Przejdź do treści

„Ważne jest, aby ludzi z niepełnosprawnościami traktować w miarę możliwości normalnie” – mówi aktorka Anna Dzieduszycka

Anna Dzieduszycka /fot. materiały Fundacji Avalon
Anna Dzieduszycka /fot. materiały Fundacji Avalon
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Przekonanie, że wszystko się należy, czy użalanie się nad sobą niczemu nie służą. Każdy musi dążyć do tego, żeby być w społeczeństwie, ale także pracować nad sobą – mówi Anna Dzieduszycka, aktorka znana z nominowanego do Oscara filmu „Sukienka”, jedna z twarzy kampanii Fundacji Avalon „Teraz mnie widzisz?”, którą wsparło Hello Zdrowie.

 

Monika Głuska-Durenkamp: Masz na swoim koncie dużo ról filmowych i teatralnych. Skąd pojawiło się w twoim życiu aktorstwo?

Właściwie wszystko stało się przez przypadek, spontanicznie, jak to zwykle dzieje się w moim życiu. Ponad 10 lat temu znajoma rodziców powiedziała mi, że choreograf i performer Rafał Urbacki robi casting do nowego spektaklu w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego. Byłam wtedy dość zajęta, pracowałam w biurze, a oprócz tego pomagałam w opiece nad dzieckiem w rodzinie. Ale pomyślałam: czemu nie? Może wreszcie zrobię coś dla siebie… i poszłam. To był niesamowity projekt pod tytułem „W Przechlapanem”. Graliśmy spektakl ponad dwa lata. Poznałam tam świetnych ludzi, niestety Rafał już nie żyje.

To był występ na scenie, a kiedy był ten pierwszy raz w filmie?

To z kolei inna historia: kiedyś wracałam późnym wieczorem do domu i stałam na przystanku tramwajowym. Wtedy zaczepiła mnie grupa niecodziennie i pozytywnie wyglądających młodych ludzi. Stwierdzili, że muszę z nimi zagrać w filmie. To był projekt krótkometrażowy na festiwal 48 Hour Film Project. Wszystko znów poszło bardzo szybko i spontaniczne, bo pomysł na film, a potem jego realizację, trzeba zbyło zorganizować i stworzyć w 48 godzin. Tak powstał Ile stopni ma ciepły głos„. Tydzień później okazało się, że wygraliśmy polską edycję i nasz film leci do Stanów. Wciąż mam kontakt z twórcami. To oni zarazili mnie pasją do filmu od drugiej strony, czyli do produkcji filmowej.

Gdy dostajesz rolę, wciąż masz tremę?

Pewnie, że mam. Szczególnie, gdy to nowy projekt, nowi ludzie… Po nominacji do Oscara dla filmu „Sukienka” stałam się bardziej rozpoznawalna. Dostaję teraz dużo więcej propozycji, mogę nawet odmawiać, gdy rola lub osoba, która mi ją proponuje, nie bardzo mi się podoba. Ale bardzo zależy mi na projektach, nawet jeśli będzie to po raz 15 rola elfa. Najważniejsze jest dla mnie, aby ta rola coś wnosiła.

Anna Dzieduszycka /fot. materiały Fundacji Avalon

Anna Dzieduszycka /fot. materiały Fundacji Avalon

Czytałam w twoich wywiadach, że nie lubisz, gdy w doborze ról jesteś postrzegana stereotypowo.

Tak, ludzie myślą, że mogę grać jedynie osoby z niskim wzrostem, dotknięte przez życie, pokrzywdzone… Nie lubię być wiecznie utożsamiana z tym, że jestem osobą z niepełnosprawnością. Aktorstwo to moja pasja, chcę się w niej spełniać w pełnym wymiarze. Kocham tworzyć, kocham żyć i przebywać z ludźmi.

Z jakimi reżyserami lubisz pracować najbardziej?

Dla mnie ważna jest wspólna praca, tworzenie, ale także podejście reżysera do aktorów, do ludzi pracujących na planie. I czy to profesjonalny reżyser, czy student-amator chciałabym szacunku. Dam przykład: nie mogę zagrać, a ktoś do mnie mówi: „No dobra, a znasz jakiegoś innego karała?”. Chciałabym być dobrze zrozumiana. Jestem Anną Dzieduszycką. Aktorką, a nie agencją. Chcę dobrze grać, tak żeby mnie widziano, zapamiętano i nie tylko dlatego, że jestem inna i to mnie odróżnia. Jestem po prostu Anka. Kocham życie i uwielbiam pracę z ludźmi.

Życie w świecie ludzi jednakowych byłoby bardzo nudne. Im więcej różnorodności, tym jest ciekawiej, bardziej twórczo i kreatywnie

Po nominacji stałaś się też popularna. Jak sobie z tym radzisz?

Ja to lubię. Dużo osób zaczęło się do mnie odzywać, ludzie z niepełnosprawnościami, ale też wiele z różnymi odczuciami, problemami, pytaniami. Udzielam też więcej wywiadów, ale nie podoba mi się to, że po „Sukience” większość pytań, które mi stawiano, dotyczyło mojej seksualności. Nie mówię, żeby o tym w ogóle nie rozmawiać. Ale przecież można się przygotować i przeczytać, bo dużo o tym już mówiłam w wywiadach. Czy znanego aktora w pierwszym pytaniu dopytuje się, kiedy stracił dziewictwo lub czy jest prawiczkiem?!

Nie chcę tłumaczyć dziennikarzy, ale może pytają, bo wiedzą, że mówisz o tym otwarcie. A u nas wciąż rozmowy o seksie to tabu…

Pewnie tak, ale podobnie dzieje się na ulicach czy w taksówkach. Ludzie pytają mnie o różne dziwne rzeczy. Kiedyś, jeszcze przed „Sukienką”, taksówkarz zapytał mnie: „A jak to u was jest z pieprzeniem się?”, potem dodał: „A wy w ogóle to możecie? I z kim?”. Zaczęłam się śmiać, bo cóż robić. Niestety ponad 40 proc. ludzi z niepełnosprawnościami jest wykorzystywanych seksualnie, więc warto oczywiście o tym rozmawiać. Ale warto też myśleć, w jaki sposób, aby kogoś nie zranić. Ja akurat nie mam z tym problemu, ale wiele ludzi z niepełnosprawnościami jest delikatnych, zamkniętych. Gdyby ktoś tak jak mnie zapytał o seksualność, mogłoby to ich speszyć, zawstydzić.

"Panowie nie mają absolutnie żadnych oporów, żeby napisać: zawsze chciałem się przespać z niskorosłą" - mówi Ola Petrus

Czy aktorstwo to dziś twój zawód?

Tak. Zdobyłam już spore doświadczenie. Oczywiście nie jestem zawodową aktorką, ale uważam, że to mój zawód. Niestety osoby z różnymi niepełnosprawnościami nie mogą podchodzić do egzaminów państwowych Akademii Teatralnej. Oczywiście, gdybym chciała, mogłabym się kształcić w prywatnych szkołach aktorskich. O niepełnosprawności opowiadał spektakl „Co się stało z nogą Sarah Bernhardt?” Justyny Wielgus, w którym zagrałam w Komunie Warszawa. Sztuka opowiadała między innymi o wypadku, jakiemu uległa Sarah. Słynna aktorka walczyła o to, żeby po amputacji nogi nadal mogła grać. Zrobiła to i potem pokazała, że niepełnosprawność nie musi wykluczać. Wszystko to działo się na początku XX wieku, więc musiało być jej niezwykle trudno…

Podobno marzyłaś też o studiach na weterynarii, czy to prawda?

Kocham zwierzęta i chciałam być lekarką weterynarii. Niestety na studiach trzeba przejść przez wszystkie specjalizacje, także tę dotyczącą dużych zwierząt. Raczej nie dałabym rady odebrać porodu krowy. I to nie jest kwestia czyjejś złośliwości, bo rzeczywiście jestem za niska i mam krótkie ręce. To byłoby po prostu powyżej moich możliwości. Ale mogę robić wiele innych rzeczy. Wiadomo, że nie we wszystkim mogę brać udział, ale to nie powinno mnie wykluczać. A wiele rzeczy jest wciąż niedostosowanych i napotykam na różne bariery i przeszkody.

Wystąpiłaś w kampanii „#Teraz mnie widzisz?” Fundacji Avalon. W jakich miejscach czujesz się niewidzialna?

Najbardziej tam, gdzie są tłumy ludzi, na przykład na stacji metra czy podczas zakupów w hipermarkecie. W komunikacji miejskiej szczególnie w godzinach szczytu. Ktoś może mi powiedzieć: „A po co jeździsz w takich godzinach?”. Ludzie często krytykują osoby starsze, że są w tramwaju czy autobusie w godzinach szczytu. Nikt nie ustępuje im miejsca. A przecież wystarczy choć trochę pomyśleć i wczuć się w sytuację innych, wszyscy tak samo mamy różne sprawy do załatwienia: wizyty lekarskie, sprawy w urzędzie, spotkania.

Kampania "Teraz mnie widzisz?" /fot. materiały prasowe Fundacji Avalon

Kampania „Teraz mnie widzisz?” /fot. materiały prasowe Fundacji Avalon

Słyszałam, że w jednym z hoteli dostałaś tapicerowane krzesło do użycia pod prysznicem…

I tak daję im plusa, bo się starali. Prosiłam przed przyjazdem o krzesło pod prysznic. Minus za to, że może nie są do końca świadomi, czego potrzebuje niska osoba w hotelu. To nie wynika ze złej woli, ludzie patrzą ze swojej perspektywy, nie dostrzegając innej. Dlatego często o tym opowiadam, rozmawiam. Gdy dostaję jakąś propozycję projektu zawodowego, od razu mówię, czego potrzebuję. W hotelu to na przykład niskie łóżko, stołek w łazience, dwie karty do czytnika, abym nie musiała za każdym razem „skakać”, gdy chcę włączyć prąd. Wcale nie chcę, aby wszystko było nam podporządkowane, ale wystarczy stołeczek, drabinka. Problemem dla mnie są wysokie panele z domofonem czy bankomaty. One są może i nisko, ale też są za głębokie. Nie mogę z nich korzystać, ale zawsze jest ktoś, kto mi pomoże. Często to moi bratankowie, chrześniacy, którymi się opiekuję.

W rodzinie wychowano cię na silną osobę, czy miałaś jakąś taryfę ulgową?

Całe życie mieszkałam z wysokimi ludźmi. Mam dwóch starszych braci i wychowano mnie bez żadnej taryfy ulgowej. Często słyszałam: „Musisz sobie sama poradzić”. Moja mama nigdy nie traktowała mnie jak „kaleki”, po prostu różniłam się od innych wzrostem. Poza tym byłam od dziecka totalnie sprawna. Mama miała problemy, żeby mi znaleźć przedszkole. W szkole miałam stołeczek, żeby napisać coś na tablicy podczas odpowiedzi. Jestem mamie bardzo wdzięczna, bo to ona starała się żebym była samodzielna. Do dziś jest dla mnie najlepszym wsparciem i wielką przyjaciółką.

Ważne jest właśnie to, aby ludzi z niepełnosprawnościami traktować w miarę możliwości normalnie. Przekonanie, że wszystko się należy, czy użalanie się nad sobą niczemu nie służy. Każdy musi dążyć do tego, żeby być w społeczeństwie, ale także pracować nad sobą.

Dostaję teraz dużo więcej propozycji, mogę nawet odmawiać, gdy rola lub osoba, która mi ją proponuje, nie bardzo mi się podoba. Ale bardzo zależy mi na projektach, nawet jeśli będzie to po raz 15 rola elfa. Najważniejsze jest dla mnie, aby ta rola coś wnosiła

Kochasz dzieci i masz wokół siebie ich całkiem sporo. Co jest dla ciebie ważne w kontakcie z nimi?

Dla bratanków, chrześniaków jestem po prostu ciocią Anią, Anią-nianią, ciocią. Nie mówią do mnie po imieniu, ja tego nie chcę, bo gdy wejdą w moment przekraczania mojego wzrostu, nadal pozostanę ciocią, nie koleżanką. Spędzamy dużo czasu razem, chodzimy na spacery, do kina. Dzieci szybko dostrzegają odmienność, uczą się rozumieć świat i porządkować na swój sposób, dlatego dużo rozmawiamy.

Gdy odbieram chłopaków z przedszkola czy szkoły, inne dzieci są ciekawe, kim jestem. Jeden z moich chrześniaków usłyszał, że kolega się ze mnie śmieje i powtarza zasłyszane przez opiekunów brednie. A ci straszą: „Jak nie będziesz jadł, to nie urośniesz, jak ta pani”, albo „Jak nie będziesz grzeczny, to ta pani cię porwie”. Wtedy właśnie czuję się niewidziana. Kiedyś chrześniaka odwiedził kolega, a wszędzie są nasze wspólne zdjęcia. Kolega zaśmiał się: „Ty masz zdjęcie z krasnoludkiem”. A on odpowiedział: „To moja ciocia Ania. I to jest najlepsza ciocia”.

Czyli dobra edukacja i rozmowy z dziećmi o tolerancji, inności są najważniejsze.

Nie bójmy się pytań dzieci, traktujmy je w rozmowach poważnie, jak dorosłych. Właśnie tak zrobiła Magdalena Łazarkiewicz w filmie „Kajtek Czarodziej”, w którym też zagrałam. To film na motywach powieści Janusza Korczaka, wspaniałego pedagoga i nauczyciela. Szanujmy się i traktujmy innych tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani.

Czy z perspektywy lat zauważasz duże zmiany w traktowaniu ludzi z niepełnosprawnościami?

Oczywiście, przed 2004 rokiem, zanim wstąpiliśmy do Unii Europejskiej, na ulicach było dużo mniej osób z niepełnosprawnościami. Siedziały w domu, nie wychodziły. Teraz jest dużo więcej świadomych ludzi, udogodnień w miejscach publicznych, podjazdów, wind, choć oczywiście zawsze mogłoby być lepiej. Jakiś czas temu poszłam z moją przyjaciółką na koncert hip-hopowy na stadionie. Przyjaciółka, która kocha ten gatunek, powiedziała: „Idziemy na płytę”. Było głośno, ścisk. Wiadomo, jak ludzie tańczą, to ja widzę same pupy albo pępki, ale przepychałam się łokciami i przepraszałam. Ludzie mnie przepuszczali, niektórzy gratulowali mi, że w ogóle przyszłam w taki tłum. Było wspaniale, koncert miał trwać 2,5 godziny, a trwał 4,5. Obie wróciłyśmy pełne emocji i szczęśliwe.

Jakiego świata życzyłabyś sobie najbardziej?

Świata, w którym jest miejsca dla każdego, bo każdy z nas jest inny, różny i całe szczęście. Życie w świecie ludzi jednakowych byłoby bardzo nudne. Im więcej różnorodności, tym jest ciekawiej, bardziej twórczo i kreatywnie.

 


Anna Dzieduszycka, aktorka teatralna i filmowa. Urodziła się w Johannesburgu w RPA, ale praktycznie całe życie mieszka w Polsce. Choruje na achondroplazję, genetyczną chorobę, której podstawowym objawem jest niski wzrost. Debiutowała spektaklem „W Przechlapanem” w reż. Rafała Urbackiego w Instytucie Teatralnym. Grała również we „Wściekłości” Mai Kleczewskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Na ekranie pojawiła się w wielu produkcjach krótkometrażowych: „Ile stopni ma ciepły głos” i „Bezrybie” Konrada Domaszewskiego, „Marionetka” Mario Wójtowicz i nominowanej do Oscara „Sukience” Tadeusza Łysiaka. Zagrała również w „Ułaskawieniu” Jana Jakuba Kolskiego, „Dawidzie i Elfach” Michała Rogalskiego, w „Kajtku Czarodzieju” Magdaleny Łazarkiewicz. Niedawno wzięła udział w kampanii #Teraz mnie widzisz? stworzonej przez Fundację Avalon.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: