Przejdź do treści

„Jeśli dziewczyna pokochała mężczyznę, który ją skrzywdził, wykorzystał i zmienił w kogoś zupełnie innego, to też może być handel ludźmi” – mówi Irena Dawid-Olczyk, prezeska Fundacji La Strada

„Jeśli dziewczyna pokochała mężczyznę, który ją skrzywdził, wykorzystał i zmienił w kogoś zupełnie innego, to też może być handel ludźmi” – mówi Irena Dawid-Olczyk, prezeska Fundacji La Strada fot. Mateusz Motyczuński
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Przyzwyczailiśmy się do symbolicznego handlu ludźmi – do bicia i przykuwania do kaloryfera. Ale ten proceder się ucywilizował. Dziś polega na perfidnym oszukiwaniu, zwłaszcza osób będących w trudnej sytuacji życiowej. Oczywiście może również dotyczyć dużych grup, ale przede wszystkim jest to doświadczenie osobiste – mówią Irena Dawid-Olczyk, prezeska Fundacji La Strada i Anna Cieślak, aktorka i jednocześnie ambasadorka organizacji.

 

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Przetrzymywanie w niewoli, handel ludźmi – wydaje się, że w XXI wieku takich sytuacji już nie ma. Jednak nie mamy świadomości, jaka jest skala problemu, również w Polsce. Jakie metody zniewolenia ludzi są dziś spotykane?

Anna Cieślak: Jednym z największych zagrożeń jest manipulacja psychiczna i finansowa. Fundacja La Strada zajmuje się głównie takimi sytuacjami, w których dochodzi do przekroczenia granic człowieczeństwa, ale coraz więcej spraw dotyczy łamania praw pracowniczych. Człowiek potrafi osaczyć, zdominować i zmanipulować drugą osobę, by całkowicie ją sobie podporządkować. O tym m.in. jest sztuka „Blizny”, którą wystawiamy w Teatrze Polskim w Warszawie, w ramach kampanii Galeria Anty Modern Slavery. Poprzez sztukę chcemy opowiedzieć ludziom, czym naprawdę jest praca przymusowa. Edukacja jest bardzo ważna – powinniśmy wiedzieć, co nam wolno, a co jest przestępstwem.

Irena Dawid-Olczyk: Gdy myślimy o handlu ludźmi, mamy przed oczami dużą grupę oszukanych na różne sposoby, ale obecnie częściej ten problem występuje w sferze prywatnej, kiedy dochodzi do manipulacji jedną, konkretną osobą. Nawet używamy pewnego ponurego żartu, nazywając taką sytuację „handlem detalicznym”. Przyzwyczailiśmy się do symbolicznego handlu ludźmi – do bicia i przykuwania do kaloryfera. Ale ten proceder się ucywilizował. Dziś polega na perfidnym oszukiwaniu, zwłaszcza osób będących w trudnej sytuacji życiowej. Oczywiście może również dotyczyć dużych grup, ale przede wszystkim jest to doświadczenie osobiste.

Fundacja La Strada w ubiegłym roku, w ramach Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego dla Ofiar Handlu Ludźmi, udzieliła pomocy ponad 150 ofiarom pracy przymusowej i prawie 40 ofiarom wykorzystywania seksualnego. Wśród pokrzywdzonych były zarówno kobiety, jak i mężczyźni

Irena Dawid-Olczyk

Nawiązując do tytułu sztuki, mimo tego, że ofiara otrzyma pomoc, blizna zostanie w niej na całe życie. Jakie przypadki wstrząsnęły Paniami ostatnio?

Irena: Choćby historia mężczyzny z Nepalu, który sprzedał rodzinny pensjonat i zapłacił pośrednikowi 50 tysięcy złotych, aby ten znalazł mu w Polsce pracę i załatwił związane z tym formalności. Praca w naszym kraju się znalazła, ale ofiara nie otrzymała za nią żadnego wynagrodzenia. Inna ofiara pracowała w restauracji nawet 17 godzin na dobę, a po powrocie do kwatery pracowniczej, musiała dodatkowo myć okna lub sprzątać, pod groźbą nałożenia kary finansowej. Pracodawcom wydaje się, że cudzoziemcy nie będą walczyć o swoje prawa.

Anna: Bohaterowie innych historii spali w małym pokoju w osiem osób, na materacach. Pokój znajdował się nad restauracją, gdzie pracowali. Nie mieli nawet pościeli. Pracodawca zapewnił im jedynie stare koce, pod którymi spali wcześniej inni pracownicy, którzy od niego uciekli.

Często zniewolenie ludzi odbywa się w „białych rękawiczkach”? Wtedy na zewnątrz nie widać przemocy, co nie oznacza, że ofiary przeżywają mniejszy horror.

