„Czułam, jak to całe zło przepływa przez nas”. „Lekcja miłości” to prawdziwa historia o wolności po 45 latach w przemocowym związku
– Największą nagrodą dla nas był odzew od widzek. Pierwszy przyszedł dzień po premierze od dziewczyny z Poznania, która napisała do mnie na Facebooku, że cały film przepłakała. Była wtedy w przemocowym związku. Z kina wyszła wzmocniona i z decyzją, że jest w stanie odejść – mówi Małgorzata Goliszewska, reżyserka filmu „Lekcja miłości”.
Nina Harbuz: „Lekcja miłości” to film kobiecie, która po 45 latach życia w przemocowym związku odeszła od męża i zbudowała nową, szczęśliwą relację. Wiedzą panie, co teraz słychać u głównej bohaterki, Joli?
Małgorzata Goliszewska, reżyserka: Pierwszy rok od premiery filmu upłynął pod znakiem radości i świętowania przez wszystkich bohaterów. Choć z powodu pandemii wiele pokazów odbywało się on-line, to na festiwalu Docs Against Gravity bohaterowie mogli spotkać się i bawić do rana. Następnie Jola mogła doświadczyć błysku sławy – została zaangażowana do reklamy i kilku teledysków. Aż nastał kwiecień tego roku, kiedy pan Wojtek – jej późna miłość miał tragiczny wypadek samochodowy i po paru dniach w szpitalu zmarł. Jolę to załamało, choć nie widać tego po niej. Na szczęście ma przyjaciółki, które przy niej są i młodych ludzi, którzy są wielbicielami filmu i również starają się ją wspierać.
Katarzyna Mateja, reżyserka: Odnoszę wrażenie, że Jola w tej chwili oddała się twórczości i sztuce. Występuje w spektaklach teatralnych w Teatrze Seniora w Szczecinie, pisze wiersze, śpiewa. Wydaje mi się, że to również ją trzyma na nogach w tak trudnej chwili.
Czy kiedykolwiek powiedziała, że żałuje, że pana Wojtka poznała tak późno?
MG: Tak, zawsze to powtarza, ale zaraz potem dodaje, że choć tylko cztery lata spędzili razem, to były to cztery najpiękniejsze lata jej życia.
KM: Jola nie żałuje swojego życia. Ma świadomość, jak ono wyglądało i myślę, że jest wdzięczna sobie, że zdołała otworzyć się i zrobić krok w kierunku miłości do Wojtka i związku z nim. A to wcale nie było oczywiste. Kręciliśmy film przez cztery lata i to jej otwieranie się na miłość było procesem.
MG: I ogromnym przełomem.
KM: Tak, Jola wykonała wielką pracę nad sobą, żeby pozwolić sobie na wejście w ten związek. Nie żałuje swojej przeszłości. Ma świadomość, jak źle było z Bogdanem, ale miała poczucie, że musi trwać w małżeństwie, żeby wychować dzieci. W 2016 roku bardzo poważnie zachorowała, miała operację, której mogła nie przeżyć. Bogdan w ogóle się nią nie interesował, nawet nie zadzwonił do szpitala. I to był dla Joli moment przełomowy. Skonfrontowała się ze śmiercią i zobaczyła, że jej męża nic to nie obchodzi. To właśnie wtedy zdecydowała, żeby odejść od Bogdana. Poczuła w sobie wielkie pragnienie, żeby zrobić coś nowego, coś, co jej sprawiłoby przyjemność, żeby zacząć żyć dla siebie. I w tym samym czasie zaczęłyśmy kręcić film o Joli. I te dwie sytuacje splotły się ze sobą i mamy wrażenie, że gdyby nie film, to Jola poczyniłaby kroki ku zmianie znacznie wolniej.
MG: Albo wcale.
KM: W naszej ekipie było wielkie wsparcie dla jej decyzji, żeby pójść w stronę wolności. Nasza postawa wobec życia, którą dzieliłyśmy się w rozmowach z Jolą, wydaje się, że skłaniała ją do jeszcze większego otwarcia się na pewne decyzje.
MG: Był moment, kiedy myślałyśmy, że Jola powinna się rozwieść, a my powinnyśmy ją do tego namawiać. Ale ocknęłyśmy się i doszłyśmy do wniosku, że nie mamy prawa narzucać jej, co jest dla niej dobre. Więc jedyne, co robiłyśmy, to zachęcałyśmy ją do większej śmiałości i odwagi w czynieniu kroków w kierunku Wojtka.
”„Lekcja miłości” zmienia ludzi na wielu poziomach. Bywa, że widzowie i widzki zaczynają dostrzegać w sobie zamknięcie na bliskość z drugą osobą i pozwalają sobie otworzyć się na nią. To niezwykły zaszczyt, że przez sztukę w jakiś sposób możemy wpływać na życie ludzi”
Które, jak widać w filmie, są bardzo ostrożne i powolne.
MG: Tak, Jola przez całe cztery lata kręcenia filmu waha się. Cały czas przeżywa wyrzuty sumienia i lęk, czy nie spotka ją kara za odejście od męża. Boi się też, jak Bogdan zareaguje na film. Wydaje się, że on jako jedyny z całej rodziny nie widział go. Nie wie też o istnieniu Wojtka. Jola ma ogromną rodzinę, w tym sześcioro dzieci i wszystkim „Lekcja miłości” bardzo się podobała i nie ma osoby, która nie cieszyłaby się z faktu, że Jola odeszła od męża.
Bogdana poznajemy w pierwszej scenie filmu, gdy zwraca się do Joli w niezwykle pogardliwy, upokarzający ją sposób. Nawet przed kamerą nie hamował się w używaniu wobec niej potwornie agresywnych wyzwisk. Jak panie radziły sobie z byciem świadkiniami takiej przemocy na planie?
MG: Dla mnie to było trudne do uwierzenia. Gdy poznałam Bogdana, byłam w szoku, miałam poczucie, że on nie jest człowiekiem, a wykreowaną postacią. Do tego idealną postacią do filmu – czarnym charakterem. Tak łatwiej było mi go traktować. On w tym swoim okrucieństwie wykazuje taką maestrię, że aż to staje się nierealne, a on sam zaczyna jawić się niczym aktor, który czyta napisane wcześniej teksty.
KM: Dla mnie osobiście odpowiedź na to pytanie wiąże się z dwiema różnymi sytuacjami. Pierwsza z nich to moment nagrywania dialogów, gdy stoi się z kamerą skierowaną w stronę bohatera. Każda z rozmów między Bogdanem a Jolą trwała ponad godzinę. Doświadczałam przemocy werbalnej w połączeniu z adrenaliną wywołaną tym, że nagrywa się niesamowitą scenę, która będzie ważna dla naszego filmu i historii Joli. Czułam, jak to całe zło przepływa przez nas i jak organizm na nie reaguje. To wystawienie się na falę przemocy było dla mnie ważne w zrozumieniu bohaterki, jak wielką tarczę musiała wytworzyć w sobie, żeby niejako znieczulić się na takie słowa. To było bardzo trudne.
Druga sytuacja dotyczy montowania scen przemocy, czyli wielokrotnego odtwarzania tych samych agresywnych słów i zdań. Na początku pojawiała się we mnie złość, niechęć. Nie mogłam tego słuchać, bo całe moje ciało czuło się źle, gdy po raz kolejny i kolejny były odtwarzane wypowiedzi Bogdana. A później reakcją obronną na tę sytuację stał się śmiech. I to skłoniło mnie do refleksji, jak człowiek i jego konstrukcja psychiczna jest skomplikowany i jakie mechanizmy obronne jest w stanie w sobie uruchomić. Z czasem zaczęłam znieczulać się na tę wyszukaną, wyrafinowaną formę ogromnej przemocy. Przestało mnie to tak poruszać jak na samym początku.
”Jola nie żałuje swojego życia. Ma świadomość, jak ono wyglądało i myślę, że jest wdzięczna sobie, że zdołała otworzyć się i zrobić krok w kierunku miłości do Wojtka i związku z nim. A to wcale nie było oczywiste. Kręciliśmy film przez cztery lata i to jej otwieranie się na miłość było procesem”
Jola też bardzo dużo żartuje na temat przemocy, jakiej zaznała od Bogdana.
MG: Przykład Joli jest drastyczny, ale jest wiele sytuacji w życiu, w których człowiek powinien zadbać o siebie, a tego nie robi, bo nie dostrzega takiej potrzeby. Ja sama w swoim życiu dostrzegam sytuacje, w których sama stawiam siebie w trudnych, obciążających okolicznościach, często na własne życzenie i nie chcę albo nie umiem z nich wyjść. To jest to samo, choć skala szkód nieporównywalnie mniejsza. Po prostu pracują w nas bardzo głęboko zakorzenione, nieuświadomione mechanizmy.
Przykład Joli jest drastyczny, ale wydaje się, że wiele kobiet może się w nim przejrzeć.
KM: Kręcąc ten film, zdałam sobie sprawę, jak wiele przypadków przemocy dotyczy kobiet z pokolenia Joli. Wszystkie kobiety, z którymi rozmawiałyśmy w czasie pracy nad filmem, przyjaciółki czy koleżanki naszej głównej bohaterki, doświadczyły jej. Mam wrażenie, że to znak czasów i patriarchatu, który wypalił swe piętno.
MG: Największą nagrodą dla nas był odzew od widzek. Pierwszy przyszedł dzień po premierze od dziewczyny z Poznania, która napisała do mnie na Facebooku, że cały film przepłakała. Była wtedy w przemocowym związku. Z kina wyszła wzmocniona i z decyzją, że jest w stanie odejść. Pamiętam, że weszłam na jej profil i zobaczyłam na zdjęciu promienną, młodą dziewczynę. Patrząc na jej zdjęcie, nie pomyślałabym, że może być w przemocowej relacji z alkoholikiem. Pamiętam, że jej wiadomość była dla nas wielką radością. Z czasem takich wiadomości było więcej. Słyszałyśmy, że film daje siłę i motywację do zmian. Marzyłam o tym i okazało się to możliwe. Poza tym jest jeszcze inny wymiar odbioru tego filmu wśród młodej publiczności. Nastolatki widzą, że przyjaźnie mogą przetrwać całe życie, a starość może być też wypełniona zabawą i radością. To jest dla nich budujące.
KM: „Lekcja miłości” zmienia ludzi na wielu poziomach. Osoba oglądająca film nie zawsze identyfikuje się z Jolą w taki sposób, że jest w przemocowym związku i odchodzi z niego. Bywa, że widzowie i widzki zaczynają dostrzegać w sobie zamknięcie na bliskość z drugą osobą i pozwalają sobie otworzyć się na nią. Zaczynają, chociażby bardziej się przytulać i cieszę się, że nasz film tak rezonuje z publicznością. To jest niezwykły zaszczyt, że przez sztukę w jakiś sposób możemy wpływać na życie ludzi.
Film „Lekcja miłości” można było zobaczyć na festiwalu HER Docs, obecnie dostępny jest m.in. na Player.pl.
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Patricia Kazadi skonfrontowała się ze swoim oprawcą. „Popłakał się, bo sam ma dwie córki”
ONZ bije na alarm: Liczba aktów przemocy wobec kobiet wzrosła o 50 proc.
Syn norweskiej księżnej aresztowany. „Pięć ofiar”
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
się ten artykuł?