HELLO PIONIERKI: Jak Janina Kosmowska została krakowską królową kefiru, bo nie mogła pracować w aptece
By dostać się na studia w Krakowie, ona i dwie jej koleżanki – Jadwiga Sikorska i Stanisława Dowgiałło pokonały nie tylko 60 innych kandydatek, ale i przeciwne im grono profesorów UJ. Ukończenie uczelni nie otworzyło jej drogi do zawodu, pokazała więc, że potrafi prowadzić i biznes, i badania naukowe. Przypominamy Janinę Kosmowską.
Kiedy w 1894 roku rozpoczynała studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, miała 28 lat, nieco więcej niż dwie jej koleżanki. Urodziła się i wychowała w Łęcznej niedaleko Lublina, ale wyjechała do Warszawy, bo tylko tam mogła brać udział w zajęciach tzw. Uniwersytetu Latającego dla kobiet, a potem przygotować się do egzaminu na podaptekarza. Staż w aptece był konieczny, by wzmocnić dokumenty na studia farmaceutyczne, jakie chciała podjąć ambitna Polka. Zatrudnienie kobiety w aptece w latach 90. XIX w. graniczyło z cudem, uważano, że kobieta nie jest w stanie zrobić dobrych lekarstw. Po praktyce, w styczniu 1894 roku Janina rozpoczęła kursy u Alfonsa Bukowskiego, które pomogły jej przygotować się do egzaminu na pomocnika aptekarskiego. Egzamin ten zdała 22 marca tego samego roku, a już jesienią rozpoczęła studia – była jedną z trzech kobiet, które jako pierwsze przekroczyły bramy Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dziewczyny były tak dobre, że pokonały ponad 60 innych kandydatek.
Pokonanie oporu konserwatywnego Krakowa było trudniejsze – przeciwnicy dopuszczenia kobiet do studiów uniwersyteckich uważali, że to tylko kobieca fanaberia, a jeden z profesorów wyraził się nawet, że przyjmie kobiety na swoje wykłady „tylko po swoim trupie”. „To umrze pan profesor już w wakacje, bo my na kurs zoologii chodzić i tak będziemy” – odcięła mu się Janina Kosmowska. Inny profesor, Mieczysław Kreutz, troszczył się o wyjątkowe studentki aż tak bardzo, że nie pozwalał im samym wchodzić do sali wykładowej; „Musiałyśmy czekać w jego gabinecie i razem z profesorem wchodziłyśmy na salę. Na usprawiedliwienie swych obaw w tym kierunku opowiadał nam profesor, że gdy on sam studiował na uniwersytecie w Zurychu, a pojawiła się tam pierwsza kobieta, studenci byli tak nieprzychylni, że obrzucili ją zgniłymi jajami i zmusili do ustąpienia z sali” – pisała o atmosferze studiowania Jadwiga z Sikorskich Klemensiewiczowa, którą opisywaliśmy w jednym z poprzednim artykułów naszej pionierkowej serii.
Pierwsze polskie studentki miały jeszcze dodatkową barierę do pokonania. Krakowianie patrzyli na studiujące kobiety z dużą dozą podejrzliwości. Aby pokonać te uprzedzenia, a nieraz uspokoić także własne rodziny, młode adeptki nauki starały się o wspólne wynajmowanie kwater, a często nawet mieszkały z dorosłą, a raczej dojrzałą opiekunką. Janina Kosmowska i jej koleżanki ze studiów mieszkały w trzech niewielkich pokoikach, wynajętych im przez Lucynę Żeleszkiewicz, która prowadziła w Krakowie pensję żeńską. Była ona dobrą znajomą ciotki Jadwigi Sikorskiej, która prowadziła podobną pensję w Warszawie.
Pierwsze akademiczki żyły bardzo skromnie. Jak odnotował z przekąsem w swoich wspomnieniach jeden z ówczesnych studentów: „Akademicy nie ubierali się kosztem jedzenia, a tak powszechnie robiły akademiczki, które zawsze chciały mieć jakieś modne fatałaszki. Kilka ugotowanych ziemniaków postnych stanowiło nieraz cały obiad studentki”.
Przy braku zaufania do zdolności kobiet i ich wytrwałości w studiach, spośród podań o zbliżonych warunkach materialnych, komisje stypendialne preferowały mężczyzn. Także XIX-wieczni prywatni fundatorzy nie przewidywali poszerzenia grona stypendystów o kobiety. W dokumentach archiwalnych fundacji Adeli Małujanki, właścicielki dóbr w Werbce na Podolu, znalazła się prośba fundatorki do Senatu UJ, by z jej wsparcia mogły korzystać kobiety. Odpowiedź ówczesnego rektora była oczywista: „Co za kobiety? Na co nam kobiety?… to są tylko mrzonki tej pani […] my tutaj kobiet nie dopuścimy, więc to zastrzeżenie niewinne” – zapisano w sprawozdaniu. Fundatorka jednak dopięła swego i od 1902 roku jej stypendium było przyznawane kobietom, nazywano je zresztą „babskim”.
Janina Kosmowska była już wtedy dawno po studiach, a ponieważ z trudem wywalczony dyplom magistra farmacji nie otwierał jej drzwi do pracy w aptece, bo na drodze do tego stały przepisy zaborcy, założyła pierwszą w Krakowie fabrykę kefiru. Było to przedsięwzięcie na wskroś nowoczesne i wyjątkowe. Kefirowe grzybki w naszej części Europy były dotąd praktycznie niedostępne, co więcej, otoczone aurą tajemniczości i kaukaskich legend. Wytwórnia Kosmowskiej w Krakowie powstała prawie w tym samym czasie co Pierwszy Specjalny Zakład Produkcji Kefiru Klaudii Sigaliny w Warszawie. Interes Ireny Kosmowskiej rozwijał się tak prężnie, że w 1897 roku, rok po założeniu krakowskiego zakładu, jego filia powstała w Zakopanem. Nic dziwnego – kefir traktowano wówczas jako środek leczniczy i wykorzystywano w kuracjach sanatoryjnych, ponieważ ówczesne badania naukowe wskazywały na jego dobroczynny wpływ na płuca, szczególnie w leczeniu gruźlicy.
W kolejnych latach Kosmowska była asystentką prof. Odona Bujwida w Wytwórni Surowic Lekarskich w Krakowie. Profesor, mąż znanej feministki Kazimiery Bujwidowej, słynął w konserwatywnym Krakowie z przychylności do studiowania i pracy kobiet. Bez oporów zatrudnił Janinę w swoim laboratorium, gdzie wspierała go przy pracach badawczych nad szczepionkami i wydała pracę naukową na temat jadu błoniczego. W latach 1920-1924 Kosmowska pracowała także w Wytwórni Surowic i Szczepionek Weterynaryjnych, a następnie, aż do emerytury, w Wojewódzkim Związku Kas Chorych w Krakowie w dziale wyceny recept. Trafiła tam w ślad za koleżanką ze studiów Jadwigą Sikorską Klemensiewiczową. Niedługo później dołączyła do nich także Stanisława Dowgiałło – trzecia z legendarnych studentek. Tak historia zatoczyła koło – trzy studentki stanęły ramię w ramię przed kolejnym wyzwaniem. Dział taksacji recept był miejscem, gdzie pracowały do emerytury, a Stanisława Dowgiałło do śmierci w 1933 roku.
Janina Kosmowska była dwukrotnie zamężna (primo voto Gatmanowa, secundo voto Jastrzębska). Jadwiga Sikorska Klemensiewiczowa w wydanych pod koniec życia pamiętnikach pozostawiła nam takie o niej wspomnienie: „Nie mając własnych dzieci, prawie całe swoje życie poświęciła wychowaniu licznej gromadki bratanków i opiece nad chorymi członkami swojej licznej rodziny, nie zaniedbując pracy zawodowej. Zawsze pogodna i o wyrównanym temperamencie, pomagała wszystkim dookoła, bez względu na ciężkie ciosy, których życie jej nie szczędziło”. Zmarła w 1952 roku w wieku 86 lat.
Kilka miesięcy temu zrobiło się o niej głośniej dzięki znanej przewodniczce Alicji Zioło, która organizuje zwiedzanie cmentarza Rakowickiego szlakiem kobiet zasłużonych dla Krakowa. Jak ustaliła, mogiła Kosmowskiej jest bardzo zaniedbana i zarośnięta. Dzięki przewodniczce sprawą zainteresowały się władze miasta.
Zobacz także
HELLO PIONIERKI: Jak Teodora Krajewska została pierwszą lekarką i bohaterką narodową Bośni, bo leczyła muzułmanki
HELLO PIONIERKI: Jak Jadwiga Beaupré tłumaczyła nowohuckim kobietom, do czego służy łechtaczka
HELLO PIONIERKI: Jak doktorka-nihilistka Justyna Budzińska-Tylicka psuła obyczaje, walcząc o prawa kobiet
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
się ten artykuł?