogę wstać i nie mieć zadyszki wchodząc po schodach (śmiech). Jednak o to nowe „serducho” muszę dbać. Trzeba wziąć pod uwagę, że ono nie jest w nas od zawsze tylko jest „przyszyte”, więc trzeba uważać, żeby nic się nie stało. Nie można też dźwigać ani schylać się w pierwszych miesiącach po operacji. I przede wszystkim nie wolno spotykać się z osobami chorymi, ponieważ osoby po przeszczepie nie mają odporności i szybko się zarażają. Ewentualnie można założyć maskę, kiedy jest taka konieczność.
Jak to zmieniło cię fizycznie i psychicznie?
Od zawsze byłam „twarda”, ale psychicznie na pewno jestem teraz jeszcze silniejsza. Nie wiem w sumie czy mnie to jakoś bardzo zmieniło. Zawsze chciałam pomagać ludziom. Pomagałam w ten sposób, że oddawałam krew. Byłam zarejestrowana jako dawca organów.
Zawsze myślałam, że to ja oddam narządy do przeszczepu, a nie odwrotnie. Moje narządy już się nie nadają, ponieważ jestem na lekach immunosupresyjnych, które je uszkadzają. W wieku 18 lat założyłam sobie kartę dawcy, ale w tym momencie i tak nie pobiorą ode mnie nic. Pomogłam jednak tym, że ponad 120 osób oddało dla mnie krew. Aż tyle nie było mi potrzebne, dlatego tę krew dostali inni potrzebujący. Ponadto przy mnie 20 osób podpisało oświadczenie woli.
Nie ukrywam tego, że miałam przeszczep i zmagam się z różnymi perypetiami, jakie powoduje mi mój organizm przez leki. Staram się często rozmawiać z ludźmi, którzy piszą, że boją się operacji.
Piszą do ciebie osoby, które są dopiero przed operacją. Co im mówisz?
Staram się im pomóc i wesprzeć. Opowiadam, jak to będzie podczas wybudzania po operacji. Po wszystkich operacjach na serce schemat jest ten sam. Piszę im, żeby się nie bały, nie płakały i cieszyły się do ostatniej chwili tym, że żyją. Najgorsze to poddać się. Lekarze mówią, że 50 proc. jest w głowie.
Jak radzisz sobie z widoczną blizną po operacji? Pokazujesz dekolt?
Zawsze lubiłam dekolty i większość moich bluzek je miało. Początkowo myślałam, że będę się zakrywać i nosić apaszki, szaliki, sweterki, ale potem stwierdziłam, że więcej mam rozstępów na rękach. Popękała mi na nich skóra i bardziej je widać, niż tę moją bliznę. Poza tym lubię ją. To muszę przyznać.
Jak do tego doszło, że masz takie blizny na ramionach?
Blizny mam po lekach sterydowych, które musiałam brać. Długo brałam sterydy i bardzo cieszyłam się, że nie tyję. W okresie kwiecień – maj przytyłam 17 kg. Bez zmian żywieniowych mój metabolizm zwolnił. Przed przeszczepem leżąc, nic nie jadłam, podawano mi jedzenie przez kroplówkę. Przez półtora miesiąca schudłam 20 kg, a później wystąpił u mnie efekt jojo. Skóra nie wytrzymała tego, że tak szybko się skurczyła, a potem tak szybko musiała się rozejść. Nie zdążyła się rozciągnąć i popękała. Teraz nie tyję, a cały czas jeszcze pęka mi skóra na ramionach.
Piszesz o rozstępach otwarcie na swoim profilu na Instagramie. Nie wstydzisz się ich pokazywać.
Trochę się wstydzę. Teraz, kiedy jest chłodniej, staram się je zakrywać, żeby ludzie na pierwszy rzut oka nie oceniali mnie po bliznach.
Kiedy jest gorąco chowam wstyd do kieszeni. Dużo osób orientuje się na co chorowałam i co przeszłam. Nie ukrywam tego. Najgorsze to wstydzić się swojej choroby. Nikt nie wstydzi się, że ma bliznę na nodze, to dlaczego ja mam się wstydzić blizny, którą zrobili mi lekarze, żeby uratować mi życie. Blizny na rękach mogłyby zniknąć, ale bliznę na dekolcie lubię. Porównując tę bliznę z tą, którą miałam po pierwszym cięciu, ta jest trzy razy grubsza. Myślałam, że będzie mniejsza, ale sterydy powodują spowolnione gojenie i rozchodzenie się blizn.
Twój wygląd bardzo się zmienił. Jak się z tym czujesz?
Niezbyt dobrze, ale musiałam do tego przywyknąć. Wcześniej byłam szczuplejsza, miałam długie włosy, ładne paznokcie. Teraz mam duże ręce, brzuch. Najbardziej jednak cierpię po obcięciu włosów. Zawsze lubiłam mieć ułożone włosy, makijaż, manicure, taka zadbana kobieta. Po przeszczepie nadal nią jestem, tylko uważam, że trochę brzydszą.
Czekam, aż przestanę brać sterydy i zobaczymy do jakiej formy wrócę. Na razie jestem „sterydowym, spuchniętym człowieczkiem”. Staram się jednak nie wpajać sobie do głowy, że źle wyglądam, bo np. mam krótkie włosy. Uważam, że kobiecość wyrażamy przez to, jak dbamy o siebie. Najważniejszy jest uśmiech i pogoda ducha. Kiedyś uważałam, że wygląd jest dużo ważniejszy. Obecnie inaczej to postrzegam. Przed operacją miałam mniejszą tolerancję do wybierania chłopaków. Teraz zwiększyło się grono mężczyzn, na których zwracam uwagę. Zanim jakiegoś ocenię, to się zastanowię. Wiem, że otyłość nie jest związana tylko z brakiem diety. Kiedyś niestety tak myślałam.
Zaczęłam zwracać uwagę, że niektóre rzeczy są niezależne od nas. Tak jak i u mnie, że jestem teraz taka, a nie inna. Wydawało mi się wcześniej, że pomimo sterydów, uda mi się utrzymać wagę – a tu czwarta doba po przeszczepie, a ja już jestem okrągła. Kiedy pierwszy raz się wtedy zobaczyłam, to nie mogłam uwierzyć.
Ludzie zwracają na ciebie uwagę?
Patrzą. Zdecydowanie się patrzą. Szczególnie, gdy chodzę w masce jakby ze mną było coś nie tak.
W autobusie często siadam. Nawet muszę, ponieważ zdarza mi się zakręcić w głowie. Kiedyś stanęła nade mną pani i powiedziała mi, żebym ustąpiła jej miejsca. Nie była starsza, widać, że mogła sobie postać. Odpowiedziałam jej, że nie ustąpię, ponieważ jestem chora. „Niby na co?” – zapytała. „Miałam przeszczep serca” – odpowiedziałam i usłyszałam tylko: „Boże, czego ci ludzie nie wymyślą, żeby miejsca nie ustąpić”.
Ludzie wtedy się na mnie popatrzyli. Siedziało dużo młodych osób, ale nikt jej nie ustąpił. W końcu jej zeszłam, bo nie chciałam już z nią dyskutować, skoro sobie „wymyśliłam”.
Często ludzie mówią do siebie – zobacz, co ona tam ma. Dzieci także zwracają uwagę i pytają rodziców, dlaczego nosze maseczkę. Kiedyś w supermarkecie przydarzyła mi się niemiła historia. Było bardzo gorąco i założyłam bluzkę na ramiączkach, więc wszystko było widać. Bliznę i rozstępy na rękach. Jedna kobieta powiedziała do dziecka: „Chodź od tej szpetnej baby, bo jeszcze cię zarazi”.
Odpowiedziałam: „Jedyne, czym się może zarazić, to głupotą od pani. Nie bój się mały, bo ja cię tym nie zarażę”. I odeszłam. Widać było, że bardziej dziecku zrobiło się głupio, niż tej kobiecie. Czasem trzy- czterolatki same mnie pytają: „A co masz?”. Tłumaczę, że miałam operację, a one: „A, to dobra”. Mam wrażenie, że dzieci są bardziej tolerancyjne, niż niektórzy dorośli.
Boisz się teraz czegoś?
Tego, że nie będę miała pieniędzy na leki, a muszę je mieć. Boję się, że kiedyś zabiorą mi rentę, którą mam, albo nie przyjmą mnie do pracy, jeśli ocenią mnie przez pryzmat przeszczepu serca, myśląc, że przez to nie będę nic robić. Kiedyś bałam się też, że nikt mnie nie zaakceptuje, bo jestem cała w rozstępach. Teraz już to przegryzłam. Stwierdziłam, że jak ma się ktoś we mnie zakochać to i tak to nastąpi.
W trakcie choroby miałaś duże wsparcie. Kto cię wspierał?
Tata, siostry i najbliżsi przyjaciele. Jestem osobą, która ma bardzo dużo znajomych. Przyjeżdżali do mnie, dzwonili. Mój były chłopak ze swoją mamą bardzo się przejęli moim stanem zdrowia. Dostałam zdjęcie od znajomych ze studiów, że trzymają za mnie kciuki i czekają na mój powrót. Niektórzy potrafili jechać 2-3 godziny, żeby chociaż wejść do mnie na 15 minut. Spotkałam się z wieloma wyrazami życzliwości.
Bardzo mi pomogło, że ludzie do mnie dzwonili i żartowali. Śmiali się, pytali mnie o rady, tak jak kiedyś. Nie mówili mi: „O Boże, jaka ty jesteś chora, ty umierasz”. Staraliśmy się odsunąć to na drugi tor.
Masz nowy tatuaż związany z przeszczepem?
Tatuaż jest w kształcie serca. Mam tam datę mojego przeszczepu. Zawsze chciałam zrobić sobie tatuaż, podobały mi się serca i kiedy poczułam, że już mogę, to zrobiłam.
Nie kryjesz się z pokazywaniem blizn w internecie. Wiem, że dla niektórych jest to wyzywające. Co chcesz przez to przekazać?
Chciałabym, żeby ludzie nie oceniali osób po przeszczepie, mówiąc, że są kalekami. Wiem, że to strasznie brzmi – „miałam przeszczep serca”. Przez pewien czas musimy na siebie uważać i inaczej wyglądamy, ale naprawdę możemy po tym normalnie żyć. Mam misję, żeby do ludzi dotarło, że po pierwsze nie jesteśmy mordercami, bo to też słyszałam. Po drugie, nie załatwia się serc po znajomości, nie da się. Serce musi pasować do człowieka. Po trzecie, chciałabym, żeby coraz więcej ludzi podpisywało oświadczenia woli i mówiło o tym głośno. Pomimo że są to trudne tematy, chciałabym, żeby rodziny oddawały narządy zmarłych. Jeden człowiek może uratować pięć osób, a dla niego już nie ma ratunku. Niestety w tym momencie nawet, jeśli zmarły podpisał oświadczenie, a rodzina nie wyrazi zgody, wystarczą dwie osoby, które zaświadczą, że przed śmiercią zmarły zmienił zdanie. W takiej sytuacji nie można już pobrać narządów. Wtedy ta rodzina ma sześć osób na sumieniu. Niestety ludzie myślą tylko o sobie w takich momentach.
Od kogo usłyszałaś, że jesteś mordercą?
Od anonimowej osoby. W gazecie powiatowej napisano artykuł, dostępny w internecie, o tym, że miałam przeszczep. Pan w komentarzu napisał: „Fajnie, że się cieszycie, ale pomyślcie, co czuje rodzina zmarłego, ja bym w życiu nie oddał narządów”.
Pod postem zrobiła się długa dyskusja. Skomentowałam też tę wypowiedź, pisząc: „trzeba być ograniczonym intelektualnie, żeby uważać, że zabija się zdrowe osoby, by ratować chorych”. Dostałam odpowiedź, żebym się nie odzywała, bo jestem mordercą.
To okropne.
Ludzie niestety nie słuchają wyjaśnień, że przed przeszczepem u człowieka musi wystąpić śmierć pnia mózgu. Podobnie jest ze szczepionkami. W mojej obecnej sytuacji zaczynam coraz bardziej bać się dzieci, że któreś jest niezaszczepione. Ja teraz nie mam odporności na choroby. Jestem jak człowiek bez szczepień.
Jak to działa?
Leki wpływają na to, żebyśmy nie mieli odporności, inaczej układ immunologiczny by atakował nowe serce. Tego boi się najbardziej każdy przeszczepiony człowiek. Strach, że biopsja wyjdzie zła, będzie odrzut i będzie trzeba wprowadzić inne leki, ich ilość i leżeć w szpitalu. To chyba najgorsze, co może usłyszeć osoba przeszczepiona.
Przez jaki czas występuje ryzyko odrzucenia serca?
Największe ryzyko jest do trzech miesięcy po przeszczepie i maleje do roku. Po tym czasie prawdopodobieństwo odrzutu jest małe, ale jest zawsze. Zawsze trzeba przyjmować leki o danych porach, w odpowiednich stężeniach. Co trzy miesiące trzeba pobrać krew i zrobić badania. Wyniki muszą być w normie cały czas. Zbyt wysokie dawki leków mogą uszkodzić narządy, a za niskie spowodować odrzut serca.
Na zakończenie powiedz, jak się czujesz, nosząc w sobie organ innego człowieka?
Staram się o tym nie myśleć, bo to już jest moje serce. Ono już jest zalane mną, moimi komórkami i krwią. Ono już jest moje. Początkowo próbowałam doszukiwać się drugiego dna, że może będę inaczej się czuła. Teraz zdarza mi się zapomnieć, że w ogóle miałam przeszczep. Ostatnio w trakcie wizyty u lekarza zapomniałam powiedzieć, że miałam przeszczep. Mam tyle na głowie, że zapomniałam (śmiech).
Mam parę zmian w mózgu po niedotlenieniu i zdarza mi się popełnić gafę, albo kogoś nie pamiętam. Te skutki miały się cofnąć i w dużym stopniu cofnęły się. Czasami coś jeszcze odczuwam, ponieważ przez niedotlenienie mam blizny na mózgu, a jego struktura już się nie odbuduje. Czasem wiem, że coś wiedziałam, a nie pamiętam, co to jest. Na początku było to bardzo widać. Teraz jeśli ktoś mnie nie znał wcześniej, to tego nie zauważa, więc mogę udawać całkiem zdrową.
Polecamy
Pierwszy na świecie przeszczep obu płuc przy użyciu robota. Nowa era w medycynie
Dziennikarz zignorował dwa sygnały alarmowe zawału, trzeciego już nie było. „Nie róbcie tak, jak ja! Od razu dzwońcie po karetkę” – apeluje Przemysław Jedlecki
Młodsza córka Dawida Kubackiego ma tę samą wadę genetyczną co jego żona. „Leki trzeba brać do końca życia”
Przeszczepili serce najmłodszemu dziecku w Polsce. Mała Gabrysia miała tylko 7 tygodni
się ten artykuł?