Przejdź do treści

„Niepewność dotycząca tego, co dzieje się z osobą, którą kochamy, to jedna z najtrudniejszych emocji, z jaką mierzą się bliscy zaginionych” — mówi Anna Jurkiewicz, prezeska Fundacji ITAKA

„Niepewność dotycząca tego, co dzieje się z osobą, którą kochamy, to jedna z najtrudniejszych emocji, z jaką mierzą się bliscy zaginionych” /fot. Getty Images
„Niepewność dotycząca tego, co dzieje się z osobą, którą kochamy, to jedna z najtrudniejszych emocji, z jaką mierzą się bliscy zaginionych” /fot. Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Pamiętam matkę, która w oczekiwaniu na powrót zaginionego syna co piątek piekła jego ulubione ciasto. Bo jeśli syn wróciłby w weekend, to byłby zawiedziony, że nie ma na stole drożdżowego placka — mówi Anna Jurkiewicz, prezeska Fundacji ITAKA.

 

Ela Kowalska: Czy w Polsce zaginięcia to duży problem?

Anna Jurkiewicz: W Polsce rocznie odnotowujemy ok. 13 tysięcy zgłoszeń osób zaginionych, a osób trwale zaginionych są w Polsce prawie 4 tysiące. I właśnie na te liczby chcemy zwrócić uwagę, a także na to, że zarówno w jednym, jaki i w drugim przypadku, po zaginionych zostają ich rodziny, które będą musiały trwać w koszmarnej rzeczywistości, żyć w ciągłym oczekiwaniu na jakąkolwiek informację.

30 sierpnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Pamięci Osób Zaginionych. Jest to dzień mający upamiętnić ofiary tzw. wymuszonych zaginięć. To narzędzie represji, z którego korzystały rządy niektórych państw Ameryki Łacińskiej. Chodziło przede wszystkim o wyeliminowanie w brutalny sposób przeciwników politycznych czy też przedstawicieli mniejszości etnicznych i religijnych. O jego ustanowienie wnioskowała jedna z tamtejszych organizacji zajmująca się właśnie wymuszonymi zaginięciami.

Jakie są najczęstsze przyczyny zaginięć?

To zależy od grupy wiekowej. W przypadku małych dzieci, do zaginięć dochodzi przede wszystkim z powodu braku należytej uwagi i niewłaściwej opieki. Kolejna przyczyna to uprowadzenia rodzicielskie, których jako Fundacja rejestrujemy coraz więcej. Zdarzenia kryminalne, na szczęście, pojawiają się rzadko. Z kolei w przypadku nastolatków najczęściej mamy do czynienia z ucieczkami. Tutaj powody są różne – przemoc rówieśnicza, problemy w domu lub szkole. Duża liczba zaginionych nastolatków to młodzi ludzie uciekający z placówek opiekuńczo-wychowawczych.

Natomiast jedną z głównych przyczyn zaginięć osób dorosłych od lat jest depresja. Zdarza się także, że zaginięcie jest konsekwencją problemów w pracy, nieporozumień w rodzinie czy też sytuacji polegającej np. na problemach finansowych, trudności w radzeniu sobie ze stresem, codziennością. Zdarzają się też nieszczęśliwe wypadki oraz świadoma chęć odcięcia od bliskich. Bywa, że osoby po latach odnajdują się całe i zdrowe, tak jak mężczyzna, którego zaginięcie do nas zgłosiła żona. Pan odnalazł się po 10 latach. Mieszkał w innym kraju, prowadził szczęśliwe życie i miał nową rodzinę. Za sobą zostawił żonę i dwójkę dzieci, które matka wychowała w przekonaniu, że ojciec był cudownym człowiekiem, który zaginął. Jeśli zaś chodzi o osoby starsze, to tutaj głównym czynnikiem zaginięć są choroby i pogarszający się stan zdrowia. Jednak niezależnie od wieku i przyczyn taka sytuacja jest zawsze traumatycznym przeżyciem dla rodziny osoby zaginionej.

Anna Jurkiewicz, prezeska Fundacji ITAKA /fot. archiwum prywatne

Anna Jurkiewicz, prezeska Fundacji ITAKA /fot. archiwum prywatne

Dziś łatwiej jest odnaleźć osobę zaginioną?

Zdecydowana większość zaginionych odnajduje się w ciągu kilku tygodni od zaginięcia. Na pewno postęp technologiczny sprawił, że zarówno odpowiednie służby, jak i my jesteśmy w stanie działać efektywnej i szybciej. Podam przykład: Fundacja ITAKA powstała w 1999 roku. Poza założycielami, czyli Wojciechem Tochmanem, Alicją Tomaszewską, Lidią Ostałowską, Bożeną Dudko i mną, pracowała garstka wolontariuszy. Wynajęliśmy pokoik w centrum Warszawy, odmalowaliśmy go i stworzyliśmy w nim biuro. Zgłoszenia o zaginięciach przychodziły listownie. Listy odbieraliśmy regularnie ze skrytki pocztowej i na każdy odpisywaliśmy. Następnie rejestrowaliśmy zgłoszenie w naszej bazie. Byliśmy pierwszą organizacją zajmującą się zaginionymi w Polsce, dlatego zgłaszały się do nas również rodziny osób, które zaginęły kilka czy kilkanaście lat wcześniej. Te sprawy do dziś czekają na wyjaśnienie i widnieją w naszej bazie. Myślę tu m.in. o Ani Jałowiczor, która zaginęła, wracając z zabawy karnawałowej, czy Ernestynie Wieruszewskiej i Annie Semczuk, nastolatkach zaginionych w Tatrach. Zdjęcia zaginionych otrzymywaliśmy od policjantów faksem, a więc ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Często nie nadawały się do publikacji. A czasami nie było ich w ogóle. Ludzie nie mieli wtedy smartfonów, zdjęcia robiło się zwykle z jakiejś okazji. Dziś zdecydowanie łatwiej uzyskać aktualny wizerunek zaginionego do publikacji, a zgłoszenia można do nas wysłać mailem. Dzięki internetowi mamy większe możliwości rozpowszechnienia wizerunku czy szybszy kontakt z instytucjami zagranicznymi, ambasadami, służbami innych krajów i organizacjami partnerskimi na całym świecie.

Z kolei system monitoringu miejskiego i smartfony — są cennym źródłem informacji dla policji. Jest też większa świadomość społeczna dotycząca zaginięć. Niezmienne pozostaje tylko jedno — cierpienie rodzin osób zaginionych. Pojawia się u nich specyficzny rodzaj zawieszenia: muszą przecież normalnie funkcjonować, pracować, robić zakupy, spłacać zobowiązania finansowe. Jednak mimo codziennej rutyny, zaginiony wciąż jest w ich życiu obecny.

Rodzinom potrzebne jest wsparcie psychologiczne, prawne, poszukiwawcze. Bardzo ważne jest jednak to, aby robić to umiejętnie. Czyli np. nie obiecywać, że zaginiony na pewno się znajdzie, że wróci. Rozpalenie takiej złudnej nadziei może mieć katastrofalne skutki dla bliskich osoby zaginionej

W jaki sposób?

Bliscy nie są w stanie uporządkować rzeczy pozostawionych przez osobę zaginioną, rodzice zaginionych dzieci często latami nie zmieniają nic w ich pokojach. Pokazaliśmy to w projekcie „Pokoje Zaginionych”. Autorka fotografowała pokoje, które zajmowały osoby zaginione. W tych pokojach czas się zatrzymał. Zakładka w książce była w tym samym miejscu, gdzie zostawił ją właściciel, te same meble, zeszyty na biurku. To było niezwykle przejmujące. Nie jesteśmy w stanie nawet wyobrazić sobie tego, jak wygląda życie po zaginięciu bliskiej osoby. Mieliśmy przypadek matki, która w oczekiwaniu na powrót zaginionego syna co piątek piekła jego ulubione ciasto. Bo jeśli syn wróciłby w weekend, to byłby zawiedziony, że nie ma na stole drożdżowego placka. Stało się to w pewnym stopniu rytuałem, obowiązkiem. Czasami zwykła czynność albo codzienna sytuacja może znienacka przypomnieć o zaginionym bliskim. Do tego dochodzi tak specyficzny czas, jak święta czy urodziny zaginionego. Brak wiedzy o losie najbliższego potrafi być wyniszczający. Niepewność dotycząca tego, co dzieje się z osobą, którą kochamy, to jedna z najtrudniejszych emocji, z jaką mierzą się bliscy zaginionych.

Jak się takim osobom pomaga?

Rodzinom potrzebne jest wsparcie psychologiczne, prawne, poszukiwawcze. Bardzo ważne jest jednak to, aby robić to umiejętnie. Czyli np. nie obiecywać, że zaginiony na pewno się znajdzie, że wróci. Rozpalenie takiej złudnej nadziei może mieć katastrofalne skutki dla bliskich osoby zaginionej. Podobny efekt może przynieść przekazanie niesprawdzonych informacji dotyczących zaginionego. Dlatego my, w ITACE, najpierw te informacje weryfikujemy, a dopiero później przekazujemy rodzinie. Od samego początku działa nasza Linia Wsparcia dla Rodzin Osób Zaginionych, gdzie bliscy mogą zgłosić zaginięcie, ale też uzyskać wsparcie psychologiczne czy prawne. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy się na utworzenie stacjonarnych grup wsparcia w kilku miastach w Polsce, które funkcjonowały przez kilka lat.

Poza szokiem i traumą, jaką pozostawia po sobie sytuacja zaginięcia bliskiej osoby, jest wiele przyziemnych, materialnych aspektów, którymi w sytuacji zaginięcia trzeba się zająć. Tak jest np. kiedy dochodzi do zaginięcia osoby, która jest głównym żywicielem rodziny. Albo gdy okazuje się, że zaginiony ma długi i teraz rodzina musi je spłacić. Poza pomocą w poszukiwaniach zawsze staramy się pokazać, jakie możliwości prawne i jaką pomoc socjalną w danej sytuacji może otrzymać konkretna rodzina. Nigdy nie sugerujemy też, żeby uznać daną osobę za zmarłą. To zawsze powinna być decyzja bliskich.

Często się tak dzieje? Pytam w kontekście tego zawieszenia, w jakim żyją rodziny osób zaginionych.

Rzadko. Wiele zależy od danej sytuacji, jednak jeśli rodzina była zżyta — to bardzo trudna decyzja. Mieliśmy kiedyś przypadek kobiety, której syn zaginął wiele lat wcześniej. Ona, chcąc uporządkować formalności, zdecydowała się na uznanie go za zmarłego. Mówiła, że pogodziła się z jego śmiercią, że czuje, że jego już nie ma. Kończąc rozmowę z przedstawicielką Fundacji, spytała ją: „Myśli pani, że jeśli on się odnajdzie, to mi wybaczy, że uznałam go za zmarłego?”.

Jedną z głównych przyczyn zaginięć osób dorosłych od lat jest depresja. Zdarza się także, że zaginięcie jest konsekwencją problemów w pracy, nieporozumień w rodzinie czy też sytuacji polegającej np. na problemach finansowych, trudności w radzeniu sobie ze stresem, codziennością

Praca w środowisku, gdzie jest tak wiele emocji — i to niestety głównie tych przykrych — nie bywa męcząca?

Nie użyłabym tego słowa. Momentami bywa ona nie tyle męcząca, co wyczerpująca. I to też nie jest tak, że mamy do czynienia tylko z trudnymi emocjami. Zdarzają się szczęśliwe zakończenia i one dają bardzo dużo satysfakcji. Np. pani, która wsparła pieniędzmi bezdomnego, miała wrażenie, że gdzieś go widziała. Dodatkowo zdziwiła się, że mężczyzna przeznaczył pieniądze na… słodycze. Zajrzała na naszą stronę i zobaczyła go w Bazie Osób Zaginionych. Przekazała informację nam, my skontaktowaliśmy się z policją. Patrol zabrał pana na badania do szpitala. W tym czasie przekazaliśmy informacje rodzinie, aby zweryfikować, czy to ich bliski.

Kluczowa okazała się wiadomość dotycząca słodyczy. Okazało się bowiem, że zaginiony je uwielbiał. Sprawę udało się więc doprowadzić do szczęśliwego końca. Są też historie, które rozwiązujemy w bardzo krótkim czasie, w dużej mierze dzięki kontaktom z innymi organizacjami, instytucjami, ale także dzięki informatorom – często anonimowym.

Zgłosiła się do nas rodzina, która poszukiwała młodego chłopaka już od roku. Przyjęliśmy zgłoszenie i wysłaliśmy informacje do organizacji polonijnej i naszych informatorów w kraju wskazanym przez rodzinę jako miejsce zaginięcia. Już po godzinie skontaktował się z nami informator, który powiedział, że wie, gdzie przebywa poszukiwana przez nas osoba. I rzeczywiście. Poprosiliśmy o możliwość rozmowy z chłopakiem przez telefon i nakłoniliśmy go do kontaktu z rodziną. Matka była bardzo szczęśliwa. Okazało się, że chłopak nie poradził sobie za granicą, był bezdomny. Wstydził się wrócić do domu. Sprawę zamknęliśmy w ciągu jednego dnia.

Były sytuacje, które sprawiały, że chciała się pani zająć czymś spokojniejszym?

Jestem typem społecznika, lubię działać i pomagać ludziom. Nie odnalazłabym się gdzie indziej. Natomiast praca w Fundacji zmieniła mnie jako rodzica. Pamiętam dwa zgłoszenia z początków pracy w Fundacji: Sylwii Iszczyłowicz oraz Marty Szczytowskiej i Anny Krupy. Sylwia zaginęła praktycznie w centrum Zabrza, ostatni raz była widziana 150 metrów od swojego domu. Dziewczynka miała 9 lat, szła na oazę, ale nie mogła znaleźć swojej grupy i postanowiła wrócić do domu. Z kolei nastolatki Marta i Ania zaginęły w podwarszawskim Radzyminie, latem 2000 roku. Dziewczyny spędzały wakacje na działce, a do Radzymina udały się na zabawę. Moja córka była wtedy niewiele od nich młodsza. Sporo rozmawiałam z nią wtedy o bezpieczeństwie. Bycie rodzicem zmienia pryzmat, przez który patrzy się na zaginięcia dzieci.

Wspominała pani o osobach trwale zaginionych. Czy przy obecnym postępie technologii i medycyny można liczyć na rozwiązanie przynajmniej części tych spraw?

Mam nadzieję, że niektóre z tych spraw zostaną rozwiązane. W policji działają też wydziały „Archiwum X”, do których trafiają sprawy nierozwiązanych zaginięć. Niestety wśród nich są też takie, gdzie niekiedy nie ma żadnych śladów. Takim przykładem jest, wspominana już przeze mnie, sprawa Ani Jałowiczor, która zaginęła 27 lat temu w Simoradzu. Dziewczynka wyszła z zabawy karnawałowej. Jednak nie dotarła do domu. Do dziś jej los jest nieznany. Brat Ani jest bardzo zdeterminowany, aby dowiedzieć się, co stało się z siostrą, która zaginęła w jego urodziny. Niedawno przypominaliśmy historię Ani w ramach naszego cyklu „Z Archiwum ITAKI”. Prezentujemy w nim właśnie nierozwiązane sprawy zaginięć. Wierzymy, że takie publikacje również mogą przyczynić się do ujawnienia nowych wątków czy informacji.

 


Anna Jurkiewicz – zanim na stałe związała się z Fundacją ITAKA, pracowała w mediach w redakcji programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, gdzie odbierała połączenia od dzwoniących rodzin zaginionych. Ją, podobnie jak innych twórców programu, bolało to, że gdy odcinek się kończy i gasną przysłowiowe światła, to bliscy zaginionych są pozostawieni sami sobie. Wraz z Wojciechem Tochmanem, Alicją Tomaszewską, Bożeną Dudko, Lidią Ostałowską postanowili coś z tym zrobić. I tak powstała Fundacja ITAKA – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych. Anna Jurkiewicz jest obecnie jej prezeską. Stanowisko przejęła od Alicji Tomaszewskiej

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: