Przejdź do treści

HELLO PIONIERKI: Jak Olga Krzyżanowska z przychodni stoczniowej poszła do polityki, by zrealizować testament ojca, pułkownika AK

Olga Krzyżanowska / ilustracja Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?

Wychowały ją silne kobiety, wolne i samodzielne finansowo. Jako lekarka wspierała gdańskich robotników podczas strajków w 1980 roku i razem z nimi poszła do polityki. Przez kilka kadencji była posłanką i senatorką. Naszą bohaterką jest dziś Olga Krzyżanowska.

 

Urodziła się 10 września 1929 roku w Warszawie w rodzinie legendarnego dowódcy wileńskiej brygady AK, pułkownika Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”. „Dzieciństwo było… męczące. Podejrzewano, że mogę chorować na gruźlicę. Cała rodzina się nade mną trzęsła. Bez przerwy jeździłam do sanatoriów: wywozili mnie w lepszy klimat, przyglądali się, czy przypadkiem nie schudłam. Każdą zimę i wiosnę spędzałam w sanatorium wojskowym w Rabce, a potem z babcią Stefanią, matką mamy, jechałyśmy na Huculszczyznę” – wspominała w wywiadzie ze swoją córką Magdą wydanym w formie książki rok po śmierci. Do wybuchu II wojny światowej rodzina Krzyżanowskich często się przeprowadzała: „Kiedy mieszkaliśmy w Rembertowie, mama kończyła stomatologię na Uniwersytecie Warszawskim. Z Rembertowa ojciec trafił do pułku w Tarnopolu, to już lepiej pamiętam. Tam poszłam do szkoły, więc miałam już siedem lat. Potem ojciec służył jeszcze krótko w Prużanie, a tuż przed wojną – w Skierniewicach” – wyliczała.

Wychowały ją silne kobiety – babcia Stefania, matka i dwie jej siostry – Halina i Magda. „Wychowanie przez kobiety ma tę zaletę, że dużo się razem siedzi, słucha, opowiada. Mama była szczególnie zżyta ze swoją siostrą Magdą. Były to kobiety wolne, samodzielne finansowo. Obie miały później po trzech mężów” – mówiła. Wszystkie trzy siostry Łopińskie wyszły za oficerów. Rodzice Olgi rozstali się jeszcze przed wojną, ale pomagali sobie do śmierci Aleksandra w stalinowskim więzieniu w 1951 roku. Przez całe życie ojciec był dla Olgi ogromnym autorytetem. W jednym z grypsów z więzienia ostrzegał ją, że „polityka jest brudna”, ale też namawiał, by nie odwracała się od pracy dla ojczyzny. Jego zaleceniom pozostała wierna do końca życia.

Lata wojenne rodzina Olgi Krzyżanowskiej spędziła w Warszawie. Matka zaangażowała się w działalność w Służbie Zwycięstwu Polski i pracowała w przychodni. Olga kilkakrotnie była wysyłana z wiadomościami o łapankach i rewizjach do mieszkających w okolicy działaczy podziemia. Kiedy matka została aresztowana, sprzedały rodzinną ziemię pod Warszawą, by mieć pieniądze na łapówkę. Olga uczyła się w podziemnym gimnazjum, a na rok przed Powstaniem Warszawskim trafiła do szkoły z internatem prowadzonej przez siostry urszulanki w Milanówku.

Latem 1945 roku rodzina Krzyżanowskich wyjechała do Gdańska. „Warszawa już nigdy się nie podniesie, nie mogę na te gruzy patrzeć. Dajcie spokój, całe życie mieszkać w ruinach?”mówiła jej matka, przyjmując przydział z Czerwonego Krzyża. „Pierwszy raz zetknęłam się wtedy z ’normalnymi’ Niemcami. To były głównie kobiety i dzieci, bo mężczyźni albo zginęli, albo uciekli. To było niesamowite, bo do tej pory każdy Niemiec to był dla mnie ktoś straszny, a tu zobaczyłam zwykłych, bardzo biednych i zagubionych ludzi. Pamiętam, że im pomagaliśmy – dokarmialiśmy dzieci, częstowaliśmy kawą. Choć oczywiście była też duża niechęć, chcieliśmy, żeby stąd wyjechali” – mówiła o pierwszych latach w Gdańsku w wywiadzie w 2016 roku.

Do liceum Olga uczęszczała w Sopocie. Zaangażowała się wówczas w sport. „Grałam w siatkówkę, a że nabrałam ciała, rósł mi biust, bandażowałam go na płasko, żeby mi nie przeszkadzał” – mówiła. Od razu po maturze dostała się na studia medyczne. „To były specyficzne studia. Niemal wszyscy nasi wykładowcy to byli profesorowie z Wilna, z Uniwersytetu Wileńskiego. Staroświeccy w najlepszym tego słowa znaczeniu”. Pierwszym miejscem pracy po studiach był szpital w Pucku: „Studia kończyło się po piątym roku, żadnych staży wówczas nie było. Pacjenta znałam tylko z ćwiczeń! […] Początki zawodowe były bardzo trudne i gdyby nie doświadczone pielęgniarki, siostry zakonne, narobilibyśmy mnóstwo błędów” – wspominała.

Swojego przyszłego męża Jerzego poznała podczas treningu. Jerzy, podobnie jak ona, trenował sporty zimowe. „Wyszłam za mąż z wielkiej miłości. Naprawdę. Nie było dziedziny, w której między nami byłyby jakieś różnice. Nie pamiętam czegoś takiego” – wspominała. Spędzili razem wiele lat: „Zawodowo bywało trudno. Jerzy wyjeżdżał, miał wykłady za granicą, był zajęty, późno wracał z instytutu. Ja wyjeżdżałam na szkolenia, czasami na długie tygodnie” – mówiła.

Przez wiele lat Olga Krzyżanowska pracowała w gdańskiej stoczni, kierowała też Wojewódzką Przychodnią Przemysłową w Gdańsku. To tam zastały ją strajki „Solidarności”, wydarzenia sierpniowe, wreszcie pierwsze wolne wybory w czerwcu 1989 r. „Nie było już takiego poczucia strachu jak w 1970 roku. Ludzie byli butni, odważni i panowała niezwykła atmosfera wspólnoty, poczucie, że tym razem damy radę. Pracowałam wtedy w Wojewódzkiej Przychodni Przemysłowej i dokładnie widziałam, co się działo w stoczni. Biegałam tam bez przerwy i słuchałam posiedzeń w sali BHP” – mówiła w wywiadzie.

To właśnie działalność w „Solidarności” zaprowadziła ją do Sejmu. „Udało się, bo w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym trafiłam na wspaniałych ludzi. Własnym przykładem, zachowaniem, sposobem bycia dawali najlepsze świadectwo kultury i patriotyzmu. Wtedy nawet nie wiedziałam, czy jestem lewicowa, czy prawicowa” – mówiła. Od 1989 roku do 2001 roku była posłanką, gdzie reprezentowała Komitet Obywatelski, Unię Demokratyczną, a potem Unię Wolności. Przez dwie kadencje była także wicemarszałkinią Sejmu, a w kolejnej kadencji senatorką.

„Ludziom się podobało, kiedy na sali był porządek. Pewnie dlatego uchodziłam za dobrego marszałka, że po mnie trudno było poznać, kogo lubię, a kogo nie. Nie faworyzowałam swoich” – wspominała swoją pracę parlamentarną. „Często powtarzałam, że przyszłam do Sejmu tylko dzięki temu, że wychowały mnie kobiety, a potem była „Solidarność”, gdzie działałam w Sekcji Służby Zdrowia. Tam także większość stanowiły kobiety, lekarki albo pielęgniarki” – mówiła.

„Wtedy nie rozumiałam odrębności spraw kobiet. Uważałam, że my wszyscy z „Solidarności” walczymy przecież o to samo, jak w Armii Krajowej. Dopiero z czasem zdałam sobie sprawę, że wiele kobiet, które miały ogromne zasługi, zniknęło. A mężczyźni zostali ogłoszeni bohaterami. Słusznie zresztą. Jednak nie tylko oni nimi byli” – podsumowała po latach.
Do końca angażowała się w działalność polityczną, biorąc udział w manifestacjach Komitetu Obrony Demokracji. Zmarła w czerwcu 2018 roku w wieku 89 lat, została pochowana na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku.

W 2015 roku córka Olgi Krzyżanowskiej Magda Krzyżanowska-Mierzewska zaczęła nagrywać rozmowy z mamą. Z pomocą dziennikarki Aldony Wiśniewskiej powstała książka „Olga, córka „Wilka”” wydana w 2019 r., rok po jej śmierci. W tekście wykorzystałam wypowiedzi bohaterki.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?