Przejdź do treści

„Zmiana brzmienia głosu może być jednym ze skutków psychoterapii” – mówi logopedka Marta Wesołowska

Marta Wesołowska / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Sposób mówienia oraz operowania głosem jest bardziej związany z naszymi stanami emocjonalnymi, niż nam się wydaje – mówi Marta Wesołowska, logopedka, która uczy innych, jak zapanować nad głosem oraz uczynić z niego swój atut. – Nie chcemy słuchać ludzi, którzy brzmią i zachowują się nerwowo. Ktoś, kto mówi w sposób spokojny, przyjazny, ciepły, wywołuje w nas pozytywne skojarzenia, poczucie empatii oraz bezpieczeństwa.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: W jaki sposób stany emocjonalne wpływają na nasz głos?

Marta Wesołowska: Używanie głosu i mówienie to nie jest tylko produkowanie dźwięków. Związane jest to z tym, co nam gra w duszy, jaki mamy stan emocjonalny i jak czujemy się fizycznie.

Stres zmienia głos?

Oczywiście. To działa w dwie strony. Jedni twierdzą, że samo mówienie ich stresuje. Z drugiej strony wszyscy mamy w sobie całe morze różnych emocji, wśród których stres istotnie wpływa na brzmienie głosu. Bo stres bywa pozytywny; wtedy nas mobilizuje, również żeby zabrać głos, odezwać się w ważnym momencie. Częściej jednak stres pełni funkcję negatywną – podcina nam skrzydła i niekorzystnie wpływa na tembr naszego głosu oraz na sposób, w jaki się wypowiadamy. Wszystkie złe nawyki – także te dotyczące sposobu, w jaki mówimy – stres wyciąga na zewnątrz. Poza tym stres powoduje zmiany na tle fizjologicznym, takie jak przyspieszone bicie serca czy płytszy oddech: to wszystko słychać w głosie.

A gdy jesteśmy podekscytowani?

Ekscytacja też może spłycić oddech albo sprawić, że będziemy oddychać bardzo głośno. Mowa może stać się wtedy poszarpana, a bieganina myśli sprawi, że będziemy chcieli jak najszybciej przejść do końca wypowiedzi; przejść z punktu A (początku wypowiedzi) do punktu B (czyli do jej końca). A kiedy jeszcze toczymy ze sobą wewnętrzny dialog, to sobie nie pomagamy. Dużej świadomości siebie wymaga to, żeby dany stan emocjonalny – niezależnie, czy będzie on pozytywny, czy negatywny – wyciągnął z nas dobre rzeczy. Szybciej i łatwiej jest nam rozłożyć się na niedoskonałościach.

Marta Wesołowska / fot. arch. prywatne

Co z emocjami, które siedzą w nas bardzo głęboko? Z nieprzepracowanymi traumami, trudnymi doświadczeniami z przeszłości? Głos z ich powodu może brzmieć inaczej?

Może. Wystarczy, że siedzi w nas nieprzepracowany lęk – przed czymś nowym, sięganiem po swoje czy realizacją marzeń. Czasami jest to lęk przed sukcesem: boimy się, co się stanie, gdy nam się powiedzie. Trzeba się wtedy do tego dokopać. Dlaczego to tak ważne? Przecież bardzo często, niezależnie, czy prowadzimy swój biznes, czy pracujemy na etacie, musimy zabrać głos na zebraniu albo odezwać się publicznie. Jeśli coś nie zostało przepracowane, może pojawić się brak pewności siebie. Kwestionujemy, czy możemy uważać się za ekspertów, nawet jeśli na czymś świetnie się znamy. Tę niepewność oczywiście słychać w głosie.

To chyba częstsze u kobiet.

Tak, ale mężczyźni też się do mnie zgłaszają. I co się okazuje? Że czasem winne są dawne sytuacje ze szkoły, gdy np. nauczyciel fatalnie kogoś ocenił, poniżył. To wszystko zbiera swoje żniwo przez kolejne lata. Mnie też to spotkało. Nie widziałam siebie jako ekspertki, pomimo posiadania wiedzy i kwalifikacji. Był we mnie nieprzepracowany lęk, który podcinał mi skrzydła. Nie wierzyłam w to, że mogę dzielić się swoją wiedzą z innymi. Dokopałam się do źródła problemu dopiero jako kobieta trzydziestokilkuletnia.

