Przejdź do treści

Katarzyna Kucewicz: „W biografii osoby dotkniętej hybristofilią często występuje trauma, która sprawia, że chce wchodzić w związki z przestępcami”

Katarzyna Kucewicz - Hello Zdrowie
Katarzyna Kucewicz / Fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Gustowanie w ludziach, którzy dopuszczają się morderstw i innych ciężkich przestępstw, wynika z zaburzonego postrzegania przez taką osobę bezpieczeństwa w relacji. Często jest to konsekwencją doświadczenia przemocy bądź odrzucenia, w wyniku którego ktoś ma np. poczucie, że męskość równa się przemoc, a brutalność jest codziennością”. Dlaczego fascynuje nas zło, skąd pociąg do tzw. bad boyów i jego skrajna forma, czyli hybristofilia – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, absolwentka seksuologii klinicznej i resocjalizacji.

 

Aneta Wawrzyńczak-Rekowska, Hello Zdrowie: Dlaczego fascynuje nas zło?

Katarzyna Kucewicz: Odpowiedź jest wieloczynnikowa. Może być to podyktowane naszą biografią, doświadczeniami z przeszłości, tkwiącymi w nas głęboko demonami. Może też wynikać z czynników osobowościowych, na przykład temperamentalnych tendencji, żeby czuć ekscytację i pobudzenie w związku z obcowaniem z czymś groźnym, niebezpiecznym, ponieważ to powoduje skoki dopaminowe. Powodem takich zainteresowań bywa też to, że w naszym systemie wartości postrzegamy zło jako synonim dominacji, siły – i to niektórym osobom się podoba. Nierzadko kultura właśnie tak przedstawia zło: jako równoznaczne z posiadaniem władzy, kontroli, sprytu, a nawet inteligencji. A ludzi raczej nie tyle pociąga zło pod postacią jawnej, prymitywnej chuliganki, tylko podszyte intrygą, planem, strategią.

Dlatego na listach bestsellerów pełno jest kryminałów i thrillerów, a podcasty z serii „prawdziwe zbrodnie” (true crime) mają miliony wyświetleń? Sama często czytam, słucham o zbrodniach, ale nie mam żadnych doświadczeń, które by to uzasadniały.

To zależy od tego, co rozumiemy, pytając o powody zainteresowania złem. Wspomniana przez panią fascynacja prawdziwymi zbrodniami czy thrillerami może wynikać po prostu z tego, że lubimy odczuwać napięcie w kontrolowanych warunkach. Gdy na przykład oglądamy przerażający film, to z jednej strony odczuwamy bardzo silne emocje, a jednocześnie mózg ma świadomość, że w każdym momencie możemy je wyłączyć, mamy nad tym kontrolę. Krótko mówiąc: nikt nie chciałby znaleźć się w ciemnym lesie z zabójcą, ale słuchać o takich historiach lubimy, są one dla nas frapujące.

Czasem ta granica zostaje jednak przekroczona. I nie mówię w tym przypadku o sprawcach zbrodni, ale tych, których oni fascynują. Najczęściej kobietach, bo to jednak ich w większości dotyczy hybristofilia.

Czyli odczuwanie pociągu czy uczuć romantycznych wobec osób popełniających bardzo poważne przestępstwa, najczęściej brutalne morderstwa i zgwałcenia. Fascynacja konkretnym sprawcą może przybierać formę zgłębiania jego biografii czy zrozumienia motywów, które nim kierowały, ale promil spośród odczuwających ją osób zaczyna również postrzegać go jako idealnego partnera.  Warto wspomnieć, że hybristofilia, choć niewątpliwie jest ciekawym zjawiskiem psychologicznym,  nie została ujęta w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-11. Nie jest owo zjawisko szczególnie częste i rzadko jest długofalowe: ktoś może się zafascynować konkretnym przestępcą, ale wcześniej ani później nie przejawiać takich tendencji. Co postrzegam trochę jako uprzedmiotowienie sprawcy, bo zafascynowana nim osoba przecież nie zna go osobiście, zakochuje się w swoim wyobrażeniu o nim jako osoby agresywnej, niebezpiecznej, ryzykanckiej – źródłem ekscytacji nie jest więc dany człowiek, tylko przemoc, której się dopuścił.

Chodzi o atawizm, pozostałość po zamierzchłych czasach, sprzed rewolucji neolitycznej, kiedy agresja zapewniała przetrwanie?

Chciałabym, żeby wybrzmiało w naszej rozmowie, że tendencje, o których rozmawiamy, wcale nie dotyczą wyłącznie kobiet. W literaturze fachowej spotkać też można stadia przypadków mężczyzn zafascynowanych kobietami popełniającymi przestępstwa. Generalnie to, o czym pani mówi, rzeczywiście ma rację bytu, bo część kobiet gustuje w dziarskich mężczyznach, sprawnych i silnych fizycznie, a przy tym aroganckich, butnych, pewnych siebie, postrzegając ich właśnie jako ochraniających, dających bezpieczeństwo, dbających o kobietę. Stąd pewnie hybristofilia bywa nieraz mylona z fascynowaniem się tak zwanymi bad boyami czy mean girls, czyli ludźmi  bardzo pewnymi siebie, brawurowymi, żyjącymi poza prawem, na swoich zasadach.

Gustowanie w ludziach, którzy mają tak skrajne zaburzenia zachowania czy osobowości, że dopuszczają się morderstw i innych ciężkich przestępstw, wynika jednak z zaburzonego postrzegania przez taką osobę bezpieczeństwa w relacji. Często jest to konsekwencją doświadczenia przemocy bądź odrzucenia, w wyniku którego ktoś ma np. poczucie, że męskość równa się przemoc, a brutalność jest codziennością.

Bardzo ubolewam nad tym, że sprawcy tak ciężkich zbrodni są w filmach fabularnych czy reportażach prasowych romantyzowani

Czyli źródłem takiego zaburzenia są zawsze trudne przeżycia?

W psychologii rzadko kiedy używamy słowa zawsze, zamieniłabym je na często. Tak, w biografii osoby dotkniętej hybristofilią często występuje trauma, która sprawia, że chce wchodzić w związki z przestępcami. Co może wiązać się na przykład ze zniekształconym wyobrażeniem własnego sprawstwa, czyli wyobrażeniem, że u naszego boku zdemoralizowany człowiek na pewno się zmieni. Albo z niską samooceną, myśleniem kategoriami: czuję się niewidzialna dla ludzi bądź przez nich niechciana, on też jest odrzucony przez społeczeństwo, więc może będzie nam do siebie blisko. Niska samoocena może też generować takie dość niedojrzałe myślenie, że nasz status społeczny wzrośnie, jak zwiążemy się z kimś ze świata przestępczego, że będzie to wzbudzało respekt i poszanowanie innych. Fascynacja osobami naruszającymi prawo może też być powiązana z cechami osobowości, np. u części osób z osobowością zależną czy diagnozą borderline. Tacy pacjenci potrzebują np. przeżywania intensywnych emocji, a równocześnie nie potrafią lokować swoich uczuć w bezpiecznych dla siebie relacjach.

W literaturze poświęconej hybristofilii spotkałam się z twierdzeniami, że skłanianie się ku skazanym za ciężkie zbrodnie, odsiadującymi długoletnie lub dożywotnie wyroki może się wiązać również z potrzebą kontroli: zakochana osoba nie musi się martwić, gdzie podziewa się jej partner czy partnerka, bo w więziennych murach jest cały czas pod obserwacją, nie ma również ryzyka zdrady.

Osobom o pozabezpiecznym stylu przywiązania, czyli takim, które wręcz w obsesyjny sposób boją się porzucenia, związanie się z osobą osadzoną może wiązać się z poczuciem ulgi – skoro ktoś sprawuje nad ukochaną osobą kontrolę, to ma ona ograniczone możliwości porzucenia nas czy zdrady. Jednocześnie tego typu związek na odległość zapewnia zakochanej osobie bezpieczeństwo, bo w warunkach więziennych obiekt pożądania nie może jej w żaden sposób zagrozić, a ona sama może realizować swoją fantazję o zbudowaniu związku z wybranym przestępcą, równocześnie nie sprawdzając, jaki on jest w codziennym życiu. Takie związki są w dużej mierze oparte na fantazjach i bajkowych wyobrażeniach, że ktoś na wskroś brutalny w głębi serca skrywa w sobie kochaną, wrażliwą część.

Elżbieta Kamińska:

Bohaterką reportażu Justyny Kopińskiej, otwierającego jej antologię pt. „Polska odwraca oczy”, jest żona Mariusza Trynkiewicza, których znajomość zaczęła się od słanych przez nią listów. Kopińskiej jako jedynej udzieliła wywiadu i mówi w nim wstrząsające słowa, że zgwałceni i zamordowani przez Trynkiewicza chłopcy „sami się o to prosili”. Ale mój obraz tej kobiety trochę zmienił się, gdy na koniec wyznaje, że sama jako nastolatka została zgwałcona. I zinternalizowała tę traumę tak, że sama była sobie winna.

Osoba straumatyzowana często w zniekształcony sposób wyjaśnia sobie, co ją spotkało, biorąc odpowiedzialność częściowo na siebie albo wręcz konstruując narrację tak, że sama sobie na to zasłużyła. W ten sposób próbuje odnaleźć jakąś kontrolę nad sytuacją, która wydarzyła się w przeszłości i nad którą wtedy tej kontroli nie miała. Może krążyć wokół traumatycznego doświadczenia na różne, czasami zaskakujące sposoby, próbować swoją traumę oswoić, odtwarzać, przeżywać na nowo, tylko że w innych odsłonach – na przykład jako partner bądź partnerka oprawcy. Niektóre osoby fantazjują o tym, że może uda się im „naprawić” sprawcę, kontrolować go, by już nigdy jej nic złego nie zrobił. To są często dramatyczne historie, które wskazują, że preferowanie przestępców jest oznaką, że dana osoba powinna się przede wszystkim zaopiekować sobą.

Ale to nie oddaje pełni obrazu, bo mamy jeszcze cały kontekst społeczny i kulturowy, którymi obrosły te nasze pierwotne instynkty.

Między innymi media i popkultura. Bardzo ubolewam nad tym, że sprawcy tak ciężkich zbrodni są w filmach fabularnych czy reportażach prasowych romantyzowani.

Jakiś czas temu głośno było o tym przy okazji serialu Netflixa o Jeffreyu Dahmerze, seryjnym mordercy ze Stanów Zjednoczonych, który zabił i poćwiartował siedemnastu mężczyzn i chłopców.

Nie musimy szukać tak daleko, chociażby o polskich sprawcach często wiemy wszystko, ale nic o ich ofiarach. Być może dlatego, że rodziny nie chcą upubliczniać żadnych informacji, ale zwykle po prostu nie interesują nas ofiary, nie mamy pojęcia, kim były, jak wyglądały, co lubiły, chętniej zagłębiamy się w historię sprawcy, chcemy wejść w jego psychikę, spróbować zrozumieć motywy i tlące się w nich zło. Ludzi bardziej ono ciekawi, ponieważ jest tak różne od nas, wręcz egzotyczne, zwłaszcza jeśli sprawca dodatkowo jest glamouryzowany przez popkulturę, przedstawiany jako demoniczna, fascynująca postać.

Część kobiet gustuje w dziarskich mężczyznach, sprawnych i silnych fizycznie, a przy tym aroganckich, butnych, pewnych siebie, postrzegając ich właśnie jako ochraniających, dających bezpieczeństwo, dbających o kobietę. Stąd pewnie hybristofilia bywa nieraz mylona z zafascynowaniem tak zwanymi bad boyami czy mean girls

Przyszło mi jeszcze do głowy, że hybristofilia może być formą przeniesienia: jeżeli mam w sobie jakiś mrok, potrzebę krzywdzenia innych, ale nie chcę tego robić, to wiążąc się z osobą, która ma na koncie takie zbrodnie, w pewien sposób mogę dać temu upust, wypełnić tę potrzebę czynienia zła. Trochę jak przy zastępczym zespole Munchhausena.

Nie znam badań, które by takie motywacje wskazywały, ale rzeczywiście może to działać na podobnej zasadzie i fascynacja mordercami może wskazywać na wysoki, lecz stłumiony poziom agresji i jakiś rodzaj identyfikowania się ze sprawcami.

A z drugiej strony wspomniała pani o potrzebie naprawiania świata poprzez „naprawienie” konkretnego złoczyńcy. Na kierunkach resocjalizacyjnych większość studentów stanowią kobiety, podobnie jak w przypadku hybristofilii. Absolutnie nie stawiam tu znaku równości, ale jednak może coś jest w tym, że mamy większą skłonność do takiej motywacji.

Bo kobiety są generalnie wychowywane do roli piastunki, a za tym idzie schemat samopoświęcenia, zinternalizowania społecznie narzucanego przekazu, że musimy troszczyć się o innych. Stąd też częściej ulegają fantazji, że jeśli się o kogoś odpowiednio zatroszczą, poświęcą dla niego w pełni, to on odpłaci im swoim dobrym sercem. I tu bym wróciła do sztuki, filmu, literatury, które są zalane paradygmatem „od łobuza do kochanego męża”, a obcując z przemianą złego bohatera w dobrego, przesiąkamy romantyczną wizją tego, że wszystko jest możliwe. I właśnie taka narracja dość często pojawia się w przypadku hybristofilii: „on miał takie trudne dzieciństwo, był niekochany, więc jeśli okażę mu miłość i wsparcie, to on się zmieni, wyjdzie z niego dobry człowiek, którym jest w głębi duszy”. Myślę, że wynika to nie tyle z naiwności, co z pewnego rodzaju niewiedzy, bo nawet decydując się na studia z resocjalizacji, zazwyczaj nie ma się jeszcze pojęcia, że osobowość przestępcy jest szalenie skomplikowana, a modyfikowanie jej to bardzo ciężka praca, która rzadko kiedy jest efektywna.

Wcześniej zauważyła pani, że hybristofilia sensu stricto jest bardzo rzadkim zjawiskiem psychologicznym. Czy jej formą – znacznie łagodniejszą, ale jednak – nie jest tendencja do wikłania się w relacje z tak zwanymi bad boyami, mężczyznami trudnymi, toksycznymi? Znam mnóstwo historii, kiedy kobieta porzuca troskliwego, ale „nudnego” partnera dla dostarczającego silnych emocji nieprzewidywalnego łobuza. A słysząc je, zastanawiam się, na ile prawdziwe jest twierdzenie, że szukamy sobie facetów podobnych do naszego ojca.

To może być rzeczywiście kwestia powielania wzorców, wypaczonego obrazu męskości, zakorzenionego w biografii, stawiającego znak równości między męskością a stosowaniem przemocy, krzykiem, podnoszeniem ręki, byciem władczym i dominującym. Taka preferencja może również wynikać z dynamiki danej relacji i wiązać się nie tyle z tym, że kogoś pociąga przemoc sama w sobie, co wszystko, co następuje później: obsypywanie kwiatami, przepraszanie, wyznawanie miłości, noszenie na rękach. Nieraz mówi się przecież: „łobuz kocha najmocniej”, prawda? To zamknięte koło przemocy: po brutalnych zachowaniach następują zachowania kompensacyjne, które dla części kobiet są bardzo pociągające.

To brzmi jak pętla współuzależnienia.

Bo nierzadko w takiej relacji występują bardzo podobne mechanizmy. Zwłaszcza jeśli ktoś nie ma wzorców zdrowej, bezpiecznej relacji, napatrzył się w domu wyłącznie na przemocowe związki i po prostu nie rozumie, że dobry związek wygląda zupełnie inaczej, a więc atrakcyjne jest dla niego to, co zna i rozumie.

Jest nawet takie powiedzenie, że lepsze znane zło niż nieznane dobro.

Inaczej mówiąc: lepsze bagno, w którym potrafimy pływać, niż czyste jezioro, które jest nam obce. Część osób właśnie w takich sytuacjach czuje się bezpieczniej. Ale musimy też dodać, że czasami np. cechy mężczyzn bardzo brutalnych czy agresywnych przeplatają się z poczuciem humoru, pewnością siebie, zdecydowaniem czy zapewnianiem kobiecie poczucia bezpieczeństwa w sytuacjach zagrożenia, gdy są gotowi stanąć w jej obronie przed napastnikiem. To jest czasami po prostu wygodne i staje się dla drugiej strony atrakcyjne.

 

Katarzyna Kucewicz – psycholożka i psychoterapeutka, absolwentka seksuologii klinicznej. Od kilkunastu lat pomagam ludziom w przezwyciężaniu ich życiowych trudności. Prowadzi krótkoterminową terapię w nurcie multimodalnym. Pracuje z osobami dorosłymi, głównie w obszarze kłopotów w bliskich relacjach z ludźmi i w relacji z samym sobą.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?