„Rytuały w relacji pozwalają uzyskać poczucie bliskości, intymności i bezpieczeństwa, za którym kryje się przewidywalność” – mówi Mirela Batog
Rytuały kojarzą się nieraz z szamańskimi tańcami wokół ogniska, przedziwnymi miksturami i gardłowymi śpiewami. Albo spektakularnymi pomysłami wyciągniętymi z filmowych kadrów: oto grupa przyjaciół co roku, chociaż by się waliło i paliło, spotyka się na Malediwach, by wspólnie celebrować życie. W rzeczywistości rytuały to część naszej codzienności. O to, dlaczego warto przyglądać im się z uwagą, zapytałam psycholożkę i psychoterapeutkę Mirelę Batog.
Alicja Cembrowska: Czym różni się rytuał od przyzwyczajenia i nawyku?
Mirela Batog: W zasadzie możemy powiedzieć, że jest to jedno i to samo. Psychologicznie i antropologicznie za rytuałem i nawykiem stoją czynności, które mają cel, sens i strukturę, a jednocześnie są to zachowania, nad którymi szczególnie nie musimy się zastanawiać i kontrolować ich sekwencji, bo po prostu wiemy, co i po co się dzieje. Aż kusi, żeby użyć tutaj słowa „automatycznie”, bo w istocie są to czynności, które wykonujemy intuicyjnie i bez analizowania, ale nie oznacza to, że są bezmyślne i pozbawione sensu.
Mnie rytuał kojarzy się z myśleniem magicznym, z jakimś światełkiem w tunelu, kolorowym elementem szarego dnia, a przyzwyczajenie to przyzwyczajenie – jakaś nuda i codzienność.
I tutaj pojawia się kwestia różnych typów rytuałów. Rytuały mogą dotyczyć ważnych wydarzeń z życia, mamy rytuały przejścia, które związane są z transformacją i one faktycznie są odświętne i celebrowane na wszelakie sposoby, w zależności od kultury lub tradycji danej rodziny. Najczęściej jednak łączy je to, że trzeba się do nich przygotować, uwzględnić konkretne gesty czy rekwizyty. Teraz może zabrzmiało to dziwnie i egzotycznie, ale każdy z nas uczestniczy w takich rytuałach. Jeszcze niedawno przy okazji Bożego Narodzenia w domach pojawiła się choinka, a na stołach barszcz czerwony. Ilu z nas zastanawia się, dlaczego serwujemy takie, a nie inne dania?
Ta refleksja pojawia się na ogół, dopiero gdy zakładamy nową rodzinę lub spędzamy święta w innym gronie i nagle dociera do nas, że nie ma barszczu, a jest grzybowa. Czujemy, że coś tu nie gra, coś nie pasuje. Każdy z nas słyszał lub mówił takie niepozorne hasła, że bez pierogów, bez Kevina, bez śniegu, bez karpia to nie ma świąt. Dotyczy to właśnie tej magicznej otoczki. Brak jakiegoś elementu odbiera niektórym radość z wydarzenia. Jednak rytuały to nie tylko święta, ale też małe czynności, które wykonujemy każdego dnia. Dla wielu osób rytuałem jest, chociażby wypicie rano kawy.
I w związku z tą kawą, nadal dręczy mnie pytanie: czy na pewno nawyk i rytuał to to samo? Mogę na autopilocie iść do kuchni, wsypać kawę do kubka, zalać wodą, wypić. A mogę wybrać ulubiony kubek, dobrać dodatki do kawy, w trakcie gotowania wody spoglądać przez okno i dać sobie chwilę na oddech przed ciężkim dniem. Obie czynności pozornie są takie same, ale mają chyba trochę inną wartość.
W ujęciu psychologicznym możemy postawić znak równości pomiędzy tymi dwoma scenariuszami, dlatego, że ostatecznie wszystkie czynności do momentu wypicia kawy moglibyśmy zrobić z zamkniętymi oczami. Wiemy, którą szafkę otworzyć, by wyjąć kubek, ile należy wsypać do niego kawy i gdzie stoi czajnik. Jest to sekwencja pewnych ruchów i zachowań, które prowadzą do określonego celu…
… i mają wpływ na nasze życie. Trafiłam ostatnio na artykuł psychologa, który polecał sposoby na to, jak utrzymać przyjaźnie po 30. roku życia, gdy z wielu powodów jest to trudniejsze. Jedną z metod było stworzenie rytuału z przyjacielem. Pomyślałam, że to banalna rada, ale ostatecznie intrygująca. Dotarło do mnie, że zwykliśmy uważać rytuały za niezbędny element dzieciństwa, który później jakoś wyparowuje.
Rytuały są nam potrzebne, ponieważ zapewniają przewidywalność, dają poczucie kontroli. Rytuały dnia codziennego, ale i rytuały społeczne, pozwalają nam się odnaleźć i osadzić w rzeczywistości. Nawet zwykłe „dzień dobry”, uśmiech do sąsiada, który o podobnej porze wychodzi do pracy, składanie życzeń w urodziny, ale też kondolencji – to wszystko jakoś organizuje nasze życie, nadaje mu rytm. Warto zauważyć, że sprawne posługiwanie się rytuałami, które są akceptowane w społeczeństwie i różnych grupach społecznych, pozwala nam zachować dobre relacje z innymi.
Powiedziała pani o rytuałach ogólnie przyjętych, uznawanych wręcz za normę. A jakie znaczenie mają zachowania rytualne w bliskich relacjach?
Przede wszystkim pozwalają uzyskać poczucie bliskości, intymności i bezpieczeństwa, za którym kryje się przewidywalność. Rytuały sprawiają, że czujemy się ważni – dopóki trwają, bo gdy zaczynają się kruszyć, to bywają sygnałem, że coś się zmienia, być może pojawia się problem w relacji.
W terapii często mówimy o uprawomocnieniu, zauważeniu drugiego człowieka, zaakceptowaniu jego emocji. Rytuały mogą w tym pomóc. Czy to będzie pamiętanie o urodzinach, ważnych okazjach, rogalik z ulubionej kawiarni, wspólne oglądanie filmu w sobotę czy spacer w niedzielę. Rytuałem może być to, że w środę chodzimy razem na basen, a w lipcu spędzamy tydzień nad morzem. Takie elementy, które budują teraźniejszość, ale i wspólną przyszłość, wzmacniają więź, otwierają wspólną przestrzeń i uspokajają.
”Rytuały są nam potrzebne, ponieważ zapewniają przewidywalność, dają poczucie kontroli. Rytuały dnia codziennego, ale i rytuały społeczne, pozwalają nam się odnaleźć i osadzić w rzeczywistości”
Czyli to nie musi być nic spektakularnego jak w filmach?
To może być pytanie „co u ciebie, jak się czujesz?” zadane drugiej osobie każdego dnia. To może być wspólne picie herbaty po pracy i milczenie. Ja na przykład, kiedy wracam z pracy, dzwonię do bliskich osób i pytam, jak minął im dzień. Nie tylko mnie to uspokaja, ale również, mam nadzieję, podtrzymuje nasze dobre relacje. Naprawdę nieraz najprostsze rozwiązania są najlepsze i nie ma sensu na samego siebie nakładać presji, że muszę być, jak inni i skoro oni co roku jeżdżą oglądać zachód słońca w Grecji, to ja będę patrzył na wschód we Francji.
Zawsze musimy z kimś dzielić rytuał?
Nie, możemy mieć tylko swoje, prywatne rytuały. Może to być jakieś zachowanie, ale też rytuały myślowe. Człowiek jednak jest istotą społeczną. Na co dzień mamy kontakt z innymi, żyjemy w podobnych rytmach i schematach, dzielimy się swoimi doświadczeniami, zapraszamy do wspólnego celebrowania i przeżywania różnych wydarzeń, dlatego i rytuały chętnie realizujemy wspólnie.
Żyjemy w społeczeństwie, ale każdy z nas ma też swój świat wewnętrzny. Czy stworzenie prywatnego, znanego tylko mi rytuału korzystanie wpływa na kondycję psychiczną i może pomóc w radzeniu sobie z trudnościami?
Zdecydowanie tak. Problem polega na tym, że najczęściej wytwarzamy sobie rytuały, które rzeczywiście szybko przynoszą ulgę, ale w dłuższej perspektywie okazują się szkodliwe. Na przykład papierosy. Ludzie czują do nich pociąg w typowych sytuacjach: gdy się denerwują i towarzyszy im nieprzyjemne pobudzenie emocjonalne, gdy się nudzą, ale też w sytuacjach społecznych, na imprezach, podczas przerwy w pracy. Dla palaczy odpalenie papierosa to natychmiastowa ulga, rozładowanie napięcia, nieraz sposób, żeby stać się częścią grupy. Wszyscy jednak wiemy, że palenie jest szkodliwe. Pocieszające jest to, że rytuałów możemy się nauczyć, ale i oduczyć– a raczej podmienić nawyk niekorzystny, na korzystny.
Obecnie dużo mówi się o uważności, o świadomym byciu tu i teraz. To bardzo ważna część działań prewencyjnych w kwestii zaburzeń lękowych i emocjonalnych. Stworzenie swojego rytuału, rytmu, zwolnienie, ustalenie swojego przystanku, takiej bezpiecznej przystani realnie wpływa na naszą kondycję psychiczną.
Powiedziała pani o paleniu papierosów, ale tej używki się już tak nie promuje, jak kiedyś. Teraz modne jest wieczorne winko i Netflix. Rozumiem, że to instagramowy trend „z przymrużeniem oka”, a takie niewinne nawyki bywają destrukcyjne i zgubne.
Jak najbardziej, takie instagramowe strategie może fajnie wyglądają w krótkim filmiku czy na zdjęciu, ale są bardzo krótkoterminowe. Mogą pomóc na chwilę, dać ulgę, ale w dłuższej perspektywie możemy ponieść znacznie większe konsekwencje. Też oczywiście nie ma sensu demonizować takich trendów, ale myślę, że warto na boku zastanowić się, co oglądam, co wybieram, czy na pewno mi to służy. I co wlewam do kieliszka – może to wcale nie musi być wino, a sok, koktajl lub woda.
”Obecnie dużo mówi się o uważności, o świadomym byciu tu i teraz. To bardzo ważna część działań prewencyjnych w kwestii zaburzeń lękowych i emocjonalnych. Stworzenie swojego rytuału, rytmu, zwolnienie, ustalenie swojego przystanku, takiej bezpiecznej przystani realnie wpływa na naszą kondycję psychiczną”
A nie jest tak, że rytuał traci moc, gdy wpuszczamy do niego tysiące obserwatorów? Może to już nie jest wcale rytuał, a kreacja rytuału?
Tutaj pojawia się pytanie, jakie korzyści daje mi rytuał, co ja chcę osiągnąć. Czy ja robię coś, bo sprawia mi to przyjemność i mnie rozluźnia? Czy może robię to tylko po to, żeby się pokazać i uzyskać korzyść? Czy chodzę na siłownię, żeby poćwiczyć i poprawić zdrowie? Czy po to, żeby zrobić zdjęcie w lustrze, a potem policzyć lajki i komentarze?
Takie „fałszywe rytuały” mogą w dłuższej perspektywie nam zaszkodzić?
Na tym polega pułapka mediów społecznościowych: pokazujemy tam świat wykreowany, który udaje prawdziwy. Łatwo jest wyrwać fragment rzeczywistości, nałożyć na niego filtr i zaprezentować jako atrakcyjny. Jednak osoba, która pokazuje ten wycinek, wie, co jest po drugiej stronie. Wie, co się dzieje poza kadrem. Coraz częściej osoby z wielkimi zasięgami mówią otwarcie, że to, co przez lata pokazywali w sieci, nie ma nic wspólnego z ich prawdziwym życiem. Tu się uśmiechali, opowiadali zabawne rzeczy, a tam płakali i padali ze zmęczenia. Bądźmy ostrożni podczas obserwowania rytuałów innych ludzi w mediach społecznościowych, bo na ogół okazuje się, że za wykreowanym rytuałem idzie kod rabatowy i konkretny produkt.