Niektórzy nie lubią swojego głosu i gdy tylko sobie pomyślą o tym, że ktoś ich nagrywa albo będzie słuchał, to są przerażeni. Sądzą, że ich głos brzmi fatalnie. Często, gdy zaczynamy pracę, okazuje się, że problem jest znacznie głębszy, do przepracowania z psychoterapeutą. Wtedy inne brzmienie głosu staje się jednym ze skutków terapii

Co pani odkryła?

Gdy byłam w czwartej klasie szkoły podstawowej, zawaliłam ważny sprawdzian z biologii. Moja siostra bardzo chciała mnie dobrze przygotować do poprawki, ale wybrzmiał z tego taki komunikat: teraz musisz poprawić to na piątkę! To wtedy zaczęła kiełkować we mnie ogromna presja, żeby udowodnić całemu światu, że się do czegoś nadaję. Że mogę, potrafię. A jednocześnie było we mnie tyle niepewności, czy faktycznie dam radę, czy jestem w stanie coś zrobić. Ta sytuacja szła ze mną przez całe życie.

Kto pomógł to pani zrozumieć?

Pracowałam z coachem. Mnóstwo dały mi afirmacje w rodzaju: „Jestem ekspertem, znam się na tym, moja wiedza może komuś pomóc”. W końcu zrozumiałam, że jeśli sama nie obdarzę się zaufaniem, to nic mi nie da zaufanie innych ludzi. Muszę zacząć od siebie. Bardzo pomogła mi też rozmowa z małą Martusią. Musiałam spotkać się z dziewczynką, którą byłam – która chciała zdobywać świat, ale miała w sobie mnóstwo lęku. Musiałam przytulić w sobie tę małą Martę.

Ta praca przełożyła się na sposób, w jaki się pani teraz wypowiada, i na brzmienie głosu?

Tak. Bardzo dużo dała mi też praca w radiu, gdzie dbałam, żeby moje wejścia antenowe były ciekawe, a barwa mojego głosu przykuwała uwagę odbiorców. Pracowałam nad tym, żeby swój głos obniżyć, ale przede wszystkim, żeby uporządkować myśli. Zapanowanie nad gonitwą myśli zawsze pozytywnie wpływa na to, w jaki sposób brzmi nasz głos. Bardzo ważne jest zakotwiczenie się w tu i teraz. Przekonanie, że mogę delektować się tym, że z kimś rozmawiam albo coś opowiadam. Dużo daje również świadomość, w jaki sposób swoim głosem kierować. Ta wiedza oraz zaufanie do siebie powodują, że przychodzi spokój, co wiąże się ze spokojniejszym mówieniem. Jeszcze raz podkreślę, że mowa, sposób mówienia oraz operowania głosem są bardziej związane z naszymi stanami emocjonalnymi, niż nam się wydaje.

Ludzie, którzy do pani trafiają, żeby ćwiczyć głos – z czym przychodzą? Jaki mają problem, nad czym chcą pracować?

Najczęściej zgłaszają się do mnie osoby, które nie lubią u siebie przeciągania w formie yyy czy eee. Czują, że ich komunikat nie jest spójny. I nie wiedzą, skąd się to u nich bierze, ale słyszą to w swoim głosie i chcą się tego pozbyć. Są również osoby, które bardzo przejmują się tym, jak brzmią i co myślą o nich inni. Niektórzy nie lubią swojego głosu i gdy tylko sobie pomyślą o tym, że ktoś ich nagrywa albo będzie słuchał, to są przerażeni. Sądzą, że ich głos brzmi fatalnie. Często, gdy zaczynamy pracę, okazuje się, że problem jest znacznie głębszy, do przepracowania z psychoterapeutą. Wtedy inne brzmienie głosu staje się jednym ze skutków terapii.

To wszystko jest niezależne od płci?

Tak. Zgłasza się do mnie sporo panów, z czego się cieszę, bo bardzo chciałam pracować i z kobietami, i z mężczyznami, zwłaszcza że panowie zdecydowanie rzadziej zgłaszają się po pomoc. A okazuje się, że o nią proszą i też potrzebują zrozumienia, chcą się otworzyć i czuć, że nikt ich nie wyśmieje, a pewność siebie w ich przypadku nie będzie postrzegana jako cwaniactwo, tylko jako atut.

Nie chcemy słuchać ludzi, którzy brzmią i zachowują się nerwowo. (...) Są badania, których autorzy zastanawiali się, dlaczego lubimy pewne głosy. Okazuje się, że one wywołują w nas reakcje chemiczne. Uwalniają się hormony i nasz mózg odbiera to jako „jest dobrze, jest spokojnie”

Każdy może nad tym pracować i uzyskać pozytywne zmiany?

Tak, przede wszystkim każdy powinien dać sobie szansę. Czasem wystarczy sama praca nad głosem, a czasem potrzebne są sesje z coachem lub psychoterapeutą. Ja skupiam się na tym, żeby nie pracować nad samym brzmieniem, bo tak jak powiedziałam, wszystko związane jest z emocjami. Często moi kursanci odkrywają to sami: nagle dociera do nich, że ich stany emocjonalne i wszystko, co siedzi w ich środku, przekłada się na to, co i jak mówią. Konsekwentna praca powoduje jednak, że zaczynają w czasie mówienia czuć się komfortowo.

Praca z ekspertem to jedno. A co można zrobić samemu?

Bardzo pomocna jest obserwacja siebie i świadomość, jak nasze ciało się zachowuje, jak wyglądamy podczas mówienia – dlatego zawsze zachęcam do tego, żeby się nagrywać. I to nie tylko sam dźwięk, ale filmy wideo. Chodzi o to, żeby zobaczyć, jak funkcjonuje nasze ciało, czy mamy jakieś specyficzne nawyki. Może podczas mówienia podnosimy ramiona, bo tam kumuluje się stres? A może ciągle poprawiamy włosy, ubranie? Wiele osób podczas oglądania siebie może czuć się bardzo niekomfortowo. Ale dajmy sobie tę szansę. Nawet jeśli nie jesteśmy w stanie wytrzymać 5 minut, to zacznijmy od 15 sekund, potem niech będzie ich 30. Podejmijmy ten wysiłek. To jak oglądanie siebie w lustrze, też polecam. W ogóle warto poszukać narzędzi, dzięki którym poczujemy się mocniejsi.

Jak postrzegane są osoby, które mówią spokojnie, powoli, w sposób zrozumiały?

Jako pewne siebie, obdarzamy je zaufaniem. We współczesnym świecie, w którym jesteśmy zarzucani milionami treści, potrzebujemy spokoju. Nas do takich ludzi automatycznie ciągnie. Nie chcemy słuchać ludzi, którzy brzmią i zachowują się nerwowo. Natomiast ktoś, kto mówi w sposób spokojny, przyjazny, ciepły, wywołuje w nas pozytywne skojarzenia, poczucie empatii oraz bezpieczeństwa. Są badania, których autorzy zastanawiali się, dlaczego lubimy pewne głosy. Okazuje się, że one wywołują w nas reakcje chemiczne. Uwalniają się hormony i nasz mózg odbiera to jako „jest dobrze, jest spokojnie”. Tak jak tworzymy najlepszą wersję siebie, tak warto stworzyć najlepszą wersję swojego głosu. Żebyśmy cudownie czuli się, kiedy mówimy, czujemy, że siebie wspieramy i to wsparcie przekazujemy drugiej osobie.

 

Marta Wesołowska – prezenterka radiowa i logopedka. Autorka projektu Mamy Gadane. Pomaga ludziom w budowaniu pewności siebie w mówieniu i w doskonaleniu nagrywanego głosu. Autorka kursu online „Jak mówić, żeby chcieli nas słuchać”. Prywatnie żona i mama trójki dzieci.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: