Wegański makijaż – na czym polega? Czego nie mogą zawierać kosmetyki wegańskie? Wyjaśnia Katarzyna Konopa ze Stowarzyszenia Kosmetyki bez Okrucieństwa
– Wierzę, że zbliża się dzień, kiedy testowanie na zwierzętach zostanie zakazane na całym świecie, to jest możliwe, zmiany dzieją się na naszych oczach – mówi Katarzyna Konopa ze Stowarzyszenia Kosmetyki bez Okrucieństwa.
Marta Chowaniec: Co było najpierw jajko czy kura? Wegetarianizm czy makijaż?
Katarzyna Konopa: Makijaż był zdecydowanie pierwszy, bo eksplorować świat kosmetyków zaczęłam już w podstawówce, ale był on tępiony wtedy znacznie bardziej niż dzisiaj i nie mogłam się w pełni realizować w tym zakresie i eksperymentować (śmiech). W liceum także nie wolno się było malować, robiłam to oczywiście, ale po szkole. Wegetarianką jestem już wieeele lat, od 16 roku życia, kiedy zaczynałam w Warszawie chyba tylko w jednym sklepie można było kupić mleko sojowe, a weganką nieco krócej.
Przygotowywałam się dwa lata do egzaminu na ASP, na roku wzornictwa przemysłowego było wtedy tylko 20 miejsc. Niestety nie zostałam dopuszczona do egzaminu, ale zaznaczyłam moją teczkę, aby sprawdzić, czy w ogóle egzaminatorzy do niej zaglądali. Kiedy okazało się, że nikt się nawet nie pofatygował, wściekłam się na “wszystko” i wyjechałam do Anglii. Wkrótce po przyjeździe zapisałam się do London College of Fashion na kurs charakteryzacji telewizyjnej i teatralnej i tak zaczęła się moja przygoda z profesjonalnym makijażem. Pracowałam dla większości prestiżowych marek kosmetycznych w najbardziej znanych domach towarowych Londynu i cały świat kosmetyczny poznałam od podszewki. To w centrum Londynu dowiedziałam się także szczegółów o testach na zwierzętach – organizacje pro-zwierzęce miały swoje stoiska informacyjne na ulicy, dostęp do tego rodzaju wiedzy był w tamtym czasie bardzo ograniczony. Marki zaczynały wtedy, po fali protestów, przechodzić z testowania na zwierzętach w swoich własnych laboratoriach, na zlecanie ich laboratoriom zewnętrznym, a dopiero po latach, w 2013 roku testowanie na zwierzętach zostało wreszcie prawnie zakazane na terenie EU, pozostawiając resztę świata daleko w tyle.
Temat testów się jednak nie skończył?
Im więcej wiedziałam o testach na zwierzętach, tym gorzej znosiłam pracę w branży kosmetycznej. Zostawiłam w końcu na długi czas pracę makijażystki, robiłam inne rzeczy, pracowałam też w branży eventowej. W Londynie spędziłam w sumie ponad 15 lat i skończyłam tam studia architektury wnętrz. Po powrocie do Polski stosunkowo niedługo pracowałam jako architekt wnętrz, po roku urodziłam syna, zaczynałam praktycznie życie zawodowe od początku. Kiedy planowałam swój powrót do pracy przeprowadziłam ogromny research czy jako profesjonalna makijażystka jestem w stanie pracować wykorzystując tylko i wyłącznie kosmetyki wegańskie i nietestowane na zwierzętach. Okazało się, że może początkowo z pewnym wysiłkiem, ale jest to już możliwe. Znajomi pukali się w głowę, czasem szeptali z przekąsem: „wariatka” – ale tak to już jest, jeśli ma się pomysł, na który nikt wcześniej nie wpadł, czy go nie zrealizował. Uparłam się. Wtedy też powstały pierwsze restauracje wegetariańskie i wegańskie w Warszawie, dawało mi to motywację i wiarę w rozwój tej niszy. Nie miałam też doświadczenia w samodzielnym biznesie jako takim, zawsze byłam zatrudniona pośrednio przez inne firmy. Chodziłam na wiele kobiecych spotkań, szukałam wsparcia i kontaktów.
”Wg Dyrektywy Europejskiej zakaz testowania na zwierzętach nie dotyczy marek, tylko produktów – i tutaj jest nasza rozbieżność, a wręcz przepaść, w podejściu do tematu. Na naszym rynku jest bardzo dużo marek, które są powiązane z testowaniem, składniki pochodzą ogólnie z całego świata, a 80 proc. krajów świata nadal testuje na zwierzętach”
Jest obecnie coraz więcej osób, którym zależy na etycznym makijażu i kiedy mają specjalny dzień i chcą pięknie wyglądać zgłaszają się do mnie. Innym po prostu podobają się moje prace i nawet się nie zastanawiają nad tym, jakich kosmetyków używam. Zauważą np. w prasie sesję zdjęciową, do której przygotowywałam modelkę i proszą o wykonanie makijażu podczas własnej sesji czy na konkretną imprezę. Z takimi osobami nie wchodzę zwykle w dyskusję o kosmetykach wegańskich, bo nie chcę nikogo przekonywać „na siłę” ani straszyć, no… przynajmniej nie za pierwszym razem (śmiech). Tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia pod kątem technicznym – makijaż ma być profesjonalny i spełnić swoją funkcję, a to, że jest wegański, nikomu nie zaszkodzi, jest to tylko dodatkowy atut.
Na twoim Instagramie jest mnóstwo gwiazd.
Tak? Nie mam pamięci do nazwisk, w końcu jestem wzrokowcem (śmiech). M.in. Zosia Zborowska, którą poznałam kilka lat temu, kiedy zaczynała swoją drogę wegetariańską, a dziś jest jedną z najbardziej aktywnych w działaniu na rzecz zwierząt osób publicznych. Pięknie jest obserwować jej przemianę oraz drogę, sprawia mi to ogromną radość. Wielokrotnie malowałam także Orinę Krajewską, Davinę Reeves – Ciarę, Hanię Konarowską, a także Kamilę Szczawińską, Anię Rusowicz, Anię Popek… Gwiazd, które malowałam, jest bardzo wiele, ale uważam, że każda kobieta zasługuje na taką samą uwagę i w każdej jest piękno. Maluję osoby sławne i niesławne, mężczyzn też maluję jeśli jest taka potrzeba, do filmu, czy do sesji (śmiech). Jeśli dana osoba ma alergie lub nie lubi określonych kosmetyków, zawsze biorę to pod uwagę. Nikogo też nie chcę uszczęśliwiać na siłę i zawsze pytam kobiety, jaki makijaż lubią najbardziej. Bardzo lubię wykonywać naturalnie wyglądające makijaże oraz trend rozświetlonej skóry. Tak jak z modą, nie da się, wykonując ten zawód, nie inspirować trendami. Nie chcę ich oczywiście odwzorowywać, ale bardzo lubię je interpretować. Uwielbiam podkreślać atuty i wyciągać ukryte w każdej kobiecie wyjątkowe cechy.
Co to jest w ogóle makijaż wegański, skoro w 2013 roku testowanie kosmetyków na zwierzętach zostało zniesione?
Dla mnie, na tej postawie zresztą zostały przygotowane kryteria Stowarzyszenia Kosmetyki bez Okrucieństwa, którego jestem, wraz z Ewą Happy Rabbit, pomysłodawczynią i prezeską, kosmetyki “cruelty free” to takie, których producenci nie mają żadnych powiązań, bezpośrednich lub pośrednich z testowaniem na zwierzętach. Wg Dyrektywy Europejskiej zakaz testowania na zwierzętach nie dotyczy marek, tylko produktów – i tutaj jest nasza rozbieżność, a wręcz przepaść, w podejściu do tematu. Na naszym rynku jest bardzo dużo marek, które są powiązane z testowaniem, składniki pochodzą ogólnie z całego świata, a 80 proc. krajów świata nadal testuje na zwierzętach. Są na naszym rynku kosmetyki, nietestowane na zwierzętach (zgodnie z prawem EU), ta sama marka sprzedaje jednak podobne produkty, w krajach gdzie testowanie na zwierzętach jest prawnie wymagane. Biorę pod uwagę tylko marki, które nie testują na zwierzętach nigdzie na świecie i sprawdzają pod tym kątem także swoich dostawców, a wśród nich wybieram wegańskie produkty. Na rynku obecne roi się także od linii kosmetyków z wegańskim składem produkowanych przez marki, które nie są wolne od powiązań z testowaniem na zwierzętach. Sprawa jest skomplikowana poprzez ogromną ilość niedopowiedzeń, niedomówień i zawiłości prawnych, firmy wyspecjalizowały się w odpowiednim doborze słów. Przez to, że nie ma oficjalnych definicji i ogólnej terminologii, a prawo nie jest globalnie jednolite każda marka może przedstawiać temat i interpretować go w sposób dla siebie korzystny. Do tego dochodzi cała gama publikacji, które są nierzetelne i przedstawiają sytuację z punktu widzenia producentów kosmetyków, a nie konsumentów.
”Znamy bardzo dobrze rynek i wiemy, które kosmetyki danej marki są wegańskie, a które nie. Wiele składników zwierzęcych podlega syntezie i tworzone są z nich nowe składniki o nieoczywistych nazwach, ale dalej są one składnikami pochodzącymi od zwierząt”
Najbardziej prestiżowe polskie magazyny publikowały artykuły na temat kosmetyków nietestowanych na zwierzętach czy wegańskich, a podane w nich informacje były w 90 proc. nieprawdziwe. To bardzo przykre, że są osoby, które profesjonalnie zajmują się pisaniem o kosmetykach, a nie podchodzą do robienia researchu poważnie. Największą wtopą, moim zdaniem, była publikacja o kosmetykach wegańskich w jednym z bardzo znanych pism luksusowych, w której mylone i używane zamiennie były pojęcia “kosmetyki wegańskie” i “kosmetyki naturalne”, a z dziesięciu przedstawionych tam “wegańskich” produktów – 4 miały niewegański skład. Z jakiego źródła my – konsumenci mamy czerpać rzetelne informacje, jeśli nie z szanowanego, obecnego na rynku od wielu lat magazynu? Wiele kobiet uznaje takie publikacje i jeśli nawet ich nie kupują, to przeglądają przed wizytą u kosmetyczki, fryzjera, czy lekarza, i czerpią z nich swoją wiedzę . Moja grupa na FB, obecnie formalna grupa Stowarzyszenia Kosmetyki bez Okrucieństwa, powstała kilka lat temu, a jej celem jest przedstawianie w prosty sposób tych skomplikowanych kwestii i przekazywanie konsumentom rzetelnych informacji. Kryteria Stowarzyszenia są i będą niezmienne, ciężko, wraz z moimi adminami, pracujemy aby każda błędna informacja była sprostowana. Nie chcemy aby postrzegano nas jako osoby, które nie myślą na ten temat poważnie, działamy głównie w Internecie, stąd potrzeba formalizacji jako stowarzyszenie. Daje nam to także szersze pole działania.
Proszę o jasną i konkretną definicję kosmetyków wegańskich.
Oczywiście nie ma definicji formalnej, ale ogólnie są to kosmetyki, które nie mają w sobie żadnych składników odzwierzęcych. Pierwszym jednak kryterium jest dla mnie, i dla Stowarzyszenia, pozytywna weryfikacja marki i jej polityki względem powiązań z testami na zwierzętach.
”Zabieranie pszczołom substancji, która jest im potrzebna do życia i nad którą intensywnie i ciężko pracują, dla mnie nie jest fair i nie czuję się z tym komfortowo. Można spokojnie zastąpić go innymi substancjami np. masłem shea, ale zwykle koszty takich surowców są wyższe”
Mówisz o tych składnikach napisanych w większości po łacinie drobnym druczkiem na opakowaniu kosmetyku?
No tak, ale w grupie pomagamy je rozszyfrować. Poza tym znamy bardzo dobrze rynek i wiemy, które kosmetyki danej marki są wegańskie, a które nie i dzielimy się tą wiedzą w grupie. Faktycznie nie wszystkie składniki mają proste nazwy jak: lanolina, wosk pszczeli czy karmin, czyli czerwony barwnik otrzymany z ugotowanych żywcem, zmielonych żuków. Wiele składników zwierzęcych podlega syntezie i tworzone są z nich nowe składniki o nieoczywistych nazwach, ale dalej są one składnikami pochodzącymi od zwierząt. Niektóre z nich są łatwiejsze do rozszyfrowania w spisach składników, inne – mniej. Np. jedwab może występować pod wieloma różnymi nazwami, może być też domieszką, czyli częścią składową surowca. Na opakowaniu może widnieć napis carmine, albo symbol karminu: C.I.75470, E120 bądź “natural red 4”. Do tego większość firm zatrudnia do obsługi mediów społecznościowych agencje PR dając im gotowe formułki, przemyślane odpowiedzi na “trudne” pytania, które przekonują z reguły sporą część konsumentów, że dana firma nie ma powiązań z testowaniem na zwierzętach. Wiele firm ignoruje nasze maile z konkretnymi zapytaniami, często wielokrotnie ponawiane. Marka, która nie ma nic na sumieniu i jest zgodna z naszymi kryteriami, w większości przypadków po prostu odpisuje, chce dotrzeć do wymagających, etycznych klientów. Wielu markom zależy tak bardzo, że dokonują zmian w swoich recepturach aby pozytywnie przejść naszą weryfikację.
Wosk pszczeli w składnikach kosmetyków brzmi bardzo miło i naturalnie.
Zabieranie pszczołom substancji, która jest im potrzebna do życia i nad którą intensywnie i ciężko pracują, dla mnie nie jest fair i nie czuję się z tym komfortowo. Można spokojnie zastąpić go innymi substancjami np. masłem shea, ale zwykle koszty takich surowców są wyższe. Przemysł kosmetyczny zawsze walczył o obniżenie kosztów produkcji, a spora część składników odzwierzęcych to odpady np. z rzeźni, z przetwórstwa ryb. Jeszcze nie tak dawno temu cienie perłowe były wykonywane wyłącznie ze zmielonych łusek ryb. Cena to faktor decydujący i tani kosmetyk ma w sobie zwykle tanie składniki. Mięso też jest w tej chwili tanie, większość z nas wie z czym wiąże się jego produkcja. W Polsce po długim czasie “postu” od światowej mody i luksusowych kosmetyków jesteśmy jeszcze trochę tym zachłyśnięci i dla niektórych “dobry” makijaż oznacza używanie produktów wielkich marek luksusowych. Produktów etycznych, których producenci nie są powiązani z testowaniem na zwierzętach, jest na rynku bardzo dużo. Czasem wręcz myślę: już dosyć, nie dam rady przetestować kolejnego produktu, bo mi szafa pęknie. W tej chwili na rynku mamy aż 5 nowych wegańskich podkładów bardzo dobrych marek, które trafią wkrótce w moje ręce. Testuję ogromną ilość kosmetyków, śledzę dokładnie co się dzieje na rynku. Kosmetyki wegańskie nie ustępują w niczym konwencjonalnym, jedynie w przypadku kosmetyków mineralnych sposób aplikacji różni się.
Warto może powiedzieć, o co chodzi z rynkiem chińskim, który urósł do mitycznych wyobrażeń poprzez kłótnie dwóch prezenterek.
To jeden z trzech największych rynków światowych, bardzo lukratywny. Niestety to również jedyny rynek, który wymaga testów na zwierzętach kosmetyków importowanych, czyli wszystkie zagraniczne firmy chcące sprzedawać w Chinach muszą podpisać na nie zgodę i zapłacić za takie testy. Obowiązek nie dotyczy firm rodzimych produkujących na eksport. W grę wchodzi też „post market testing”- w każdej chwili dany produkt może być zdjęty z półki i przetestowany na zwierzętach, również kosmetyki z grup produktowych zwolnionych z tego obowiązku przy wejściu na rynek. Żadna marka, która sprzedaje w Chinach, nie może być uznana za markę “cruelty free”, testy nie odbywają się w sekrecie przed firmami, przypominam, że trzeba za nie zapłacić, przecież rząd chiński nie sponsoruje takich badań. Każda marka jest świadoma obowiązujących procedur.
Trudno się tego słucha człowiekowi wrażliwemu na cierpienie zwierząt.
Wierzę, że zbliża się dzień, kiedy testowanie na zwierzętach zostanie zakazane na całym świecie, to jest możliwe, zmiany dzieją się na naszych oczach. Kiedy wejdą w życie zakazy testowania na zwierzętach będę bardzo szczęśliwą osobą, będę też mogła zacząć walczyć o kolejne zmiany na lepsze.
Katarzyna Konopa – pasjonatka zdrowego trybu życia i ekologii, od ponad 25 lat wegetarianka, a od wielu weganka. Jest absolwentką Architektury Wnętrz i kursów charakteryzacji w London Institute oraz Varsavianistyki na UW, a także, a raczej przede wszystkim, mamą 8-letniego Tymona.
Stworzyła kilkadziesiąt edytoriali makijażowych i okładek, przeprowadziła wiele wywiadów z gwiazdami dla Magazynu VEGE, jej prace i artykuły publikowane były w wielu magazynach i na okładkach m.in.: Hypoalergiczni, Law & Business Quality, Miasto Kobiet, Slowly Veggie, a jako ekspert wypowiadała się m.in. w „Wysokich Obcasach”, „Urodzie Życia”, „Women’s Health” i wielu uznanych publikacjach internetowych. Na codzień, jako PINK MINK Studio pracuje z wieloma fotografami, współpracuje z blogami, programami TV i prowadzi prelekcje, wykłady, warsztaty, działa na rzecz zwierząt oraz szerzenia wiedzy na temat kosmetyków, ich składów i przemysłu kosmetycznego. Swoją wiedzą i pasją dzieli się także na swoich social mediach: „PINK MINK Studio” oraz w grupie „Kosmetyki Bez Okrucieństwa” liczącej ponad 30 tysięcy członków.
W tym roku powstało Stowarzyszenie Kosmetyki Bez Okrucieństwa, na którego czele stoi.
Polecamy
Pamela Anderson o rezygnacji z makijażu: „Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że czuję się świetnie jako ja”. Nakłoniła Drew Barrymore do zdjęcia doczepów na wizji
Pamela Anderson bez makijażu na okładce „Glamour”. „Lepiej wyglądał na mnie, gdy miałam 20 lat, niż teraz”
„Iga Świątek mogłaby nałożyć czasami makijaż” – podzielił się spostrzeżeniem John McEnroe. Internauci nie pozostawili na nim suchej nitki
„Zdarzyło się wam kiedyś kupić roślinny produkt przez pomyłkę? Nam też nie”. Paulina Górska o cenzurowaniu wegetariańskich wyrobów
się ten artykuł?