Przejdź do treści

„Rola rodzica ewoluuje i musimy to zaakceptować. Nie robiąc tego, zakłamujemy rzeczywistość” – mówi psycholożka Aleksandra Mrugalska

Aleksandra Mrugalska fot arch. prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Pierwsza wyprowadzka z domu to moment zwykle niełatwy – dla dzieci i rodziców. Wiele zależy od postawy obu stron. – Jeżeli dziecko słyszy, że świat jest zły, wszyscy ludzie oszukują i na wszystkich trzeba uważać, to będzie się w nim budowała postawa lęku. Wówczas moment wejścia w dorosłość będzie dla niego mniej bezpieczny i komfortowy – zauważa Aleksandra Mrugalska, psychoterapeutka z Kliniki PsychoMedic.pl.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Zacznijmy od omówienia pierwszej wyprowadzki z domu z perspektywy młodego dorosłego – czyli dziecka. Jakie towarzyszą mu wtedy emocje?

Aleksandra Mrugalska: Na początku chciałabym coś wyjaśnić. Wydarzenia, o których będziemy rozmawiać, są zupełnie normalne, w życiu nie ma bowiem stagnacji. Pierwsza wyprowadzka to szczególnie intensywny czas dla każdego – zarówno dla dziecka, jaki i dla jego rodzica. Z jednej strony mamy człowieka dopiero wchodzącego w życie, a z drugiej strony człowieka, który zaczyna to życie podsumowywać. Zacznijmy jednak od perspektywy młodego dorosłego. Teoretycy mówią, że pierwsza wyprowadzka to są mniej więcej lata dwudzieste naszego życia, choć w toku zachodzących ostatnio zmian społecznych ta granica zaczyna się coraz bardziej przesuwać. W każdym razie przed takim człowiekiem otwierają się dwie perspektywy: pierwsza to decyzja dotycząca życia osobistego. I tutaj często niestety to, co młody człowiek sobie wyobrażał albo co sobie wymarzył, okazuje się inne niż rzeczywistość – i on musi się z tym zderzyć. Natomiast druga perspektywa to wybór aktywności zawodowej, którą uważamy za jeden z głównych sposobów wchodzenia w świat dorosłych.

Czyli pojawia się konieczność dokonania wyboru.

O tak – i to jest pewnym paradoksem psychologii człowieka, bo w momencie, kiedy dwudziestokilkuletni człowiek stoi przed wyborem dwóch najważniejszych życiowych ścieżek, to on zazwyczaj nie ma jeszcze zasobów psychologicznych do tego, by się z tym na poważnie skonfrontować. Jego osobowość jeszcze się kształtuje, brakuje mu doświadczenia, wyczucia życiowego, które mają osoby w wieku 40 czy 45 lat.

W jednej z książek przeczytałam o innym paradoksie. W Stanach Zjednoczonych od młodych kobiet – bo to o nich była mowa – oczekuje się wyprowadzki z domu właśnie wtedy, gdy są w trudnym momencie swojego życia, przełomowym, i potrzebują wsparcia rodziców.

Przykład Stanów Zjednoczonych jest często podawany w literaturze fachowej. W tym kraju bardzo silny jest nacisk na to, by dzieci na etapie pójścia do college’u weszły w świat dorosłych. Tam jest bardzo silna tradycja, żeby człowiek radził sobie sam. I nawet gdy dziecku się nie powiedzie, to ono nie ma poczucia, że może wrócić do domu rodzinnego. Nawet jakby się waliło i paliło, to powrót do rodziców w Stanach nie jest dobrze widziany. U nas na szczęście tak nie ma. Mówię „na szczęście”, bo uważam, że dobrze, jeżeli człowiek ma w rodzicach oparcie. Gdy wie, że jeśli coś mu się w życiu zawali, to może się do nich zwrócić.

Do wejścia w dorosłość można się przygotować?

