„Życzył mi, bym kiedyś został doktorem. Odpowiedziałem, że nie chcę”. Maciej Latos o kulisach pracy pielęgniarza
– Mam nadzieję, że za 30 lat, gdy będę odchodził na emeryturę, nie poczuję, że przegrałem swoje życie zawodowe. Mam nadzieję, że ta książka jest pozytywna i pokazuje, że nasza praca wcale nie polega tylko na zmienianiu pampersów, ale że wymaga wykształcenia, doświadczenia i zaufania ze strony pacjentów oraz lekarzy – mówi pielęgniarz anestezjologiczny Maciej Latos, autor podcastu medycznego „Krew Mózg” oraz autor najnowszej książki reportażowej „Byle do 19.00. Krótka opowieść o pielęgniarstwie”.
Marianna Fijewska: Jesteś tatą, mężem i medykiem – z pewnością na głowie masz masę obowiązków. Skąd pomysł, by jeszcze dodatkowo napisać książkę?
Maciej Latos: Jestem wyznawcą zasady, że im więcej masz pracy, tym lepiej potrafisz się zorganizować. Początkowo w ogóle nie myślałem o książce. Po prostu zacząłem spisywać historie, które spotkały mnie na dyżurach, i które wywołały we mnie poruszenie i pewną refleksję nad kondycją polskiego pielęgniarstwa. Po jakimś czasie nazbierało się ich całkiem sporo i uznałem, że powinienem to jakoś wykorzystać. Najlepszą formą była książka, więc rozpocząłem kontaktowanie się z różnymi wydawnictwami – wysyłałem im fragmenty i pytałem o możliwość wejścia we współpracę.
Finalnie twoją książkę wydała Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych. Taki był zamiar, czy współpraca z komercyjnymi wydawnictwami się nie udała?
Nie udała się. Kolejni dyrektorzy wydawniczy odpowiadali, że w książce jest za mało sensacji.
Za mało krwi i umierania?
Mam wrażenie, że nie o taką sensację im chodziło. Myślę, że chcieli bym ujawnił jakąś mroczną stronę pielęgniarstwa – niskie zarobki, wypalenie zawodowe, mobbing, spięcia z lekarzami… Jedna pani odpisała wprost: „Gdybyś napisał, że koleżanki cię molestują albo lekarze każą ci parzyć sobie kawy, wtedy byśmy to wydali. Wtedy by się sprzedało”.
Ale zakładam, że nie molestują cię koleżanki, ani lekarze nie każą robić sobie kaw.
Po pierwsze nie, a po drugie celem mojej książki nie było szokowanie odbiorcy, tylko ukazanie prawdziwej codziennej pracy pielęgniarskiej. Nie twierdzę, że w pielęgniarstwie nie dzieje się źle, bo wiele rzeczy trzeba zmienić…
Ale?
Ale mam nadzieję, że za 30 lat, gdy będę odchodził na emeryturę, nie poczuję, że przegrałem swoje życie zawodowe. Mam nadzieję, że ta książka jest pozytywna i pokazuje, że nasza praca wcale nie polega tylko na zmienianiu pampersów, ale że wymaga wykształcenia, doświadczenia i zaufania ze strony pacjentów oraz lekarzy. Chciałbym, by medycy wiedzieli, że z lekarzami można się fantastycznie dogadywać i bez konfliktów, w miłej atmosferze pracować w zespołach interdyscyplinarnych.
Okładka książki reportażowej „Byle do 19.00. Krótka opowieść o pielęgniarstwie”/materiały prasowe
Pamiętasz pierwszą historię, którą zapisałeś i z której wykiełkowała książka?
Oczywiście! Przyjęliśmy na OIOM 30-latkę, która miała być poddana zabiegowi, ale lekarz odwołał operację, ponieważ pacjentka miała zaburzenia elektrolitowe. Trzeba było ją wyrównać, czyli podnieść poziom niezbędnych substancji w organizmie. Mój kolega pielęgniarz przez 12 godzin z wielkim zaangażowaniem podawał jej różne leki dożylne, konsultował się z lekarzem prowadzącym i robił wszystko, by pacjentka jak najszybciej mogła zostać zoperowana. Pod koniec dnia jej wyniki były dobre i nazajutrz miała mieć operację. Noc mogła spędzić już na swoim oddziale chirurgicznym. Denerwowała się, więc lekarz zlecił podanie jej tabletek o działaniu uspakajającym i nasennym.
”Część pielęgniarek z 30-letnim stażem czuje się znokautowana przez system, wykorzystana i niedoceniona. To na pewno wpływa na poziom wypalenia zawodowego i stosunek do pacjenta”
Kolega zadzwonił do pielęgniarki z tego oddziału, na którym pacjentka miała spędzić noc i poprosił o odebranie pacjentki i przywiezienie łóżka. Pielęgniarka, która była zaraz przed emeryturą, oburzyła się, że ma jechać do dziewczyny, która nie była operowana z łóżkiem, a nie z wózkiem siedzącym. Kolega wytłumaczył, że miała już podane leki nasenne, w dodatku na OIOM-ie jest się nagim, więc pacjentka miała po prostu spod jednej pościeli wejść pod drugą. Oczywiste było, że nie posadzimy jej na wózku. Po jakimś czasie dwie pielęgniarki przyjechały z łóżkiem, starsza oburzona, młodsza wyjątkowo milcząca… Dziewczynie nie zeszła do końca kroplówka, a mimo to starsza pielęgniarka kazała młodszej wyrzucić resztę do kosza. Kolega zaprotestował – powiedział, że tam są ważne dla pacjentki substancje, a pielęgniarka głośno, przy pacjentce powiedziała: „Nikt mi nie będzie w nocy latał po korytarzu i sikał”. Zamurowało nas.
Co dla ciebie znaczyła ta historia?
To była dla mnie symboliczna scena, która pokazała, jak bardzo jesteśmy podzieleni w naszym zawodzie. Jak bardzo różnie możemy rozumieć, czym jest profesjonalizm, troska o pacjenta i poszanowanie ludzkiej godności. Jak wiele osób w środowisku robi pielęgniarstwu czarny PR.
Te może wynikać z różnicy pokoleniowej, o czym wiele się w pielęgniarstwie mówi.
Rzeczywiście. Część pielęgniarek z 30-letnim stażem czuje się znokautowana przez system, wykorzystana i niedoceniona. To na pewno wpływa na poziom wypalenia zawodowego i stosunek do pacjenta.
A czy są jakieś różnice w wykonywaniu zawodu pielęgniarskiego nie ze względu na wiek, a na samą płeć?
Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni mniej uwagi poświęcają kwestiom pobocznym, jesteśmy nastawieni zadaniowo i działamy zgodnie z wyuczonym schematem. Tymczasem wiele kobiet działa bardziej opiekuńczo – zmienia prześcieradło, bo jest na nim trochę krwi albo dba o to, by kołdra nigdy nie była pognieciona. Różnice między pielęgniarzami a pielęgniarkami podsumowałbym tak – mężczyźni częściej olewają różne rzeczy, ale nigdy nie są to rzeczy, które mają bezpośredni wpływ na stan zdrowia pacjenta i jego poczucie bezpieczeństwa. Bo nie mam wątpliwości, że leczymy tak samo efektywnie bez względu na płeć. Chciałbym też podkreślić, że płeć w żaden sposób nie wpływa na to, jak się dogadujemy, bo dogadujemy się naprawdę dobrze.
”Przez ostatnie 30 lat skupialiśmy się na tym, co jest złe. Nieustannie domagaliśmy się zwiększenia płac i polepszenia warunków pracy. I jak widać, nie tędy prowadzi droga do zmiany na lepsze”
Mam wrażenie, że ciągle próbujesz zarazić innych pasją do pielęgniarstwa.
Może raczej próbuję zarazić ludzi optymizmem. Nie każdy musi tak jak ja prowadzić podcast czy napisać książkę, ale chcę, byśmy inaczej spojrzeli na pielęgniarstwo. Przez ostatnie 30 lat skupialiśmy się na tym, co jest złe. Nieustannie domagaliśmy się zwiększenia płac i polepszenia warunków pracy. I jak widać, nie tędy prowadzi droga do zmiany na lepsze.
A którędy?
Poprzez maksymalną profesjonalizację zawodu. Trudno, szkolmy się na własną rękę, ładujmy w siebie wiedzę, róbmy kursy, by zbudować własny niepodważalny autorytet. Z takimi podstawami zmieniajmy miejsca zatrudnienia, szukajmy odpowiedniego dla siebie i bez ogródek mówmy przełożonym: „Widzisz, jak trudną pracę wykonuję? Czy naprawdę uważasz, że zarabiam adekwatne pieniądze?”.