Irena: Ofiara jest niszczona od środka, traci poczucie sprawczości w swoim życiu. Bardzo trudno jest przyznać przed sobą, że zostało się oszukanym. Poza tym taka sytuacja rujnuje rodziny, bo ludzie wyjeżdżają zwykle w celach zarobkowych, aby wysyłać dzieciom pieniądze na utrzymanie. A potem okazuje się, że tych pieniędzy nie ma, za to zostają kary i długi.

Anna: Takie sytuacje zdarzają się również w cywilizowanych miejscach, na przykład w teatrze. Prawie za każdym razem, gdy przychodzi nowy reżyser, nie wiemy, czego mamy się spodziewać. Są reżyserzy o wysokiej kulturze osobistej, ale zdarzają się tacy, którzy potrafią zdominować i zasysać energię, manipulując innymi ludźmi. A aktorzy są osobami bardzo wrażliwymi, z otwartymi sercami, z emocjami na wierzchu. Podobnie jest z osobami, którymi opiekuje się Fundacja La Strada – są po przejściach, walczą o przetrwanie. Łatwo się do nich zbliżyć i wykorzystać.

Kto dziś w Polsce najczęściej pada ofiarą pracy przymusowej?

Irena: Głównie dotyczy to osób z zagranicy – z Azji, Ameryki Południowej, Afryki, a także Romek z Bułgarii, które prostytuują się na polskich drogach. Mamy też pojedyncze przypadki Polek wykorzystywanych w seksbiznesie w naszym kraju. Problem dotyczy też młodych osób, które są zatrudniane na okresy próbne, którym pracodawca zwykle nie przedłuża kontraktu i nie wypłaca wynagrodzenia. Fundacja La Strada w ubiegłym roku, w ramach Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego dla Ofiar Handlu Ludźmi, udzieliła pomocy ponad 150 ofiarom pracy przymusowej i prawie 40 ofiarom wykorzystywania seksualnego. Wśród pokrzywdzonych były zarówno kobiety, jak i mężczyźni.

Anna: W małych miasteczkach pracuje coraz więcej obcokrajowców, często bez umów, zatrudnienia czy stałego pobytu. Coraz więcej jest zagranicznych kierowców w polskich taksówkach, którzy nie są ubezpieczeni. W momencie wypadku porzucają auta i uciekają. Sieciówki zatrudniają młode dziewczyny, które albo pracują za grosze, albo w ogóle nie zarabiają nic, ponieważ pod dwóch tygodniach są wymieniane na kolejne.

W którym momencie wkracza Fundacja La Strada?

Irena: Gdy ktoś zgłasza się po wsparcie. Wcześniej ofiary nie prosiły o pomoc, ale sytuacja zmieniła się, odkąd masowo zaczęliśmy korzystać z internetu. W tej chwili otrzymujemy zgłoszenia mailowe, przez komunikatory i portale społecznościowe. Ostatnio w ten sposób zgłosił się pan, który zarabiał 5,50 zł za godzinę zamiast 19 zł.

Ofiara jest niszczona od środka, traci poczucie sprawczości w swoim życiu. Bardzo trudno jest przyznać przed sobą, że zostało się oszukanym. Poza tym taka sytuacja rujnuje rodziny, bo ludzie wyjeżdżają zwykle w celach zarobkowych, aby wysyłać dzieciom pieniądze na utrzymanie. A potem okazuje się, że tych pieniędzy nie ma, za to zostają kary i długi

Irena Dawid-Olczyk

Z badań, jakie La Strada przeprowadziła w ramach projektu Galeria Anty Modern Slavery, wynika, że świadomość Polaków na temat zjawiska pracy przymusowej jest bardzo niska. 75 procent badanych stwierdziła, że się z nim zetknęła, ale tylko 12 proc. badanych Polaków uznało to za problem.

Irena: Wydaje nam się, że takie sytuacje mają miejsce wyłącznie gdzieś daleko, ale to nieprawda. Jeśli ktoś miał pracować w Polsce jako spawacz, ale został oszukany, zapłacił za kontrakt, którego nie ma, to już jest to handel ludźmi. Jeśli dziewczyna pokochała mężczyznę, który ją skrzywdził, wykorzystał i zmienił w kogoś zupełnie innego, to też może to być handel ludźmi.

Polacy często stają się ofiarami handlu ludźmi za granicą, ale wtedy nawet uwolnieni zwykle nie wracają do kraju. Pomagają im miejscowe służby, polskie konsulaty. Dlatego pojawią się w zagranicznych, a nie polskich statystykach. W ubiegłym roku w Polsce zidentyfikowano 221 potencjalnych ofiar handlu ludźmi. Prokuratura wszczęła 67 dochodzeń w sprawach przekazanych przez policję i straż graniczną. 26 oskarżeń dotyczyło handlu ludźmi w celu wykorzystania seksualnego, 8 pracy przymusowej, a 12 różnych form wykorzystania ofiar.

