Koniec papierowych zwolnień lekarskich. Szef i ZUS mogą cię teraz łatwiej kontrolować
Elektroniczne zwolnienie lekarskie od 1 grudnia zastąpiło tradycyjne papierowe. Dzięki e-zwolnieniom pracodawcy mogą skontrolować pracownika na zwolnieniu lekarskim niemal od razu po jego wyjściu od lekarza. Co to oznacza? Czy pacjenci powinni zacząć się obawiać?
W firmie księgowej, w której pracuje Iga, pod koniec roku pracy jest najwięcej i nie wolno brać urlopów. A przydałoby się, by posprzątać i zrobić zakupy. Jest wyjście? Tak: chorobowe. Wystarczy kilka dni zwolnienia lekarskiego pod pozorem kłopotów żołądkowych i można odciąć się od młyna. L-4 w szczycie grypowym nikogo nie zdziwi.
Maria, asystentka zarządu w firmie branży medycznej, była w innej sytuacji. Miała konflikt z szefową i przeczuwała, że jeszcze przed świętami dostanie wypowiedzenie. Postanawia pójść na zwolnienie lekarskie. Była lekko przeziębiona, ale przekonała lekarza, aby dał jej dwa tygodnie. Siedziała w kawiarni ze znajomą i zamarła: wszedł kierownik innego działu. Najwyraźniej jednak informację o spotkaniu kolega zachował dla siebie, bo konsekwencji żadnych nie było. Uff.
Oba przykłady pokazują to, o czym wiadomo od dawna – czasami ludzie nadużywają zwolnień. Opisy najbardziej kuriozalnych wpadek, np. ktoś podobno złamał nogę, a na FB wrzuca fotkę z aktywnego wypoczynku w ciepłych krajach, w Internecie sypią się jak z rękawa.
Ale sprawa jest poważna. ZUS ma gigantyczny problem deficytu w swoim budżecie. Dzieje się tak, bo liczba dni, jakie Polacy spędzają na zwolnieniach lekarskich, z każdym rokiem rośnie. Przykład: w grupie pracowników w wieku 30-39 lat w 2008 r. było 55 mln dni zwolnienia, a 10 lat później – 70 mln dni.
W sumie w minionym roku na zasiłki ZUS wypłacił rekordową sumę 11,3 mld zł, a zakłady pracy 6,3 mld zł. Najznaczniejszą kwotę ZUS i firmy wydały na zasiłki dla osób przebywających na zwolnieniach lekarskich z powodu zaburzeń psychicznych. Największa liczba zwolnień dotyczyła chorób układu oddechowego, najdłuższe były zwolnienia z powodu ciąży i porodu, a także chorób układu kostnego i mięśniowego.
E-zwolnienia – odwrotny efekt?
ZUS próbuje wszelkimi sposobami uszczelnić system. Jak? Na przykład likwidując od grudnia zwolnienia papierowe. Co to zmienia? Lekarz od razu zobaczy historię zwolnień swojego pacjenta, a jeśli wystawi zwolnienie, informacja natychmiast trafi do pracodawcy. To ma z jednej strony odstraszać przed naciąganiem, a z drugiej – umożliwiać szybkie kontrole.
Tymczasem – niespodziewanie – właśnie w grudniu Polacy pobili rekord wystawianych zwolnień lekarskich! W trakcie tylko jednego dnia lekarze wystawiali nawet 182 tys. L4. W poprzednich latach w grudniu liczba ta oscylowała wokół 60 tys.
Wygląda na to, że ZUS się przeliczył. Specjalistów to wcale nie dziwi. Podkreślają, że margines nadużyć był zawsze i to się nie zmieni. Natomiast na rzeczywisty powód wzrostu liczby dni zwolnień w Polsce jest inny: wydłużenie macierzyńskiego, więcej urodzeń i lepsza sytuacja na rynku pracy, która powoduje, że więcej pracowników jest na etatach i korzysta ze zwolnień.
Potwierdza Jakub Kosikowski, lekarz POZ z Lublina. Jego zdaniem mentalność Polaków nie zmieni się od razu.
-W Polsce ludzie traktowali zwolnienie lekarskie jako dodatkowy urlop. Miałem pacjenta, który po wejściu do gabinetu oświadczył: “potrzebuję dwóch tygodni na pomalowanie mieszkania. Na pewno się dogadamy…”. I położył na stole 50 zł. Jeszcze się oburzył, że go wyrzuciłem – mówi Jakub Kosikowski.
Jak przyznaje lekarz, zdarza się, że pacjenci symulują choroby. – Czasem trudno to sprawdzić, jeśli np. pacjent opisuje, że ma biegunkę czy silną migrenę. A czasem od razu widać, że coś jest nie tak, bo pacjent zgłasza ból pleców, a w trakcie badania nic go nie boli. A ponadto widzę, że to pracownik sądu, a trwa właśnie protest tej grupy zawodowej polegający za braniu zwolnień – tłumaczy Jakub Kosikowski. – Inni kombinują, jak tu najwięcej wyrwać z systemu. Wiedzą dokładnie ile potrzebują zwolnienia, na ile potem muszą iść do pracy, jak otrzymać rentę szkoleniową, itp.
Jakub Kosikowski dodaje, że tę grupę naciągaczy niejako równoważy inna – to młodzi najczęściej pracownicy, którzy są chorzy, a mimo to chcą pójść do pracy. Bo nie ma ich kto zastąpić, albo nie chcą tracić finansowo.
Zobacz także
Czy w przypadku, gdy lekarz podejrzewa, że pacjent symuluje, odmawia mu zwolnienia? Jak się okazuje, nie jest to oczywiste. – Odmowa zwolnienia, które się należy, naraża lekarza na proces cywilny i ryzyko odebrania mu możliwości wystawiania zwolnień – tłumaczy Kosikowski.
Z drugiej strony, jeśli lekarzy wystawi nienależne zwolnienie, także mogą go dotknąć konsekwencje – pozbawienie prawa wypisywania zwolnień nawet na rok i nie tylko. W głośnej ostatnio sprawie ZUS zażądał od lekarki rodzinnej z przychodni na Dolnym Śląsku zwrotu 1400 zł chorobowego, które pobrał pacjent na podstawie zwolnienie wystawionego przez tę lekarkę. Sprawa lekarki ciągnie się po sądach. Podobne problemy ma lekarz z Sandomierza. ZUS wezwał go do zwrotu 15 tys zł. Tę sprawę także rozstrzygnie sąd.
Ufać i kontrolować
– ZUS nigdy nie twierdził, że Polacy za dużo korzystają ze zwolnień – odpowiada na to Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy ZUS. – Mamy obowiązek prowadzić kontrolę prawidłowości orzekania o niezdolności do pracy oraz wykorzystania zwolnień. I to robimy – wyjaśnia. – Zwykle sprawdzane są osoby, które często przebywają na zwolnieniu lekarskim oraz te, w przypadku których pracodawca o to wnioskował. Także jeśli lekarz wystawia bardzo dużo zwolnień weryfikujemy, czy wszystko jest w porządku – dodaje.
Średnio rocznie ZUS prowadzi 500 – 600 tys. kontroli, po czym wydawanych jest od 20 -25 tys. decyzji wstrzymujących wypłatę zasiłku lub nakazów zwrotu już pobranego zasiłku.
To, czy pracownik prawidłowo wykorzystuje zwolnienie – mogą też kontrolować pracodawcy zatrudniający powyżej 20 osób. W takim przypadku przedstawiciel pracodawcy, a częściej poproszony o to ZUS, udaje się pod adres chorego pracownika i sprawdza, czy dana osoba wykonuje zalecenia lekarskie.
– Chodzi głównie o to, czy ta osoba nie świadczy pracy, co jest zabronione, i czy nie wykonuje czynności, które mogą wydłużyć jej powrót do zdrowia np. remont mieszkania – tłumaczy Andrusiewicz.
Z kolei kontrola prawidłowości orzekania o niezdolności do pracy sprowadza się do ustalenia, czy osoba przebywająca na dłuższym zwolnieniu nadal choruje. – Osoba jest wezwana przez lekarza ZUS, który sprawdza stan chorego na dziś. Jeśli stwierdzi, że osoba jest zdrowa, wystawia korektę zwolnienia i osoba musi wrócić do pracy – tłumaczy Andrusiewicz.
Teraz – dzięki e-zwolnieniom – to wszystko ma się dziać dużo szybciej. Jak mówi rzecznik ZUS, ma to znaczenie nie tyle dla ZUS, co dla pracodawców. To oni płacą za pierwsze 33 dni zwolnienia i to oni powinni być zainteresowani szybkim wychwyceniem ewentualnej patologii. Do tej pory było to trudne. Szczególnie w przypadku krótkich (do 7 dni) zwolnień – a takich jest najwięcej. Dotąd pracownik musiał donieść zwolnienie w ciągu siedmiu dni i często przynosił je już po powrocie do pracy. Całkowicie uniemożliwiało to kontrolę. Jak zaznacza rzecznik Andrusiewicz, ZUS nie planuje zwiększyć liczby kontroli, ale dzięki e-zwolnieniom będzie je trafniej dobierał. Za to pracodawcy mają pełne pole do popisu.
Wierzymy pracownikom, że ładują baterie
Czy pracodawcy szykują pogrom? Z sondy Hellozdrowie.pl wynka, że wcale nie. Marta Marczewska, koordynatorka ds. komunikacji korporacyjnej IKEA Retail w Polsce, zwraca uwagę, że obecnie pracownik ma obowiązek do dwóch dni poinformować przełożonego o swojej nieobecności. – E-zwolnienia są korzystne zarówno dla pracownika jak i pracodawcy, ponieważ znacząco ułatwiają wypełnienie tego obowiązku przez pracownika. Skutkiem ich wprowadzenia jest oszczędność czasu – wyjaśnia.
– E-ZLA przede wszystkim pozwalają pracodawcy na szybką informację o zwolnieniu lekarskim pracownika i kolejnych zwolnieniach lekarskich tego samego pracownika. Natomiast nie powoduje to zwiększenia kontroli, jakie były do tej pory prowadzone, czy wnioskowane przez pracodawcę – odpowiada natomiast biuro prasowe Orange Polska.
Dodatkowych kontroli nie ma też w Grupie Azoty Puławy. – Generalnie kontrolę zwolnień lekarskich przeprowadzamy zawsze, gdy zachodzi podejrzenie ich wykorzystywania niezgodnie z celem. Kontrola zwolnień lekarskich przez pracodawców jest dość powszechną praktyką. Nie chcielibyśmy jednak rozwijać tego tematu, szczególnie w kontekście stwierdzonych nieprawidłowości – informuje Magdalena Pokora z działu komunikacji korporacyjnej Grupy.
Ale najbardziej wymowna jest odpowiedź, jakiej udzieliła przedstawicielka Microsoft. – W kulturze naszej organizacji zaufanie jest jednym z filarów, bardzo ważnym w codziennym działaniu. Wierzymy też, że nasi pracownicy – podobnie jak z pasją wykonują swoją pracę – wykorzystują dni wolne do tego, by spędzać czas z bliskimi, naładować własne baterie i odpocząć. Ponadto zadaniowy czas pracy pozwala na godzenie życia zawodowego z prywatnym i bardziej elastyczne podejście do coraz bardziej zacierającej się granicy między nimi – wyjaśniła Joanna Frąckowiak, Head of Communication Microsoft.
Ta wypowiedź to wyraźny sygnał, że firmy wcale nie kwapią się do ścigania swoich pracowników. Szczególnie, jeśli z efektów ich pracy są zadowolone.
Zwolnienie na słowo? Nie na tym etapie
Kontroli nie boją się też psychiatrzy. To właśnie zwolnienia przez nich wystawiane kosztują najwięcej. Prof. Piotr Gałecki, krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii podkreśla, że to naturalne w sytuacji gdy zachorowalność na depresję i zaburzenia lękowe rośnie nie tylko w Polsce, ale w całej Europie i USA. Mniejszy jest fałszywy wstyd w społeczeństwie, zaburzeń tych nie traktuje się już ich jako słabości, ale chorobę, którą można leczyć.
Zdaniem prof. Gałeckiego korzyści z leczenia depresji, czyli także przebywania na zwolnieniach, są niezaprzeczalne. – W 2014 roku liczba samobójstw w Polsce osiągnęła szczyt i przekroczyła 6,5 tys. W ub.r. było 5,2 tys. samobójstw. W ciągu trzech lat mamy spadek o tysiąc, mimo wzrostu zachorowalności. To pozytywna zmiana, którą zawdzięczamy temu, że depresję leczymy – tłumaczy prof. Gałecki. Prof. Gałecki podkreśla także, że nieleczona depresja skraca życie, co pokazują badania powtarzane w wielu krajach, więc musi być traktowana poważnie i jeśli pacjent wymaga zwolnienia, powinien je otrzymać. – Choroba psychiczna jest taka jak każda inna. Czy dlatego, że występuje częściej, mamy udawać, że jej nie ma? To byłoby irracjonalne – przekonuje. – Czasem spotykamy się z zarzutami, że depresję łatwo sobie wymyślić. Ale równie łatwo można sobie wymyślić każdą inną chorobę: bóle kręgosłupa albo skoki ciśnienia.
W 2014 roku liczba samobójstw w Polsce osiągnęła szczyt i przekroczyła 6,5 tys. W ub.r. było 5,2 tys. samobójstw. W ciągu trzech lat mamy spadek o tysiąc, mimo wzrostu zachorowalności. To pozytywna zmiana, którą zawdzięczamy temu, że depresję leczymy
Z kolei Jakub Kosikowski przypomina, że w większości krajów europejskich zwolnienie lekarskie do dwóch tygodni przysługuje pracownikowi na słowo. Nie trzeba iść do lekarza. Czy wprowadzenie takiej zasady w Polsce nie byłoby lepszym rozwiązaniem niż zabawa w kotka i myszkę z ZUS? Zdaniem Kosikowskiego nie ma takiej opcji. – Ludzie traktowaliby ten czas jako dodatkowy urlop i wszyscy byliby chorzy dwa tygodnie w roku – ocenia Kosikowski. – Jeszcze na tym etapie nie jesteśmy.
Polecamy
Coraz więcej zwolnień lekarskich z kodem C. Pacjent nie otrzyma za nie zasiłku chorobowego
Zwolnienie chorobowe bez konsultacji lekarskiej? Ten pomysł wzbudził ogromne kontrowersje
Będziemy pracować krócej? Nowy projekt ustawy, który ma na celu poprawę naszego zdrowia, trafił do Sejmu
Co Polki i Polacy robią na zwolnieniu lekarskim? Zaskakujące wyniki kontroli przeprowadzonej przez ZUS
się ten artykuł?