Przejdź do treści

Przyjechali do Polski z całego świata, pomagają bezdomnym warszawiakom – poznajcie Smile Warsaw

Wolontariusze Smile Warsaw w akcji / fot. archiwum Smile Warsaw
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Dzień dobry!”, „Cześć!”, „Jak się masz?” – tak co tydzień Caleigh Furlong, prezeska Stowarzyszenia Smile Warsaw (choć, jak sama zaznacza, zazwyczaj mówi po prostu „charity”, bo na „stowarzyszeniu” łamie sobie język) wita blisko 200 osób, które przychodzą pod Pałac Kultury i Nauki po to, by skorzystać z pomocy jej organizacji. Skąd pomysł, by obcokrajowcy mieszkający w naszej stolicy wspierali potrzebujących warszawiaków? I co właściwie im to daje?

Smile Warsaw – żeby przywrócić ludziom uśmiech

Caleigh zaznacza, że bezpośrednie zwracanie się do najbardziej potrzebujących, często pozostających w kryzysie bezdomności warszawiaków i warszawianek (kobiety stanowią jednak mniejszość) jest dla niej ważne. Wprowadza cieplejszą i mniej formalną atmosferę, która stanowi formę okazania szacunku drugiemu człowiekowi. Jak dodaje Amerykanka:

– Każdej z osób, które przychodzą co tydzień pod Pałac, staram się podać rękę, bezpośrednio się z nią czy z nim przywitać. Ludzie bez pracy, w kryzysie bezdomności, w niełatwej sytuacji materialnej nierzadko są przecież traktowani na co dzień jak Inni – ja chcę im pokazać, że są pełnoprawnymi członkami naszej uśmiechniętej społeczności.

Dlaczego właściwie Smile Warsaw? Jak możemy przeczytać na profilu organizacji na Facebooku, odpowiedź jest prosta – tej międzynarodowej grupie wolontariuszy zależy na tym, by „dzięki ich działaniom na twarzach najbiedniejszych i pozbawionych dachu nad głową warszawiaków zagościł uśmiech”.

Caleigh Furlong opowiada, że Smile Warsaw powstało około 5-6 lat temu, jako odnoga wcześniej działającej już organizacji – Warsaw SEVA Association. Wolontariusze co tydzień o 13:30 spotykają się w centrum Warszawy (przy wspomnianym PKiN, od strony Kinoteki i Alei Jerozolimskich). Nieważne, czy pada deszcz, śnieg, praży słońce – oni zawsze tam będą. I przyniosą ze sobą pyszne wegetariańskie dania prosto z hinduskiej kuchni, a nierzadko również ubrania – czasem można też skorzystać (oczywiście bezpłatnie) z usług fryzjerki. „Nasi goście uwielbiają robić sobie nowe fryzury!” – dodaje Caleigh.

Smile Warsaw pomaga przede wszystkim osobom w kryzysie bezdomności. Jak zaznacza prezeska stowarzyszenia:

– Jeden z raportów przygotowanych przez Urząd Miasta Stołecznego Warszawy jeszcze przed pandemią wykazał, że w stolicy mieszka około 3000-4000 osób, które nie mają dachu nad głową. Mogą to być dane niedoszacowane, niektórzy mogli np. nie chcieć przyznać, że nie mają gdzie mieszkać. Jakiekolwiek by te dane jednak nie były – nawet kilka tysięcy to ogromna liczba.

Caleigh, Amerykanka od 10 lat mieszkająca w Warszawie, przybyła do Polski z Kalifornii, z okolic San Francisco. Pracuje tutaj jako nauczycielka – obecnie w szkole podstawowej Polish British Academy of Warsaw. Zaznacza, że nie zna jeszcze dobrze języka polskiego (choć trochę już tak!), jednak nasz kraj bardzo lubi:

– Uważam też, że położona w centrum Europy Polska stanowi świetny punkt wypadowy do innych krajów na kontynencie. Zawsze jednak wracam właśnie tutaj.

Amerykanka dodaje, że tę chęć pomagania innym zapewne wyniosła z domu – jej mama należy do Kościoła episkopalnego, który dwa razy w tygodniu organizuje spotkania dla najbiedniejszych mieszkańców jej okolicy – w ich trakcie można porozmawiać, nawiązać kontakty, zjeść coś dobrego i pożywnego.

Wspólny wysiłek ludzi z kilku kontynentów

Kiedy przygotowywałam się do napisania tego artykułu i spotkania ze Smile Warsaw, w reportażu o wolontariuszce z Arabii Saudyjskiej wypowiadał się jeden z mężczyzn korzystających z pomocy organizacji. Był nią zachwycony, ale półżartem dodał, że gdyby czasem w posiłkach znalazł się kawałek mięsa, byłoby naprawdę świetnie. Jak wyjaśnia moja rozmówczyni:

– Nasze dania są wegetariańskie i hinduskie nie bez powodu. Bardzo dużą pomoc otrzymujemy od Suresha, właściciela restauracji Indian Taste. Postanowił on pomagać najbiedniejszym w ramach SEVA. SEVA to słowo pochodzące z sanskrytu, oznaczające rodzaj praktyki religijnej, polegającej na bezinteresownej pomocy. W starożytności uważano, że to także sposób na rozwój duchowy i pomoc społeczności. Suresh i jego pracownicy gotują więc dla nas, za co jesteśmy im ogromnie wdzięczni. Muszę też dodać, że mamy osobnych „dostarczycieli” gorącej kawy i herbaty – o to dba Legends English Pub. Kilka razy w roku staramy się też dodać do naszego menu kurczaka czy kiełbaski – dodaje ze śmiechem.

Prezeska Smile Warsaw wyjaśnia również, że składniki do dań kuchni wegetariańskiej są po prostu tańsze. Organizacja utrzymuje się częściowo z funduszy zebranych wśród osób prywatnych (m.in. dzięki zbiórce na jednym z portali), a także dzięki pomocy finansowej samych wolontariuszy i sponsorów, którzy co jakiś czas się zmieniają. Np. w jedną z październikowych niedziel o posiłki dla bezdomnych warszawiaków i warszawianek zadbali Bratia Czesi a bratři Słowacy.

archiwum Smile Warsaw

Organizacje takie jak ta wspomniana wyżej zazwyczaj sponsorują posiłki jedynie w jedną z niedziel w miesiącu (koszt przygotowania wszystkich posiłków na jeden dzień wynosi około 600 zł), co więc z pozostałymi? O to, by jedzenia przez cały miesiąc nie zabrakło, starają się: działająca w Warszawie The American School of Warsaw, a także stowarzyszenie rodziców dzieci do tej szkoły uczęszczających, nauczycieli w niej pracujących oraz warszawski City Church. To anglojęzyczny Kościół, siostrzany wobec The International Christian Fellowship of Warsaw. Sama organizacja Smile Warsaw nie jest jednak bezpośrednio powiązana z żadną religią, należeć do niej i pomagać niej mogą wszyscy, bez względu na ich wiarę lub jej brak.

Smile Warsaw wspierają także ludzie w różnym wieku i – jak na organizację międzynarodową przystało – z różnych kontynentów. Jak zdradza Caleigh Furlong:

– Przez kilka lat mieszkała i pracowała w Polsce pewna Amerykanka, która wróciła do swojej ojczyzny. Zakochała się jednak w polskiej porcelanie i teraz sama wyrabia ceramikę, która swoim wyglądem przypomina tę znaną np. z Bolesławca. Dwa razy w roku kobieta ta organizuje kiermasz, a część dochodów ze sprzedaży swoich wyrobów przekazuje właśnie nam.

W pomoc najbiedniejszym warszawiakom i warszawiankom angażują się również najmłodsi. Podczas jednego z wydarzeń Smile Warsaw pod koniec listopada jedzenie rozdawali m.in. uczniowie z American School of Warsaw. Tego dnia spotkałam również pod Pałacem Kultury i Nauki dwie uważnie przyglądające się wydarzeniu kobiety. Jak się okazało, mamy uczniów z MyVinci School, które przygotowywały się na to, co czeka je i ich dzieci tydzień później, gdy to oni będą serwować posiłki przybyłym osobom (Caleigh: „Nasi goście chyba najbardziej doceniają tę pomoc najmłodszych”). Jak powiedziała mi Apolonia Piwowarczyk, która obserwowała wydarzenia razem ze swoim synem, piątoklasistą:

– O Smile Warsaw opowiedział nam jeden z nauczycieli naszej szkoły – Shane Kurczewski, Walijczyk. To wspaniały pedagog, który zachęcił nasze dzieci do wsparcia właśnie tego stowarzyszenia. Zaznaczył jednak, że nie chce nikogo do niczego zmuszać – każdy ma prawo odmówić, bo przecież nie wszyscy mogą się czuć w takiej roli dobrze. Dzieci zareagowały na jego pomysł entuzjastycznie, nikt nie chciał przegapić możliwości uczestniczenia w takim przedsięwzięciu.

Każdej z osób, które przychodzą co tydzień pod Pałac, staram się podać rękę, bezpośrednio się z nią czy z nim przywitać. Ludzie bez pracy, w kryzysie bezdomności, w niełatwej sytuacji materialnej nierzadko są przecież traktowani na co dzień jak Inni

Caleigh Furlong, prezeska Stowarzyszenia Smile Warsaw

Uczniowie przy wsparciu nauczycieli MyVinci School zorganizowali w szkole sklepik charytatywny. Wśród oferowanych w nim towarów znalazły się m.in. przepyszne wypieki, makramowe breloczki, kule do kąpieli – wszystkie z tych rzeczy zostały wykonane ręcznie przez dzieci. Podczas wydarzenia udało się zebrać niemal 4000 złotych, co wystarczy na zapewnienie posiłków osobom w kryzysie bezdomności na co najmniej kilka tygodni. Jak dodaje Apolonia Piwowarczyk:

– Jestem psycholożką, więc ta inicjatywa podoba mi się tym bardziej, że w tak świetny – angażujący, ciekawy, „bez nudy” – sposób pokazuje dzieciom, jak można pomagać i dlaczego warto to robić. Na dodatek to międzynarodowa inicjatywa, co daje możliwość poznania osób z różnych krajów. Cieszę się, że nasza szkoła angażuje dzieci w tak wspaniałe projekty.
Kogo jeszcze można spotkać na coniedzielnych spotkaniach Smile Warsaw? Na przykład Christiana z Hiszpanii, który jest już w Polsce kilkanaście lat – przyjechał tu do pracy, a jako że jego dzieci są już wystarczająco duże, by mógł zaangażować się w weekendowe pomaganie, korzysta z tej okazji:

– Atmosfera podczas tych spotkań jest niesamowita. Zarówno wolontariusze, jak i nasi goście są niezwykle przyjaźni, życzliwi wobec siebie. Smile Warsaw daje też obcokrajowcom możliwość spotkania się, choć ten raz w tygodniu, porozmawiania.

Podobnego zdania jest Abdullah Alfakheri, student Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a konkretnie z Dubaju. Abdullah mieszka w Polsce od czterech lat, a na spotkania Smile Warsaw przychodzi, gdyż:

– Bądźmy szczerzy, niedziela jest tym dniem w Warszawie, kiedy akurat niewiele się dzieje! (śmiech) Przychodzę tu więc, by porozmawiać, socjalizować się, ale przede wszystkim chcę pomagać. Właśnie z tego powodu zdecydowałem się też zostać lekarzem.

Sama Caleigh również dodaje, że choć wolontariusze działają po to, by pomagać, to pomaganie i na nich działa dobroczynnie. W obcym kraju, zwłaszcza gdy nie jesteś studentem czy nie masz rodziny, nie najłatwiej zawiera się nowe znajomości. A te ze Smile Warsaw przenoszą się nierzadko i poza tylko niedzielne spotkania. Choć liczba wolontariuszy cały czas się zmienia – raz przychodzi ich mniej, raz więcej – to trzon działaczy stanowią przede wszystkim Amerykanie i Brytyjczycy. W niedzielę w centrum Warszawy w pomarańczowych odblaskowych kamizelkach z napisem „Smile Warsaw” zobaczycie jednak również osoby m.in. z Indii, Malezji, Filipin czy Danii.

Polki i Polacy mile widziani

Co ważne, Polkom i Polakom wstęp również nie jest wzbroniony! Jak mówi Caleigh Furlong:

– Mamy też kilkoro wolontariuszy właśnie z Polski, nasza fryzjerka Łucja jest Polką. Zazwyczaj ludzie, którzy chcieliby do nas dołączyć, piszą, pytają, dowiadują się, czy mają wypełnić jakiś formularz, coś ze sobą przynieść. Wtedy odpowiadam: „A daj spokój, po prostu przyjdź w niedzielę! Serdecznie zapraszamy”.

Jestem psycholożką, więc ta inicjatywa podoba mi się tym bardziej że w tak świetny – angażujący, ciekawy, „bez nudy” – sposób pokazuje dzieciom, jak można pomagać i dlaczego warto to robić. Na dodatek to międzynarodowa inicjatywa, co daje możliwość poznania osób z różnych krajów

Apolonia Piwowarczyk, psycholożka

Na pytanie, czy goście wydarzeń Smile Warsaw reagują zdziwieniem, że pomagają im obcokrajowcy, Caleigh odpowiada: „Skądże!”. Dodaje również, że nigdy nie zdarza się, by ktoś był dla nich niemiły, czasem ci bardziej niespokojni są pacyfikowani przez pozostałe osoby. Niektórzy chcą również wykorzystać możliwość porozmawiania z kimś po angielsku, więc odbywają się polsko-amerykańskie (i inne) small-talki. Jak zaznacza Zbyszek, który korzysta z pomocy Smile Warsaw regularnie:

– Uwielbiam tych ludzi. Sam, wbrew temu, co moglibyście pomyśleć, zachowuję pozytywne podejście do życia, a ci Amerykanie i Brytyjczycy zawsze witają nas z uśmiechem, traktują jak człowieka. Ani przez chwilę nie czułem się przez nich potraktowany protekcjonalnie.

Zbyszek dowiedział się o Smile Warsaw od kolegi, a Caleigh Furlong dodaje, że właśnie taka metoda „z ust do ust” najskuteczniej przyczynia się do tego, że z pomocy organizacji zaczynają korzystać kolejne osoby. Choć w czasie pandemii zdarzyło się, że jeden z członków zarządu stowarzyszenia pracował w autobusie – Mobilnym Punkcie Poradnictwa – który, z inicjatywy miasta, oferował potrzebującym możliwość ogrzania się, zjedzenia ciepłego posiłku, otrzymania wsparcia socjalnego i dzięki niemu o stowarzyszeniu dowiedziały się kolejne osoby.

Jak dodaje Caleigh: – Jako że z naszej pomocy korzysta każdego tygodnia nawet 200 osób, nie każdą z nich jestem w stanie dobrze poznać, ale wiem, że co najmniej dwóch mężczyzn wyszło z kryzysu bezdomności i potem nas odwiedziło. Jeden z nich wrócił do żony, córki, zdobył pracę. Potem zmarł niestety na atak serca, ale miał to szczęście, że zdążył choć przez krótki czas nacieszyć się bliskością rodziny. To wspaniałe, że niektórzy o nas pamiętają nawet wtedy, gdy już nie muszą korzystać z naszego wsparcia.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: