„Niechęć do świąt często bierze się z osobistych historii, przykrych wydarzeń, przeżyć, które miały miejsce w przeszłości”. Kogo mierżą święta, mówi psycholożka Aleksandra Antczak
Wiele osób otwarcie mówi, że nie lubi świąt. Co jednak naprawdę kryje się pod tym sformułowaniem? – W niektórych osobach święta będą wywoływały złość, a w innych frustrację lub lęki (…) Pamięć naszego ciała sprawia, że w okresie świątecznym potrafi ono czuć dokładnie te same emocje, które przeżywaliśmy w dzieciństwie. Czasami wystarczy niewinna sytuacja, konkretne słowa, zachowanie, gest, żeby wyzwolić napięcie, które odczuwaliśmy, będąc dzieckiem. Jeśli to sobie uświadomimy, będziemy na dobrej drodze do tego, aby przeżywać święta w zgodzie ze sobą – tłumaczy psycholożka Aleksandra Antczak.
Ela Kowalska: Wiele osób się dziwi, jak można nie lubić świąt. To przecież czas bliskości, radości, magii…
Aleksandra Antczak: Lubienie i „nielubienie” świąt to jednak temat dość złożony i wieloprzyczynowy. Niechęć do świąt często bierze się z osobistych historii, przykrych wydarzeń, przeżyć, które miały miejsce w przeszłości. Zwykle dotyczy to osób, u których w tym okresie, dochodziło w rodzinach do wielu napięć, np. w domu pojawiał się alkohol, który był przyczyną kłótni i awantur. Święta to także trudny czas dla wszystkich borykających się ze stratą kogoś bliskiego i przeżywających żałobę. Podobnie jak dla osób samotnych, starszych lub żyjących na emigracji. To również czas, którego nie lubią niewierzący, którzy często zmuszeni zostają do naginania się pod wpływem rodzinnych tradycji.
Użycie sformułowania „nie lubię” w kontekście świąt jest, według mnie, pewnego rodzaju wytrychem. Ponieważ może maskować różne, negatywne emocje, jakie odczuwamy, gdy myślimy o świętach.
W niektórych osobach święta będą wywoływały złość, a w innych frustrację lub lęki. To znowu może być związane z doświadczeniami i wydarzeniami z przeszłości. Przykładowo: są rodziny, dla których święta zazwyczaj kończyły się kłótniami. Osoby wychowane w takich rodzinach mogą w dorosłym życiu odczuwać ogromny lęk przed świętami. Mogą się bać nie tyle świąt, co czekających je konfrontacji z bliskimi. Te konfrontacje też mogą przybierać różne formy.
Mam wielu klientów, którzy boją się takiego ataku słownego np. w formie pytań lub stwierdzeń: a dlaczego jeszcze nie masz dzieci? Czemu jeszcze sobie nie ułożyłaś życia i kogoś nie znalazłaś? Taka fajna z ciebie dziewczynka, ale w miłości to ty szczęścia nie masz. Takie komunikaty sprawiają, że można odczuwać poczucie winy, złość, smutek. I nagle taka osoba zaczyna o sobie myśleć: jestem beznadziejna, nic mi w życiu nie wychodzi i nawet babcia to widzi. Dlatego, przy okazji – zaapeluję, aby powstrzymać się od zadawania takich pytań i poruszania kwestii, które dla pytanych mogą być trudne i nieprzyjemne, jak plany na przyszłość, czy założenie rodziny. W odpowiedziach na te pytania kryją się osobiste historie, często bardzo bolesne, którymi niekoniecznie chcemy się dzielić przy świątecznym stole. Warto też zauważyć, że bardzo często nasz stosunek do świąt determinują role, w jakich występujemy w tym szczególnym czasie.
To znaczy?
Przykładowo: jeśli jest pani gospodarzem, to ma pani przed sobą bardzo trudne zadanie – zarówno pod względem finansowym, jak i organizacyjnym. Może się zdarzyć, że zapędzi się pani w tych przygotowaniach w kozi róg, narzucając na siebie presję i nierealne wręcz wymagania. Kobiety w tym czasie niejednokrotnie udowadniają, że nierealne nie istnieje, spełniając te wysokie wymagania, ale zapominając w tym wszystkim o sobie. Bo przecież na wigilijnym stole musi być 12 potraw, sam stół, podobnie jak dom i choinka, powinny być odpowiednio udekorowane. A w tym wszystkim trzeba jeszcze upiec pierniki, zapakować prezenty i zadbać o dobrą atmosferę przy stole, tak, by goście byli zadowoleni. Zamiast radości z nadchodzących świąt, jest pani coraz bardziej spięta, bo nie wie pani, czy się wyrobi na czas, a po drodze pojawia się coraz więcej przeszkód. To napięcie, które się w pani generuje, będzie się rozprzestrzeniać po całej rodzinie – partnerze oraz dzieciach i również w nich będzie narastać, a to doprowadzić może do rodzinnych konfliktów, złości lub poczucia winy. Dodatkowo, poza frustracją, może pojawić się poczucie osamotnienia w tych przygotowaniach.
Rola gościa też nie do końca wydaje mi się w tej sytuacji komfortowa. Bo z jednej strony – mam swój pomysł na święta, a z drugiej – rodzina wolałaby kontynuować tradycję — czyli siedzieć i jeść. Niechęć do świąt narasta, bo moje pragnienia są sprzeczne z oczekiwaniami rodziny. Da się to pogodzić?
Oczywiście, że się da. Tylko należy wsłuchać się w swój konflikt i zrozumieć, po co on jest, czego dotyczy. Bardzo często dotyczy on ambiwalentnych uczuć i potrzeb. Z jednej strony chcemy ten czas spędzić po swojemu, ale z drugiej – przecież mogą to być ostatnie święta babci, albo mama będzie zła, jeśli się nie pojawię na wigilii. W innych sytuacjach, np. w przypadku młodych małżeństw, przychodzi nam decydować, do której rodziny na święta pojechać. Wtedy pojawia się w nas pytanie: jak rozwiązać ten dylemat? Zrobić święta objazdowe, a może zostać w domu?
W takich przypadkach to, co możemy zrobić, to przede wszystkim odpowiedzieć na następujące pytania: czyje oczekiwania wypełniam, wybierając opcję X i z jakiego powodu to robię? Co mi to da, jeśli spędzę święta w określony sposób? Jak się będę czuła, jeżeli przedłożę swoje potrzeby, ponad potrzeby innych? Jak z tym będą się czuli inni i czy to jest dla mnie ważne? Czego potrzebuję, aby podjąć właściwą decyzję? Jakie emocje towarzyszą mi, gdy myślę o tej opcji i co jestem w stanie wyciągnąć dobrego z tego czasu, jeśli zdecyduję się spędzić go sprzecznie z moimi potrzebami? Na te pytania możemy odpowiedzieć zarówno indywidualnie, jak i z partnerem. Jeżeli rozmawiamy o tym otwarcie, jesteśmy bliżej wypracowania kompromisu.
Załóżmy, że odpowiedziałam sobie na te pytania i przemówił do mnie argument, że mogą to być ostatnie święta babci. Jednak poza nią przy wigilijnym stole zasiądą ciocie i wujkowie, skorzy do zadawania dość bezpośrednich pytań. Wspomniała pani o nich na początku naszej rozmowy. Co wtedy?
W takich sytuacjach trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jestem w stanie udźwignąć takie spotkanie bez emocjonalnego obciążenia. Innymi słowy: czy jestem w stanie wejść w rolę obserwatora, mentalnie odsunąć się od stołu o 3 metry, by nie dać się zaprosić do tych emocjonalnych rozmów. Jeśli jestem w stanie zachować dystans, to mogę się wcześniej do takich niewygodnych pytań przygotować, np. rozpisując sobie odpowiedzi. Często takie podejście z dystansem, nie z poziomu emocjonalnego, kompletnie zbija z pantałyku pytającego i sprawia, że przestaje drążyć. Jednak jeśli, ktoś przeżywa silne emocje, np. złość, żal, smutek i nie jest w stanie się od nich oddzielić – to powinien przede wszystkim pomyśleć o sobie i o tym, by nie zmuszać siebie do takiego spotkania. Istnieje możliwość, że w takiej sytuacji, na to spotkanie przyjdzie złość lub smutek tej osoby i rozgości się przy stole, przysłaniając to, co może w tym czasie być dobre. Ta złość może zaprosić np. do konfliktu.
”To, co możemy zrobić, to przede wszystkim odpowiedzieć na następujące pytania: czyje oczekiwania wypełniam, wybierając opcję X i z jakiego powodu to robię? Co mi to da, jeśli spędzę święta w określony sposób? Jak się będę czuła, jeżeli przedłożę swoje potrzeby, ponad potrzeby innych?”
Znam kilka osób, w których święta wywołują właśnie takie emocje. I te osoby, mimo iż otwarcie mówią, że nie lubią świąt, to co roku się „naginają” i gotując się w środku, jadą w rodzinne strony. Z czego to wynika?
Takie “naginanie się” może oznaczać wypełnianie oczekiwań i lojalności rodzinnych. Przecież każdy z nas ma swoją rodzinę pochodzenia. Pochodzimy z niej i jest to jedyny skarb, który otrzymujemy na starcie naszego życia. W związku z tym, każdy z nas posiada coś takiego jak lojalność rodzinną, dzięki której przynależymy i znaczymy. Możemy się uwalniać się od oczekiwań i próbować być lojalni bardziej sobie, niż naszej rodzinie pochodzenia, ale to nie oznacza, że jesteśmy od niej całkowicie wolni.
Co rozumiem pod pojęciem lojalności? Opowiem na przykładzie małych dzieci. Kilka lat temu podczas wolontariatu w domu dziecka, pewien chłopczyk otrzymał od wychowawczyni cukierka, ale go nie zjadł, zamiast tego trzymał go w ręku, aż ten się rozpuścił. Gdy spytałam go, dlaczego tego nie zrobił, powiedział, że trzyma go dla mamy, która miała go odwiedzić. To jest właśnie przykład lojalności i miłości dzieci do rodziców. Okres nastoletniości to zaś okres buntu przeciwko tym lojalnościom i oczekiwaniom, który w przyszłości pozwoli odseparować się, uzyskać pełną autonomię od rodziny pochodzenia. Nie znaczy to jednak, że jako dorośli jesteśmy całkowicie wolni od lojalności względem naszych rodziców. Myślę, że dorosłość to taki moment, w którym jesteśmy w stanie wybrać, co jest dla nas lepsze, mając świadomość, jakie kryją się za tym oczekiwania i wobec kogo jestem lojalny. Żeby móc postawić na autonomię, musimy to najpierw opłakać.
Co konkretnie ma pani na myśli?
Najpierw musimy zdać sobie sprawę, kto i jakie oczekiwania względem nas kieruje, czy są one uświadomione, czy nie. Często okazuje się wówczas, że stajemy przed wyborem – żyć w zgodzie ze swoimi oczekiwaniami, czy żyć tak, jak chcą tego nasi najbliżsi. Jeżeli postawimy na siebie, to przeżywamy stratę, bo rozczarowujemy naszych najbliższych. Często decydując się na rozczarowanie bliskich, ponosimy za to cenę. I to jest właśnie proces straty – wyjście z roli dziecka i wejście do roli dorosłego.
Od oczekiwań rodzinnych można próbować uwolnić się na różne sposoby. Jednym pomaga terapia. Inni dokonują tego dzięki autorefleksji i świadomości trudnych doświadczeń, które zapamiętuje nie tylko nasza psychika, ale również nasze ciało. Ta fenomenalna pamięć naszego ciała sprawia, że w okresie świątecznym potrafi ono czuć dokładnie te same emocje, które przeżywaliśmy w dzieciństwie. Czasami wystarczy niewinna sytuacja, konkretne słowa, zachowanie, gest, żeby wyzwolić napięcie, które odczuwaliśmy, będąc dzieckiem. Jeśli to sobie uświadomimy, będziemy na dobrej drodze do tego, aby przeżywać święta w zgodzie ze sobą.
”Jeżeli postawimy na siebie, to przeżywamy stratę, bo rozczarowujemy naszych najbliższych. Często decydując się na rozczarowanie bliskich, ponosimy za to cenę. I to jest właśnie proces straty – wyjście z roli dziecka i wejście do roli dorosłego”
Czyli zdrowy egoizm stawiamy ponad lojalnością rodzinną.
Myślę, że ile rodzin, tyle kompromisów. Nikt nie powiedział, że wszystkie święta muszą być takie same. Ludzie w różny sposób układają sobie ten czas – jedne święta spędzają w domu, drugie wyjeżdżając za granicę, trzecie u rodziny. Myślę, że nie ma nic złego, żeby rozmawiać o różnych sposobach na spędzanie świąt. Czasem te rozmowy bywają trudne. Rodzina może mieć poczucie pustki, opuszczenia. Bo jak to jest, że ciebie nie będzie na święta? Albo, że nie zobaczę mojego wnuczka. Prawda jest taka, że w dbaniu o relacje w ogóle nie chodzi o święta, od tego jest cały rok. W trakcie świąt nie chodzi przecież o smutek, żal i złość. Przecież chodzi o przyjemność, o bliskość, o inspirujące spotkania pełne radosnych wspomnień, o wzajemną troskę i poczucie rodzinnej intymności. Nie musimy siedzieć przy stole przez dwanaście godzin. Możemy wyjść na spacer, możemy pojechać do znajomych albo spędzić święta w samotności, jeśli tego rzeczywiście potrzebujemy.
A jak na naszą niechęć do świąt wpływa ta cała „lukrowana” otoczka, którą serwują nam influencerzy, telewizja i centra handlowe? Jaką, ten wyidealizowany obraz, ma moc w kontekście wywoływania przykrych emocji?
Bardzo dużą, bo działamy tutaj, porównując i budując fałszywe poczucie, że tak należy. Człowiek jest mistrzem w porównywaniu się do innych. Kiedy widzimy szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi w drogich ciuchach, perfekcyjnie nakryty stół, choinkę ubraną na bogato – możemy odczuwać i przeżywać frustrację, bo przecież to takie różne od tego, jaka jest rzeczywistość. Mimo wszystko próbujemy jednak dążyć do tego wyidealizowanego obrazu. Kolejną kwestią jest wszechobecny konsumpcjonizm i potrzeba posiadania. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że ludzie są wzrokowcami, drogi prezent może pobudzać w mózgu ośrodek natychmiastowej nagrody. Kiedy więc widzimy coś ładnego, coś, co zobaczymy w social mediach – chcemy to mieć. A jeśli nie możemy – rodzi się w nas złość.
A w mediach coraz częściej przewija się sformułowanie „świąteczna depresja”…
Bardzo nie lubię tego typu etykiet, ale święta to czas, w którym rzeczywiście nasz nastrój może się pogarszać i w którym jest więcej nerwów, lęku i złości. Często już sama myśl o wyzwaniach związanych ze świętami, stawia na nogi nasz układ nerwowy w stanie napięcia. Dla osób w kryzysie psychicznym, chorujących na depresję lub stany lękowe ten czas może być jeszcze bardziej wymagający i sprzyjający pogorszeniu nastroju. Reakcję z ciała w tym okresie świetnie obrazuje porównanie do dużego i silnego dębu. Proszę sobie wyobrazić, że jest pani silnym dębem, który, aby przetrwać, potrzebuje się mocno zacisnąć w sobie. I robi to codziennie. Ale gdy zbliża się silna wichura – to dąb musi się spiąć jeszcze mocniej, żeby przetrwać.
I tak samo wzrasta przedświąteczne napięcie w ciałach wielu ludzi – nie tylko tych w kryzysie psychicznym. Ale również tych nielubiących świąt – o których właśnie rozmawiałyśmy. Bardzo często po świętach następuje rozprężenie, jakbyśmy całe napięcie spuścili i wtedy pozostaje zmęczenie, które może się objawiać jeszcze większym niż zwykle obniżeniem nastroju. Doskonale widać to w gabinetach psychologów i psychoterapeutów – pojawiają się wtedy ludzie, którzy są autentycznie zmęczeni świętami, których oczekiwania, czy potrzeby zostały odsunięte na dalszy plan. Dlatego tak ważne jest, by przypomnieć sobie, po co są święta i tym razem zrobić coś inaczej.
Aleksandra Antczak – psycholożka, psychoterapeutka systemowa w trakcie certyfikacji. W swojej praktyce terapeutycznej zauważa potrzebę pracy w oparciu o relacje. Kwalifikacje zdobywa, szkoląc się na psychoterapeutkę w Wielkopolskim Towarzystwie Terapii Systemowej. Ukończyła również 5-letnie studia psychologiczne w SWPS Uniwersytecie Humanistycznospołecznym. W social mediach edukuje w obszarze zdrowia psychicznego, jako @psychoterapeutka_odpowiada (Instagram, YouTube)
Zobacz także
„Dlaczego obchodzisz święta, skoro nie po drodze ci z Kościołem?”. O tym, jak odpowiadać na to pytanie, mówi Martyna F. Zachorska
„Gdy nadchodzą święta, jesteśmy zazwyczaj tak zmęczeni i sfrustrowani, że przestają nas cieszyć” – mówi psycholożka
„Tradycja jest dla nas ważna, dopóki jest wygodna. A jeżeli tradycja wiąże się ze stawianiem nam wymagań, ograniczeń, nakazów – to jej nie lubimy”. Jak nie zwariować w Święta i przeżyć je bez nadmiernego stresu? Wyjaśnia psycholog
Polecamy
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
„Za dużo wymagamy”. O tym, dlaczego coraz więcej osób ma problem ze znalezieniem partnera, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
się ten artykuł?