„Najważniejsze, by nie ulegać presji: bo jestem sama, czas leci, a zegar biologiczny tyka” – seksuolożka Maria Kmieciak o randkowaniu w czasie pandemii
Czy pandemia zmieniła to, w jaki sposób randkujemy? Czy trudniej nam się przekonać do wyjścia na spotkanie z drugą osobą w czasach, gdy często większość dnia spędzamy w domu? Jak wrócić do umawiania się na randki, uprawiania seksu po dłuższej przerwie? O tym i nie tylko rozmawiamy z seksuolożką i terapeutką Marią Kmieciak, prowadzącą profil Sekssfery na Instagramie.
Anna Sierant: Czy można powiedzieć, że przez pandemię, jeśli chodzi o randkowanie, trochę się rozleniwiliśmy? Wiele osób inaczej niż wcześniej pracuje zdalnie lub hybrydowo, niemało spraw (np. zakupy) da się załatwić, nie wychodząc z domu. W takiej sytuacji wygodniej jest siedzieć przed komputerem w dresie, wychodząc na zewnątrz tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Czy tą koniecznością są też jednak randki, czy częściej niż wcześniej z nich rezygnujemy, bo trudno nam podjąć wysiłek związany z przygotowaniem się do takiego wyjścia?
Maria Kmieciak: Myślę, że zazwyczaj wcale nie chodzi o lenistwo, że to sprawa drugorzędna. Tym, co zauważam jednak wśród osób, które przychodzą do mojego gabinetu, jest fakt, że – z różnych powodów – boją się one randkować. Na co dzień słyszę, jak klientki i klienci stwierdzają: „nie pamiętam już, jak to się robiło”. Nierzadko mówią to nawet osoby, które jeszcze w czasie przed pandemią były „zaprawione w bojach”, a dzisiaj same zauważają ogromne różnice w swoim podejściu do randek, do stylu randkowania. Jest w tym wszystkim, jak wspomniałam, więcej obaw.
Zmieniło się więc to, że bardziej się boimy randek. A czy to randkowanie doby pandemii, Tindera i innych aplikacji ma jeszcze jakieś swoje „cechy charakterystyczne”?
Dzięki rozwojowi aplikacji i stron randkowych samo poznanie (także wyłącznie to wirtualne, nie na żywo) drugiej osoby wydaje się łatwiejsze niż jeszcze 10 lat temu. Randkowanie jest na wyciągnięcie palca, który zaznacza opcję „w prawo” lub „w lewo”. Dzisiaj wcale nie musimy się tak bardzo starać, by się z kimś połączyć w wirtualną parę, jesteśmy przebodźcowani. U moich klientów i klientek zauważam pewną powtarzalność schematu – najpierw matchują się w aplikacji, potem następuje rozmowa, słyszę, że „tak fajnie nam się pisało, wcale nie musiałam się zmuszać do spotkania”. U jednej z osób rodzą się oczekiwania, nadzieje, umówiona zostaje randka w realu, ale koniec końców do niej nie dochodzi. Takie historie słyszę nawet częściej od mężczyzn niż od kobiet. Że te randki są odwlekane, przekładane na wieczne nigdy.
Co wpływa na takie zachowanie? Myślę, że w głównej mierze przekonanie, że wcale niekoniecznie trzeba iść na właśnie to spotkanie, jeśli za chwilę można się umówić na kolejne. W związku z tym ktoś wychodzi z założenia, że nie ma sensu się za bardzo starać. Zdarza się też, że jeśli do randki dojdzie, a pierwsze spotkanie w odczuciu jednej z osób było udane, to niestety ta druga zaczyna nas „casperingować”, czyli odpisywać raz na tydzień, na dwa albo w ogóle przestaje się odzywać, choć w czasie randki wszystko wskazywało na to, że i ona się dobrze bawi. Chciałabym jednak zaznaczyć, że te historie związane z randkowaniem przez aplikacje, serwisy internetowe oczywiście nie wykluczają szczęśliwych zakończeń, choć w pandemii słyszę o nich rzadziej niż wcześniej.
Co jeszcze może wpływać na to, że te kontakty nawiązywane przez aplikacje nie zawsze są kontynuowane, a czasem nawet nie dochodzi do spotkania na żywo?
Pamiętajmy, że niektóre aplikacje, jak wspomniany Tinder, umożliwiają zakładanie kont nie tylko singlom i singielkom, mnóstwo osób pozostających w relacji również z nich korzysta. Tych, które chciałyby mieć przygodę „na boku”. Przez izolację, pandemię niewiarygodne stały się wymówki: „muszę wyjechać w delegację”, bo tych delegacji po prostu nie było. Teraz zamiast jednorazowych lub krótkotrwałych wyjazdów z kimś trzecim, można łączyć się w pary przez aplikację i rozmawiać z kimś online. Schemat się więc zmienił. Osobie, która jest w relacji, wcale nie musi zależeć na tym, by poznać kogoś na żywo – aby podbudować ego, wystarczy dostać dużo lajków, stworzyć wirtualne pary. To sposób na to, by deficyty w pewności siebie, poczuciu własnej atrakcyjności w pewnym stopniu wypełnić przez przekonanie: „skoro cieszę się powodzeniem online, nadal jestem hot, nadal się podobam”. Gdybym chciała, mogłabym się spotkać, z kim chce, ale wcale nie mam na to ochoty. Jeśli uważam, że partner czy partnerka nie daje mi wystarczającego zainteresowania, wcale nie muszę zdradzić, mogę się podbudować tym, że ktoś do mnie pisze, składa mi propozycje, ale nie muszę się godzić na spotkanie.
Ale chyba nie ma się co zniechęcać, jeśli w czasie pandemii poszukujemy kogoś, z kim można by stworzyć dłuższą relację?
Zdecydowanie nie! Jednak przede wszystkim warto iść na randkę wtedy, gdy dana osoba sama poczuje, że jej potrzebuje. Jeśli ktoś ma w danym momencie życia dość randkowania, towarzyszy mu poczucie rozczarowania związane z poprzednimi spotkaniami, warto posłuchać siebie i dać sobie czas. Najważniejsze, by nie ulegać presji: bo jestem sama, bo trzeba chodzić na randki, bo jestem po 30., a zegar biologiczny tyka. Z mojego doświadczenia wynika, że panie, które z uporem maniaka chodzą na te randki, bo „to już ich czas” na związek czy dziecko, w większości przypadków nie uzyskują pozytywnych skutków tego przymuszania się. Oprócz odpowiedzi na pytanie: „czy mam na to gotowość?” warto też zastanowić się: „czego właściwie oczekuję: przelotnego romansu, chcę się z kimś spotkać na jedną noc, poznać fajnego kumpla czy zbudować relację?”. Taka szczerość wobec siebie pozwala na pewną weryfikację już na samym początku randkowania i na uniknięcie spotkań z osobami, którym zależy na czymś innym niż nam.
A jak wrócić do randkowania, gdy długo tego nie robiłyśmy? Przed powrotem do spotkań po długim czasie może powstrzymywać właśnie fakt, że od ostatniej randki danej osoby minęło wiele miesięcy czy nawet lat. W jaki sposób można się psychicznie do tego przygotować, by przed spotkaniem nie zamęczyć się z nerwów?
Dobrym punktem wyjścia jest – jak wspomniałam wcześniej – zdanie sobie sprawy z tego, czy ja naprawdę chcę iść na tę randkę, czy ta chęć to wynik presji otoczenia. A wiem, że osoby niebędące w relacji mocno w czasie pandemii oberwały, słyszały uwagi dotyczące tego, że długo już się z nikim nie spotykają, że czas leci. Gdy już postanowimy, że na randkę chcemy iść z własnej i nieprzymuszonej woli, to radziłabym podejść do niej jako do sposobu na sprawdzenie siebie: wyjdę, zobaczę, jak będę się czuła, jak się zachowam, jak będę flirtować, poobserwuję, jak wygląda mój kontakt z kimś, kogo dopiero poznaję. Dam sobie szansę.
Jeden z powodów, dla których to danie sobie szansy nie jest najłatwiejsze, stanowi przekonanie, że druga osoba zauważy w nas to, czego najbardziej się obawiamy: że jesteśmy pełni wątpliwości, nie czujemy się pewnie, a nawet – bezbronni, wystawieni na niebezpieczeństwo odrzucenia. Jak to przekonanie zwalczyć, a może właśnie – lepiej je zaakceptować?
Każdy ma prawo czuć się pod pewnymi względami niepewnie sam ze sobą, ale to jednak nie powinno sprawiać, że sami się dyskwalifikujemy, że to wzbrania nas, powstrzymuje przed otwarciem na inne osoby, znajomości. Jeśli lęk nas paraliżuje, myślę, że warto skonsultować się z terapeutą, by to przepracować, jednak mały stres ma prawo się pojawić, jest naturalny, wręcz wpisany w definicję randki. Przed pandemią też się denerwowaliśmy tymi spotkaniami. A przecież nie ma osób perfekcyjnych, bo tym, co widzimy w social mediach, jest zazwyczaj piękny filtr, a randka stanowi spotkanie z człowiekiem, nie – wytworem mediów społecznościowych. By uniknąć rozczarowań, warto więc dodawać w swoim randkowym profilu aktualne zdjęcia i informacje o sobie. Jedna z moich klientek spotkała się z mężczyzną, z którym świetnie rozmawiało się jej przez telefon, w końcu się poznali się na żywo i czar prysł – okazało się, że pan ma o 10 lat więcej niż mówił wcześniej i niż wskazywało na to jego zdjęcie. Mimo że dobrze się rozumieli, ona nie była w stanie wejść w relację z kimś, kto już na początku ją tak okłamał. On był natomiast tak niepewny siebie, że nie powiedział prawdy, mając nadzieję, że kobieta przymknie na to oko, skoro dobrze się rozumieją.
”Nie ma nic złego w tym, że jeśli spotkam na Tinderze kogoś, kim nie jestem do końca zainteresowana, to i tak będę chciała się z nim spotkać, żeby miło spędzić czas. Nie po każdej randce musimy sobie robić wielkie oczekiwania: że to będzie wielka miłość, partner na całe życie”
Randkowanie to jedno, ale może się ono przerodzić w seks i tu pojawia się kolejny problem. Jednocześnie i tęsknota za bliskością, ale i lęk, zwłaszcza jeśli ktoś w czasie pandemii czuje się mniej komfortowo ze swoim ciałem niż wcześniej. Jak poradzić sobie w tym przypadku?
Mój przyjaciel, terapeuta, zwrócił kiedyś uwagę na bardzo istotną rzecz, w rozmowie dotyczącej panów zmagających się z problemami z erekcją. Faktem jest, że taka sytuacja należy do jednej z najbardziej stresujących w życiu mężczyzn, którzy często wpadają w wir błędnego koła, myśląc: „skoro miałem jedną nieudaną próbę, to pewnie następnym razem znów będzie to samo”. Mój przyjaciel zauważył, że to bywa źródłem stresu nie tylko dla mężczyzn, ale również dla kobiet, co potwierdza również moja praktyka. W większości przypadków kobiety tego typu sytuacje odbierają bardzo personalnie, obawiając się, że nie są wystarczająco atrakcyjne, seksowne, że nie potrafią podniecić swojego partnera. Dlatego naprawdę warto rozmawiać, żeby dwie osoby nie były koniec końców poszkodowane. Pamiętajmy, że te obawy dotyczą nie tylko mnie, tego, że „mam tu 3 kilo więcej, tam za dużo ciała”. Podstawą jest uważność i życzliwość wobec siebie, ale też otwartość i humor. Dzięki temu „oswoimy wroga”, czyli to, co trudne i wstydliwe. Jeśli powiemy głośno, z czym się mierzymy, nadamy temu konwencję humorystyczną, to łatwiej się oswoimy z niedoskonałościami.
A co jeszcze może pomóc w lepszym czuciu się we własnym ciele?
Ćwiczenia z lusterkiem. Praca z lusterkiem pozwoli oswoić swoje ciało. Jeśli mamy opory przed tym, by stanąć przed dużym lustrem w mieszkaniu nago, warto to zrobić w bieliźnie i znaleźć 5 rzeczy, które w sobie lubimy. Mamy tendencję do skupiania się na niedoskonałościach i kiedy na nich się koncentrujemy, to łatwo przestajemy zauważać wszystkie dobre aspekty naszego ciała, a przecież nie jest tak, że wszystko w nim jest przez nas nieakceptowane. Każdy ma coś fajnego, pięknego co warto znaleźć: mogą to być ramiona, szyja, talia, nogi, dłonie.
Warto też spisać wszystkie niesamowite rzeczy, które zrobiliśmy, będąc w swoim ciele i nie trzeba wcale wymyślać wielkich sukcesów, bo niesamowite mogą być małe rzeczy, niezauważane na co dzień np. ciepła kąpiel, praca, ukończenie szkoły czy jakiegoś etapu w życiu, łyk kawy o poranku, rozwój czy założenie rodziny. Te wszystkie rzeczy są niezwykłe, a doświadczamy ich, ponieważ posiadamy nasze ciało, dzięki któremu czujemy miłość, przyjemność z zabawy czy z różnych aktywności. Jeśli będziemy patrzeć z brakiem miłości na swoje ciało, daleko nie zajdziemy. To, jak siebie czujemy, wyrażamy – przenosimy na innych. Jak siebie traktujesz, tak traktują cię inni. Warto więc podchodzić do siebie z miłością, wdzięcznością i szacunkiem.
A czy warto chodzić na randki jak najczęściej, zwłaszcza w dobie aplikacji, które umożliwiają szybkie (najpierw wirtualne) poznawanie nowych osób? W myśl zasady, że praktyka czyni mistrza, a flirtowanie jest jak mięsień, który warto trenować?
To zależy od oczekiwań, nastawienia – najważniejsze, aby nie krzywdzić innych osób. Nie ma nic złego w tym, że jeśli spotkam na Tinderze kogoś, kim nie jestem do końca zainteresowana, to i tak będę chciała się z nim spotkać, żeby miło spędzić czas. Nie po każdej randce musimy sobie robić wielkie oczekiwania: że to będzie wielka miłość, partner na całe życie. Jeśli też chcemy np. pójść z kimś do łóżka bez późniejszej kontynuacji znajomości, warto zobaczyć, jakie oczekiwania ma druga osoba i szczerze je sobie nawzajem przedstawić.
”Oprócz odpowiedzi na pytanie: „czy mam na to gotowość?” warto też zastanowić się: „czego właściwie oczekuję: przelotnego romansu, chcę się z kimś spotkać na jedną noc, poznać fajnego kumpla czy zbudować relację?”. Taka szczerość wobec siebie pozwala na pewną weryfikację już na samym początku randkowania i na uniknięcie spotkań z osobami, którym zależy na czymś innym niż nam”
Czy w poznaniu potencjalnego partnera, wzbudzeniu w sobie energii do randkowania pomaga też aktywność na innych polach?
Oczywiście! Nie raz spotkałam się z badaniami mówiącymi o tym, że największy odsetek szczęśliwych par stanowią te, które spotkały się – w realu lub rzeczywistości wirtualnej – na forum wspólnych zainteresowań. Najpierw więc coś „zaskoczyło” na tym polu – osoby te miały ze sobą o czym rozmawiać – a potem także stały się dla siebie atrakcyjne pod względem stworzenia związku. Tak więc zachęcam do udziału w warsztatach rozwojowych, do wychodzenia do teatru, ze znajomymi na piwo. Jeden z moich klientów dzięki temu, że zapisał się na kursy gotowania, zaczął spotykać się z osobami na nich poznanymi także na wspólnych kolacjach w ich domach. Nawiązał nowe znajomości w wielkim mieście, w którym wcześniej czuł się samotny. Teraz śmiga także po aplikacjach randkowych i ma się dobrze. Dzięki tym sytuacjom towarzyskim odważył się również po dłuższym czasie na randki z kobietami.
Jak pani sądzi, czy pandemia już na długo zmieni to, w jaki sposób randkujemy?
Na pewno już zmieniła, ale nie wiem, czy na dobre. Boimy się być blisko, a to wynika z kilku przyczyn. Czasem z doświadczeń z dzieciństwa, czasem z tych wcześniejszych randek, które nie zawsze były udane. Coś nas kiedyś zabolało, zostaliśmy źle potraktowani i nie chcemy znów się sparzyć. To nie zawsze muszą być jakieś traumy, po prostu nieprzyjemne doświadczenia. Boimy się, że znów będzie bolało, więc jesteśmy ostrożni, czasem do granic możliwości. Niekiedy mamy też konkretne oczekiwania, o których druga osoba nie ma pojęcia, więc ich nie spełnia. A przecież tak naprawdę nie musi – to jest człowiek, który nas jeszcze nie zna, a i my na pierwszy rzut oka nie możemy stwierdzić, jaki będzie w dłuższej relacji.
Czasem zdarzają się relacje, w których jest nam tak dobrze, że zaczynamy je autosabotować, pojawia się czerwona lampka, sygnał: „halo, halo, jest fajnie, zaraz się coś złego zadzieje”. Wyszukujemy na siłę problemów i skazujemy związek na porażkę. Pandemia sprawiła też, że niektóre pary zaczęły się kłócić, bo przebywały ze sobą 24 h na dobę i ten test okazał się dla nich nie do zdania. Znam jednak też związki, które wzmocniły swoją relację właśnie w czasie lockdownu: razem odpoczywały, grały w gry, pracowały i w ich przypadku ten wymuszony wspólny czas okazał się błogosławieństwem.
Jeśli jednak jesteśmy singlami i w takiej sytuacji, że wcześniej się sparzyliśmy, nie nakładajmy na siebie presji, spróbujmy zmienić sposób myślenia, podejść do randek z czystą kartą, z przekonaniem, że z inną osobą finał relacji nie musi być taki, jak wcześniej. Jeśli próbujemy, ale poprzedni związek cały czas w nas pracuje, widzimy, że jesteśmy ciągle po nim poranieni, warto się ze spotkaniami na jakiś czas wstrzymać. Nie ma nic gorszego niż skazywanie swojego życia osobistego na niepowodzenie tylko dlatego, że sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, co się z nami dzieje, że to lęk i ból przez nas przemawiają i to one nam przeszkadzają w drodze do stworzenia związku. A nie górnolotne założenia, oczekiwania, że to on czy ona nie jest dla mnie, bo… – i tu serwujemy sobie jakąś wymówkę. Warto więc zaakceptować swoje potrzeby i próbować, próbować.
Maria Kmieciak – psycholożka, seksuolożka i terapeutka. Skończyła Uniwersytet Humanistycznospołeczny SWPS Warszawie na kierunkach Społeczna Psychologia Kliniczna oraz Seksuologia Kliniczna. Na Instagramie prowadzi profil sekssfery
Zobacz także
„Randki są ogromnie ważne na każdym etapie związku” pisze psychoterapeutka Anna Wietrzykowska. Dlaczego należy je praktykować?
„Każdy seks może być 'slow’: i krótki, i długi, zrytualizowany, jednorazowy, BDSM-owy, waniliowy…” – przekonują Marta Niedźwiecka i Hanna Rydlewska
„Miło jest czuć motyle w brzuchu, ale one mogą nas sprowadzić na manowce” – mówi Logan Ury, coach randkowania
Polecamy
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
W Ministerstwie ds. Samotności króluje język zdrobnień. Je się tu obiadki i pije kapuczinko. Może to sposób na zmiękczenie nie tylko słów, ale też rzeczywistości
się ten artykuł?