„Jesteśmy silne, dumne i piękne w działaniu”. O tworzeniu miejsca coworkingu dla Ukrainek mówią współzałożycielki salonu „Harna – Misja Piękna”
– Już latem zeszłego roku rozumiałyśmy, że formy pomocy też muszą się zmieniać i kolejny etap po integracji, to aktywizacja kobiet – mówią współzałożycielki „Harna – Misja Piękna”, miejsca coworkingu dla Ukrainek. – Podziwiałyśmy Ukrainki za odwagę, mobilizację i przedsiębiorczość. One nawet w stresie, z dala od bliskich, rodzin, mężów na froncie, gotowe są wziąć się za siebie i szukać zajęcia.
Drobna, delikatna Marina perfekcyjnie przycina paznokcie. Potem je opiłowuje i bardzo dokładnie nakłada idealnie dobrany do opalonej skóry lakier. Dba o każdy detal. Po jej manikiurze i pedikiurze paznokcie wyglądają świetnie. Marina lubi to, co robi. Choć z zawodu jest elektromonterką, już w Ukrainie po pracy w fabryce rozwijała swoją pasję. Tu w „Harnej – Piękna Misja”, miejscu coworkingu dla Ukrainek dobrze się czuje. Praca ją relaksuje i pozwala zapomnieć choć na chwilę o chorobie.
Marina w listopadzie odkryła guzek pod pachą, okazało się, że to zmiana nowotworowa. Złośliwy rak, który szybko atakuje inne narządy. Lekarze powiedzieli, żeby jechała ratować życie do Polski, bo oni nie mają odpowiednich środków. Marina czeka na kolejny etap leczenia w warszawskim Centrum Onkologii. Nie lubi tego czekania, więc codziennie zakłada na głowę chusteczkę (włosy wypadły po chemioterapii) i w południe zaczyna pracę w Harnej.
Oprócz Mariny w tym miejscu pracuje około 35 Ukrainek. Są fryzjerki, kosmetyczki, makijażystki, dziewczyny, które dbają o wygląd brwi i przedłużają rzęsy, wkrótce będzie barberka i masażystka. W planach jest także makijaż permanentny brwi, depilacja laserowa. Ceny są troszkę niższe niż w centrum Warszawy, ale nie konkurencyjne, aby nie stwarzać pola do lokalnych konfliktów z innymi gabinetami urody. Salon powstał w Ursusie, w okolicy, w której jest wiele nowych osiedli mieszkaniowych i niedaleko też dom Misji.
Miejsce rodzi się z przyjaźni
„Harna – Piękna Misja” to miejsce przyjazne i otwarte. Stworzyły je razem Polki i Ukrainki: Adriana Porowska, Katarzyna Munio, Iwona Wawrzyńska i Maria Nikolaychuk. Ada to aktywistka i działaczka, która pracuje z osobami wykluczonymi i od 15 lat prowadzi schronisko dla osób w kryzysie bezdomności. Zajmuje się organizowaniem mieszkań treningowych, streetworkingiem. Iwona pracuje razem z nią, a dołączyła do nich Kasia. Maria to Ukrainka, która wcześniej od kilku lat mieszkała w Polsce.
– Poznałyśmy się, gdy zaczęła się wojna w Ukrainie – wspomina Katarzyna Munio. – Pomagałyśmy na dworcach, a potem razem zorganizowałyśmy Wolontariat Informacyjny. Na nas, Polkach olbrzymie wrażenie wywarła siła ukraińskich kobiet. Uciekły ze swoich domów przed wojną, ale nie przed pracą i odpowiedzialnością za swoje życie. Podziwiałyśmy je za odwagę, mobilizację i przedsiębiorczość. One nawet w stresie, z dala od bliskich, rodzin, mężów na froncie, gotowe są wziąć się za siebie i szukać zajęcia. Już latem zeszłego roku rozumiałyśmy, że formy pomocy też muszą się zmieniać i kolejny etap to integracja i aktywizacja kobiet.
”W języku ukraińskim „harna” oznacza ładną kobietę, w Polsce słowo to kojarzone jest z dumą, siłą i pięknem. I tak postrzegamy nasze działanie”
Ada, Iwona i Kasia pracują nad wieloma projektami i starają się na nie zdobyć pieniądze. Szukają mieszkań treningowych, współpracują z Fundacją Dobra Fabryka, która pomagała organizować żywność w postacie kuponów i kodów do sieci Biedronka. – Składamy te puzzle, aby pomoc była podmiotowa – dodaje Kasia. – Wspiera nas fundacja z Tajawanu Tzu Chi Foundation, która niemal od początku wojny angażuje się w akcje pomocy uchodźcom z Ukrainy. Zdobyłyśmy od nich środki na aktywizację kulturową, więc napisałyśmy kolejny projekt z pomysłem na stworzenie miejsca do pracy dla kobiet. Tajwańczykom bardzo spodobała się idea pomocy w usamodzielnianiu się Ukrainek. We wrześniu projekt został zaakceptowany, a w marcu dostałyśmy na niego pieniądze.
Tak powstało miejsce coworkingu, czyli udostępnienia miejsc do pracy i wszystkiego, co jest do niej potrzebne: narzędzi, sprzętu, urządzeń. Choć Kasia, Iwona i Ada nie działały w takiej branży, szybko musiałby doszkolić się z wiedzy o beauty, zakupić sprzęt, spełnić wymagania Sanepidu, uzyskać zgody. Ważne było dla nich zadbanie o piękną oprawę, czyli wnętrze salonu, wysoką jakość usług i ich bezpieczeństwo. Działające tu manikiurzystki, kosmetyczki, fryzjerki korzystają z przestrzeni, a każda pracuje na swój rachunek w ramach rozliczeń tzw. dochodów nieewidencjonowanych. Gdy zdobędą więcej klientów, mogą założyć własną działalność.
Harna – Misja Piękna / archiwum prywatne
– W języku ukraińskim „harna” oznacza ładną kobietę, w Polsce słowo to kojarzone jest z dumą, siłą i pięknem. I tak postrzegamy nasze działanie. Jesteśmy silne, dumne i piękne w działaniu. Bo to piękna misja dać ludziom szanse na pełną samodzielność i samostanowienie – dodają twórczynie salonu. – Dla klientek, które zdecydują się przyjść, ważne jest to, że przychodzą zadbać o urodę, a jednocześnie mają poczucie, że zrobiły coś dobrego.
Buczę zgwałcili, Mariupol spalili, Chersoń utopili
Do salonu wchodzi Maria Nikolajczuk, menadżerka Harnej. Długowłosa blondynka z pięknie wymodelowanymi brwiami. To ona odpowiada za szukanie dziewczyn do coworkingu i kieruje salonem. – Salon działa od 12 do 20, współpracujemy z 35 specjalistkami z różnych dziedzin – mówi Maria. –Dla niektórych z nas to główna praca, dla innych dodatkowa. Każda może się doszkalać, uzyskać pomoc w założeniu firmy, w Misji jest prawnik, psycholog. Chcemy, aby nasz salon się rozwijał i przychodzili klienci. Wykorzystujemy nasze różne talenty, ja robię też ekologiczne świece, ktoś maluje obrazki na kurtkach, ktoś inny robi misy i kubki.
”Niełatwo nam się żyje, kiedy słyszymy o kolejnych bombach, dronach nad rodzinnymi miastami, albo o sytuacjach typu zniszczenie tamy w Nowej Kachowce. Dziś mówimy: „Buczę zgwałcili, Mariupol spalili, Chersoń utopili…””
Maria poznała dziewczyny z Misji na dworcu. – Już drugi rok współpracuję z Misją – opowiada. – Pochodzę z Tarnopola, wcześniej 6 lat mieszkałam w Polsce, potem wróciłam do siebie i układałam tam życie. Ale życia nie da się zaplanować. Na początku wojny znów przyjechałam do Warszawy. Działałam w punktach informacyjnych, pomagałam uciekającym. Wciąż w pamięci mam ich historie. Niektórzy w ostatnim momencie uciekli z miast i miasteczek, których dziś już nie ma, są zniszczone, spalone. Można o tym książki pisać… Jedna z historii na zawsze zostanie ze mną. To była piękna starsza pani, 93-latka z Donbasu. Trafiała do Nadarzyna, ale wyruszyła w podróż do Krakowa, bo powiedziano jej, że tam będzie lepiej. Tak naprawdę miała jedno marzenie, wrócić do swojej Marejenki, a kiedy umrze być pochowaną obok męża na cmentarzu. Marejenka już nie istnieje… Niemal wszystkie dziewczyny, które u nas pracują, są ze Wschodniej i Południowej Ukrainy, z regionów najbardziej dotkniętych wojną. Wiele z ich bliskich wciąż tam pozostało. Niełatwo nam się żyje, kiedy słyszymy o kolejnych bombach, dronach nad rodzinnymi miastami albo o sytuacjach typu zniszczenie tamy w Nowej Kachowce. Dziś mówimy: „Buczę zgwałcili, Mariupol spalili, Chersoń utopili…”. Ale staramy się nie tracić nadziei. Wspieramy nasze rodziny tam i tu robimy wszystko, żeby im pomóc.
Maria cieszy się, że mimo tego całego zła, tu dziewczyny mogą się spotkać, pogadać i pracować. Harna łączy pięknych i dobrych ludzi. To nie tylko salon urody, ale krąg kobiet, w których znajdują wsparcie. Miejsce, w którym jednocześnie mogą wymieniać się informacjami, porozmawiać o problemach i radościach. I nie zapominać, że są kobietami, które akceptują siebie, są silne i dbają o swoje ciała.
Zobacz także
„Jestem szczęśliwą uchodźczynią” – mówi Khedi Alieva, współzałożycielka fundacji Kobiety Wędrowne
„Musiałam uciekać z Afganistanu, jednak nie przestanę wspierać moich rodaczek, nie pozwolę uciszyć mojego głosu” – mówi Nilofar Ayoubi, afgańska działaczka, która mieszka w Polsce
„Ten podział 'my’ i 'oni’ jest nie tylko szkodliwy, ale też prymitywny. Uchodźca to status, nie tożsamość” – rozmowa z Alicją Borzyszkowską, działaczką na rzecz praw człowieka
Polecamy
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
Usłyszała, że powinna pracować w Biedronce zamiast być w Akademii Teatralnej. Dziś jest jedną z najpopularniejszych aktorek
Monika Olejnik przeprasza za pytanie o żonę Radosława Sikorskiego. „Od lat walczę z antysemityzmem”
się ten artykuł?