Przejdź do treści

Magdalena Zając: „Na rajdzie nie ma czasu na uprzejmości. Jest przepaść z lewej, skarpa z prawej”

Magdalena Zając - Hello Zdrowie
Magdalena Zając - kierowczyni samochodu rajdowego / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Spędza pół roku w samochodzie, przemierzając afrykańskie pustynie, górskie serpentyny Turcji czy bezdroża Portugalii. O niedosycie, który skierował ją na ekstremalnie trudne trasy, o tym, dlaczego nie chce znać się na mechanice, i o tym, co daje kobiecie w rajdach prawdziwą przewagę, rozmawiamy z Magdaleną Zając, która swoją rajdową pasję zaczęła realizować około pięćdziesiątki.

 

Jolanta Pawnik: Skąd u pani pomysł na rajdy i kiedy to się wszystko zaczęło?

Magdalena Zając: Zawsze kochałam jazdę – zwłaszcza terenową. Wyruszałam w podróże, przecierałam bezdroża w różnych krajach. Miałam rodzinę, dziecko, ale szczęśliwie również przestrzeń, by robić to, co mnie kręciło. W pewnym momencie jednak poczułam niedosyt. Samo podróżowanie nie wystarczało. Chciałam się sprawdzić, jeździć na czas, konkurować. Tak pojawiły się rajdy. Zaczęłam tuż przed pięćdziesiątką i to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.

Pierwszy raz wystartowałam w Polsce, na rajdzie organizowanym w Drawsku Pomorskim. Jechałam wtedy w ramach Dacia Duster Cup. Auto może niepozorne, ale razem z innymi zawodnikami w daciach pokazaliśmy, że „śmiech” konkurentów szybko zamienia się w zdumienie. Nasze modele naprawdę dawały radę – mimo że wielu je lekceważyło.

Dziś jeżdżę toyotą hilux – prawdziwą rajdową bestią. To auto z charakterem, budowane niemal od zera. Z pierwotnej wersji zostają tylko światła i znaczek, cała reszta to maszyna stworzona do warunków ekstremalnych. Właśnie tym autem byłam niedawno na rajdzie w Turcji.

Jak wyglądają rajdy „od kuchni”? I jak poszło na trasach Turcji?

Turcja była naprawdę zaskakująca. Trasa trudna, bo kręta, górzysta i techniczna. Ale to nie ona była najtrudniejsza. Padało tak intensywnie, że trasa zamieniła się w błotną ślizgawkę, a jazda przypominała bardziej walkę o życie niż wyścig. A że w mojej klasie byłam jedyną zawodniczką, niezależnie od czasu wystarczyło dojechać do mety, by wygrać. Psychicznie to dziwne, bo choć stoisz na podium, to bez klasycznej rywalizacji. Ale takich sytuacji w rajdach się nie wybiera.

Jedne kobiety jeżdżą bardzo zachowawczo: przyklejone do krawężnika, z nosem przy szybie, jakby przepraszały, że w ogóle są na drodze. A inne wręcz przeciwnie – jadą dynamicznie, pewnie, z odwagą, którą niektórzy mylą z brawurą

Oczywiście, każdy rajd uczy czegoś nowego, ale szczerze? Przy takich warunkach trudno mówić o treningu technicznym. To był sprawdzian odporności i instynktu. Skarpa z jednej strony, przepaść z drugiej. Niektóre momenty były naprawdę ekstremalne.

A wracając do rajdowej „kuchni”. Samochody rajdowe nie poruszają się po drogach publicznych. Są transportowane ciężarówkami, razem z zespołem mechaników i częściami. W Polsce obowiązują zresztą przepisy, które wykluczają taką jazdę. Te auta nie są stworzone do miasta.

Co do spraw technicznych, ja sama nie znam się na mechanice, ale za to mam świetny słuch i rozpoznaję każdy dziwny dźwięk. Mówię mechanikom: „z lewej puka coś w rytmie puk-puk-puk” i oni wiedzą, co trzeba sprawdzić. Zaufanie w zespole to podstawa, to 80 proc. sukcesu.

Jak wygląda codzienne życie między rajdami? Praca, kondycja, przygotowania?

Na co dzień prowadzę księgarnię. To zupełnie inny świat, spokojny, pełen liter i rozmów. Gdy mnie nie ma, wszystkim zarządza zespół, któremu bardzo ufam. Dzięki nim mogę sobie pozwolić na to, by pół roku spędzać w rajdowym rytmie. Sezon w tym roku jest łagodniejszy, ale i tak odwiedziłam już Monako, Mauretanię, Senegal (czyli trasę dawnego Dakaru), Maroko, Portugalię, Turcję. Przede mną Grecja, Włochy, Węgry, Hiszpania i Polska.

Kondycji specjalnie nie trenuję. Czasem chodzę na siłownię, ale to nieregularne. Nie biegam, nie pływam, nie jeżdżę na rowerze. Po prostu mam chyba naturalną odporność. Póki działa – nie narzekam, ale wiem, że kiedyś przyjdzie moment, kiedy ciało powie „dość”. I pewnie wtedy zakończę swoją rajdową przygodę. Na razie jednak nie widzę takiego znaku.

A kobiety za kierownicą? Jak pani ocenia styl jazdy kobiet – nie tylko w rajdach?

To bardzo ciekawe zagadnienie, bo u kobiet bardziej niż u mężczyzn widoczny jest podział. Jedne kobiety jeżdżą bardzo zachowawczo: przyklejone do krawężnika, z nosem przy szybie, jakby przepraszały, że w ogóle są na drodze. A inne wręcz przeciwnie – jadą dynamicznie, pewnie, z odwagą, którą niektórzy mylą z brawurą. Sama mam problem z jeżdżeniem „grzecznie”, jestem żywym przykładem na to, że temperament ma znaczenie.

Co ciekawe, statystyki pokazują, że kobiety są bezpieczniejszymi kierowcami. Myślę, że częściowo to dlatego, że nie mamy potrzeby nikomu nic udowadniać. Nie wchodzimy w niepotrzebne rywalizacje na drodze. Po prostu robimy swoje, często bardziej świadomie. I to przekłada się na mniejszą liczbę wypadków.

Magdalena Zając - kierowczyni samochodu rajdowego / fot. archiwum prywatne

Team Car Toyota / Fot. archiwum prywatne

Team Car Toyota / Fot. archiwum prywatne

Magdalena Zając - kierowczyni samochodu rajdowego / fot. archiwum prywatne

Team Car Toyota / Fot. archiwum prywatne

Magdalena Zając - kierowczyni samochodu rajdowego / fot. archiwum prywatne

Jak wygląda sytuacja kobiet w rajdach? Czy to nadal typowo męska domena?

To się zmienia, ale powoli. Był moment, kiedy w oficjalnych rajdach FIA byłam jedyną kobietą w swojej klasie. Teraz jest nas kilka, choć kobiety częściej startują w lżejszych pojazdach, jak mavericki czy polarisy. Duże samochody rajdowe nadal są zdominowane przez mężczyzn.

Czy się wspieramy? Nie wiem. Ja nie jestem typem „socjalnym”. Nie integruję się na rajdach, nie szukam wspólnoty z innymi zawodnikami. Dla mnie to miejsce, gdzie liczy się mój zespół. Może to kontrowersyjne, ale nie udaję, że jest inaczej.

W rajdzie jeździmy zawsze w duecie z pilotem i zawsze byli to mężczyźni. To związek oparty na komunikacji, koncentracji i zaufaniu. Inaczej nie da się przejechać ani jednego kilometra.

Rajdy to pasja, która stała się nieodłączną częścią mojego życia. Nie myślę o tym jako o „kryzysie wieku średniego”, choć zaczęłam po pięćdziesiątce, ale to nie był to plan na drugą młodość

Rajdy to hobby, zawód, pasja czy może styl życia?

To pasja, która stała się nieodłączną częścią mojego życia. Nie myślę o tym jako o „kryzysie wieku średniego”, choć zaczęłam po pięćdziesiątce, ale to nie był to plan na drugą młodość. Po prostu pewnego dnia poczułam, że chcę jeździć na poważnie. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez rajdów. I dopóki mam siłę, koncentrację, refleks, jadę dalej. A co potem? Zobaczymy.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?