„Wielu Polaków boi się mówić po angielsku – szczególnie wśród innych Polaków”. Jak skutecznie nauczyć się angielskiego, mówi Arlena Witt
– Uczę angielskiego tak, jak sama chciałabym być uczona. Nie tylko na luzie i z humorem, ale też w sposób życiowy. W szkołach uczą od testu do testu. A język obcy to przecież znacznie więcej. Warto więc uczyć się go w sposób praktyczny. I są na to dobre metody – mówi Arlena Witt, nauczycielka i edukatorka, youtuberka, autorka książek do nauki języka angielskiego.
Małgorzata Germak: Czy da się nauczyć języka angielskiego nie tradycyjnie w szkole czy na kursach, tylko w bardziej przystępny sposób?
Arlena Witt: Da się. Tak uczą się osoby, które wyjeżdżają za granicę, gdzie przebywają i mieszkają wśród lokalsów, chodzą do pracy, w której nie ma Polaków, do sklepów, w których muszą się dogadać. Zanurzają się w tym języku i w ten sposób go przyswajają. Jednak jeżeli nie stworzymy sobie takich warunków, czyli nie wyjedziemy np. do Wielkiej Brytanii na dwa lata, to we własnym kraju i codziennym, polskim otoczeniu będzie to trudniejsze.
Ale możliwe?
Jak najbardziej możliwe, tylko trzeba sobie pomagać i aranżować kontakt z językiem angielskim, otaczać się nim. To może być zapisanie się na lekcje albo samodzielna praca jak czytanie książek, oglądanie seriali, słuchanie audiobooków. Choć te samodzielne metody sprawdzą się dopiero na pewnym etapie znajomości języka obcego. Na początku sugeruję lekcje z nauczycielem. Jak wyrobimy w sobie od podstaw niewłaściwe nawyki, to potem trudniej będzie nam naprawić popełniane z tego powodu błędy. Łatwiej od razu nauczyć się dobrze.
Samodzielne działanie jest bardzo dobre i potrafi być skuteczne, ale na etapie, kiedy już wiemy, jak się uczyć, na co zwracać uwagę, z jakich źródeł korzystać. Jednak i wtedy trzeba mieć świadomość, że będzie to wymagać od nas pracy. Nie da się nauczyć języka obcego zupełnie bezboleśnie. To jest trudniejsze niż jazda na rowerze, którą niektórzy opanowują w pięć minut. Nie znam nikogo, kto nauczyłby się języka obcego w pięć minut.
A czy każdy może nauczyć się angielskiego bez względu na wiek czy predyspozycje?
Tak, ale nie każdy w ten sam sposób i w tym samym stopniu. Jesteśmy w stanie nauczyć się angielskiego tak, żeby umieć porozumieć się na co dzień. I to jest w stanie zrobić każdy. Natomiast nie wszyscy opanują akcent tak, aby brzmiał jak u Amerykanina czy Brytyjczyka, nie każdy zapamięta taką samą liczbę słów i wyrażeń, bo mamy różne możliwości pamięciowe.
Co nam sprawia najwięcej trudności? O jakich blokadach językowych zwykle mówią pani uczniowie?
Wielu Polaków boi się mówić po angielsku – szczególnie wśród innych Polaków. Wynika to częściowo z naszej kultury, w której często wytyka się błędy, a brakuje otwartości na różnorodność. Lubimy oceniać, komentować, krytykować, a w naszej szkolnej edukacji bardziej stawiamy na poprawność niż na współpracę i wspierającą komunikację. Gdyby w szkołach kładziono większy nacisk na wspólne rozwijanie umiejętności i wzajemne wsparcie, ten strach mógłby być o wiele mniejszy.
Brak swobody w mówieniu po angielsku wynika również z tego, że mamy mało okazji do praktyki na co dzień. Nawet na lekcjach rozmowa po angielsku nie jest priorytetem – uczniowie czytają teksty, rozwiązują ćwiczenia, a jeśli ktoś ma okazję mówić, to zwykle jest to jedna osoba naraz. Przy grupie liczącej choćby 15 osób i lekcji trwającej 45 minut, ilość czasu poświęcona na mówienie jest bardzo ograniczona. To oznacza, że nie tylko nie ćwiczymy mówienia, ale też nie uczymy się, jak przełamywać obawy przed nim.
Kolejnym częstym problemem jest strach przed popełnieniem błędu lub złym zbudowaniem zdania, co może rodzić obawę, że zostaniemy źle zrozumiani.
Ten strach przed popełnieniem błędu potrafi bardzo zablokować…
Niestety. Mało kto stawia się w miejscu tej osoby, która z nami rozmawia. A wystarczy odwrócić sytuację i zastanowić się: kiedy my rozmawiamy z obcokrajowcami – zwracamy uwagę, czy popełniają błędy?
Raczej cieszymy się, że w ogóle odważyli się mówić po polsku.
Otóż to! Doceniamy, że ten człowiek czegokolwiek nauczył się w naszym języku. A to, że popełni błąd w wymowie albo coś przekręci, bywa czasem nawet urocze. Zresztą gdy popełni błąd gramatyczny, pomyli końcówkę w odmianie, to i tak go zrozumiemy. I nie poprawiamy go w takiej sytuacji, nie śmiejemy się z niego. Podobnie jest, jak my rozmawiamy po angielsku w obcym kraju. Pamiętajmy też, że teraz ludzie na całym świecie uczą się angielskiego. Amerykanie czy Australijczycy często spotykają się z obcokrajowcami mówiącymi po angielsku, więc dla nich to nie jest nic dziwnego, że mówi do nich ktoś, kto nie zna tego angielskiego idealnie. I wcale nie musi znać go idealnie. Ważne, że rozmawiamy i nawzajem się rozumiemy.
A na ten strach przed mówieniem i na opanowanie gramatyki, na szczęście, są rozwiązania – i ja właśnie staram się w tym pomagać.
To jak przełamać lęk przed mówieniem po angielsku?
Jeżeli ktoś chce to zrobić za darmo, to może obejrzeć moje filmy na YouTubie. Czeka cała playlista „Po cudzemu”, prawie 300 odcinków.
Co znajdziemy na tym kanale i czego możemy się z niego nauczyć?
Przede wszystkim możemy nauczyć się czegoś, co jest w tle tych filmów – że angielski może sprawiać frajdę, nie musi być trudny i bolesny, a niektóre rzeczy potrafią wchodzić do głowy mimochodem. To wszystko jest możliwe, jeżeli podaje się wiedzę małymi porcjami, na luzie, bez trudnych terminów, regułek, z poczuciem humoru, z życiowymi przykładami. W tym celu używam zawsze wstawek z filmów, seriali, piosenek. To potrafi być bardzo pomocne.
Jeżeli słyszymy piosenkę, którą znamy od 20 lat, i nagle odkrywamy w niej coś nowego, to towarzyszy nam emocja, która bardzo pozytywnie wpływa na pamięć i sprawia, że ta informacja zostanie z nami na długo. Przykład? Madonna śpiewa: „Let the choir sing” w piosence „Like A Prayer”. Kiedy mówię ludziom, że „chór” wymawia się /kwaɪər/, to mi nie wierzą – przecież zawsze mówią „chor”. A to jest zupełnie inne słowo po angielsku, zapisywane „whore”, za które niektórzy mogliby się pogniewać, gdybyśmy niewłaściwie go użyli. Żeby to udowodnić, włączam ten hit Madonny i wtedy ludzie są zdziwieni – przyznają, że tyle razy tego słuchali, ale nigdy nie zwrócili uwagi.
I to jest już sytuacja, która sprawi, że do końca życia zapamiętam wymowę słowa „chór” po angielsku.
O to chodzi! Te wszystkie wstawki filmowe, których używam, nawet jak nie zawsze są to produkcje klasyczne czy znane, pozwalają usłyszeć, jak mówią prawdziwi ludzie. Dzięki temu z moich filmów można się nauczyć wymowy, czyli czegoś, na co wielu nauczycieli w polskich szkołach nie zwraca uwagi. Można się też nauczyć swobody i lekkości, tego, że angielski nie jest straszny.
Brzmi zachęcająco.
Mam nadzieję. Staram się tak uczyć angielskiego, jak sama się uczyłam i sprawiało mi to przyjemność. Robię to już od 9 lat i chyba działa. Piszą do mnie i studenci, że uczą się ze mną od dziecka, i dorośli, że np. odważyli się wrócić do angielskiego albo wręcz zacząć od zera. To jest dla mnie niesamowite, że jakaś 60-letnia osoba postanowiła zacząć uczyć się angielskiego – po pierwsze, zobaczyła taką potrzebę, ale też pokonała strach.
”Osoby, które oczekują spektakularnych efektów w krótkim czasie, np. po dwóch miesiącach, mogą się rozczarować – płynność i swoboda w języku angielskim nie pojawią się tak szybko. Mogę jednak zapewnić, że regularna nauka przynosi efekty”
Poza YouTube’em co jeszcze wesprze nas w nauce angielskiego?
Jeśli ktoś chce uczyć się nie za darmo, ale czując, że inwestuje w swoją wiedzę, to może sięgnąć po którąś z moich książek. To nie są sztywne podręczniki szkolne, tylko nieszablonowe książko-ćwiczenia. W „Grama to nie drama” tłumaczę gramatykę prostymi słowami, używając żartów, a „Władaj i gadaj” jest idealne do nauki słownictwa i swobodnego mówienia. Stworzyłam też audiobook „Gadaj ze mną”, który opiera się na materiale z tej drugiej książki, ale można się uczyć bez korzystania z niej, słuchać go spacerując, sprzątając czy wychodząc z psem. A jeżeli ktoś połączy obie te rzeczy, czyli książkę i audiobooka, to zapamięta materiał jeszcze lepiej, bo nasz mózg ma to do siebie, że jeśli coś mu się przedstawi na różne sposoby, to lepiej to utrwali.
Audiobook świetnie się sprawdza, kiedy ktoś nie ma czasu.
Powstał z myślą właśnie o osobach, które nie mają za dużo czasu albo lubią robić dwie rzeczy naraz. Ja wykonując czynność, przy której nie muszę za dużo myśleć, lubię sobie włączyć jakiś serial w tle albo audiobooka. Mnóstwo książek przeczytałam w ten sposób. Tak też się da uczyć języka.
Co jeszcze może nam wspomóc samodzielną naukę angielskiego? Śpiewanie ulubionych piosenek po przetłumaczeniu ich?
Tak, ale raczej nie tłumaczyłabym całej piosenki, tylko skupiłabym się na pojedynczych słowach, które sprawiają nam kłopot. Jeżeli nie rozumiem z kontekstu jakiegoś słowa, to wtedy zajrzałabym do słownika. Może okazać się, że w piosence są np. tylko trzy takie słowa.
Natomiast aby samodzielnie szlifować angielski, gorąco polecam oglądanie filmów i seriali. Warto wybrać produkcje, które już dobrze znamy. Na przykład dla mnie takim klasykiem jest „Dirty Dancing” lub „Matrix”, ale każdy ma swoje ulubione filmy, które oglądał wiele razy.
Jak podejść do tej metody? Na początek można obejrzeć film w oryginalnej wersji językowej, bez lektora czy dubbingu, z polskimi napisami – dzięki temu słyszymy angielskie dialogi, a polskie napisy pomagają nam śledzić fabułę bez utraty żadnych szczegółów. Jeśli uznamy, że to jest dla nas za proste albo chcemy podnieść poziom trudności, to zamiast polskich napisów włączamy angielskie. Pamiętajmy jednak, że nie będą one pełnym odzwierciedleniem dialogów, które słyszymy. Słuchamy szybciej niż czytamy, więc tekst na ekranie czasem musi być skrócony. Na pewno jednak zrozumiemy cały kontekst i nic nam nie umknie w filmie. I wreszcie wersja najbardziej zaawansowana, czyli oglądamy i słuchamy filmu w oryginale, całkowicie bez napisów.
Można też zacząć od wersji „najtrudniejszej” i włączyć film od razu bez napisów i zobaczyć, jak wiele jesteśmy w stanie zrozumieć. Znajomość fabuły ulubionej produkcji może nam ułatwić zrozumienie dialogów, choć czasem przeszkodą mogą być szybkie tempo mowy bohaterów, akcenty lub słaba jakość dźwięku, szczególnie w starszych filmach. W takim przypadku warto wrócić do angielskich napisów lub – gdy to wciąż za trudne – skorzystać z polskich. Natomiast warto zrezygnować z lektora, by skupić się na słuchaniu oryginalnych głosów postaci.
Dla osób bardziej zaawansowanych dobrym ćwiczeniem jest słuchanie audiobooków po angielsku, które często wymagają szybkiego zrozumienia i uważnego słuchania. Jeszcze trudniejsze mogą być anglojęzyczne podcasty, w których mówi się bardzo szybko i dynamicznie. Osoby początkujące mogą czuć się zniechęcone tą formą nauki, więc lepiej zostawić ją na późniejszy etap, kiedy rozumienie mowy jest już dobrze opanowane.
Czy takie osłuchanie się z językiem, z wymową, akcentami za pomocą filmów, seriali, audiobooków może realnie przełożyć na to, że będę lepiej słyszeć ten język u innych?
Zdecydowanie tak, nawet to przetestowałam. Kiedy w Polsce pojawiła się telewizja kablowa, jako nastolatka zaczęłam oglądać anglojęzyczne kanały. Mimo że już znałam angielski nieźle i potrafiłam porozumieć się na podstawowym poziomie, to miałam kłopot ze zrozumieniem szczególnie jednego prowadzącego. Oglądałam wtedy program „The Tonight Show”, który prowadził Jay Leno, a on trochę sepleni. Nie wiedziałam wtedy, czy nie potrafię zrozumieć ludzi mówiących po angielsku w ogóle, czy nie mogę zrozumieć amerykańskiego akcentu, a może problemem jest specyficzna wymowa akurat tego prowadzącego. Pamiętam, było to dla mnie trudne, że uczę się angielskiego już tyle lat i go nie rozumiem. Mimo to oglądałam ten program dalej, codziennie. Po jakimś czasie rozumiałam coraz więcej i więcej, aż w końcu przestałam zwracać uwagę na to, że on sepleni. Takie osłuchanie się z językiem w różnych sytuacjach bardzo pomaga. Jeżeli ktoś wie, że wyjedzie za granicę, to może sobie to ułatwić, oglądając produkcje filmowe, telewizyjne z tego konkretnego kraju.
A jeśli chodzi o naukę słownictwa – jesteśmy w stanie uciec od wkuwania?
Żeby nauczyć się słowa, trzeba je zapamiętać. Z tym nic nie zrobimy. Jednak wkuwanie to bezmyślne rycie na pamięć, ono się źle kojarzy. Słowa można zapamiętywać na różne sposoby. Nie dość, że tych metod jest bardzo dużo, to jeszcze każdy z nas ma inne predyspozycje i preferencje do konkretnych sposobów. Warto wybrać te, które nam pasują. Jeżeli nie chcemy wgłębiać się w teorie, to w mojej książce „Władaj i gadaj” jest 40 rozdziałów i każdy kończy się ćwiczeniem, które pomaga przerobić jeszcze raz słowa poznane w rozdziale. Każde takie ćwiczenie zawiera inny pomysł na to, jak lepiej zapamiętać słownictwo. Gdyby jednak ktoś chciał podejść bardziej świadomie do tematu, to polecam książkę Radka Kotarskiego „Włam się do mózgu”, który opisuje 13 różnych metod uczenia się, podaje wyniki badań naukowych, sam również przetestował metody, ucząc się bardzo szybko języka szwedzkiego.
Mam wrażenie, że nie tylko otaczanie się językiem jest ważne, ale i uważność na niego.
Przede wszystkim, żeby nauczyć się nowych słów, musimy się z nimi najpierw zetknąć. Możemy wyjść z inicjatywą – sięgnąć po książkę, kupić ćwiczenia, zapisać się na kurs – lub otaczać się angielskim na co dzień, na przykład oglądając filmy, seriale czy słuchając muzyki, ale z większą uważnością. To znaczy, zamiast słuchać jedynie melodii, warto zwrócić uwagę na konkretne słowa, które brzmią znajomo, sprawdzić ich znaczenie i zastanowić się, skąd je pamiętamy. Jeszcze lepiej, jeśli sami stworzymy z nimi zdanie – nawet najdziwniejsze – co pomoże na dłużej zapamiętać nowe wyrażenia.
Muszę jednak podkreślić, że nauka języka to także wysiłek, który wymaga zaangażowania. Osoby, które świetnie znają język, zazwyczaj dorastały w otoczeniu tego języka lub przez dłuższy czas żyły za granicą, gdzie używanie go było koniecznością – ale i tak musiały się starać, by go opanować. Pozostali uczą się angielskiego systematycznie, chodząc na zajęcia, czytając, wykonując ćwiczenia – to proces wymagający regularnej pracy. Każdy w tym ma swoje tempo: jednym idzie szybciej, bo mają lepszy słuch, więcej czasu, wewnętrzną motywację, inni potrzebują na to więcej czasu.
Właśnie, motywacja! Wydaje się niezbędna, żeby samodzielna nauka przyniosła efekt.
W samodzielnej nauce języka jest wręcz kluczowa, ale niestety nie ma uniwersalnego sposobu, który działałby u wszystkich. Większości z nas potrzebny jest tzw. „bat nad głową”. To trochę jak z noworocznymi postanowieniami o chodzeniu na siłownię – wiele osób kupuje karnet, ale już w lutym z niego nie korzysta, chyba że mają osobistego trenera, który na nich czeka. Sama myśl o zapłaconym treningu i konieczności stawienia się sprawia, że trudniej to odpuścić. Podobnie jest z nauką języka – najlepiej, gdy pracujemy z nauczycielem, kimś, kto nas poprowadzi i przed kim chcemy dobrze wypaść.
Osób z na tyle silną motywacją wewnętrzną, by długo wytrwać w samodzielnej nauce, jest stosunkowo niewiele. Jeśli jednak chcemy uczyć się samodzielnie, warto wpisać w kalendarz cotygodniowe spotkanie z samym sobą na naukę, nawet na pół godziny, i traktować to jak spotkanie z kimś ważnym, kogo nie chcemy zawieść.
Można też zaprosić kogoś bliskiego, np. przyjaciółkę, do wspólnej nauki. Wtedy wzajemnie się zmotywujemy.
Najważniejsze, by podjąć decyzję i jej się trzymać. Kiedy raz, drugi odpuścimy, w końcu całkiem zrezygnujemy. Wiem, że nie jest to łatwe, ale naprawdę warto spróbować na stałe wpisać do swojego grafika naukę angielskiego – jeżeli oczywiście nam na tym zależy.
”Nie da się nauczyć języka obcego zupełnie bezboleśnie. To jest trudniejsze niż jazda na rowerze, którą niektórzy opanowują w pięć minut. Nie znam nikogo, kto nauczyłby się języka obcego w pięć minut”
Taka samodzielna nauka może być trudna dla początkujących, ale czy staje się łatwiejsza dla kogoś, kto już coś umie?
Tak, dla osób, które mają już pewne podstawy, samodzielna nauka może być łatwiejsza. Warto jednak pamiętać, że język to ogrom wiedzy, a jego opanowanie zajmuje lata. To tylko z pozoru zadanie szybkie do wykonania. Nawet jeśli jesteśmy w stanie konsekwentnie uczyć się przez kilka miesięcy, efekty mogą nie być widoczne od razu – postęp jest powolny, trochę jak przy wzroście włosów: codziennie nie widzimy różnicy, ale z czasem rezultat staje się zauważalny.
Osoby, które oczekują spektakularnych efektów w krótkim czasie, np. po dwóch miesiącach, mogą się rozczarować – płynność i swoboda w języku angielskim nie pojawią się tak szybko. Mogę jednak zapewnić, że regularna nauka przynosi efekty. Dobrym pomysłem jest nagrywanie się – choćby na telefon – na początku naszej nauki. Wystarczy powiedzieć kilka zdań po angielsku. Potem, po pół roku czy roku, można zrobić kolejne nagranie i porównać, słuchając siebie. Taki przegląd pokaże nam, że mimo pozornego braku codziennej różnicy, nasza znajomość języka rzeczywiście się rozwija.
Lepiej uczyć się codziennie przez 10 minut czy raz w tygodniu przez godzinę?
Zdecydowanie lepiej uczyć się codziennie przez 10 minut niż raz w tygodniu przez godzinę, choć wiem, że nawet to codzienne 10 minut może być dla niektórych wyzwaniem. Ale to podejście przynosi lepsze efekty – po tygodniu mamy już 70 minut nauki, a dzięki codziennym krótkim sesjom językowym nasz mózg stale utrwala materiał, co sprzyja długotrwałemu zapamiętywaniu. Ucząc się rzadziej, mamy większe ryzyko zapominania i braku systematyczności, dlatego regularne, choć krótsze sesje są o wiele skuteczniejsze. Jeśli dla kogoś codziennie to za dużo, to nawet krótka nauka co drugi dzień przyniesie efekty.
Mogę się też przy okazji podzielić swoim sprawdzonym sposobem na zachowanie regularności. Był taki okres, kiedy przy małym dziecku czytałam znacznie mniej książek, choć bardzo chciałam to zmienić. Wtedy w notesie wypisałam wszystkie dni miesiąca i stworzyłam listę nawyków, które chciałam wprowadzić – jednym z nich było właśnie czytanie książek. Obniżyłam próg maksymalnie: wystarczyło, że przeczytam jedno zdanie dziennie, aby móc odznaczyć dany dzień. Z czasem to stało się nawykiem, bo regularne małe kroczki przynosiły efekt – każdego dnia starałam się sięgnąć po choćby fragment audiobooka, e-booka czy książki papierowej.
Taką metodę można zastosować także w nauce języka angielskiego. Na przykład postawić sobie za cel codziennie powtórzyć trzy słówka albo przeczytać i zrozumieć jedno zdanie po angielsku. Nawet minimalny wysiłek robi różnicę, bo buduje nawyk. Małe kroczki prowadzą do dużych efektów, i dzięki tej metodzie w ostatnich latach przeczytałam więcej książek niż kiedykolwiek wcześniej.
O czym jeszcze warto pamiętać, ucząc się angielskiego?
Aby nie porównywać się do innych. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zna język lepiej, uczy się go dłużej lub ma większe zdolności językowe. Ważne jest, jak my sami czujemy się na danym etapie i jak podchodzimy do własnej nauki. Jeśli wkładamy w to pracę, warto doceniać siebie za wysiłek, zaangażowanie i czas, jaki na to poświęcamy. Zamiast oceniać się przez pryzmat innych, celebrujmy każdy swój mały krok naprzód – momenty, kiedy uda się znaleźć chwilę na powtórkę, zrobić lekcję czy zajrzeć do książki.
Porównywanie się może prowadzić do frustracji, bo zawsze znajdą się osoby lepsze i gorsze od nas. Najważniejsze jest czerpanie radości z nauki i dostrzeganie, jaką przyjemność sprawia nam każdy postęp w angielskim.
Arlena Witt – nauczycielka języka angielskiego, twórczyni internetowa. Prowadzi na YouTubie kanał „Po cudzemu”: bit.ly/pocudzemu. Autorka książek do nauki angielskiego: „Grama to nie drama” (http://arlena.alt.pl), „Władaj i gadaj” (http://wladaj.alt.pl) i dla najmłodszych „Rozkminki Inki” (http://inka.alt.pl). Autorka audiobooka do nauki angielskiego „Gadaj ze mną” (http://gadaj.alt.pl). W internecie znajdziesz ją pod nickiem @wittamina.
Zobacz także
„Miernikiem mojego sukcesu zawodowego nie może być jedynie wysoki wynik maturalny ucznia, któremu przy okazji doszczętnie zohydziłem czytanie” – mówi dr Przemysław Rojek, nauczyciel języka polskiego
Agnieszka Jankowiak-Maik: „Kompletnie nie przemawia do mnie budowanie autorytetu opartego na strachu. Wolę zbudować relację, w której szacunek będzie czymś naturalnym”
„Nasz mózg się zmienił, więc nie możemy sobie nawet wyobrazić, jakimi kategoriami myśleliśmy jako nastolatkowie” – mówi Mikołaj Marcela
Polecamy
Noblista: „Zbliżamy się do granic możliwości organizmu. Wkrótce ludzie będą żyli ponad 115 lat”. Ma to jednak swoje ciemne strony
Wojtek Sawicki o nowym filmie Disneya: „Rzeczy, których nie spodziewałem się dożyć”
Tęczowy Piątek po nowemu. Warsztaty z języka inkluzywnego, przychylność dyrektorów szkół i otwartość małych miasteczek
„Pociekły mi łzy ulgi, że wszystko jest OK”. Natalia Klimas-Bober opowiedziała o lęku o dzieci
się ten artykuł?