Myślę, że do tego momentu człowiek przygotowuje się właściwie przez całe swoje wcześniejsze życie. Bardzo dużo zależy od tego, jak jest wychowywany, jaki przekaz dostaje od rodziców, jakie przekonania wynosi z domu. Jeżeli np. dziecko słyszy od rodziców, że świat jest zły, wszyscy ludzie oszukują i na wszystkich trzeba uważać, to będzie się w nim budowała postawa lęku. Wówczas moment wejścia w dorosłość będzie dla niego mniej bezpieczny i komfortowy. Ale jeśli mamy postawę rodziców, która otwiera nas na świat i jest wspierająca, buduje naszą autonomię, wszystko wygląda zupełnie inaczej. Rodzice powinni wspierać rozwój osobisty swoich dzieci, ich poczucie decyzyjności – żeby młody człowiek czuł, że to on jest odpowiedzialny za swoje wybory i że sobie poradzi z ich konsekwencjami.

Moment wyprowadzki z domu jest często psychologicznie bardzo mocny również z innego powodu. Często młody dorosły doświadcza odchodzenia – najpierw dziadków, a później rodziców. To są naturalne procesy, w których odwraca się drabina ról. W pewnym momencie to dziecko staje na szczycie tej drabiny. Rodzice fizycznie i finansowo często przestają być oparciem. Nagle to oni potrzebują wsparcia, bo są na przełomie życia, co potocznie nazywa się „kryzysem wieku średniego”. Zmienia się więc całkowicie perspektywa życiowa – dla obu stron.

Myślę, że bardzo dużo zależy od rodziców i ich stosunku do usamodzielnienia się dziecka. Czy będą telefonować co godzinę i wmawiać mu, że sobie nie poradzi, czy będą dla niego wsparciem, zostawiając mu przestrzeń dla siebie.

Oczywiście! Według teorii faz rozwojowych, gdy nasze dzieci wychodzą z domu, to my, rodzice wkraczamy w środkową fazę dorosłości. Dzieci idą wtedy swoimi ścieżkami. Co natomiast czują rodzice? To zależy od wielu czynników. Np. od tego, jak wygląda struktura rodziny. Inaczej wygląda to wszystko w rodzinie, w której dzieci jest więcej; część z nich wychodzi z domu, część zostaje. Znaczenie może mieć też status społeczny – rodziny o niższym statusie często chcą szybciej wypchnąć dzieci z gniazda. Mówiłyśmy również o przekonaniach rodzinnych i o tym, jak wygląda podejście rodziców do życia.

Każdego rodzica po wyprowadzce dziecka czeka „syndrom opuszczonego gniazda”?

W literaturze możemy odnaleźć tezę, że moment opuszczenia gniazda przez dziecko ma większe znaczenie dla kobiet – szczególnie dla tych, które do tej pory były skoncentrowane na wychowywaniu dzieci i prowadzeniu domu. To był centralny punkt ich życia, a mniej ważny był dla nich rozwój osobisty czy rozwijanie kariery. Wtedy nagle okazuje się, że dzieci już ich nie potrzebują. I teraz pytanie: czy te telefony będą częste, inwazyjne, czy jednak poszanowane zostaną granice i autonomia dziecka? Inaczej to będzie wyglądało w przypadku kobiet, które są zajęte rozwojem swojej ścieżki zawodowej, mają na siebie pomysł. To może być dla nich dobry czas, bo mogą np. pójść na studia, o których zawsze marzyły, ale wcześniej nie było na to czasu.

A u mężczyzn?

Opisywane jest to z zaskakującej perspektywy, bo okazuje się, że w tym czasie mężczyźni mogą zmienić postawę wobec swoich dzieci. W wieku dojrzałym ich zaangażowanie w życie zawodowe, rozwój kariery, dbanie o dobrostan rodziny często się wyciszają. Zmieniają się priorytety i wtedy może pojawić się chęć wynagrodzenia dzieciom wcześniejszej nieobecności. Pytanie, czy dzieci będą chciały z tego skorzystać, kiedy właśnie zaczynają budować własne życie. A nieodwzajemnienie tych uczuć może być dla ojców źródłem frustracji.

Czas wychodzenia z domu to moment, kiedy rola rodzica nie jest już rolą dominującą. Dlatego wyprowadzka dorosłego dziecka to dobry moment, aby przyjrzeć się swoim rolom życiowym i nieco je zweryfikować, szczególnie gdy to, czego się trzymamy, buduje w nas napięcie i frustrację. Jeżeli ja jako matka pomyślę sobie: „Ok, nie muszę już być tak aktywna w życiu dziecka, muszę uważać, żeby go nie zdominować, powinnam zweryfikować swoje role i cele życiowe, postawić przed sobą nowe zadania, zadbać o siebie, o swój rozwój” – to jest bardzo mądra postawa. Warto również zadbać o perspektywę czasową, bo niestety w czasie przełomu życia ludzie często koncentrują się na przeszłości. Rozpamiętują, co się kiedyś wydarzyło, zastanawiają się, „co by było gdyby”. Te pytania nie mają sensu. Warto spojrzeć do przodu – co mogę jeszcze zrobić, w czym mogę się realizować? Zostało mi w końcu drugie tyle życia albo i więcej!

Jak sobie poradzić z „syndromem opuszczonego gniazda” – oprócz szukania nowych aktywności? A może warto pozwolić sobie na smutek?

Oczywiście, że warto, bo jest to zupełnie naturalne wydarzenie w życiu człowieka – wydarzenie z grupy kryzysów rozwojowych. Musimy być świadomi, że taka jest kolej rzeczy i że nie jesteśmy wybrańcami złego losu, tylko tak wygląda życie; jeżeli pojawiają się dzieci, to one w którymś momencie idą w świat. Jeżeli ja jako rodzic to zaakceptuję, będę świadoma/y tego, że to jest naturalne, to łatwiej mi będzie przez to przejść. Oczywiście może się pojawić smutek, napięcie, tylko ważne, żeby to się nie przerodziło w jakąś frustrację: „No tak, moje dziecko poszło w świat i nawet telefonów ode mnie nie odbiera”. Trzeba spróbować zmienić perspektywę i tak jak mówiłam, przyjrzeć się swoim życiowym rolom. Oraz zaakceptować to, że rola rodzica przestaje być w życiu dziecka najważniejsza. To się zdecydowanie różni od roli rodzica małego dziecka, które nieustannie go potrzebuje. Rola rodzica ewoluuje i musimy to zaakceptować. Nie robiąc tego, zakłamujemy rzeczywistość.

A co, gdy młody człowiek zasiedzi się w domu rodzinnym? Czas mija i on przestaje być taki młody. Czym to grozi?

Grozi frustracją – jego albo rodziców. To się zdarza faktycznie coraz częściej i nawet w rozmowach w gabinecie ludzie coraz częściej o tym mówią – mam na myśli rodziców – że już by chcieli, żeby dzieci wreszcie wyszły z domu. Czują, że ich obecność w domu rodzinnym staje się nienaturalna, zwłaszcza że młodzi zapraszają znajomych, robią imprezy, zaczynają się rządzić. To może rodzić napięcia i konflikty, bo następuje wtedy zaburzenie naturalnego procesu. Czasem jest to dom wielopiętrowy i rodzina umawia się, że np. rodzice mieszkają na dole, a dorosłe dzieci na górze, ale to zdarza się już rzadko.

Znam przypadki, gdy rodzice tylko czekają, aż dziecko wyjdzie z domu, żeby mieć wreszcie święty spokój.

Należy to zaakceptować. Zwłaszcza jeśli dziecko ma postawę, która może generować negatywne emocje, np. jest roszczeniowe, a jego zachowanie staje się problematyczne, to zupełnie zrozumiałe jest, że opisane przez panią emocje się pojawiają. Wtedy rodzic rzeczywiście czeka, aż dziecko pójdzie na swoje i sytuacja się wyciszy.

Mam taką refleksję na koniec, że w tym szczególnym czasie różnie zachowują się i dzieci, i rodzice. Po prostu.

Tak, dlatego tak jak powiedziałam na początku – bardzo ważna jest świadomość, że kryzysy są naturalne. A ludzie są niepowtarzalni, podobnie jak ich reakcje. Psychologia dorosłego człowieka miewa momenty trudne, np. wspomniany wiek średni. To jest przełom związany z tym, że ludzie zaczynają być świadomi własnej śmiertelności i przemijalności i zaczynają weryfikować swoje dokonania.

 

Aleksandra Mrugalskapsycholog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, interwent kryzysowy. Kryzysy rozwojowe stanowią obszar jej zainteresowań zarówno naukowych, jak i w pracy psychoterapeutycznej. Stawia na indywidualne podejście do każdego, kto zgłasza się do gabinetu

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?