Przejdź do treści

„Incele piszą, że żadna ich nie chce, bo mają za mało pieniędzy”. O tym, że ani pogarda ani poświęcenie nie uzdrowią inceli, mówi Małgorzata Anna Maciejewska

„Incele piszą, że żadna ich nie chce, bo mają za mało pieniędzy” /fot. GettyImages
„Incele piszą, że żadna ich nie chce, bo mają za mało pieniędzy” /fot. GettyImages
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Incele to mężczyźni, którzy nie mają okazji spełnić się seksualnie. Winią za to kobiety. Obrażają je, wyzywają, czasem stosują przemoc. Pojawiają się głosy, że postawy inceli zależą od warunków ekonomicznych i kulturowych. W związku z tym należy podchodzić do nich ze współczuciem i pomóc im rozwiązać życiowe problemy – dopiero wtedy da się ujarzmić agresję. Czy to dobra droga i dlaczego zakłada się, że to zadanie powinny wziąć na siebie kobiety? Rozmawiamy o tym z socjolożką, publicystką i autorką bloga „W jądro dyskursu” Małgorzatą Anną Maciejewską.

 

Karolina Rogaska: Donoszenie na kobiety talibom, grożenie śmiercią, czy strasznie jednej z polskich dziennikarek. To akcje, którymi incele chwalą się na swoich forach. Kiedy o tym czytam, trudno mi przyjąć narrację, że to tylko sfrustrowani chłopcy, którym się nudzi i swoją złość wyżywają w internecie.

Małgorzata Anna Maciejewska: Może w przypadku jakiejś części to twierdzenie jest prawdziwe. Jednak są w społeczności inceli osoby, których działalność wychodzi poza internet. Nie tak dawno temu głośny był przypadek z Wielkiej Brytanii. Mężczyzna identyfikujący się jako incel zabił kilka osób. Zaczął od własnej matki.

Przerażające.

Tak, ale jak zauważyłaś, ludzie próbują tłumaczyć tych mężczyzn. Rozmawiałam ostatnio z koleżankami, które nie znały wcześniej słowa incel. Wszystkie, mimo że są feministkami, stwierdziły, że wina za zachowanie tych facetów leży po stronie ich matek. Składanie odpowiedzialności na barki kobiety jest niezwykle seksistowskie. Tym bardziej, że ich poczynania – poza wpływem środowiska, w którym się wychowywali – wynikają przede wszystkim z kultury, w jakiej żyjemy. Przemocowej, pełnej seksualizacji kobiet, uprzedmiatawiania. Nie zawsze ma to tak radykalny efekt jak morderstwo, ale może się objawiać udostępnianiem czyichś danych, nękaniem. To też przemoc. A koniec końców winy i tak szuka się w kobietach.

Brzmi jak patriarchat w pełnej krasie.

U źródła takiej postawy, leży to samo co podtrzymuje kulturę gwałtu i obwinianie ofiar. Te wszystkie teksty, że „sama się prosiła” czy „zasłużyła, bo miała dekolt”, opierają się na przekonaniu, że to kobieta odpowiada za zachowania mężczyzny. Co więcej ma się domyślać jego pragnień i bezwzględnie je spełniać. Na rodzinnych obiadach da się słyszeć: „zjedlibyśmy”, „napilibyśmy się herbaty”. Od niechcenia rzucone w przestrzeń. Nie trzeba adresata. Wiadomo przecież, że to kobieta ma przygotować posiłek, napoje.

Jestem za tym byśmy przestali gardzić. Robienie memów czy żartów z tego, że ktoś nie uprawiał seksu, tylko pogłebia problem. A niestety jest obecne i w lewicowych i prawicowych kręgach. Tymczasem to odwraca uwagę od sedna i wzmacnia patriarchat

Rok temu ukazał się tekst Marcelego Szpaka „Incel, twój brat”, w którym można zaobserwować analogiczny mechanizm. Autor pisze, że jako nastolatek miał podobne problemy jak współcześni incele. Że było mu trudno, był odrzucany. Uratował się. A właściwie dobre dziewczyny go uratowały. I pisząc, że inceli trzeba objąć empatią, Szpak sugeruje nie wprost, jak w tym przykładzie z herbatą, że powinnyśmy ratować tych wszystkich inceli-biedaków. My, kobiety, bo owo „trzeba” nie jest przecież skierowane do mężczyzn.

To jest kolejna rola, w którą jesteśmy wpychane. Mamy być ratowniczkami. Tylko to się zazwyczaj źle kończy. Za troskę nie otrzymuje się miłości czy wdzięczności, a przemoc. Niezwykłe, że taki sposób myślenia utrzymuje się od kilkudziesięciu lat.

Tak, to mi przypomina, że w tekście o incelach, który napisałaś, przytaczasz fragmenty artykułu z lat 70. „Dlaczego się nie żenią”. Wypowiadają się w nim mężczyźni, którzy narzekają, że nie mogą znaleźć partnerki, bo kobiety nie gotują albo są zbyt wykształcone.

Jak jesteś za mądra, to nikt się nie będzie chciał z tobą spotykać – to wciąż popularne twierdzenie.

Niestety. Wróćmy jednak do tych „ratowniczek”. Obserwuję, że to częsta postawa. Czemu?

Jedno to wspomniany patriarchat, ale dochodzi do niego sposób postrzegania matkowania w naszej kulturze. Patrzymy na kobiety z pozycji dziecka. Matka jest heroską, boginią, która wszystko może, a jednocześnie osobą, która ma zapewniać innym troskę, ale sama nie ma prawa do własnych potrzeb. Staje się w ten sposób uprzedmiotowionym zasobem. Powstaje więc społeczne oczekiwanie, że kobieta będzie się poświęcać bez względu na koszty.

Osoby, które są za „ratowaniem” inceli wskazują, że za ich zachowaniem może też stać zła sytuacja ekonomiczna i wynikająca z niej złość.

Oksana Zabużko w książce „Badania terenowe nad ukraińskim seksem” opisywała mężczyznę zgnojonego przez system i opresyjne państwo, który wyładowywał się w przemocy domowej. To na pewno jest ze sobą powiązane, ale nie stanowi żadnego usprawiedliwienia. W dodatku kobiety też żyją w tym systemie, ich sytuacja ekonomiczna często jest znacznie gorsza, a jednak nie uważają, że mają prawo wyżyć się na mężczyznach.

Incele piszą, że żadna ich nie chce, bo mają za mało pieniędzy i nie są w stanie zabrać ich do restauracji. Ale przecież gdyby kobieta chciała za nich zapłacić, czuliby się pozbawieni swojej męskości. Moim zdaniem, tak naprawdę stoi za tym pragnienie, by wrócić do sytuacji, w której kobiety były całkowicie zależne ekonomicznie od mężczyzn. Miały bardzo ograniczone możliwości zarobku, więc z konieczności wychodziły za mąż, aby mieć środki na utrzymanie. Każdy znajdował więc w końcu żonę.

Fryderyk Engels w dziele „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa” stwierdzał nawet, że prawdziwa miłość może istnieć jedynie wśród robotników, gdzie nie ma własności prywatnej. Równość ekonomiczna ma bowiem zapewniać, że wybór podejmuje się z pobudek serca, a nie w podążaniu za pieniędzmi. Taki stan rzeczy sprawia jednak, że kobiety mają możliwość odmowy. Incele chcieliby im to odebrać.

Twierdzą przy tym, że najgorsze, co może spotkać człowieka, to brak sposobności do uprawiania seksu. Według inceli to gorsze niż gwałt. To celowa hierarchizacja doświadczeń?

Ma usprawiedliwić ich przemoc i wzbudzić w nas poczucie winy, jeśli odmawiamy. To znów coś głęboko zakorzenionego w naszej kulturze. Wciąż przyjmuje się, że jeśli mężczyzna na przykład kupił wino, to ma prawo oczekiwać w zamian seksu. A my to internalizujemy i czujemy, że nie mamy prawa odmówić, bo będzie mu przykro. I że jeśli zgadzamy się, powiedzmy na pocałunki, to potem nie możemy się dziwić, że weźmie sobie więcej, także wbrew naszej woli. Męskie sampoczucie jest stawiane kilka pięter wyżej niż podstawowe prawa kobiet.

To jest kolejna rola, w którą jesteśmy wpychane. Mamy być ratowniczkami. Tylko to się zazwyczaj źle kończy. Za troskę nie otrzymuje się miłości czy wdzięczności, a przemoc

Które to kobiety w ogóle stworzyły słowo „incel”. Opowiesz o tym?

Incel to skrót od określenia „involuntary celibate”, czyli „niedobrowolnego celibatu”. Wymyśliła to samotna kobieta, która miała trudności w randkowaniu. Stworzyła otwartą dla wszystkich przestrzeń internetową, w której osoby mogły się wymieniać swoimi doświadczeniami i wzajemnie wspierać.

Mężczyźni przejęli to określenie. Uznali, że jeśli kobieta jest samotna, to z własnej winy. Dlatego, że jest zbyt wybredna albo za brzydka. Definiowanie „brzydoty” to też u nich ciekawa sprawa. Na ich forach popularny jest mem z mało atrakcyjną Becky i super seksowną Stacy. Gdzie Becky według ich własnej skali jest dziewczyną o przeciętnej czy nawet nieco ponadprzeciętnej urodzie. Nie jest jednak wystarczającą kandydatką na dziewczynę. Oni chcą idealnej Stacy.

Zaraz… To znaczy, że dziewczyna, z którą są gotowi się związać, to ta którą postrzegają jako „spoza swojej ligi”?

Tak, bo kobieta jest dla nich symbolem statusu. Jeżeli nie jest dziesięć na dziesięć, to im uwłacza. Przy tym jeżeli by się z nimi spotykała, to i tak byłoby źle. Według inceli kobiety działają bowiem jak automaty. Zaprogramowane, by oddać się samcowi alfa. Jeżeli takowy jest w otoczeniu, to żadna mu się nie oprze. Zatem wybranka incela mierzyłaby się z ogromną zazdrością.

Co możemy z tym zrobić? I nie mówię „my” jako kobiety, ale społeczeństwo.

Żeby coś się zmieniło, trzeba podważyć podstawowe patriarchalne założenie o trosce, która się należy i której nie trzeba odwzajemniać. Współczesne państwa opierają się na idei autonomicznej – w domyśle męskiej – jednostki dokonującej niezależnych wyborów. To jednak iluzja utrzymywana kosztem kobiet. Tak naprawdę jesteśmy przecież współzależnymi istotami stadnymi i bez pracy opiekuńczej nie przetrwałyby ani męskie jednostki, ani społeczeństwo. Ten układ zaczyna się rozpadać. I nie chodzi o to, by teraz nie było żadnej troski, ale powinna ona być wzajemna. Nie może być tak, że mamy dwie odrębne grupy: tych, którzy troskę otrzymują, i te, których obowiązkiem jest ją dostarczać. Myślę, że te zmiany już się dzieją dzięki walce z przemocą seksualną, ze stereotypami, luką płacową.

Billie Ellish/ fot. Jesse Grant/Getty Images

Tylko jak się zajmujemy walką z przemocą wobec kobiet czy o równe wynagrodzenia, to zaraz da się słyszeć: a co z problemami mężczyzn?

Myślę, że tu nie chodzi o to, że biedni mężczyźni sobie nie poradzą. Tylko o przekierowanie uwagi i  odwrócenie oczu od przemocy i dyskryminacji, jakiej doświadczają kobiety. Nie jest wygodnie dostrzegać, że jest się w uprzywilejowanej grupie, która systemowo wykorzystuje inną grupę. Nie neguję przy tym, że mężczyźni doświadczają krzywd. Jednak mają dużo więcej władzy i naprawdę mogą się tym zająć sami. My mamy swoje sprawy do załatwienia i nie jesteśmy zobowiązane wydatkować czas i energię na rozwiązywanie ich problemów. Takie oczekiwanie wypływa właśnie ze wspomnianego wyżej patriarchalnego założenia, że rolą kobiet jest troska o mężczyzn.

Niezajmowanie się tymi kwestiami czy samymi incelami, to nie jest wyraz pogardy wobec mężczyzn?

W żadnym wypadku! Więcej – jestem za tym byśmy przestali gardzić. Robienie memów czy żartów z tego, że ktoś nie uprawiał seksu, tylko pogłebia problem. A niestety jest obecne i w lewicowych, i prawicowych kręgach. Tymczasem to odwraca uwagę od sedna i wzmacnia patriarchat. Podtrzymuje bowiem założenie, że „posiadanie kobiety” to podstawa męskości. Dzieli też mężczyzn na tych mniej i bardziej prawdziwych. I pogarda, i cierpiętnicze poświecanie się to drogi donikąd, bo podtrzymują patriarchat, a musimy go obalić. Bo tylko w równym społeczeństwie możliwa jest miłość – tu jak najbardziej rację miał Engels.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?