Przejdź do treści

Dr Marta Majorczyk: „Równie dobrze można się ciocią albo wujkiem tylko nazywać, ale nigdy nią czy nim nie być”

Dr Marta Majorczyk - Hello Zdrowie
Dr Marta Majorczyk / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jeśli ciocia czy wujek ma dobrą relację ze swoją siostrzenicą, bratankiem czy z dzieckiem niespokrewnionym, o którym wie, że ma niezaspokojone potrzeby emocjonalne, bardzo dużo robi, wnosząc w życie tego młodego człowieka uwagę, troskę i miłość. W sytuacji trudnej dziecko będzie szukało kontaktu z osobą, która daje mu poczucie bezpieczeństwa – mówi w Dniu Cioci i Wujka dr Marta Majorczyk.

 

Ewa Koza, Hello Zdrowie: „Ewuniu, znowu przytyłaś!” – słyszałam za każdym razem, gdy wchodziłam w pole widzenia ciotki. Choć byłam wyjątkowo szczupłym dzieckiem, jej słowa nigdy nie sprawiły mi przyjemności. Jak wiele dziewcząt, miałam młodzieńczą obsesję na punkcie wagi. Wydaje mi się, że ciotka nie lubiła moich rodziców. Łatwiej okazać to dziecku?

Dr Marta Majorczyk: Dorosły jest w stanie wyczuć niechęć wyrażoną słowami, zauważyć ukrytą informację, dziecko nie. Młode osoby zaczynają rozumieć aluzje i ironię dopiero w wieku szkolnym. Prym wiodą w tym nastolatki. Małe dziecko odbiera komunikat wprost. Jakiś czas temu rozmawiałam z mamami na placu zabaw. W pewnym momencie podeszła do nas córka jednej z nich, chciała o coś zapytać. W drodze usłyszała fragment naszej rozmowy. Gdy w reakcji na słowa jej matki, jedna z kobiet skomentowała: „Hm, coś mi tu śmierdzi”, co miało znaczyć, że coś się jej nie zgadza, nie pasuje, dziecko zareagowało słowami: „No tak, bo Marek chyba zrobił coś w pieluszkę”.

Dziecku łatwiej okazać negatywne nastawienie, na przykład wypowiadając się tak jak pani ciotka. Z czego wynikała jej niechęć? Trudno przesądzić, ale dzieci w wieku przedszkolnym i wkraczające w etap szkolny nie są w stanie zrozumieć ukrytego znaczenia komunikatu i zareagować na niego w sposób właściwy. Są takie, które przyjmą go i będą się nad tym zastanawiać lub zapytają rodziców, co to znaczy, są i takie, które usłyszą i zapomną, w innych będzie to głęboko siedziało. Nie podzielą się tym z rodzicami, bo uznają, że nie jest to na tyle ważne, żeby ich w to wciągać. Nie będą chciały o tym rozmawiać, co nie oznacza, że nie będą tego przeżywać.

Rozumiem, że nie mówimy o jednorazowej sytuacji, a o powtarzalności. Jeden komunikat, raz wypowiedziany, nie zawsze zrobi duże wrażenie, ale jeśli jest to dla dziecka osoba znacząca – to tak.

„3 lipca obchodzimy Dzień Cioci i Wujka – to okazja, aby wyrazić wdzięczność i miłość wobec bliskich krewnych, którzy odgrywają istotną rolę w naszym życiu” – taki opis święta, o którym mało kto w ogóle wie, znalazłam w sieci. Zastanawia mnie, jak często tak naprawdę angażujemy się w życie młodych osób, znajdujemy czas i przestrzeń na to, żeby wspierać dzieci, których nie powołujemy do życia, ale możemy je bezwarunkowo kochać i mieć ogromny wpływ na ich rozwój?

Spójrzmy na to najpierw z punktu widzenia osoby dorosłej. Większość z nas ma rodzeństwo. Inaczej wygląda angażowanie się w kontakty czy opiekę nad dziećmi, które pojawiają się jako pierwsze, zwykle u starszej siostry czy brata. Jesteśmy zainteresowani, zaciekawieni, chętnie bierzemy udział w życiu nowego członka rodziny. Rodzeństwo pełni często rolę matki chrzestnej czy ojca chrzestnego. To szczególna funkcja, jej istotą jest wspieranie rodziców w wychowaniu młodego człowieka. W dawnych czasach po śmierci rodziców matka albo ojciec chrzestny brali osierocone dzieci pod opiekę.

Sytuacja trochę się zmienia, gdy dzieci pojawiają się w życiu młodszego rodzeństwa. Starsze nie ma już tyle czasu, żeby angażować się w życie bratanków czy siostrzenic, bo ma swoje dzieci. Oczywiście ci, którzy chcą, będą dbać o kontakt, ale to często nie jest już tak bliska relacja, na jaką mogą sobie pozwolić osoby będące w roli młodszego rodzeństwa. Będą i tacy, którzy będą się angażować i odwzajemniać troskę, szczególnie, jeśli mieszkają blisko. Trudniej utrzymywać takie relacje, gdy żyjemy na dwóch końcach Polski, ale w dobie internetu i to można obejść. Odległość nie musi być czynnikiem zakłócającym czy utrudniającym relacje. Można mieszkać blisko i nie utrzymywać kontaktu z dziećmi rodzeństwa, bo relacje między dorosłymi nie są poprawne.

Bardzo ważne jest, żeby mieć dla dziecka czas. Pamiętać przynajmniej o telefonie w dniu urodzin czy innego ważnego wydarzenia. Zainteresować się, zaciekawić, dopytać. Bo równie dobrze można się ciocią czy wujkiem tylko nazywać, ale nigdy nią czy nim nie być.

Nawet w niesprzyjającym dla dziecka środowisku, wystarczy jeden taki dorosły, który może je dosłownie uratować

Żyjemy w kulcie szacunku dla osób starszych, od dzieci wciąż go oczekujemy, jeśli nie żądamy. Do znudzenia powtarzamy, że dziecko nas nie słucha, ale uważnie obserwuje, dlaczego więc oczekujemy od młodych osób czegoś, czego nigdy od nas nie dostały? Dlaczego wciąż tak niewiele mówi się o szacunku dla dziecka?

Żeby dziecko nas szanowało, musi ten szacunek widzieć. I to my mamy mu pokazać, co oznacza okazywanie szacunku. Zaczynamy od tego, jak sami i same zachowujemy się w stosunku do dziecka. Jeśli mówimy: „Nie okazujesz mi szacunku”, powinniśmy doprecyzować, co to znaczy, wyjaśnić dziecku, że okazywanie szacunku to odpowiednie zwracanie się do rozmówczyni czy rozmówcy, nieprzerywanie, pozwolenie na wypowiedzenie się, korzystanie z pewnych form grzecznościowych, czyli po prostu dostrzeganie osoby. O szacunku możemy mówić jako o podstawowej wartości człowieka. Jest nią również godność, to z niej wynika szacunek, czyli podmiotowe traktowanie człowieka. Zaczynamy, co oczywiste, od takiego traktowania dziecka, czyli zwracania się do niego po imieniu, a nie numerem z dziennika szkolnego – komunikat: „Dwunastka wystąp!” to przedmiotowe traktowanie człowieka – i od uwzględniania jego punktu widzenia.

Póki nie pokażemy młodej osobie, czym jest szacunek, nie tylko nie będzie wiedziała, czym on jest, ale – zwłaszcza bardzo młoda – nie będzie rozumiała tego słowa. To abstrakcyjne pojęcie, a myślenie abstrakcyjne jest dostępne dla człowieka dopiero około 15. roku życia. Dyskusje na ten temat możemy prowadzić z nastolatkami. Małe dzieci myślą konkretami, dajmy im więc te konkrety. Powiedzmy dziecku, że okazywanie szacunku to, na przykład, mówienie „dzień dobry” i „do widzenia” sąsiadowi, ale przede wszystkim sami mówmy „dzień dobry”, gdy wchodzimy do sklepu. Używajmy słów: „przepraszam”, „proszę”, „dziękuję”. Rozmawiajmy z dziećmi o wartościach, ale bazując na przykładach. Wykorzystajmy do tego bajkę czy opowiadanie, w których bohater lub bohaterka dobrze i źle się zachowują, omówmy to z dzieckiem. Porozmawiajmy o skutkach, zapytajmy, czy można zachować się inaczej. To nie mogą być refleksje aksjologiczne (dotyczące wartości – przyp. red.). Dzieci uczą się poprzez obserwację, uczą się postaw i zachowań społecznych poprzez modelowanie.

Bardzo ważne jest, żeby od początku odnosić się do dziecka w odpowiedni sposób, uwzględniać jego potrzeby, brać pod uwagę jego punkt widzenia i pozwalać mu się wypowiedzieć. To nie oznacza, że wszystko mu wolno. Dzieci lubią mieć wyznaczone zasady i granice, lubią stałość.

Jest taki etap życia dziecka, w którym ono potrafi uderzyć. Mówimy wtedy: „Stop. Nie wolno. Nie bijemy”, wyjaśniamy, że to nie jest w porządku. Jeżeli brzydko się wyraża, mówimy: „Stop, tak nie wolno”, ale my też musimy odpowiednio się wypowiadać w jego obecności. Jeśli chcemy, żeby dziecko używało zwrotów grzecznościowych, sami musimy ich używać, pokazać, kiedy je stosować, i traktować to jako coś oczywistego. Warto zwracać uwagę na sposób komunikowania się. To nie znaczy, że dziecko nie będzie nasiąkać tym, co się dzieje w przedszkolu czy w szkole, ale naszą rola jest korygowanie i przypominanie: „Tak nie należy. Inaczej cię uczyłam. Proszę, przestań”. Bardzo ważna jest konsekwencja.

Szacunek należy się każdemu, nieważne, ile ma lat. To cnota miękka. Oprócz szacunku, jest nią godność, tolerancja, równość. Dlaczego to cnoty miękkie? Bo – niestety – bardzo łatwo je utracić.

Bardzo ważne jest, żeby mieć dla dziecka czas. Pamiętać przynajmniej o telefonie w dniu urodzin czy innego ważnego wydarzenia. Zainteresować się, zaciekawić, dopytać

Od 1990 roku mamy Dzień Pracownika Socjalnego, myślę, że warto zacząć mówić również o Dniu Cioci i Wujka, żeby pokazywać ludzi, który są w stanie kochać – bardzo nie lubię tego określenia, ale dobrze oddaje to, o czym myślę – „cudze dzieci”.

W przypadku instytucji, takich jak rodzinny dom dziecka czy SOS Wioski Dziecięce, takie osoby występują w roli rodzica, przejmując role opiekuńcze, wychowawcze, socjalizacyjne, kulturotwórcze. Mają określone funkcje – są wychowawcami, wolontariuszkami czy instruktorami, ale dzieci zwracają się do nich „ciociu”, „wujku”, bo to daje poczucie bliższej więzi.

Myślę, że istotą tego święta jest zwrócenie uwagi społeczeństwa na funkcje, jakie pełnią. Zwykle myślimy o wujku i cioci jako osobach, z którymi łączą nas więzy krwi, a to może być ktoś, kto zastępuje rodzica biologicznego, kto pełni bardzo ważną rolę. To kolejna – o ile nie najważniejsza – znacząca osoba w życiu młodego człowieka. Osoba, która we właściwy sposób odpowiada na potrzeby dziecka, zaspokaja je i uczy budowania relacji. Opiekuje, wychowuje i wspiera w rozwoju w ramach swojej pracy zawodowej. Ale to specyficzny rodzaj pracy – takiej, która łączy się z dużym nakładem emocjonalnym, z przeżywaniem tego, co dzieje się z dzieckiem, pracy, której towarzyszą ogromne dylematy, czasem traumatyczne wydarzenia z przeszłości, z którymi ci młodzi ludzie nadal się zmagają. Musimy pamiętać, że to są dzieci, które mają wbudowaną pozabezpieczną więź emocjonalną, nierzadko skrzywdzone, czasem z traumą relacyjną.

Osoby, które pracują w tych instytucjach, mają do tego odpowiednie przygotowanie. Zastanawia mnie, co każda i każdy z nas jako ciocia i wujek może zrobić dla dziecka, które żyje pod jednym dachem z biologicznymi rodzicami, nie dzieje mu się żadna fizyczna krzywda, ale wiemy, że nie dostaje ciepła, czasu, uwagi, wsparcia?

Zaspokoić właśnie to, czego mu brakuje w relacji z rodzicami. Znam wiele takich historii. Również osoby publiczne przyznają, że rodzice niekoniecznie mieli dla nich czas, nie wspierali ich, ale był ktoś, kto – mówiąc językiem specjalistycznym – pełnił rolę czynnika chroniącego. I to zadziałało. Zamiast, jak wiele osób z dzielnicy, wejść np. do grupy przestępczej czy pójść w narkotyki, to dziecko znalazło inną drogę. Znalazło ją, bo w jego życiu był ktoś dorosły, do kogo mogło pójść i porozmawiać o swoich problemach, trudnościach, niepokojach. Nie zawsze jest to ojciec czy matka.

Jeśli ciocia czy wujek ma dobrą relację ze swoją siostrzenicą, bratankiem czy z dzieckiem niespokrewnionym, o którym wie, że ma niezaspokojone potrzeby emocjonalne, bardzo dużo robi, wnosząc w życie tego młodego człowieka uwagę, troskę i miłość. W sytuacji trudnej dziecko będzie szukało kontaktu z osobą, która daje mu poczucie bezpieczeństwa. Poprosi o pomoc i wsparcie.

Nawet w niesprzyjającym dla dziecka środowisku wystarczy jeden taki dorosły, który może je dosłownie uratować. Osoba, która może wspierać i motywować. Taką rolę może też pełnić nauczyciel czy nauczycielka, czyli znów – osoba niespokrewniona, która będzie na tyle życzliwa, że dziecko zgłosi się właśnie do niego czy do niej, gdy będzie miało jakąś trudność, bo będzie wiedziało, że nie zostanie zignorowane. Że ten człowiek mu pomoże.

Mówimy o osobach znaczących, czyli tych, z którymi dziecko zbudowało relację, ma do nich zaufanie, otworzyło się i które zaspokajają jego potrzeby, takie jak poczucie bezpieczeństwa, potrzeba przynależności i potrzeby emocjonalne. Dzieci chcą być wysłuchane, zauważone, docenione, zaakceptowane. To je buduje.

 

Dr Marta Majorczyk, pedagog, psycholog, psychoterapeuta, nauczyciel akademicki, doradca rodzinny, współpracuje z poradnią przy SWPS.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: