Przejdź do treści

Michał Książek: Najważniejsze, żebyśmy się spotykali – ludzie i ta cała bezbronna reszta świata, którą tak olewamy

Michał Książek fot Adam Zbyryt
Michał Książek fot Adam Zbyryt
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Dla zarodników grzybów i nasion drzew, ptaków i owadów Pałac Kultury jest wielką górą o spiczastym szczycie, zamieszkaną przez sokoły wędrowne. Gdyby nie regularne akcje odchwaszczania, porastałyby go lasy topolowe, klonowe i zarośla czarnego bzu. Pewnie byłoby trochę łanów pokrzyw, może nawłoci. Ściany porósłby winobluszcz, bluszcz, powoje i kieliszniki. Wróble znalazłyby tam raj do życia. Wyobraża pani sobie wielką zieloną górę o ćwierkających ścianach?”. O sile przyrody opowiada Michał Książek, kulturoznawca, leśnik i ornitolog, autor książki „Atlas dziur i szczelin”.

 

Klaudia Kierzkowska: Życie przecieka nam przez palce, pędzi nieubłaganie. To nie jest naturalny tryb dla nas jako ssaków, prawda?

Michał Książek: Nie jest, a potrzebę zwolnienia mamy zapisaną choćby w różnych kulturach świata. Siódmy dzień tygodnia, szabat, sjesta, różnego rodzaju posty, także posty milczenia, albo HVILE, czyli norweska sztuka leniuchowania. Człowiek od dawna wiedział, że wstrzemięźliwość, umiar i odpoczynek są mu niezbędne. Robią to także zwierzęta, i to nie tylko ssaki. O odpoczynku, wytchnieniu i takiej wewnętrznej równowadze pamiętają także ptaki, owady, gady i płazy.

By przyjrzeć się przyrodzie, wcale nie musimy wyjeżdżać na egzotyczne wakacje, czy nawet jechać na wycieczkę do lasu. Gdzie, tak w codziennym życiu, możemy ją dostrzec?

Przywykliśmy uważać, że przyroda jest gdzieś daleko. Szukamy jej w Tatrach, nad Morzem Śródziemnym, Syberii albo na wyspach Galapagos. Tymczasem ptaki gnieżdżą się tuż pod naszymi parapetami albo we wnękach okiennych – co niektórych oburza. Drzewa wręcz zaglądają do naszych okien – choć niestety jest ich coraz mniej. W doniczce mieszkają skoczogonki – choć wielu je tępi, zamiast oglądać pod lupą. To dziwne zwierzątka wielkości milimetra. Tańczą przed partnerką, ale nie po to, żeby ją posiąść. Składają nasienie w jakimś miejscu, a potem urzeczona partnerka sama je sobie wsysa przez taki specjalny odkurzacz na brzuchu. Takich zjawisk jest wiele, musimy tylko chcieć je dostrzec. Warto zatrzymać się na chwilę, rozejrzeć dookoła, zwolnić i się zastanowić.

Michał Książek fot. Adam Zbyryt

Choć zajęliśmy miejsce przyrody, ona się nie poddaje. Wdziera się nawet w najmniejsze szczeliny. Jednym z takich mniej oczywistych jest Pałac Kultury, o czym pisze pan w swojej książce „Atlas dziur i szczelin”.

Dla zarodników grzybów i nasion drzew, ptaków i owadów Pałac Kultury jest wielką górą o spiczastym szczycie, zamieszkaną przez sokoły wędrowne. Gdyby nie regularne akcje odchwaszczania, porastałyby go lasy topolowe, klonowe i zarośla czarnego bzu. Pewnie byłoby trochę łanów pokrzyw, może nawłoci. Ściany porósłby winobluszcz, bluszcz, powoje i kieliszniki. Wróble znalazłyby tam raj do życia. Wyobraża pani sobie wielką zieloną górę o ćwierkających ścianach? A zamiast tej wielkiej fontanny na dole – staw, żaby, kaczki i grążele żółte? W wodzie pluskolce krętaki, kałużnice, ośliczki, wodopójki i coś jeszcze innego.

Łukasz Łucza

W jakich innych, nieoczywistych przestrzeniach miejskich zagościła natura?

Muszę przyznać, że nie lubię określenia „natura”. Zakłada rozdział między nami a resztą świata fizycznego, ostry podział na naturę-kulturę, przyrodę-cywilizację, co niesie za sobą wiele negatywnych skutków. Chociażby takich, że stajemy się wyobcowani z ekosystemu, wyalienowani, traktujemy przyrodę jak zasób albo wroga, tymczasem to złudzenie. Natura nigdzie nie poszła, była zawsze, także w mieście, to raczej my sobie poszliśmy.

A te nieoczywiste miejsca to chociażby wszelkiego rodzaju dziury, w których mieszkają ptaki czy nietoperze, albo dziurki będące domem pszczół samotnic albo innych owadów. Skrzynki na listy, dziurki od klucza, przypadkowe ubytki w tynku. W jednym takim wykruszeniu można spotkać glony, trawę i skoczogonka. Całe uniwersum do zobaczenia i pokazania!

Jakie części miasta przyroda lubi najbardziej?

Chyba najbardziej te stare, składające się w dużej mierze z czasu, wielu warstw obecności. Pozostawione sobie, zarośnięte, z odkrytą glebą. Wspólną cechą tych wszystkich miejsc jest to, że są w dużym stopniu organiczne i miękkie. Twarde i hermetyczne części miasta nie są tak gościnne. Czyli raczej te kwartały miasta, gdzie nie wszystko pokrył beton, gdzie widać żywą glebę, gdzie są jeszcze parki i zieleńce z niegrabionymi liśćmi. No i nieremontowane kamienice pełne dziur i szczelin dla kopciuszków, pleszek, wróbli, modraszek, pełzaczy i… nietoperzy. Śródmieścia są już wyremontowane i czyszczone, myte, meblowane, odkurzane, jak wnętrze jakiegoś domu. Ta ślepa próba urządzenia outdooru na zasadach indooru nas zabija.

Latem zalewa nas fala upałów. W swojej książce „Atlas dziur i szczelin” wspomina pan o miejskich wyspach ciepła. Co dokładnie kryje się pod tym pojęciem?

To betonowo-asfaltowa część śródmieścia, której średnia temperatura w skali roku jest wyraźnie wyższa aniżeli temperatura przedmieścia. W największych metropoliach świata ta różnica wynosi nawet 12 stopni Celsjusza. Beton, asfalt i twarda architektura szklana magazynują energię, którą powoli oddają w nocy, podgrzewając otoczenie. Swoje robią też odpady termiczne z biur, hal, sklepów i restauracji, które wyprowadzane są na zewnątrz. Na wyspie ciepła, urządzonej jak aseptyczne mieszkanie, żyje się źle, krócej i z wysiłkiem. Trawniki rudzieją, drzewa usychają, deweloperzy zarabiają.

Dlaczego obecność drzew w centrach miast jest tak ważna?

Triada: drzewa, otwarta woda i beton pozwalają wywołać różnice w temperaturze nad tymi trzema powierzchniami, czyli swego rodzaju kaskadę termiczną. To właśnie ona powoduje przemieszczanie się mas powietrza z miejsc cieplejszych do chłodniejszych, np. znad betonu, nad park. To przemieszczanie się to wiatr, który chłodzi, ratuje. Nie zapominajmy, że drzewa są mnożnikami różnorakiego dobra. Są miejscem życia wszelkich małych sąsiadów, takich jak owady, skorupiaki, ptaki, płazy i ssaki. Zachwycają fotografów, inspirują malarzy i uszlachetniają ludzkie zachowania. Skłaniają do refleksji, skupiają nas wokół siebie. Poza tym rzecz prozaiczna – drzewa dają cień. Uważam, że śródmieścia powinny być zaprojektowane tak, by w każde miejsce można było dojść w cieniu. To bardzo ważne dla starszych osób i dzieci. I wszelkich bezbronnych nieludzi.

Zastanawiam się, w jaki sposób my, w codziennym życiu, możemy pomóc przyrodzie przetrwać lato?

Przede wszystkim emitować mniej dwutlenku węgla. W skali globalnej. A w codziennym życiu? Wpływać na nasze samorządy, spółdzielnie, wspólnoty mieszkaniowe, by stosowały przyjazne środowisku, a więc i człowiekowi rozwiązania. Zaniechały koszenia trawników, przynajmniej częściowo, kierowały deszczówki do lokalnych oczek wodnych, na trawniki (to samo można zrobić z wodą z fontanny), czy też zaniechały wycinki sędziwych drzew. Sami też możemy ustawić poidełko dla ptaków i owadów. Potrafimy skierować rynnę na trawnik zamiast do kanalizacji albo wysiewać rośliny miododajne na dzikariach i tzw. nieużytkach, które dla przyrody, a więc i dla nas, są zazwyczaj bardzo użyteczne. Nawet ułożona kupka kamieni pomoże jaszczurce albo trzmielowi kamiennikowi.

W centrum Warszawy mamy niemalże pustynię. Co niosą za sobą takie zmiany?

Na pewno nic dobrego. Nic, z czego moglibyśmy być dumni. Suszę, śmierć roślin, a więc i brak owadów oraz ptaków w mieście. Trzeba odsłonić centra miast, nie wstydzić się gleby, pozwolić wodzie wsiąkać i wędrować w glebie. Nowy rodzaj deszczu, deszcz nawalny, potrafi dostarczyć 50 litrów na metr kwadratowy w 2-3 godziny. To powódź, ponieważ system kanalizacji tego nie pomieści. Deszcz musi wsiąkać, w glebę, w trawę, w zeszłoroczne liście i wnikać w organizmy dużych drzew. Jedno drzewo może zawierać kilka hektolitrów wody, a w metrze sześcienny gleby aż 300 litrów.

W swojej książce pokazuje pan, jak ważna, jak istotna jest przyroda, która nas otacza. Zastanawiam się, jak nauczyć dzieci szacunku do przyrody. Jak wyjaśnić jej znaczenie?

Myślę, że nie ma co stosować tradycyjnych metod nauki, bo dzieci i tak nie będą słuchać. Nie zapamiętają. Wpuszczą jednym uchem, a drugim wypuszczą. Podczas swoich wycieczek, które nazywam biopodróżami, przede wszystkim inicjuję spotkania ludzi z ptakami, owadami czy drzewami. W wyniku tych spotkań, które wyglądają jak obserwacja, uczestnicy sami przechodzą jakieś istotne i dobre metamorfozy. Dowiadują się, że para modraszek, żeby wychować młode, musi odbyć około 800 lotów do gniazda z pokarmem. Nie wolno nam, ludziom, lekceważyć takiego wysiłku. Zdarza się, że bagatelizujemy to, co dzieje się dookoła i ścinamy drzewo z taką dziuplą. Najważniejsze, żebyśmy się spotykali – ludzie i ta cała bezbronna reszta świata, którą tak olewamy.

 

Michał Książek – polski poeta, reportażysta, kulturoznawca, inżynier leśnik i ornitolog. Autor książek m.in. „Atlas dziur i szczelin”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.