Czyli klucz jest w tym, by społeczeństwo zrozumiało, że pielęgniarz i pielęgniarka nie wykonują gorszego zawodu niż lekarze, po prostu zupełnie inny?
Tak, w książce opisuję swoją rozmowę z pacjentem, który czekał na operację, denerwował się i zasypywał mnie pytaniami odnośnie do zabiegu. Odpowiadałem z wielką dokładnością, by jak najbardziej go uspokoić. W końcu mężczyzna powiedział: „Dziękuję, panie doktorze”. Odparłem, że jestem pielęgniarzem, a on nie mógł uwierzyć – jak to pielęgniarzem, skoro mam taką wiedzę?! A była to wiedza podstawowa. Po czym życzył mi, bym kiedyś został doktorem. Odpowiedziałem, że nie będę doktorem, bo nie chcę. Jestem magistrem pielęgniarstwa, tak wybrałem. Ale ten mężczyzna nie dawał za wygraną. Pod koniec dyskusji powiedział, że skoro nie chcę być doktorem, to dla niego i tak będę choćby lekarzem stażystą. Na pewno nie pielęgniarzem.
Ręce opadają. Ale gdy pisałam swoją książkę „Tajemnice pielęgniarek” miałam wrażenie, że część pielęgniarek sama postrzega swój zawód jako gorszy. To znaczy, że takie myślenie nie bierze się wyłącznie z zewnątrz, ale bywa, że poczucie gorszości zdarza się też wewnątrz grupy zawodowej.
Tak. W książce opisuję, jak wraz z lekarzem anestezjologiem dostałem wezwanie do zatrzymania krążenia. Miałem wtedy pod opieką grupę studentek pielęgniarstwa, które poszły na wezwanie razem z nami i przyglądały się akcji reanimacyjnej. Uciskaliśmy klatkę piersiową, ale bez efektu. Nagle lekarz zostawił mnie samego i powiedział, że idzie do konsoli pielęgniarskiej przejrzeć papiery pacjenta. A pacjent był w stanie krytycznym. Gdy na monitorze pojawił się konkretny rytm wiedziałem, że muszę użyć defibrylatora i strzelić go prądem. Tak też zrobiłem – bez zgody i wiedzy lekarza, ponieważ jako pielęgniarz anestezjologiczny mam prawo podejmować takie działania. Defibrylacja była skuteczna, pacjent odzyskał własne krążenie. Po chwili przyszedł lekarz, a studentki go zaatakowały – jak mógł zostawić samego pielęgniarza w takiej sytuacji?! Nie kryły też zdziwienia w stosunku do mnie – jak bez zezwolenia lekarza mogłem użyć defibrylatora?! A no mogłem, bo mam do tego kompetencje. Ten lekarz powiedział, że nie rozumie oburzenia: „Przecież Maciek jest profesjonalistą i mu ufam”. Ale dziewczyny i tak były zaskoczone…
Już rozumiem cel twojej książki. Adresujesz ją głównie do adeptów tego zawodu?
Po pierwsze adresuję ją do ludzi niezwiązanych z pielęgniarstwem, by wiedzieli, jak ciężką wykonujemy pracę, co może przełoży się na szacunek. Po drugie adresuję ją do młodych, którzy chcą zostać medykami, żeby wiedzieli, że wybierając pielęgniarstwo, wybierają profesjonalną drogę zawodową i też będą mogli wykonywać specjalistyczne czynności, o których marzą, oglądając „Doktora House’a”.
Polecamy
Złożyły skargi na ordynatora. Teraz są poddawane uporczywym kontrolom
„Najczęściej zakładamy opatrunki na rany nieoczyszczone. Pokutuje mit, że ran nie można myć”. Agata Korgól opowiada o swojej pasji do leczenia ran
Agentka Kryzysowa: „Gdy trafia do nas okaleczona 14-latka, wiemy, że potrzebna jest nie tylko terapia indywidualna, ale także rodzinna. Zwykle praca z rodzicami okazuje się najtrudniejszym elementem tej układanki”
Z pielęgniarek chciał zrobić kelnerki. „Może któraś znajdzie sobie wśród młodych lekarzy męża” – zachęcał szef rzeszowskiej placówki
się ten artykuł?