„Proszę sobie wyobrazić, że czuje się pani źle, a słyszy tylko, żeby wzięła się pani w garść. Hipochondria wymaga taktu”
– To są ludzie, którym towarzyszy duży lęk i stąd szukają pomocy. Niestety, niewiele wiadomo o przyczynach takich zaburzeń – o trudnym życiu pacjenta z zaburzeniami hipochondrycznymi rozmawiamy z Katarzyną Kożuch-Sajdak, lekarką z Wrocławia.
Jolanta Pawnik: Zwykło się uważać, bardzo stereotypowo, że hipochondryk to osoba samotna, nadwrażliwa, w średnim lub starszym wieku. Ile jest w tym prawdy?
Katarzyna Kożuch-Sajdak: Niewiele. Zaburzenia hipochondryczne najczęściej występują u młodych ludzi, porównywalnie często u kobiet i mężczyzn.
Spotkałam się z definicją, że hipochondryk jest chory nie z urojenia, ale ze strachu o swoje zdrowie. Mogłaby pani opisać różnice?
To ciekawe, bo pierwsze skojarzenie z „Chorym z urojenia” to właśnie komedia molierowska, wspaniałe dzieło o hipochondryku! Natomiast faktycznie czym innym jest zaniepokojenie swoimi objawami somatycznymi, które mają podłoże psychologiczne (jak w zaburzeniu somatyzacyjnym), a czym innym błędna interpretacja prawidłowych doznań płynących z ciała (zaburzenie hipochondryczne).
Podam przykład: Kiedy przychodzi młoda pacjentka z uczuciem szybkiego bicia serca, dusznością, uczuciem ucisku w klatce piersiowej, objawy te pojawiają się zwykle podczas jazdy do pracy, a pacjentka oczekuje ich leczenia, mamy do czynienia z zaburzeniami somatyzacyjnymi. Kiedy natomiast pacjentka ma te objawy po intensywnym treningu i jest przekonana, że może być ciężko chora kardiologicznie, oczekuje więc poszukiwania choroby, która je wywołuje, bo jest przekonana, że zagrożone jest jej zdrowie i życie, to zaburzenia hipochondryczne.
”Lekceważenie chyba nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Proszę sobie wyobrazić, że czuje się pani źle, a słyszy tylko, żeby wzięła się pani w garść. To rodzi dodatkowe trudności w relacji.”
Obie te sytuacje zakładają, że wykluczyliśmy wcześniej choroby somatyczne, ale pacjentka w dalszym ciągu zgłasza objawy. Nie jesteśmy w stanie ich zobiektywizować, wyniki badań laboratoryjnych, obrazowych, specjalistycznych są prawidłowe, ale pacjentka w dalszym ciągu zgłasza się z tymi samymi objawami. I wtedy zaczyna się wyzwanie. Stres może nasilać te dolegliwości i ich subiektywne odczuwanie.
Wszyscy znamy ludzi, którzy przesadnie i lękliwie podchodzą do swojego zdrowia. Co może być tego przyczyną?
Tak, to jest istotne: są to ludzie, którym towarzyszy duży lęk i stąd szukają pomocy. Niestety, niewiele wiadomo o przyczynach takich zaburzeń Często na początku występuje jakiś stresor, czasem trudne doświadczenia z dzieciństwa, które skutkują zaburzeniem postrzegania siebie, nieświadomą potrzebą wejścia w rolę chorego. Czasem jest to po prostu jeden z elementów innych zaburzeń psychicznych, np. depresji. Ludzie ci pojawiają się u internisty zamiast u psychiatry lub pomimo leczenia w Poradni Zdrowia Psychicznego.
Z ich punktu widzenia dolegliwości, jakich doświadczają, są jak najbardziej realne. Przychodzą do lekarza z gotową listą chorób, które u siebie widzą?
Z mojego punktu widzenia te dolegliwości też są realne, tylko ich podstawę widzę inaczej niż pacjent. Zdarza się, że od razu pada informacja: „wyczytałam, że to może być coś poważnego” i tu nazwa konkretnej choroby.
Mam pacjentkę z ciężkim zaburzeniem, która obawia się o swoje zdrowie i życie nawet w trakcie podstawowego badania lekarskiego. Ma przekonanie, że dotykanie brzucha przeze mnie może wywołać poważne uszkodzenia wewnątrz. Nie nazywa ich, po prostu wyraża o to lęk. Jest sfrustrowana, kiedy przechodzę do pytań o postępy w psychoterapii (jest od lat pod opieką psychiatry), bo nie wiąże tych objawów z chorobą psychiczną.
To zresztą wydaje się logiczne, jeśli uznać, że ktoś naprawdę obawia się o swoje zdrowie i życie (przecież wspomniane wcześniej duszność i ucisk w klatce są jednymi z objawów zawału!), a tu otrzymuje informację, że warto skonsultować się z psychiatrą. To są trudne rozmowy. Poza tym lęk nasilają jeszcze dodatkowo zachowania anty-zdrowotne, takie jak palenie papierosów, picie alkoholu czy zajadanie. Mamy wtedy dodatkowo czynniki chorób somatycznych.
Po czym poznać, że pacjent cierpi na to zaburzenie? Bo przecież nie każdy człowiek, który dużo i głośno mówi o swoich dolegliwościach jest hipochondrykiem.
Nie jest to łatwe. Nie zawsze od razu potrafimy rozpoznać takiego pacjenta, a zgłaszane dolegliwości najczęściej prowadzą do wykonywania kolejnych badań specjalistycznych. Nie wykazują one nieprawidłowości, jednak pacjent ma potrzebę kolejnych wizyt i kolejnych badań.
Często dopiero po wielu wizytach i rozmowach można rozpoznać zaburzenia hipochondryczne. Wówczas zaczyna się trudna droga, która wymaga spojrzenia na potrzeby tego pacjenta i zbudowaniu zaufania, aby czując się zaopiekowanym powoli zaczął dopuszczać myśl, że być może warto byłoby skonsultować się jeszcze z psychologiem czy z psychiatrą.
Spotkałam się z opinią, że część osób z zaburzeniami hipochondrycznymi to ludzie, którzy manifestując swoje problemy zdrowotne domagają się zainteresowania i uwagi otoczenia.
Tak się zdarza, ale dopiero w gabinecie psychologa lub psychiatry można dotrzeć do prawdziwego źródła tych zaburzeń. Problem w tym, żeby chcieć do tego psychiatry dotrzeć.
Jak to zrobić, by pacjent, który jest kierowany od lekarza ogólnego do psychiatry, nie poczuł się lekceważony? Z pewnością wymaga to dużego taktu.
Staram się zawsze tak prowadzić rozmowę z pacjentem, abyśmy wspólnie doszli do wniosku, że występuje potrzeba konsultacji z psychiatrą, a być może także podjęcie terapii. Zawsze podkreślam, że psychika to nieodłączna część człowieka i czasem wymaga wsparcia tak jak inne obszary. Trochę jak hardware i software w komputerach. Oczywiście, traktuję poważnie i pacjenta, i jego dolegliwości, staram się też pokazać, że nie tyle te objawy są problemem, co ich subiektywne odczuwanie czy przekonanie o tym, co je wywołuje.
Dobrym przykładem jest subiektywne odczuwanie bólu. Każdy z nas ma przecież wyobrażenie o tym, że ból można przeżywać inaczej. Jeśli więc można przeżywać inaczej ból, można też inaczej przeżywać inne objawy. Staram się wspierać pacjenta w sytuacjach stresowych, kiedy wiem, że przeżywanie dolegliwości będzie nasilone. Namawiam do zastanowienia się nad tym, jak sobie radzić z objawami, a nie skupiać się na ich przyczynie. Nie włączam stałego leczenia farmakologicznego bez konsultacji psychiatrycznej.
Czy wielu pacjentów zmienia lekarza, bo obraża się na tego, który nie „wspiera” go w jego chorowaniu?
To jest indywidualna kwestia, trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie. Dobrze, jeśli uda mi się zbudować na tyle bezpieczną relację z pacjentem, że kolejne wizyty odbywa także u mnie i wówczas nie musi zaczynać od nowa całej historii z kolejnym lekarzem. Bardzo cenne jest też wsparcie rodziny, która może pomóc pacjentowi podjąć terapię i w niej trwać, pod warunkiem jednak, że będzie to wsparcie budujące.
Osoby z zaburzeniami hipochondrycznymi to nie tylko trudni pacjenci, to także trudni partnerzy, członkowie rodziny, współpracownicy. Jak nauczyć się z nimi żyć? Wspierać ich w ich obawach czy raczej je lekceważyć?
Lekceważenie chyba nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Proszę sobie wyobrazić, że czuje się pani źle, a słyszy tylko, żeby wzięła się pani w garść. To rodzi dodatkowe trudności w relacji. Z pewnością taka osoba może mieć większe trudności w trwaniu w stałym związku, w zależności od nasilenia objawów i tego, czy jest leczona prawidłowo.
Ważna jest edukacja rodziny, wciąganie jej w proces terapeutyczny. Na moim etapie spotkania z rodziną dotyczą głównie zwrócenia uwagi na konieczność podjęcia leczenia psychiatrycznego, ale pamiętajmy, że mówimy o osobach dorosłych, które muszą wyrazić zgodę na moją rozmowę z rodziną. Rodzina czy parter mogą szukać też dróg do złagodzenia lęku o zdrowie, mogą czasem łatwiej zauważać sytuacje, w których takie nasilenia się pojawiają i mogą wiedzieć, co pomaga pacjentowi w takich sytuacjach.
Zdarza się, że hipochondryk wszystkie swoje niepowodzenia składa na nierozpoznane choroby, które mu dolegają. Jak mu może pomóc terapia?
Jestem daleka od uogólnień tego typu. Czasem naprawdę nasilenie dolegliwości powoduje znaczne zaburzenia w codziennym funkcjonowaniu i stąd potem liczne niepowodzenia. Farmakoterapia łagodzi zaburzenia lękowe i depresyjne, psychoterapia dodatkowo może pomóc pacjentowi radzić sobie z objawami i rozwijać inne sposoby wyrażania emocji. Najważniejsze, to podjąć próbę leczenia.
Katarzyna Kożuch – Sajdak jest lekarzem rezydentem w trakcie specjalizacji z chorób wewnętrznych, pracuje w Klinice Chorób Wewnętrznych, Zawodowych i Nadciśnienia Tętniczego w USK we Wrocławiu i wrocławskich przychodniach.
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy
Emma D’Arcy: „Zdecydowałom się zrobić coming out, aby pokazać młodym osobom, że jest dla nas przestrzeń i jest jej coraz więcej”
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
„Wielu Polaków boi się mówić po angielsku – szczególnie wśród innych Polaków”. Jak skutecznie nauczyć się angielskiego, mówi Arlena Witt
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
się ten artykuł?