Przejdź do treści

Percy Cerutty – pionier CrossFitu

Percy Cerutty/fot. James Brian De Largie McArdle/Wikimedia Commons
Percy Cerutty/fot. James Brian De Largie McArdle/Wikimedia Commons
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Opowiem wam o Percym. O trenerze z drugiego końca świata, o zwykłym sportowcu, człowieku, dla którego sport był filozofią życia.

Jak technik z centrali telefonicznej stał się guru sportu

Percy Cerutty urodził się w Australii w 1895 roku. W młodości był niewyróżniającym się sportowcem. Startował w różnych biegach, ale zwykle przypłacał to migrenami. Nie został wcielony do wojska, bo uznano go za nieprzydatnego. Pracował więc jako technik w centrali telefonicznej i powoli się zapuszczał.

W wieku 45 lat przeżył załamanie nerwowe. Wziął pół roku zwolnienia. Zajął się spacerami, czytaniem traktatów filozoficznych, wierszy, wrócił do biegania. Gdy przeszedł na emeryturę, przeprowadził się na prowincję. Biegał po wydmach, pływał w morzu, zaopatrzył się w sztangi, liny do wspinania, piłki lekarskie. Pobił kilka rekordów kraju na dystansach sięgających nawet 100 km. Równocześnie rozwijał swoją filozofię będącą połączeniem starożytnego stoicyzmu i idei Sparty.

Kane Tanaka / gerontology.wikia.org

Twierdził, że trening musi boleć

W latach 50. został trenerem biegaczy. Australia nie odnosiła wtedy znaczących sukcesów w biegach, a on postanowił przynieść swojemu krajowi medale olimpijskie. Jak? Tworząc zawodnika od podstaw. Nie tylko poprzez trening fizyczny, ale kontrolując całe jego życie. Jego podopieczni mieszkali razem, czytali Platona, Biblię, alkohol był dopuszczalny tylko w niewielkich ilościach. Trenowali wyłącznie w naturalnym otoczeniu. A najważniejszym elementem prawie wszystkich treningów była zmiana tempa – tak, by nie dopuścić do monotonii.

Percy próbował technik, które teraz znamy jako supermodny ostatnio crossfit – zestawów ćwiczeń na całe ciało, z wykorzystaniem naprawdę dużych obciążeń i intensywności – mimo że miał do czynienia z drobnymi biegaczami, a sam ważył 52 kg. Już w latach 60. zauważył, że mieszkańcy miast zaczynają tyć, słabnąć, przestają w ogóle przemieszczać się pieszo.

„W nowoczesnym domu każda rodzina powinna mieć sztangę, pochyłą ławeczkę do brzuszków, skakankę, a przede wszystkim chęć i ciśnienie, by wyjść i przebiec chociaż kilka kilometrów” – pisał w swojej książce i dodawał: „Bądź sprawny albo bądź przeklęty!”.

Nie był doskonały – zanim znalazł swoją ścieżkę, miał za sobą lata palenia papierosów bez jakichkolwiek ćwiczeń. Pierwsze treningi kończył, leżąc bezwładnie na podłodze z zamglonym wzrokiem, ale wracał do nich, wyznając zasadę, że ból jest oczyszczeniem. Robił zatem dokładnie to, co tysiące dzisiejszych wyznawców crossfitu przychodzących do surowych wnętrz pełnych sztang.

Także proponowana przez Percy’ego dieta ma swą współczesną wersję. Jego zasady żywienia to niemal kopia modnej w tej chwili paleodiety. Australijczyk przyglądał się plemionom aborygeńskim. Temu, co jedzą, jak żyją. Doszedł do wniosku, że w ciągu ostatnich stu lat wyraźnych zmian cywilizacyjnych człowiek nie był w stanie zmienić swoich przystosowań żywieniowych. Promował więc spożywanie jak najmniej przetworzonej żywności, stronił od białego pieczywa, gotowych półproduktów.

Ewa Kasprzyk / Archiwum prywatne

Ruch – żywioł mistrzów

Percy twierdził, że jego pokolenie będzie pierwszym, które będzie miało życie gorsze od swoich przodków. Zauważył, że jest co prawda mniej zgonów wśród niemowląt, ale jeśli pominie się tę grupę, która jest w stanie przeżyć dzięki rozwinięciu opieki medycznej, to ludzie w starszym wieku, czterdziesto- czy sześćdziesięciolatkowie są schorowani, stetryczali. Zakładał, że zmiana trybu życia na siedzący niesie ryzyko zagłady gatunku. Jeszcze zanim na polskie ulice wyjechały pierwsze małe fiaty, powoływał się na ewolucjonistów, przytaczając ich twierdzenia:

„Jeśli środowisko danego organizmu zmienia się znacząco, to nawet jeśli długofalowo ta zmiana jest korzystna, i tak prowadzić będzie do zniszczenia tego organizmu”.

Dlatego po pięćdziesiątce starał się być ciągle w ruchu – niczym człowiek pierwotny. Nadal trenował bardzo ciężko wraz ze swoimi wychowankami. Nie miał już takich szybkości i siły, ale jego psychika była wyjątkowa. Żeby zagrzać swojego zawodnika do walki, potrafił przebiec milę, zanim wystartowały właściwe zawody.

Choć przewidywał, że człowiek jest w stanie żyć 175 lat, (co było jedną z wielu mylnych tez w jego karierze szalonego naukowca) zmarł przekroczywszy osiemdziesiątkę na nieuleczalną chorobę neuronów ruchowych.

Zostawił po sobie rzesze wychowanków. Najbardziej znanym uczniem Cerutty’ego jest mistrz olimpijski na 1500 metrów Herb Elliott, którego czas na milę sprzed 50 lat nadal wzbudza szacunek zawodników wyposażonych w pulsometry, odnowę biologiczną i namioty tlenowe, i jest ciągle lepszy od aktualnego rekordu Polski.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: