Sławomir Prusakowski: „Trochę zbyt często utożsamiamy bycie odpowiedzialnym z tym, że nie popełnimy żadnego błędu, że się nie potkniemy”
– Bardzo różne rzeczy mogą nas powstrzymywać przed podejmowaniem decyzji i nie należy tego oceniać. Coś może wyglądać jak unikanie odpowiedzialności, ale nie wiemy, co się w człowieku dzieje – o tym, czym jest odpowiedzialność za siebie i swoje życie mówi Sławomir Prusakowski, psycholog, trener i ekspert SWPS.
Ewa Bukowiecka-Janik: Odpowiedzialność to ciężar?
Sławomir Prusakowski: I tak, i nie. Odpowiedzialność, która jest chciana, może być nagrodą i motywatorem, natomiast odpowiedzialność niechciana może być ciężarem. Jeżeli jestem odpowiedzialny za realizację projektu, który chcę zrealizować i w którym widzę korzyści dla siebie albo dla społeczeństwa, to taka odpowiedzialność daje możliwość poczucia satysfakcji. Natomiast odpowiedzialność, kiedy mam poczucie, że coś mi jest narzucone lub nie zdaję sobie sprawy z tej odpowiedzialności do pewnego momentu, to jest to ciężar.
Odpowiedzialność to ciężar również, gdy wydaje nam się nieodpowiednia albo nadmierna, coś, co zabiera nam energię i czas. Ciężarem może być sytuacja, w której jesteśmy za coś odpowiedzialni, ale nie mamy na to wpływu. Kiedy nieproporcjonalna jest możliwość kary za niedopełnienie czegoś w porównaniu do możliwości wpływu na taką sytuację. Np. grozi mi zwolnienie z pracy za niedokończenie jakiegoś projektu, a jednocześnie nie ja zarządzam tym zadaniem.
A jak to się ma do odpowiedzialności za siebie?
Odpowiedzialność za siebie ponosi każdy i również może być ona ciężarem albo radością. Ciężarem jest, gdy chcemy robić po swojemu, ale nie chcemy jednocześnie ponosić konsekwencji swoich działań, unikamy ich. A radością, gdy możemy decydować o sobie i wpływać na to, jak wygląda i toczy się nasze życie. W tym drugim przypadku odpowiedzialność jest najcudowniejszą rzeczą w życiu.
Jaskrawym objawem braku odpowiedzialności za siebie jest nadmierne ryzykowanie własnym zdrowiem i życiem w sytuacjach, w których to ryzyko nie jest proporcjonalne do korzyści. I to wcale nie musi być np. imprezowanie z porzuceniem wszelkich granic.
Nieodpowiedzialnym szastaniem swoim zdrowiem może być też „życie na kredyt”, czyli nadużywanie swoich sił, by sprostać zadaniom wynikającym z naszych ról społecznych albo ze społecznych oczekiwań.
Nie dopełniając tych zadań, możemy zostać ocenieni jako nieodpowiedzialni.
To, w jaki sposób zostaniemy ocenieni, zależy od środowiska. Biznesmen, który bierze kolejny duży kredyt, by zainwestować w kolejny duży projekt, może jednocześnie zostać oceniony jako nieodpowiedzialny, bo ze swojego biznesu utrzymuje rodzinę, jak i bardzo odpowiedzialny, bo jeśli opiera swoje decyzje o wiedzę i doświadczenie, może zwiększyć zyski i zapewnić swojej rodzinie lepsze warunki. Znam faceta, który położył chyba cztery biznesy, które do tej pory spłaca, a jednocześnie ma firmę, której obroty na następny rok szacowane są na ok. 150 mln zł.
Im więcej mamy ról społecznych, tym za więcej obszarów jesteśmy odpowiedzialni. Wydaje mi się, że czasem bycie odpowiedzialnym w jednym obszarze jest równoznaczne z byciem nieodpowiedzialnym w innym obszarze. Bo nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrobić tak, żeby mówiąc kolokwialnie, niczego nie zawalić.
W takim ujęciu odpowiedzialnością jest wykonanie swojego zadania tak, jak sami uznajemy to za najlepsze. Tymczasem, aby wykazać się odpowiedzialnością, nie trzeba robić wszystkiego perfekcyjnie. Być odpowiedzialnym nie oznacza nigdy „nie zawalać”. Odpowiedzialność to mierzenie się z rzeczywistością i dokonanie wyboru, a następnie poniesienie jego konsekwencji. Najlepiej byłoby, gdybyśmy tych konsekwencji byli świadomi. I teraz to, jak ocenimy dany wybór, jakikolwiek by nie był, zależy od wartości, które sami wyznajemy.
Chciałbym powiedzieć, że jeśli ktoś nadużywa zdrowia, by dopełnić wszystkich obowiązków zawodowych, mija się z odpowiedzialnością. Natomiast sprawa nie jest taka prosta, ponieważ jeśli jest to na przykład nauczyciel, to ma on świadomość, że jeżeli opuści swoje stanowisko na rzecz ratowania siebie, to w znacznym stopniu pogorszy sytuację wielu dzieci w swojej szkole.
Z jednej strony dla większości z nas oczywistym jest, że w pierwszej kolejności należy zadbać o swoje zdrowie, bo nie będziemy żyć wiecznie i że jest to nadrzędna wartość, ale z drugiej strony nie żyjemy na pustyni. To, co moim zdaniem należałoby zrobić w takiej sytuacji, to oszacować ryzyko i wybrać jakiś kompromis, czyli znaleźć rozwiązanie, aby podratować swoje zdrowie i częściowo wycofać się ze swoich obowiązków zawodowych, ale ich nie porzucać. Ocenić, ile możemy poświęcić i co możemy zaryzykować.
Proszenie o pomoc to oznaka odpowiedzialności?
Jeśli mamy do dowiezienia jakiś projekt, który nas przerasta, to warto powiedzieć o swoich trudnościach, poprosić o pomoc, ale też ocenić, co w tym projekcie jest najważniejsze na przykład dla firmy. I postarać się zrobić tak, żeby to, co najważniejsze było dopełnione. A resztę odpuścić, jeśli to sprawi, że zyskamy przestrzeń, by zająć się sobą. Niemniej to i tak jest ryzyko.
Przyczepię się do mówienia o swoich trudnościach. Myślę, że jest sporo sytuacji, w których mówienie o tym, z czym nam ciężko, jest rozumiane jako unikanie odpowiedzialności, tłumaczenie się, czy usprawiedliwianie. Zwłaszcza kiedy tych trudności na pierwszy rzut oka nie widać albo są niezrozumiałe.
Tak, może to być prawdą, ale znów pytanie brzmi: po co my, jako my, to robimy? Kusi mnie, żeby powiedzieć, że jeśli ktoś nas tak ocenia, to jest to jego problem, bo moja odpowiedzialność nie polega na robieniu wszystkim dobrze, tylko na świadomym podejmowaniu wyborów i gotowości do poniesienia konsekwencji. Jeśli uznamy, że nasza odpowiedzialność polega na tym, że chcemy zadowolić społeczne oczekiwania, to skończy się to tak, że prędzej czy później zawiedziemy te oczekiwania i wyjdziemy na nieodpowiedzialnych, tylko stanie się to w sposób mniej kontrolowany.
Natomiast wiedząc, że przyznawanie się do swoich trudności i słabości może zostać ocenione jako unikanie odpowiedzialności, możemy po prostu zdecydować, że nie będziemy o nich mówić. I to też, w pewnym sensie, jest objawem odpowiedzialności, ponieważ wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to, jak jesteśmy oceniani, na przykład w środowisku pracy, jest bardzo ważne. Nawet jeśli opowiemy o swoich trudnościach, nie możemy oczekiwać, że inni będą patrzeć na nasz problem i nasze decyzje oraz dylematy tak samo, bo każdy z nas żyje w zupełnie innej rzeczywistości. Zwłaszcza kiedy ścierają się na przykład perspektywy rodziców i osób bezdzietnych, albo osób chorych i zdrowych.
Odpowiedzialność polega na przyjęciu na siebie reakcji innych ludzi na nasze decyzje, które są podyktowane naszą definicją odpowiedzialności. Odpowiedzialnością szefa, który zwalnia pracownika, jest zmierzenie się z tym, że pracownik może być decyzją szefa oburzony, a odpowiedzialnością pracownika jest zmierzenie się z tym, że może zostać uznany za zupełnie nieodpowiedzialnego i zwolniony, kiedy coś zawali.
Podsumowując, odpowiedzialność to świadome podejmowanie decyzji i ponoszenie ich konsekwencji. W takim razie moje pytanie brzmi: jakim cudem ludzie mają świadomie podejmować decyzje o rodzicielstwie, które wiąże się z ponoszeniem odpowiedzialności za czyjeś życie? Moim zdaniem taki konstrukt w ogóle nie istnieje, bo kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że powołując na świat dziecko, jesteśmy odpowiedzialni za jego zdrowie, życie, szczęście i jednocześnie wiemy, ile istnieje zagrożeń, na które nie mamy wpływu, to mamy pat.
Odpowiedzialność nie zakłada, że jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkie konsekwencje. Ona zakłada, że mamy jakąś wiedzę na temat tego, na co się decydujemy i jesteśmy gotowi to dźwignąć.
”Często osoby, które winą za swoje cierpienie obarczają innych i na nich przesuwają odpowiedzialność, są po prostu w bardzo kiepskiej kondycji i nie potrafią zrobić nic innego, jak tylko choć na chwilę uwolnić się od ciężaru odpowiedzialności za swoje życie, które w danym momencie jest źródłem bólu i wydaje się pasmem porażek nie do zaakceptowania”
Ale sprowadzając na świat dziecko, musimy liczyć się z tym, że na przykład urodzi się ono ciężko chore albo w ogóle je stracimy. Wydaje mi się, że nawet mając świadomość, że tak może być, nie jesteśmy w stanie się na to przygotować.
Tak, co nie zmienia faktu, że możemy czuć się gotowi, by wziąć na siebie tę odpowiedzialność za siebie i za dziecko. Znacznie gorzej jest, gdy decydujemy się na dziecko, nie myśląc o tej odpowiedzialności. Myślenie o najgorszym jest przerażające, natomiast jeżeli weźmiemy odpowiedzialność, to jest szansa, że w kryzysowej, bardzo trudnej sytuacji, będziemy w stanie podejmować działania korygujące.
Trochę zbyt często utożsamiamy bycie odpowiedzialnym z tym, że nie popełnimy żadnego błędu, że się nie potkniemy. Bo jeśli się potkniemy, to oznacza, że nie jesteśmy wystarczająco odpowiedzialni, by pełnić daną rolę, na przykład rolę rodzica. Ale to jest tylko jeden rodzaj odpowiedzialności. Innym rodzajem jest postawa, w której, kiedy pojawia się problem, kiedy popełnimy jakiś błąd, stawiamy mu czoła i szukamy rozwiązania, które chociaż trochę poprawi sytuację.
Jeszcze innym rodzajem odpowiedzialności jest, nazwijmy to, ustąpienie z urzędu. W przypadku rodzicielstwa jest to krytyczna sytuacja, bo bardzo trudno jest wyrzec się bycia rodzicem, ale świadome podjęcie decyzji o tym, by naszym dzieckiem zajął się ktoś inny, bywa jedynym odpowiedzialnym wyborem. Innym przykładem niech będą standardy polityczne za dobrych czasów. Kiedy w więzieniu zabili więźnia, to minister sprawiedliwości podawał się do dymisji, mimo że to nie on tego więźnia zabił i nie ma wpływu na to, co robią inni, jednak jako minister czuł się odpowiedzialny za to, co dzieje się „na jego podwórku”.
Władza zawsze wiąże się z gigantyczną odpowiedzialnością i każdy, kto ją sprawuje – czy to szef małej firmy, czy prezydent, czy rodzic, mając na myśli władzę rodzicielską – musi brać pod uwagę, że zakres jego odpowiedzialności obejmuje również sytuacje, na które on nie będzie miał wpływu.
Trzymając się przykładów, które pan podał, można wywnioskować, że unikanie odpowiedzialności może na nas ściągnąć znacznie większe problemy, niż te wynikające z konsekwencji brania tej odpowiedzialności. Powiedzmy, że ktoś ma problemy ze zdrowiem psychicznym i unika odpowiedzialności za nie w taki sposób, że zamiast pójść po pomoc i sięgnąć po formy leczenia, obarcza odpowiedzialnością innych, na przykład niewspierającego partnera lub mobbującego szefa. Prędzej czy później skończy się to dla tej osoby źle, bo jej stan będzie się pogarszał, podobnie jak jej sytuacja.
Tak, natomiast odpowiedzialność nie jest zero-jedynkowa, i nie powiedziałbym, że osoba, która cierpi i obarcza winą za swoje krzywdy i niepowodzenia innych ludzi, jest nieodpowiedzialna. Każdy z nas w różnych momentach swojego życia ma różną gotowość do brania odpowiedzialności i mierzenia się z konsekwencjami. Każdy z nas codziennie konfrontuje się ze swoją rzeczywistością, czy wychodzi mu to lepiej czy gorzej, bardziej odpowiedzialnie lub mniej odpowiedzialnie. Każdy człowiek postępuje tak, jak w danej chwili jest w stanie postąpić.
Często osoby, które winą za swoje cierpienie obarczają innych i na nich przesuwają odpowiedzialność, są po prostu w bardzo kiepskiej kondycji i nie potrafią zrobić nic innego, jak tylko choć na chwilę uwolnić się od ciężaru odpowiedzialności za swoje życie, które w danym momencie jest źródłem bólu i wydaje się pasmem porażek nie do zaakceptowania. Takie postępowanie jest świadectwem cierpienia, choć rzeczywiście wobec innych jest to nie w porządku.
Mam dużą uważność na ocenianie ludzkich zachowań jako odpowiedzialnych lub nieodpowiedzialnych, ponieważ cały czas mam z tyłu głowy, że nawet jeśli kogoś bardzo dobrze znamy, to tak naprawdę nie wiemy, co on czuje, co przeżywa, z czym się mierzy. Nie mam wątpliwości, by nazwać nadużycie nadużyciem, przemoc przemocą i tak dalej, i skrytykować zachowania, które krzywdzą innych. Natomiast jestem daleki od oceniania danej osoby pod kątem odpowiedzialności, bo jak mówiliśmy wcześniej – czynniki, które tworzą ludzkie dylematy, często nie mieszczą nam się w głowie i może być ich cała masa.
Ponadto osoba, która jest w fatalnym stanie psychicznym, może nie być gotowa na dźwiganie odpowiedzialności za siebie i byłoby nawet nieodpowiedzialne, gdyby tę odpowiedzialność w stu procentach wzięła. Może lepiej, żeby przez jakiś czas przerzucała odpowiedzialność na innych, a pełen ciężar odpowiedzialności wzięła w okolicznościach, w których będzie miała na to zasoby.
”Nie jest powiedziane, że każdy człowiek musi zmierzyć się z największymi swoimi demonami, aby wieść dobre życie. Innymi słowy – nie trzeba brać stu procent odpowiedzialności za siebie i swoje życie, żeby czuć szczęście i satysfakcję”
Żeby tak się stało, taka osoba musi wiedzieć, co robi.
Oczywiście, dlatego zawsze warto rozmawiać o tym, co jest nadużyciem, a co nie, i nazywać rzeczy po imieniu. Jeżeli ktoś zrzuca na mnie odpowiedzialność za swoje zachowanie, to mogę o tym głośno powiedzieć, nie zgodzić się na to i nawet jeżeli ta osoba nie zmieni swojego zachowania, to dostanie ode mnie stosowny, adekwatny sygnał.
Jak jeszcze objawia się unikanie odpowiedzialności w związku?
Na różne sposoby. Jednym z nich jest uciekanie od trudnych tematów. Odpowiedzialność wiąże się z pogłębioną świadomością, a unikanie rozmów o ważnych sprawach może być traktowane jako niemierzenie się z problemami i zbywanie partnera. Innym objawem braku odpowiedzialności może być stosowanie prostych rozwiązań na skomplikowane problemy.
Czego boi się osoba, która nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje życie i zrzuca ją na innych?
Kary.
Ale ta kara i tak nadejdzie.
No tak, ale nie z mojej winy. W unikaniu odpowiedzialności jest trochę magicznego myślenia, co wynika z tego, że człowiekowi, który mówi „to nie moja ręka”, czasem się upiecze. Taka frywolna, beztroska postawa odpierania odpowiedzialności może skutkować tym, że ktoś machnie na to ręką i sam weźmie odpowiedzialność za moje czyny albo przymknie oko na moje wybryki. Unikanie kary i udawanie, że to nie ja, po prostu czasem działa.
Innym powodem unikania odpowiedzialności są złe doświadczenia z odpowiedzialnością. Jeżeli w życiu często ponosiliśmy odpowiedzialność za coś, na co nie mieliśmy wpływu, albo obarczano nas zadaniami, które nas przerastały, to możemy wykształcić mechanizm unikania odpowiedzialności, żeby ograniczyć ilość rzeczy, za które w życiu dostaniemy po łbie.
Jaką rolę pełni tutaj samoocena? Bo wyobrażam sobie, że osoby, które mają niską samoocenę, nie lubią lub nie szanują siebie, mogą mieć trudności z braniem odpowiedzialności za własne życie, bo trudno chcieć brać odpowiedzialność za coś, co nie jest dla nas ważne.
Może tak być, ale może być też dokładnie odwrotnie. Czyli mamy tak niską samoocenę, że bierzemy aż nadmierną odpowiedzialność za siebie i za wszystkie swoje decyzje, żeby udowodnić sobie i światu, że jesteśmy wystarczająco dobrzy i odpowiedzialni, że zasługujemy na szacunek.
Bez uznania swoich słabości, to jest po prostu zakopywanie „czarnej dziury”.
Niestety tak, jednak to się w jakimś stopniu, takim doraźnym, sprawdza. Nie jest powiedziane, że każdy człowiek musi zmierzyć się z największymi swoimi demonami, aby wieść dobre życie. Innymi słowy – nie trzeba brać stu procent odpowiedzialności za siebie i swoje życie, żeby czuć szczęście i satysfakcję.
”Aby wykazać się odpowiedzialnością nie trzeba robić wszystkiego perfekcyjnie. Być odpowiedzialnym nie oznacza nigdy nie zawalać. Odpowiedzialność to mierzenie się z rzeczywistością i dokonanie wyboru, a następnie poniesienie jego konsekwencji. Najlepiej byłoby, gdybyśmy tych konsekwencji byli świadomi”
Psychoterapeuci często mówią, że są osoby, które latami chodzą na psychoterapię, mówią, rozmawiają, i w ten sposób sami przed sobą stwarzają wrażenie, że coś robią, ale tak naprawdę w ten sposób unikają odpowiedzialności za swój dobrostan.
To prawda, ale dla mnie to, że ktoś się pojawia w gabinecie terapeuty, to już jest objaw odpowiedzialności za siebie. Pamiętam, jak moja terapeutka po roku pracy ze mną powiedziała mi, że powoli zaczynamy się ruszać, a ja sobie policzyłem, ile już pieniędzy wydałem na nasze spotkania (śmiech). Nie wiem, czy wtedy wziąłem większą odpowiedzialność, czy to może jednak była desperacja, ale rzeczywiście jakoś bardziej się skupiłem i przyłożyłem do pracy.
Sytuacje, w których unikamy odpowiedzialności, czy też zwlekamy z podjęciem pewnych decyzji, można rozpatrywać na różnych płaszczyznach, bo nie zawsze to jest tak, że unikamy odpowiedzialności; czasem po prostu uznajemy, że to nie jest dobry moment na zmianę, albo odwrotnie – zdarza się coś, co nagle motywuje nas do zmiany. To, że niektórzy potrzebują znaleźć się pod ścianą, żeby wziąć pełną odpowiedzialność za swoje życie, to nie znaczy, że są i byli nieodpowiedzialni. Możliwe, że brali na klatę taką część odpowiedzialności, jaką byli w stanie wziąć, bo pełnia odpowiedzialności zmiotłaby ich z planszy. A w sytuacji kryzysowej radzą sobie świetnie.
Wszystko zależy od tego, co nas hamuje, czy to jest myślenie o sobie samym, czy to jest jakiś lęk, czy to jest niewiara we własne możliwości, albo brak zaufania do samego siebie. Bardzo różne rzeczy mogą nas powstrzymywać przed podejmowaniem decyzji i nie należy tego oceniać. Coś może wyglądać jak unikanie odpowiedzialności, ale nie wiemy, co się w człowieku dzieje.
Co musimy mieć, żeby wziąć odpowiedzialność?
Na pewno trzeba posiadać jakąś umiejętność autorefleksji nad tym, kim jestem, kim chcę być, jak chcę postępować, jakie są moje wartości. Bo biorąc odpowiedzialność za coś, dajemy temu swoją twarz. Odpowiedzialność za siebie to jest to słynne pytanie: „Czy mogę spojrzeć sobie w oczy, kiedy patrzę w lustro?”. Jeśli nie czuję się odpowiedzialny, to oczywiście, że mogę patrzeć w lustro. Jeśli czuję się odpowiedzialny, ale tej odpowiedzialności unikam, oceniam siebie i rozliczam, to mogę mieć problem ze spojrzeniem w lustro.
Odpowiedzialność jest nam w ogóle niezbędna?
Na pewno nie ta największa, ale jakaś część odpowiedzialności jest nieodłącznym elementem życia. Można się zanurzać w przyjemności, nie biorąc odpowiedzialności za konsekwencje, ale musimy liczyć się z tym, że ludzie wokół nas mogą czuć się zranieni, porzuceni, zdradzeni. To będzie trochę jak funkcjonowanie rybki akwariowej. Sami sobie odpowiedzmy na pytanie, czy to jest satysfakcjonujące dobre życie.
Sławomir Prusakowski – psycholog, dydaktyk na Uniwersytecie SWPS, który od wielu lat z pasją zajmuje się popularyzacją psychologii. Wie, że to ludzie decydują czy chcą się czegoś nauczyć i dlatego z radością asystuje im w poznawaniu wiedzy i zachęca do zmian. Ma za sobą ponad 17000 godzin szkoleń i nadal lubi co robi, co uważa za dowód na to, że jest to fascynująca wiedza. Pracuje z przedstawicielami biznesu i ze studentami, których zaraża swoją pasją. Lubi ludzi.
Zobacz także
„Presję na szczęście tworzą trendy. Ich popularność wynika z potrzeb rynku – ktoś na tym zarabia” – mówi psycholog Sławomir Prusakowski
„Profesjonalna ofiara karmi się zainteresowaniem emocjonalnym i zaangażowaniem innych” – mówi Dominika Cwynar
„Boimy się myśleć i działać odpowiedzialnie, żeby nie stracić tego, co wydaje się takie cudowne”
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
„Za dużo wymagamy”. O tym, dlaczego coraz więcej osób ma problem ze znalezieniem partnera, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
się ten artykuł?