Co mogłoby być fajnym rytuałem, który warto wprowadzić w życie?
Może warto rozważyć inny sposób rozpoczynania dnia? Myślę, że wielu ludzi po otwarciu oczu, łapie za telefon i przegląda media społecznościowe i portale. I nie chodzi o to, żeby wyrzucać jakiś rytuał i zostawiać pustkę. Możemy w jego miejsce wstawić słuchanie muzyki czy przeczytanie kilku stron książki. Na pewno będzie to dla nas korzystniejsze niż bombardowanie się od samego rana informacjami, kto, co zrobił, co powiedział i dlaczego warto go za to skrytykować. Badania pokazują, że przeglądanie mediów społecznościowych pogarsza nasze samopoczucie, a raczej nie o to nam chodzi z samego rana, żeby jeszcze się pognębić.
Czytałam, że żeby na stałe wprowadzić zmianę w życiu, trzeba skupić się na powtarzalności, a nie intensywności– i w tym kryje się sekret rezygnowania z siłowni po miesiącu, ponieważ zamiast skupiać się na regularności i chociażby 10 minutach aktywności fizycznej dziennie, nam się wydaje, że jak nie zrobimy godzinnego treningu, to już mamy niezaliczone. Dla mnie to był przełom, że naprawdę 10 minut ćwiczeń dziennie wystarczy, żeby ciało poczuło się lepiej, a mózg zakodował, że aktywność jest fajna.
W terapii zaburzeń depresyjnych stosujemy taką metodę, która nazywa się aktywizacją behawioralną. Polega na tym, żeby osoba wykonywała niewielkie czynności regularnie. I może to być krótki spacer, pięć minut rozciągania, dwie pozycje jogi, taniec do jednej piosenki. Krok po kroku włączenia takich nawet niepozornych aktywności ostatecznie sumuje się w wartości, które mają wielkie znaczenie dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego, a poza tym pomagają poradzić sobie z oporem. My naprawdę nie musimy biegać 5-kilometrów każdego ranka i przeznaczać godziny dziennie na trening. Skupmy się na tym, żeby to działo się regularnie, a po kilku dniach zauważymy, że jak automatycznie robimy rano kawę, tak wieczorem odruchowo zakładamy kurtkę, żeby się przespacerować.
Na tym właśnie polega magia rytuałów – coś się powtarza, odbywa się w jakimś określonym momencie, ma swój sens, strukturę, nie wymaga od nas skomplikowanego procesu myślowego, analiz i planowania. Dodam, że jest to mocno połączone z rytuałem myślowym: jeżeli będą sobie powtarzać, że „muszę, powinnam, trzeba”, to rzeczywiście będzie nam ciężko. Mózg jest tak skonstruowany, że gdy słyszy zakaz lub nakaz, to naturalnie reaguje oporem. Spróbujmy samych siebie zachęcać, powtarzać, że spacer jest wspaniałym pomysłem dla naszego ciała i samopoczucia. My nie musimy na niego iść. Chcemy. I to jest klucz.
Zobacz także
„Większość ćwiczących kobiet przyznaje, że zapominają, co to PMS, klimakterium i bolesne miesiączki, płaczliwość i drażliwość” – mówi Katarzyna Majak, trenerka gimnastyki słowiańskiej
„Poczucie winy, które towarzyszy prokrastynacji, może albo nas pogrążyć w dalszym odkładaniu, albo w końcu zmotywować do zmiany” – mówi Ewa Jarczewska-Gerc
„Ajurweda jest cennym drogowskazem, jak się sobą zaopiekować na co dzień” – mówi Nicole Radomska, terapeutka ajurwedyjska i psycholog
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Michalina: „Czasem fantazjowałam o tym, że rozumiem matematykę. Ale częściej rano wymiotowałam ze strachu”. Czym jest HMA?
3. Charytatywny Bieg z Twarzami Depresji – dla dzieci i młodzieży. Zacznijmy działać już teraz!
Jennifer Aniston padła ofiarą swattingu. Na czym polega ta forma przemocy?
To nie Briana Coxa powinniśmy się bać, tylko własnych biurek. Chcemy więcej takich reklam!
się ten artykuł?