W jaki sposób La Strada pomaga osobom wyrwanym z rąk przestępców i jakiego wsparcia one potrzebują?

Irena: One potrzebują bezpieczeństwa na dwóch poziomach – subiektywnie i obiektywnie. W pierwszej kolejności trzeba im zagwarantować pomoc psychologiczną, schronienie i wsparcie medyczne. Bywa, że ofiary nie mają zębów, dlatego wciąż poszukujemy sponsorów na sfinansowanie sztucznych szczęk. Gdy uda się poprawić stan zdrowia ofiary, nadchodzi czas na rehabilitację, na powrót do normalnego życia.

Ania: W momencie, kiedy takie osoby mogą już wyjść na świat i próbują być samodzielne, staramy się im pokazać, że poza ich piekłem istnieje też inna rzeczywistość, choćby obcowanie ze sztuką. Dzięki temu mogą dotknąć materii, której nie znały do tej pory. Podczas koncertów, spektakli czy warsztatów aktorskich poznają szlachetny świat.

Gdy myślimy o handlu ludźmi, mamy przed oczami dużą grupę oszukanych na różne sposoby, ale obecnie częściej ten problem występuje w sferze prywatnej, kiedy dochodzi do manipulacji jedną, konkretną osobą. Nawet używamy pewnego ponurego żartu, nazywając taką sytuację „handlem detalicznym”

Irena Dawid-Olczyk

Osoby wyrwane ze świata przestępczego, ofiary handlu ludźmi nie mają do nikogo zaufania, a jednocześnie nie potrafią odmawiać. Jak funkcjonuje ten mechanizm?

Irena: Zazwyczaj ofiary już wcześniej doznały wielu krzywd. Handlarz ludźmi utwierdził je w przekonaniu, że są nikim, dlatego nie są w stanie dokonywać własnych wyborów. Także w prostych sprawach, jak decyzja, co jest lepsze: jogurt truskawkowy czy wiśniowy. Niestety, polskie wychowanie w ogóle nie sprzyja podejmowaniu własnych decyzji. Osoba, która była surowo traktowana w domu i oczekiwano od niej, że będzie wyłącznie słuchać, a nie decydować, szybko ulegnie wpływom silniejszej jednostki. Jeśli jakaś kobieta lub mężczyzna przekona ją, że najlepsze dla niej będzie zarabianie przy pomocy własnego ciała, to ona tego tak samo posłucha, jak matki czy ojca. Bo zawsze ktoś decydował za nią, co jest dobre, a co złe.

Anna: Mój znajomy chirurg powiedział mi kiedyś, że śnią mu się nie ci pacjenci, których uratował, ale ci, których uratować nie zdołał. Podobnie jest z pomocą, której udziela La Strada. Zdarzają się sytuacje, gdy pracownicy Fundacji wykonają ogromną pracę, a ofiara i tak wróci do dawnego życia, pozbawionego perspektyw. Dlatego tak istotne jest np. uświadamianie młodym dziewczynom, jak ważne jest zdobywanie wiedzy i bycie samodzielną.

Irena: Na początku ofiarom wydaje się, że złapały Pana Boga za nogi. Wierzą w to, że spotkały kogoś, kto zmieni ich życie na lepsze. Zwłaszcza jeśli to życie się nie układało, bo brakowało w nim pracy i pieniędzy.

Anna: Chcą wierzyć, że pojawiła się dobra wróżka, która zmieni ich życie na lepsze. Wchodzą w to również dlatego, że nie mają innej alternatywy. A na miejscu okazuje się, że w jednym pokoju, który właściwie jest norą, w poniżających warunkach mieszka kilka osób, które nawet nie mają gdzie się umyć.

Jaką rolę ma spełnić „Trafikoteka”, czyli relacje ofiar handlu ludźmi przedstawione przez znanych aktorów np. Andrzeja Seweryna?

Irena: „Trafikoteka” ma działać profilaktycznie. Ludzie chcieliby poznać ofiary handlu ludźmi, usłyszeć ich relacje. Ale La Strada jest temu przeciwna. Bo jeśli osoba pokrzywdzona publicznie wejdzie w rolę ofiary, to nawet za kilkadziesiąt lat i ona i wszyscy wokół wciąż będą traktować ją jako ofiarę. A po drugie, wbrew pozorom taka autentyczna osoba może wcale nie wyglądać wiarygodnie. Ale ponieważ wszyscy domagają się autentycznych historii, doszliśmy do wniosku, że te historie powinni opowiadać aktorzy. Całkiem niedawno poprosiłam dziewczynę, która wiele lat temu była ofiarą przemocy seksualnej, o jej historię. Uznała, że samo własnoręczne opisanie swojej historii byłoby dla niej zbyt raniące. Jej asertywność uznaliśmy za sukces. Potrafiła się przeciwstawić.

Anna: Poza tym powrót do trudnych przeżyć, mógłby wywołać u ofiar negatywne konsekwencje. Ich ciało i psychika mogą odtworzyć sobie tragiczne sytuacje sprzed lat. W aktorstwie nazywamy to powrotem do pamięci emocjonalnej. Takie sytuacje miały miejsce. Na przykład u dziewczyny, która dobrowolnie chciała opowiedzieć swoją historię, skończyło się wezwaniem pogotowia.

Kadr z filmu "Lekcja miłości"

Historie w ramach „Trafikoteki” zawsze są prawdziwe?

Anna: Zasada jest taka, aby były autentyczne. Czasem są napisane koślawo. A potem aktorzy – swoją twarzą i umiejętnościami – muszą tak wymodelować tę historię, aby była interesująca dla odbiorcy. Musimy wcielić się w daną postać. Na festiwalu w Mons, po projekcji filmu „Masz na imię Justine”, w którym zagrałam dziewczynę zmuszoną do prostytucji, podeszła do mnie pewna kobieta, ofiara handlu ludźmi. Powiedziała, że minęło 8 lat od momentu, kiedy zamknęła ten trudny rozdział w swoim życiu i dopiero dziś jest w stanie o tym mówić. Jej słowa miały dla mnie większe znaczenie niż oklaski i recenzje. Jednocześnie chciałam zaznaczyć, że działaniom Fundacji La Strada zawsze sprzyjają artyści. Nie musimy ich namawiać do naszych działań.

Jak bardzo na przestrzeni lat zmieniły się formy przemocy? Czy mechanizm wciąż pozostaje ten sam?

Irena: Wcześniej trzeba było jechać na wiejską dyskotekę białym mercedesem. A teraz wystarczy otworzyć Facebook czy obejrzeć Tik-Toka i znaleźć tam osoby, które potencjalnie można wykorzystać. Psychika ludzka się nie zmienia, ale dochodzą coraz bardziej wyrafinowane środki. To jednak zależy od lokalnej specyfiki. Na przykład w Meksyku rekrutacja do pracy może się odbyć przez miejscowy radiowęzeł.

Anna: Ja sama, wrzucając do sieci swoje aktorskie zdjęcia, dostawałam propozycje udziału w imprezach w Emiratach Arabskich.

W momencie, kiedy takie osoby mogą już wyjść na świat i próbują być samodzielne, staramy się im pokazać, że poza ich piekłem istnieje też inna rzeczywistość, choćby obcowanie ze sztuką. Dzięki temu mogą dotknąć materii, której nie znały do tej pory. Podczas koncertów, spektakli czy warsztatów aktorskich poznają szlachetny świat

Anna Cieślak

Widziałyście ofiary, które mimo trudnej przeszłości odbudowały swoje życie. Zawsze jest to możliwe?

Irena: Niestety, nie zawsze. Dwa lata temu miałam kontakt z osobą, która pozornie poradziła sobie z traumą. Piękna kobieta, zadbana, wykształcona. W pewnym momencie potrzebowała kontaktu z terapeutą i psychiatrą. Niestety specjalista potraktował jej opowieść jako konfabulację. Ona w którymś momencie sama nie wiedziała, co się u niej wydarzyło, między 12 a 16 rokiem życia. Pod wieloma względami miała straszliwego pecha. Ale znamy też kobiety, które sobie świetnie radzą. Niektóre zapomniały o tym, co się wydarzyło i to jest najlepsze.

Anna: Są w szczęśliwych związkach, urodziły dzieci. Zaczęły funkcjonować w normalnej rzeczywistości, bez strachu o własne życie. Ale ta droga jest bardzo długa i trudna. Często ofiary czują się winne. Zastanawiają się, co zrobiły nie tak, że ta druga osoba je skrzywdziła. Odbudowanie poczucia własnej wartości trwa latami. Jesteśmy jak porcelanowe filiżanki. A w ofiarach handlu ludźmi kruchość jest jeszcze większa.

 

Fundacja La Strada jest niezależną polską organizacją istniejącą od roku 1995. Zajmuje się przeciwdziałaniem handlowi ludźmi we wszystkich jego aspektach od profilaktyki poprzez lobbing po wspieranie ofiar. Wszystkie działania fundacji podejmowane są w duchu praw człowieka.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: