Przejdź do treści
Artykuł sponsorowany

„Planowanie, co zrobię w mieszkaniu, jak spędzę czas z przyjaciółką, gdzie wyjadę z mężem, jest jak najlepszym rozwiązaniem po wyfrunięciu dzieci z domu” – tłumaczy psycholożka

Karolina Dzikowska / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Często w swoim gabinecie spotykam się z młodymi mamami, które są bardzo sfokusowane na swoich dzieciach. Boją się wyjść do kosmetyczki czy na siłownię, boją się zadbać o siebie, bo mają silne przekonanie, że wtedy będą złymi matkami. Już na tym etapie musimy modyfikować te przekonania. I przygotowywać się do tego, że nasze dzieci są tylko „na chwilę” – tłumaczy psycholożka Karolina Dzikowska. I przekonuje, że czas po wyprowadzce dzieci z rodzinnego domu może być pięknym rozdziałem w życiu.

 

Aleksandra Tchórzewska, HelloZdrowie: Badania pokazują, że wyfrunięcie dzieci z domu to jeden z najtrudniejszych momentów naszym w życiu. Dlaczego? Wydaje się, że mamy wtedy ogrom możliwości: więcej czasu, przestrzeni, ale także pieniędzy, bo nasze dzieci są już „na swoim”.

Karolina Dzikowska, psycholożka, psychoterapeutka: Nagle zaczyna być pusto, cicho. Gdzieś ten gwar, który był do tej pory, zamilkł. Rodzice zderzają się z nową rzeczywistością i nowym etapem w życiu.

Często kobiety wychowujące dzieci są bardzo skupione na tej roli, są one mocno emocjonalnie związane ze swoimi dziećmi. I przekonane, że to dzieci są priorytetem na ich liście.

A to, że dzieci nas opuszczają, jest czymś normalnym i naturalnym. Żyjemy w dobie internetu, mamy telefony i zawsze możemy z naszymi dziećmi się skontaktować. To nie jest tak, że kontakt urywa się całkowicie. Musimy zmienić nasze przekonania: nie zostałyśmy opuszczone czy samotne, bo dzieci są wciąż z nami! Tylko że wyjechały na studia, wyprowadziły się.

Znam osobę, która nie może się doczekać, aż jej dziecko wyjedzie na studia, bo będzie wtedy miała do dyspozycji dodatkowy pokój. Podkreślam, że to kochająca i wspaniała mama.

(śmiech) I to jest właśnie racjonalne marzenie! Ale też tutaj widać to planowanie: „co ja mogę już teraz zrobić, jak mogę się sobą zająć, kiedy nadjedzie ten moment?”.

Często spotykam się z młodymi mamami w swoim gabinecie, które są bardzo sfokusowane na swoich dzieciach. Boją się wyjść do kosmetyczki czy na siłownię, boją się zadbać o siebie, bo mają silne przekonanie, że będą wtedy złymi matkami. Już na tym etapie musimy modyfikować te przekonania. I przygotowywać się do tego, że nasze dzieci są tylko „na chwilę”.

Matki muszą wiedzieć, że przygotowują swoje dzieci do własnego życia, wyfrunięcia z gniazda. Trzeba zastanowić się też, co my będziemy wtedy robić. Planowanie, co zrobię w mieszkaniu, jak spędzę czas z przyjaciółką, gdzie wyjadę z mężem – jest jak najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji.

Można też skupić się wreszcie na swoim związku, zacząć randkować jak przed laty, albo – w przypadku osób samotnych – znaleźć miłość.

Tutaj sprawa wygląda trochę inaczej: o związek należy dbać, jak jeszcze dzieci są małe. To związek powinien być najważniejszy, bo jest filarem rodziny. To dzięki niemu swoim dzieciom przekazujemy, jak wyglądają relacje, jak buduje się więzi i jaka jest miłość.

Materiały promocyjne
Joanna Keszka, instruktorka seksualna, pisarka /fot. archiwum prywatne

W przypadku samotnych mam sytuacja jest trudniejsza. Matka, która nie ma partnera, jest bardziej przywiązana do swojego dziecka. Powinna ona w większym stopniu zadbać o siebie: mieć grono przyjaciół, znajomych, którzy będą ją wspierać i pomagać jej w tym czasie.

Badania pokazują, że wiele związków rozpada się, kiedy dzieci opuszczają dom. Bo to one podtrzymywały związek, a nie partnerzy. Kiedy partnerzy zostają sami w domu, a wcześniej nie było randkowania, spędzania czasu sam na sam, może być trudniej. Bo okazuje się, że nic nas nie łączy oprócz dzieci.

Jeśli matka cieszy się, że dziecko wyprowadza się z domu, oznacza to, że nie nawiązała z nim dobrej relacji?

To znaczy, że nawiązała bardzo zdrową relację! Nie chodzi o to, żebyśmy kontrolowały dzieci. Jeżeli pojawia się aspekt kontrolowania dziecka po opuszczeniu domu, to dla nas sygnał, że byłyśmy matkami nadopiekuńczymi. Natomiast tam, gdzie dajemy przestrzeń swojemu dziecku, to znak, że byłyśmy matkami elastycznymi, dbającymi także o siebie. Że pozwalałyśmy komuś na wolność.

Jakie są sposoby na tzw. syndrom pustego gniazda? Jak przekuć pustkę w dobre chwile?

Syndrom pustego gniazda objawia się silnym doznaniem pustki, apatii, obniżonym nastrojem. Wpływa także na nasze poczucie własnej wartości. Może pojawić się u mam nadmiernie kontrolujących i opiekuńczych. Wynika z przekonania, że matka wszystko robiła najlepiej, a dziecko się przy niej najlepiej czuło.

Na szczęście w dobie XXI wieku coraz więcej kobiet stawia na siebie i cieszy się tą wolnością. Nie są uzależnione od roli matki, żony, ale też dostrzegają same siebie. To dobry znak.

Co zrobić, żeby nasze życie bez dzieci w domu było nadal pełne i atrakcyjne?

Przede wszystkim nie bać się zadbać o siebie. U nas panuje takie przeświadczenie, że jeżeli będę dbała o siebie, to skrzywdzę tym swoje dziecko. To nieprawda! Dziecko będzie świetnie sobie radziło, a my możemy mieć ten czas na zainteresowania, których nie mogłyśmy zrealizować, bo nie miałyśmy wcześniej na to czasu czy możliwości. Znam kobiety, które w dojrzałym wieku zaczęły się kształcić, podnosić kwalifikacje, zwiedzać świat. To jest właśnie ten moment, ten rozdział w życiu, z którego kobieta może korzystać pełnymi garściami.

 

Karolina Dzikowska: psycholog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny w trakcie certyfikacji. Członek Warmińsko-Mazurskiego Zespołu do Spraw Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Pracuje z osobami doświadczającymi przemocy w prywatnej praktyce z klientami zmagającymi się z zaburzeniami lękowymi, depresją, zaburzeniami osobowości. W swojej pracy wykorzystuje model integracyjny dopasowany do potrzeb klienta. Kieruje się mottem, iż, „ludzie znają rozwiązania swoich problemów. Oni tylko nie wiedzą, że je znają

 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: